[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- By wprawić w podziw maluczkich.To rozumiem.Ale żeby z tego powodu rujnowaćmoją pracownię?- Pracownia! - Robert drgnął jak wyrwany nagle ze snu.- Prawda! Trzeba cię gdzieśukryć.Kiedy ludzie Burbona tam nas nie zastaną, od razu zjawią się tutaj.- Już to przemyślałam - odrzekłam, patrząc na smętne resztki mojego dobytku.Leżałyna podłodze, gdzieśmy je rzucili.Ptaszki rozbudzone światłem, rozmową i bijącym od koszaciepłem wesoło skakały po klatce.Jak marnie wyglądał plon mego pobytu na świetnymfrancuskim dworze.Crouch pociął mi nawet ubrania.Zostałam właściwie w tym, co nagrzbiecie.- Pójdę do diuszesy d Alencon.Ona mnie ukryje.- Nie, Zuzanno, wszak księżna przyjazni się z Burbonem! Zarówno ona, jak i jejmatka popierają go coraz wyrazniej.- Kochany, rozumujesz jak mężczyzna.Powiem jej, że chciał mnie uwieść.Odrzuciłam jego awanse, więc pragnie się teraz zemścić.Ona wie, jacy są ci dworacy.Ochrania cnotliwe a biedne kobiety nawet przed swoim bratem.- Księżna Małgorzata.No, no, kto by to pomyślał? - wyrzekł w zadumie.Zaraz teżzaczął działać.- Znajdę Willa i każę mu zaprowadzić Nan do Les Tournelles.Niech tam naciebie czeka.Ty zaś spróbuj uzyskać posłuchanie u diuszesy.Zwal na Croucha winę zamorderstwo.Aatwo w to będzie uwierzyć, skoro tak nagle zniknął.Uhm, cała nasza nadziejaw księżnej.- No, no, nie ma powodu tak płakać - zauważyła diuszesa d Alencon.- Potrzebna citylko kryjówka, do czasu aż twój prześladowca skieruje zapały gdzie indziej.Na Parć Les Tournelles kładły się długie cienie popołudnia; chłodny powiew, cowtargnął do komnaty przez otwarte na chwilę okno, zwiastował bliski już wieczór.Diuszesapodniosła oczy znad listu i chyba teraz dopiero dostrzegła ruinę mej sukni.Przebiegławzrokiem po nędznych tobołkach, klatce z ptaszkami i moim kuferku, po czym z wolnapokręciła głową nad tak widomym świadectwem męskiej niegodziwości.- Oddasz ten list mojej drogiej przyjaciółce, ksieni klasztoru Sainte-Honorine.Anula + Polgaraouslandasc Napisałam jej tutaj, że chodzi o twoją cześć, jesteś bowiem uczciwą niewiastą, która wdodatku nadzwyczaj zręcznie włada pędzlem.Będziecie tam mile widziane, ty i twoja sługa,tak długo, jak sama zechcesz, a mniszki znajdą ci tyle zajęcia, że darmo jeść chleba niebędziesz.Wiem, że nad ołtarzem mają tam pewien obraz bardzo już wymagającyodświeżenia, a i któryś z twoich aniołów pięknie by ozdobił kościół.- Jak mam się tam dostać? - spytałam, wycierając oczy.- Dam ci dwa konie ze stajen mego męża i dwóch zacnych lokajów.Ach, ci mężczyzni- westchnęła księżna.- %7łeby z zemsty zrujnować pracownię! Słyszane to rzeczy? Jakżetrudno niewieście zachować dziś cnotę! Zewsząd ktoś na nią nastaje.Po tych słowach inaczej na nią spojrzałam.Kim jest ten, co nastaje na jej cześć?Kimkolwiek był, poczułam do niego wdzięczność, sprawił bowiem, iż moje kłamstwo wydałojej się wiarygodne, podczas gdy prawda.Gdybym opowiedziała prawdę, każdy by ją uznałza wierutne łgarstwo.- Chciałabym wyruszyć.zaraz.- Och, nawet musisz.Mężczyzna tak potężny, jak mi opisałaś, niełatwo zaniechapogoni, a gdyby cię dopadł, użyje siły.- Diuszesa posypała list piaskiem i zapieczętowałakawałkiem wosku ze świecy.- Oto list.A jak skończysz moje miniatury, nie zapomnijpowiedzieć przeoryszy, by mi je co rychlej przysłała.- Nie zapomnę, madame, niech cię Bóg błogosławi.