[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przy-szłam tylko złożyć wyrazy współczucia rodzinie, kiedy już wrócą z po-grzebu.Wiem, jak to jest stracić kogoś bliskiego.mój mąż zmarł wielelat temu.Sztywnym krokiem przeszła do salonu i z wielkim trudem usiadła.329 Musi pani bardzo blisko mieszkać, skoro widziała pani odjeżdżającesamochody zauważyła Brenna, myśląc, że ta kobieta wygląda jak nainwalidkę szalenie młodo.Z pewnością nie była starsza od niej.No, możeodrobinę. Tak, tuż obok.Czy pomoże mi pani odstawić laskę? Jeśli pani sobie życzy.Nieznajoma najwyrazniej brała ją za służącą.Brenna wstawiła laskędo stojaka na parasole w korytarzu.Na dywanie nadal widniała plama,w miejscu, gdzie leżała głowa Marcusa Nancy w żaden sposób niemogła jej wywabić.Brenna uważała, by na nią nie nadepnąć. Czy mogę pani zaproponować filiżankę herbaty albo kieliszek winaczy sherry już teraz, kiedy pani czeka? zagadnęła. Sherry, proszę, tylko bardzo wytrawne.Brenna uważnie przyjrzała się tej kobiecie. Czy myśmy się już kiedyś nie poznały? Nie ostatnio, ale dawnotemu.W pani twarzy jest coś znanego. Szczerze wątpię. Słowa, wypowiedziane tak kąśliwie, wskazy-wały na umyślny afront, jakby ta dystyngowana dama chciała powiedzieć,że nie zadaje się z ludzmi takimi jak Brenna, co to otwierają drzwi i podająnapoje.W każdej innej sytuacji Brenna pewnie by się obraziła, ale dziś byłpogrzeb Marcusa, uznała więc, że nie ma się czym przejmować.Zamykającdrzwi, rzuciła ostatni raz okiem na kobietę i zauważyła, jak klejnoty lśniąw jej uszach i na szyi.Poszła do kuchni i właśnie nalewała sherry, kiedynaraz sobie przypomniała, skąd ją zna.Tę chwilę zapamiętała do dziś.To było w dniu, kiedy przyjechali do Liverpoolu, dwadzieścia lattemu.W sąsiednim domu odbywało się przyjęcie.Brenna trzymała sięprętów balustrady, zaglądając do środka, a deszcz lał jak z cebra; całymjej ciałem wstrząsały potworne skurcze, zapowiadające rychłe przyjściena świat Cary.Myślała wtedy, jakie to niesprawiedliwe, że ona, jej mążi dzieci muszą stać na ulicy w zimnie i deszczu, przez cały dzień prawienic nie mając w ustach, podczas gdy dobrze ubrani i najedzeni ludzie podrugiej stronie tego okna tak świetnie się bawią.Zastanawiała się wówczas,czemu los tak różnie traktuje ludzi.Nie wiedzieć czemu zwróciła szcze-gólną uwagę na kobietę w lśniących kolczykach i z piórem we włosach,która zauważyła Brennę wpatrzoną w okno jej domu i ze złością zaciągnęłakotary.330Ta sama kobieta siedziała teraz w salonie Allardyce'ów wdowai półinwalidka.Los w dalszym ciągu traktował je odmiennie, ale teraz toBrenna była posiadaczką prawdziwych bogactw: dobrego męża, zdrowia,trójki dzieci, które wprawdzie sprawiały swojej mamie mnóstwo kłopotów,ale w gruncie rzeczy były najlepsze na świecie. Już nigdy nie będę się na nic skarżyła przyrzekła sobie Brenna,prawdopodobnie setny raz w życiu.Ale nie dotrzymała tej obietnicy nawet przez jeden dzień.Znowu była w domu i czuła przejmujący smutek; cóż, z pogrzebuzwykle nie wraca się w radosnym nastroju.Obierała ziemniaki na pod-wieczorek, zadowolona, że jest pod własnym dachem, kiedy do kuchniweszła Eleanor, nadal w czarnym kostiumie, chociaż bez pompatycz-nego" kapelusza, który aż się uginał pod ciężarem nieprawdopodobnejilości piór. Nie myślałam, że cię jeszcze dziś zobaczę zauważyła Brenna.Sądziłam, że będziesz zbyt zajęta Sybil i Jonathanem.I co się stało, żeweszłaś tu bez swojego juhuu!"