[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ujrzałem światło i miriad dusz wnikających w głąb tunelu, ku niebieskiemu blaskowi.Tunelbył idealnie okrągły i rozszerzał się, gdy dusze uniosły się w górę, a potem przez jedną krótką,cudowną chwilę, przez błogosławione mgnienie oka, słychać było chóry niebieskie, anielskapieśń spłynęła w dół, jakby ściany tunelu nie były utkane z wiatru, lecz z materii i mogły odbijaćecho tych eterycznych peanów, których rytm i chwytające za serce piękno przenikało na wskrośto niewysłowione miejsce cierpień i katuszy. Nie wiedziałem! Nie wiedziałem! rozległy się głosy, po czym tunel się zamknął.Ruszyłem chwiejnym krokiem, odwracając się to w jedną, to w drugą stronę.Opodal \ołnierzetorturowali młodą kobietę, dzgając ją włóczniami, podczas gdy inni szlochali i próbowali osłonićjej wijące się ciało przed kolejnymi ciosami oprawców.Jeszcze dalej dzieci biegły na pulchnychnó\kach z rozło\onymi szeroko rączkami, wprost w ramiona szlochających ojców, matek,morderców.Tu\ obok ujrzałem przyszpilonego do ziemi mę\czyznę w zbroi; miał długą, rudą brodę, zotwartych ust dobywał się skowyt nieprzerwanie przeklinał Boga, diabła i swój los.Nie zrobiętego, nie zrobię, nie zrobię! A kto stoi za tymi drzwiami rzekł posępny pomocny duch, zjawa kobiety oprzepięknych, świetlistych włosach migoczących eteryczną bielą.Dotknęła delikatną dłoniąmojej twarzy. Zobacz. Podwójne drzwi właśnie się otworzyły, półki regałów uginały się odksiąg. Twoi umarli, najdro\szy, twoi umarli, ci wszyscy, których zabiłeś!Spojrzałem na rudobrodego \ołdaka le\ącego na wznak i ryczącego na cały głos: Nigdy, przenigdy nie powiem, \e to było słuszne, nigdy, nie ma mowy& Tylko nie moi umarli! zawołałem.Odwróciłem się i pobiegłem.Wtem potknąłem się i runąłem do przodu, w zwartą ci\bęmiękkich ciał.Za nimi dopalały się zgliszcza wielkiego miasta, ze wszystkich stron słychać byłorumor walących się murów, znów rozległ się huk dział, powietrze wypełniła dra\niąca wońzabójczych gazów, ludzie zaczęli się dusić i rozpaczliwie chwytać powietrze, chór powtarzający: Nie wiedziałem stopił się w jeden wielki dojmujący krzyk. Pomó\cie mi! wołałem bez końca.Nie wiedziałem dotąd, jak wielką ulgą mo\eprzynieść krzyk, ten jawny, oczywisty znak nieskrywanego tchórzostwa, ale zrozumiałem to, gdyzacząłem nawoływać pod niebiosa, właśnie tu, w tym zapomnianym przez Boga miejscu, gdziesamo powietrze wydawało się stworzone z jednego niecichnącego ani na chwilę krzyku, któregonie słyszał nikt prócz uśmiechających się pomocnych zmarłych. Ucz się, najdro\szy. Ucz się. Szepty jak pocałunki.Zjawa Hindusa, śniadolicego mę\czyzny w turbanie.Ucz się, młodzieńcze. Spójrz w górę, zobacz kwiaty i niebo& Pomocny duch tańczył wkoło, jego biała sukniato pojawiała się, to nikła wśród chmur, obłoków sadzy i brudu, stopy zatapiały się w marglu, alekąpały pewnie i zdecydowanie. Nie próbuj mnie okpić, tu nie ma \adnego ogrodu! zawołałem.Ukląkłem.Ubraniemiałem w strzępach, ale chusta wcią\ tkwiła pod koszulą.Miałem ją! Miałem chustę. Wez mnie za rękę& Nie, puść mnie! Wsunąłem rękę za pazuchę, aby dotknąć chusty.W moją stronę szła chwiejnie mglista postać, wyciągając przed siebie rękę. Ty, ty przeklęty chłopcze, ty paskudny chłopcze, błądzący po paryskich uliczkach jak samLucyfer, lśniący złocistym blaskiem! Pomyśl, co mi uczyniłeś!Ujrzałem przed sobą ober\ę, chłopaka odrzuconego ciosem mojej pięści śmiertelnika,przewracające się beczki i bełkotliwe, grozne głosy zbli\ających się do mnie podpitychmę\czyzn. Nie, wstrzymajcie się! ryknąłem. Zabierzcie go ode mnie.Nie pamiętam go.Nigdygo nie