[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wszyscy wybuchnęli śmiechem, ale ja,ja już wiedziałam: Marie-Angelique mimo wszelkich danych mi obietnic poszła doLonguevala.Pozostawało mi już tylko ją odnalezć, ale gdzie, gdzie ją zostawili?Wracając do domu mimo woli penetrowałam wzrokiem mijane po drodze zaułki.Ozwodnicza nadziejo, nie na darmo zwą cię matką głupich! W labiryncie ciemnych uliczekzalegających przestrzeń między głównymi arteriami Paryża nie zmieściłby się żaden powóz,piesza zaś wędrówka nocą groziła utratą zdrowia i życia.Zgłupiałaś ze szczętem, Genevieve,nie ma mowy o nocnych poszukiwaniach, przywołałam się do porządku.Postanowiłamnazajutrz skoro świt rozpocząć wędrówkę po szpitalach.Następnego dnia jednak, zanim jeszcze zdążyłam wstać z łóżka, Sylvie wprowadziłado sypialni pokojówkę Marie-Angelique.Dziewczyna miała oczy zapuchnięte od płaczu, wręku zaś niosła klatkę.- Ty wiesz, gdzie ona jest! - wykrzyknęłam wyskakując z łóżka.- Sylvie, prędko! Moje ubranie! Jedziemy po nią!- Kazała oddać ci tego ptaszka, jeśli nie wróci - powiedziała dziewczyna zdławionymgłosem.- Czekaliśmy na nią wczoraj do wieczora, jak było umówione, ale nie wróciła.-Gdzie, gdzie ona jest, mów! - wciąż gwałtownie wyrzucałam z siebie słowa, Sylvietymczasem znieruchomiała przy otwartej szafie.- Nie mam pojęcia.Skąd to można wiedzieć? One tak zawsze.Nie mówią, gdzie idą,a potem.wracają albo nie wracają - drobna pokojówka otarła oczy wierzchem dłoni.- One.? O kim ty mówisz? - zapytałam powoli ze ściśniętym gardłem.Zaczynałamrozumieć.- Cóż, madame, nie ona pierwsza.Ale ją lubiłam, naprawdę, bardzo ją lubiłam.Mademoiselle Pasąuier nie pasowała do takiego życia, dobrze to widziałam.Była milsza odtamtych, życzliwsza, lepsza, ale co ja mogłam? Poszła do księcia, drżąc cała, biedactwo.Powiedziała mu, że sama znalazła kobietę, która to zrobi, a on.On siedział za tym swoimwielkim biurkiem i nawet nie oderwał oczu od papierów.Słyszałam, jak powiedział takimgrzecznym a zimnym tonem: Mam nadzieję, że to nie La Voisin.Nie pozwolę wystawiać sięna szantaż. Mój Boże - powiedziała ona - wszak ja ciebie kocham.Czyż taka rzecz mogłabymi przyjść do głowy? Nigdy i za nic tak bym się nie zhańbiła. Oho, nie ma tak haniebnegopostępku, do którego kobieta nie byłaby zdolna - on na to.- Wiem to z własnegodoświadczenia.A ty możesz powiedzieć z czystym sumieniem, żeś niczym się nie zhańbiła?Zmiem twierdzić, że uczyniłaś to już ze dwa razy. Widziałam, jak zesztywniała, jakzacisnęła ręce. No, no - on znowu- nie ma powodu rozpaczać.Gdybyś mnie prawdziwie kochała, nie podawałabyś wwątpliwość słuszności mego wyboru w wiadomej sprawie. Pochyliła głowę i poszła.jak tojagniątko do rzezni. Bóg chce mnie pokarać śmiercią za moje grzechy - szepnęła, gdyodprowadzałam ją do powozu.- Oddaj ptaszka mojej siostrze.Obie nas przeżyje. - Madame,ona wiedziała.Skąd? Bóg raczy wiedzieć.Może miała takie przeczucie.- Zaraz idę jej szukać.Najpierw w Chatelet, a potem w szpitalach.Czy zechciałabyśmi towarzyszyć? - zapytałam.- Nie mam odwagi, madame.Nie mogę być tak długo poza domem.Mogłabym potemteż zniknąć bez śladu.Książę powie, że pojechałam do rodziny na wieś, i tyle.- Ma rację,pomyślałam.Przypomniała mi się głowa pod podłogą.- Wybacz mi - powiedziałam cicho.Wydawała się tak wstrząśnięta mymiprzeprosinami, że postawiła klatkę na podłodze i uciekła.- Sylvie - zapytałam, słysząc trzaśniecie drzwiami - a ty, czy możesz pójść ze mną?