?Eleanor nie tylko zignorowała tę uwagę, ale nawet się nie uśmiechnęła.W ogóle wyglądała tak poważnie, że Brenna aż się zlękła, że może ktośjeszcze umarł. Wiesz, że adwokat Marcusa był tam dzisiaj, prawda? spytałaEleanor obojętnie. Tak, mówiłaś, że ma wam przeczytać testament, kiedy już wszyscygoście sobie pójdą. I właśnie tak zrobił.Po prostu pomyślałam, że może chciałabyświedzieć, co postanowił Marcus.Otóż zapisał dom i wszystkie pieniądzeswojej żonie. Tego można się było chyba spodziewać, co? Pewnie sporządziłtestament, zanim się rozwiedliście.Czy Eleanor przyszła tu specjalnie po to, żeby jej zakomunikować coś,co jest tak bardzo oczywiste? Nie, to był zupełnie nowy testament, spisany w zeszłym tygodniu,tego dnia, kiedy do Marcusa przyszedł lekarz no, dosłownie na paręgodzin przed śmiercią.Poprosił Nancy, żeby poświadczyła jego podpis. To dziwne. Dopiero po paru sekundach zrozumiała, o co cho-dzi. To rzeczywiście dziwne.331 Też tak myślałam.aż do chwili, kiedy adwokat wyjaśnił, że Marcusponownie się ożenił.tuż przed Bożym Narodzeniem.Pokazał namświadectwo ślubu.Nazwisko panieńskie jego nowej żony brzmi CaraCaffrey, która, jak twierdzi Nancy, ma małą córeczkę, Kitty, i od lipcazeszłego roku mieszka w domu przy Parliament Terrace. Co?! Kuchnia zaczęła się rozpływać przed oczami Brenny.Poczłapała do salonu i ciężko opadła na krzesło. Moja Cara? Ile jeszcze znasz Car Caffrey? spytała Eleanor chłodno.Poszła za Brenną i stała teraz oparta o kredens, z rękami skrzyżowanymina piersiach.Krzyżowała w ten sposób ręce tylko wówczas, gdy byłabardzo rozzłoszczona. Ale.ja nie rozumiem rzekła Brenna słabym głosem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Przy-szłam tylko złożyć wyrazy współczucia rodzinie, kiedy już wrócą z po-grzebu.Wiem, jak to jest stracić kogoś bliskiego.mój mąż zmarł wielelat temu.Sztywnym krokiem przeszła do salonu i z wielkim trudem usiadła.329 Musi pani bardzo blisko mieszkać, skoro widziała pani odjeżdżającesamochody zauważyła Brenna, myśląc, że ta kobieta wygląda jak nainwalidkę szalenie młodo.Z pewnością nie była starsza od niej.No, możeodrobinę. Tak, tuż obok.Czy pomoże mi pani odstawić laskę? Jeśli pani sobie życzy.Nieznajoma najwyrazniej brała ją za służącą.Brenna wstawiła laskędo stojaka na parasole w korytarzu.Na dywanie nadal widniała plama,w miejscu, gdzie leżała głowa Marcusa Nancy w żaden sposób niemogła jej wywabić.Brenna uważała, by na nią nie nadepnąć. Czy mogę pani zaproponować filiżankę herbaty albo kieliszek winaczy sherry już teraz, kiedy pani czeka? zagadnęła. Sherry, proszę, tylko bardzo wytrawne.Brenna uważnie przyjrzała się tej kobiecie. Czy myśmy się już kiedyś nie poznały? Nie ostatnio, ale dawnotemu.W pani twarzy jest coś znanego. Szczerze wątpię. Słowa, wypowiedziane tak kąśliwie, wskazy-wały na umyślny afront, jakby ta dystyngowana dama chciała powiedzieć,że nie zadaje się z ludzmi takimi jak Brenna, co to otwierają drzwi i podająnapoje.W każdej innej sytuacji Brenna pewnie by się obraziła, ale dziś byłpogrzeb Marcusa, uznała więc, że nie ma się czym przejmować.Zamykającdrzwi, rzuciła ostatni raz okiem na kobietę i zauważyła, jak klejnoty lśniąw jej uszach i na szyi.Poszła do kuchni i właśnie nalewała sherry, kiedynaraz sobie przypomniała, skąd ją zna.Tę chwilę zapamiętała do dziś.To było w dniu, kiedy przyjechali do