zabiłem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Ujrzałem światło i miriad dusz wnikających w głąb tunelu, ku niebieskiemu blaskowi.Tunelbył idealnie okrągły i rozszerzał się, gdy dusze uniosły się w górę, a potem przez jedną krótką,cudowną chwilę, przez błogosławione mgnienie oka, słychać było chóry niebieskie, anielskapieśń spłynęła w dół, jakby ściany tunelu nie były utkane z wiatru, lecz z materii i mogły odbijaćecho tych eterycznych peanów, których rytm i chwytające za serce piękno przenikało na wskrośto niewysłowione miejsce cierpień i katuszy. Nie wiedziałem! Nie wiedziałem! rozległy się głosy, po czym tunel się zamknął.Ruszyłem chwiejnym krokiem, odwracając się to w jedną, to w drugą stronę.Opodal \ołnierzetorturowali młodą kobietę, dzgając ją włóczniami, podczas gdy inni szlochali i próbowali osłonićjej wijące się ciało przed kolejnymi ciosami oprawców.Jeszcze dalej dzieci biegły na pulchnychnó\kach z rozło\onymi szeroko rączkami, wprost w ramiona szlochających ojców, matek,morderców.Tu\ obok ujrzałem przyszpilonego do ziemi mę\czyznę w zbroi; miał długą, rudą brodę, zotwartych ust dobywał się skowyt nieprzerwanie przeklinał Boga, diabła i swój los.Nie zrobiętego, nie zrobię, nie zrobię! A kto stoi za tymi drzwiami rzekł posępny pomocny duch, zjawa kobiety oprzepięknych, świetlistych włosach migoczących eteryczną bielą.Dotknęła delikatną dłoniąmojej twarzy. Zobacz. Podwójne drzwi właśnie się otworzyły, półki regałów uginały się odksiąg. Twoi umarli, najdro\szy, twoi umarli, ci wszyscy, których zabiłeś!Spojrzałem na rudobrodego \ołdaka le\ącego na wznak i ryczącego na cały głos: Nigdy, przenigdy nie powiem, \e to było słuszne, nigdy, nie ma mowy& Tylko nie moi umarli! zawołałem.Odwróciłem się i pobiegłem.Wtem potknąłem się i runąłem do przodu, w zwartą ci\bęmiękkich ciał.Za nimi dopalały się zgliszcza wielkiego miasta, ze wszystkich stron słychać byłorumor walących się murów, znów rozległ się huk dział, powietrze wypełniła dra\niąca wońzabójczych gazów, ludzie zaczęli się dusić i rozpaczliwie chwytać powietrze, chór powtarzający: Nie wiedziałem stopił się w jeden wielki dojmujący krzyk. Pomó\cie mi! wołałem bez końca.Nie wiedziałem dotąd, jak wielką ulgą mo\eprzynieść krzyk, ten jawny, oczywisty znak nieskrywanego tchórzostwa, ale zrozumiałem to, gdyzacząłem nawoływać pod niebiosa, właśnie tu, w tym zapomnianym przez Boga miejscu, gdziesamo powietrze wydawało się stworzone z jednego niecichnącego ani na chwilę krzyku, któregonie słyszał nikt prócz uśmiechających się pomocnych zmarłych. Ucz się, najdro\szy. Ucz się. Szepty jak pocałunki.Zjawa Hindusa, śniadolicego mę\czyzny w turbanie.Ucz się, młodzieńcze. Spójrz w górę, zobacz kwiaty i niebo& Pomocny duch tańczył wkoło, jego biała sukniato pojawiała się, to nikła wśród chmur, obłoków sadzy i brudu, stopy zatapiały się w marglu, alekąpały pewnie i zdecydowanie. Nie próbuj mnie okpić, tu nie ma \adnego ogrodu! zawołałem.Ukląkłem.Ubraniemiałem w strzępach, ale chusta wcią\ tkwiła pod koszulą.Miałem ją! Miałem chustę. Wez mnie za rękę& Nie, puść mnie! Wsunąłem rękę za pazuchę, aby dotknąć chusty.W moją stronę szła chwiejnie mglista postać, wyciągając przed siebie rękę. Ty, ty przeklęty chłopcze, ty paskudny chłopcze, błądzący po paryskich uliczkach jak samLucyfer, lśniący złocistym blaskiem! Pomyśl, co mi uczyniłeś!Ujrzałem przed sobą ober\ę, chłopaka odrzuconego ciosem mojej pięści śmiertelnika,przewracające się beczki i bełkotliwe, grozne głosy zbli\ających się do mnie podpitychmę\czyzn. Nie, wstrzymajcie się! ryknąłem. Zabierzcie go ode mnie.Nie pamiętam go.Nigdygo nie zabiłem [ Pobierz całość w formacie PDF ]