- Złożyłam głęboki ukłon, poczym chcąc okazać najwyższy szacunek, oddaliłam się w stronę drzwi, zwrócona twarzą doksiężnej.Jeszcze tego wieczoru ruszyłyśmy w drogę, ku północy.My, to znaczy Nan i ja.Każda z nas siedziała za uzbrojonym lokajem diuszesy d Alencon; przed sobą miałamkuferek, w ręku ściskałam klatkę.Nad zamarzniętym traktem świecił blady zimowy księżyc,czy raczej jego połówka.Spięta z trwogi, wciąż nasłuchiwałam odgłosów pościgu, wokółjednak panowała cisza, jeśli nie liczyć szumu nagich drzew i dzwięku podków naszych koni.Lecz czy na tym koniec mych nieszczęść? Czy Robert zdoła mnie ocalić? Wywiezć z Francji,zanim pachołkowie Burbona wpadną na mój trop? A jeśli diuszesie spodoba się zabawićtowarzystwo rzewną opowieścią o moich przypadkach, która dojdzie do uszu księcia? Odrazu będzie wiedział, gdzie jestem.A jeśli do końca życia przyjdzie mi zostać w klasztorze?Ta myśl przerażała mnie także, bo.bo już wiedziałam, jak szczęśliwa mogę być z Robertem.Przecież i jemu może się przytrafić coś złego, a wtedy.Nigdy go już nie zobaczę! W końcuzaczęłam się modlić: Boże, drogi Boże, ja chcę do domu! Pozwól mi wrócić do Anglii!Anula + Polgaraouslandasc - Ożeń się ze mną! Zabierz mnie do Anglii! Czyż nie składałeś mi niegdyś dowodówswego afektu? Wszak twoją to podobiznę nosiłam na sercu aż do dnia ślubu! Ty zaśprzysiągłeś mi wieczne oddanie i to, że zawsze będziesz mym rycerzem! Dowiedz tego teraz!Dowiedz, że wszystkie twe słowa były prawdą! - wołała królowa Maria, czepiając siępłaszcza Suffolka.Oczy miała czerwone, twarz obrzmiałą od płaczu.Byli tylko we dwoje w ciemnawej komnacie, o co sprytnie postarał się Franciszek,odprawiając francuskie damy.Już samo to zaalarmowałoby każdego, kto w miarę sprawnieumie rozumować.Diuk Suffolk czuł wprawdzie, iż znalazł się w nader trudnej sytuacji, leczjego powolny umysł wciąż jeszcze nie ogarniał wszystkich możliwych jej skutków.Co robić?Bał się Henryka - za samowolne małżeństwo z królewską siostrą groził topór - arównocześnie bał się Franciszka.Wiedział, że ten człowiek go nienawidzi, że w raziesprzeciwu może zemścić się na nim na różne sposoby.Ot, choćby pogrzebać traktat, awówczas on, Suffolk, też ściągnie na siebie gniew swego króla.Nie mówiąc już o tym, żesam Franciszek mógłby uwięzić czy nawet zabić nie chcianego ambasadora.Zdarzały się jużtakie przypadki.Franciszek nie byłby pierwszy.Jedyne wyjście to tak się wymigać od tegomałżeństwa, aby go nie obrazić.Ha, łatwo powiedzieć! Uśmiech francuskiego władcy niewróżył nic dobrego; wyglądało na to, że dobrze sobie wszystko wykalkulował.Z takimi myślami Charles Brandon szedł do królowej, zupełnie nie mając pojęcia,jakiemu huraganowi przyjdzie mu stawić czoło.Maria, doprowadzona niemal do obłędudługotrwałym uwięzieniem, rzuciła się na niego jak lwica.Długie rudozłote włosy opadały jejw nieładzie na ramiona, na białej pomiętej sukni widniały plamy od łez.Najgorsze, że uporemwcale nie ustępowała swemu bratu.Przyciśnięty do muru, Suffolk próbował chyłkiemzrejterować, lecz stwierdził ze zgrozą, że drzwi są zamknięte.Była doprawdy śliczna.Kiedyś dużo o niej myślał, wyobrażał sobie, jak rozkosznie byłoby się do niej zbliżyć, alepłacić za to głową? Na to nie mógł się zdobyć.- Cóż z ciebie za rycerz? - krzyknęła.- Czyż nie przysięgałeś bronić wdów? Więcbroń mnie! Ożeń się ze mną, inaczej pomyślę, że drugiego takiego kłamcy nie ma na całymświecie! Powiem Henrykowi, wszystkim powiem, że tylko udajesz rycerza, że CharlesBrandon to niecny oszust i zdrajca! Czemu milczysz? Już mnie nie kochasz? A może boisz sięmego brata? - W milczeniu skinął na to głową.- Dowiedz się zatem, że po śmierci królaFrancji wolno mi samej wybrać sobie męża.Henryk złożył mi kiedyś taką obietnicę, a ja mują teraz przypomnę.- Pani, rad bym ci służyć w każdej innej potrzebie, lecz [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzylatki.xlx.pl