- Madame, chyba już zupełnie opuściła cię twoja sławetna logika.Komu policjaprzypisze spędzenie płodu, gdy zaczniesz dopytywać się o tę kobietę? Uznają nas zawspólniczki, a przez nas dojdą do La Voisin [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Wszyscy wybuchnęli śmiechem, ale ja,ja już wiedziałam: Marie-Angelique mimo wszelkich danych mi obietnic poszła doLonguevala.Pozostawało mi już tylko ją odnalezć, ale gdzie, gdzie ją zostawili?Wracając do domu mimo woli penetrowałam wzrokiem mijane po drodze zaułki.Ozwodnicza nadziejo, nie na darmo zwą cię matką głupich! W labiryncie ciemnych uliczekzalegających przestrzeń między głównymi arteriami Paryża nie zmieściłby się żaden powóz,piesza zaś wędrówka nocą groziła utratą zdrowia i życia.Zgłupiałaś ze szczętem, Genevieve,nie ma mowy o nocnych poszukiwaniach, przywołałam się do porządku.Postanowiłamnazajutrz skoro świt rozpocząć wędrówkę po szpitalach.Następnego dnia jednak, zanim jeszcze zdążyłam wstać z łóżka, Sylvie wprowadziłado sypialni pokojówkę Marie-Angelique.Dziewczyna miała oczy zapuchnięte od płaczu, wręku zaś niosła klatkę.- Ty wiesz, gdzie ona jest! - wykrzyknęłam wyskakując z łóżka.- Sylvie, prędko! Moje ubranie! Jedziemy po nią!- Kazała oddać ci tego ptaszka, jeśli nie wróci - powiedziała dziewczyna zdławionymgłosem.- Czekaliśmy na nią wczoraj do wieczora, jak było umówione, ale nie wróciła.-Gdzie, gdzie ona jest, mów! - wciąż gwałtownie wyrzucałam z siebie słowa, Sylvietymczasem znieruchomiała przy otwartej szafie.- Nie mam pojęcia.Skąd to można wiedzieć? One tak zawsze.Nie mówią, gdzie idą,a potem.wracają albo nie wracają - drobna pokojówka otarła oczy wierzchem dłoni.- One.? O kim ty mówisz? - zapytałam powoli ze ściśniętym gardłem.Zaczynałamrozumieć.- Cóż, madame, nie ona pierwsza.Ale ją lubiłam, naprawdę, bardzo ją lubiłam.Mademoiselle Pasąuier nie pasowała do takiego życia, dobrze to widziałam.Była milsza odtamtych, życzliwsza, lepsza, ale co ja mogłam? Poszła do księcia, drżąc cała, biedactwo.Powiedziała mu, że sama znalazła kobietę, która to zrobi, a on.On siedział za tym swoimwielkim biurkiem i nawet nie oderwał oczu od papierów.Słyszałam, jak powiedział takimgrzecznym a zimnym tonem: Mam nadzieję, że to nie La Voisin.Nie pozwolę wystawiać sięna szantaż. Mój Boże - powiedziała ona - wszak ja ciebie kocham.Czyż taka rzecz mogłabymi przyjść do głowy? Nigdy i za nic tak bym się nie zhańbiła. Oho, nie ma tak haniebnegopostępku, do którego kobieta nie byłaby zdolna - on na to.- Wiem to z własnegodoświadczenia.A ty możesz powiedzieć z czystym sumieniem, żeś niczym się nie zhańbiła?Zmiem twierdzić, że uczyniłaś to już ze dwa razy. Widziałam, jak zesztywniała, jakzacisnęła ręce. No, no - on znowu- nie ma powodu rozpaczać.Gdybyś mnie prawdziwie kochała, nie podawałabyś wwątpliwość słuszności mego wyboru w wiadomej sprawie. Pochyliła głowę i poszła.jak tojagniątko do rzezni. Bóg chce mnie pokarać śmiercią za moje grzechy - szepnęła, gdyodprowadzałam ją do powozu.- Oddaj ptaszka mojej siostrze.Obie nas przeżyje. - Madame,ona wiedziała.Skąd? Bóg raczy wiedzieć.Może miała takie przeczucie.- Zaraz idę jej szukać.Najpierw w Chatelet, a potem w szpitalach.Czy zechciałabyśmi towarzyszyć? - zapytałam.- Nie mam odwagi, madame.Nie mogę być tak długo poza domem.Mogłabym potemteż zniknąć bez śladu.Książę powie, że pojechałam do rodziny na wieś, i tyle.- Ma rację,pomyślałam.Przypomniała mi się głowa pod podłogą.- Wybacz mi - powiedziałam cicho.Wydawała się tak wstrząśnięta mymiprzeprosinami, że postawiła klatkę na podłodze i uciekła.- Sylvie - zapytałam, słysząc trzaśniecie drzwiami - a ty, czy możesz pójść ze mną?- Madame, chyba już zupełnie opuściła cię twoja sławetna logika.Komu policjaprzypisze spędzenie płodu, gdy zaczniesz dopytywać się o tę kobietę? Uznają nas zawspólniczki, a przez nas dojdą do La Voisin [ Pobierz całość w formacie PDF ]