Liverpoolu, dwadzieścia lattemu.W sąsiednim domu odbywało się przyjęcie.Brenna trzymała sięprętów balustrady, zaglądając do środka, a deszcz lał jak z cebra; całymjej ciałem wstrząsały potworne skurcze, zapowiadające rychłe przyjściena świat Cary.Myślała wtedy, jakie to niesprawiedliwe, że ona, jej mążi dzieci muszą stać na ulicy w zimnie i deszczu, przez cały dzień prawienic nie mając w ustach, podczas gdy dobrze ubrani i najedzeni ludzie podrugiej stronie tego okna tak świetnie się bawią.Zastanawiała się wówczas,czemu los tak różnie traktuje ludzi.Nie wiedzieć czemu zwróciła szcze-gólną uwagę na kobietę w lśniących kolczykach i z piórem we włosach,która zauważyła Brennę wpatrzoną w okno jej domu i ze złością zaciągnęłakotary.330Ta sama kobieta siedziała teraz w salonie Allardyce'ów wdowai półinwalidka.Los w dalszym ciągu traktował je odmiennie, ale teraz toBrenna była posiadaczką prawdziwych bogactw: dobrego męża, zdrowia,trójki dzieci, które wprawdzie sprawiały swojej mamie mnóstwo kłopotów,ale w gruncie rzeczy były najlepsze na świecie. Już nigdy nie będę się na nic skarżyła przyrzekła sobie Brenna,prawdopodobnie setny raz w życiu.Ale nie dotrzymała tej obietnicy nawet przez jeden dzień.Znowu była w domu i czuła przejmujący smutek; cóż, z pogrzebuzwykle nie wraca się w radosnym nastroju.Obierała ziemniaki na pod-wieczorek, zadowolona, że jest pod własnym dachem, kiedy do kuchniweszła Eleanor, nadal w czarnym kostiumie, chociaż bez pompatycz-nego" kapelusza, który aż się uginał pod ciężarem nieprawdopodobnejilości piór. Nie myślałam, że cię jeszcze dziś zobaczę zauważyła Brenna.Sądziłam, że będziesz zbyt zajęta Sybil i Jonathanem.I co się stało, żeweszłaś tu bez swojego juhuu!"?Eleanor nie tylko zignorowała tę uwagę, ale nawet się nie uśmiechnęła.W ogóle wyglądała tak poważnie, że Brenna aż się zlękła, że może ktośjeszcze umarł. Wiesz, że adwokat Marcusa był tam dzisiaj, prawda? spytałaEleanor obojętnie. Tak, mówiłaś, że ma wam przeczytać testament, kiedy już wszyscygoście sobie pójdą. I właśnie tak zrobił.Po prostu pomyślałam, że może chciałabyświedzieć, co postanowił Marcus.Otóż zapisał dom i wszystkie pieniądzeswojej żonie. Tego można się było chyba spodziewać, co? Pewnie sporządziłtestament, zanim się rozwiedliście.Czy Eleanor przyszła tu specjalnie po to, żeby jej zakomunikować coś,co jest tak bardzo oczywiste? Nie, to był zupełnie nowy testament, spisany w zeszłym tygodniu,tego dnia, kiedy do Marcusa przyszedł lekarz no, dosłownie na paręgodzin przed śmiercią.Poprosił Nancy, żeby poświadczyła jego podpis. To dziwne. Dopiero po paru sekundach zrozumiała, o co cho-dzi. To rzeczywiście dziwne.331 Też tak myślałam.aż do chwili, kiedy adwokat wyjaśnił, że Marcusponownie się ożenił.tuż przed Bożym Narodzeniem.Pokazał namświadectwo ślubu.Nazwisko panieńskie jego nowej żony brzmi CaraCaffrey, która, jak twierdzi Nancy, ma małą córeczkę, Kitty, i od lipcazeszłego roku mieszka w domu przy Parliament Terrace. Co?! Kuchnia zaczęła się rozpływać przed oczami Brenny.Poczłapała do salonu i ciężko opadła na krzesło. Moja Cara? Ile jeszcze znasz Car Caffrey? spytała Eleanor chłodno.Poszła za Brenną i stała teraz oparta o kredens, z rękami skrzyżowanymina piersiach.Krzyżowała w ten sposób ręce tylko wówczas, gdy byłabardzo rozzłoszczona. Ale.ja nie rozumiem rzekła Brenna słabym głosem [ Pobierz całość w formacie PDF ]