[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nasze plemię zawsze jadało wielesurowego mięsa bizonów.Podobno dzięki temu włosy zyskują dodatkowy połysk.-Nic mnie nie obchodzi, czego to jest zasługą - odparł Devereaux, który także podniósłsię z fotela, a teraz zaczął powoli okrążać biurko.- Jesteś najpiękniejszą kobietą,jaką spotkałem w życiu.- Wygląd o niczym nie świadczy, Sam.Mogę tak do ciebiemówić?192192192192- To znakomity substytut dla idioty - powiedział Devereaux, biorąc ją w ramiona.-Naprawdę jesteś wspaniała! - Proszę, Sam! To nie ma znaczenia.Jeśli wzbudziłeśmoje zainteresowanie, a wzbudziłeś, co do tego nie ma dwóch zdań, to nie dziękiprzystojnej twa rzy i smukłe), wysokiej sylwetce, choć naturalnie nie można nie braćtego pod uwagę, ale głównie z powodu stałości twoich przekonań i wielkiej miłości doprawa.- Tak, miłość! Mam tego mnóstwo, możesz mi wierzyć!- Proszę, nie żartuj sobie.- Wcale nie żartuję.Naturalnie, właśnie w tej chwili zadzwonił telefon.Devereaux na oślep walnął pięścią;co prawda nie trafił w aparat, ale cios był wystarczająco silny, by słuchawkapodskoczyła i spadła na blat biurka.Sam chwycił ją z wściekłością i podniósł doucha.- Mówi automat zgłoszeniowy - powiedział donośnym, monotonnym głosem, -Tu Zakład Pogrzebowy Lugosiego.Przykro mi, ale w tej chwili nie ma nikogo, ktomógłby wstać i podejść do telefonu, więc.- Daruj sobie, chłopcze - usłyszałwarkniecie MacKenziego Hawkmsa.- Lepiej słuchaj uważnie.Zostaliśmyzaatakowani, a ty stanowisz główny cel, wiec musisz jak najprędzej się ukryć! - To tysłuchaj, żywa skamielino: zostawiłem cię zaledwie dwie godziny temu, mówiącwyraznie, żeby nie niepokoić mnie aż do popołudnia Jeżeli tego nie wiesz, towyjaśniam ci, że popołudnie zaczyna SI po dwunastej w południe.- Sam, przestańsię wygłupiać i skup się choć na chwilę - przerwał mu Hawkins.Jego spokojny,poważny głos świadczył o autentycznym niepokoju.- Musisz wyjść z domu.Natychmiast.- Niby dlaczego, do cholery?- Dlatego że nie masz zastrzeżonego numeru, co oznacza, że twój adres jest wkażdej książce telefonicznej.- Podobnie jak adresy kilku milionów innych ludzi.- Ale tylko dwóch z nich kiedykolwiek słyszało o plemieniu Wopotami - Co takiego? - Powiem to tylko raz, chłopcze, bo nie mamy ani chwili do stracenia Nie mampojęcia, jak to się stało - Hymie Huragan nigdy nie działa w taki sposób.Owszem,przysłałby jednego albo dwóch 193 osiłków, ale nie zawodowego mordercę, awłaśnie z kimś takim będziemy mieli do czynienia.- Mac, czy nie jest jeszcze trochęza wcześnie, żeby się tak nabąblować? - Słuchajcie, kapitanie - odparł Hawkinslodowatym tonem.- Mój adiutant D-Jeden - który, przed podjęciem służby u mnie,pracował często w Nowym Jorku, a szczególnie w Brooklynie - zauważył w hoteluczłowieka, którego widział kiedyś w swoim poprzednim miejscu pracy.Bardzo złegoczłowieka, kapitanie.Ponieważ porucznik Desi był odpowiednio ubrany, stanął przyrecepcji obok tego hombre vicioso, jak go nazwał, i usłyszał, jak ten pyta o dwóchdżentelmenów.Ich nazwiska brzmiały Pinkus i Devereaux.- A niech mnie jasna.- Otóż to, chłopcze.To niemiłe indywiduum zadzwoniło do kogoś, po czym wróciło dorecepcji i wynajęło pokój dwa piętra pod nami.Nie podoba mi się ta jego rozmowatelefoniczna.- Ani mnie.- Przed chwilą skontaktowałem się z komendantem Pinkusem i uzgodniliśmy sposóbpostępowania.Zabierz matkę i tę zwariowaną służącą, która podobno jest wasząkrewną, i wynoście się z domu.Nie możemy dopuścić do wzięcia zakładników.-Zakładników?! - wykrzyknął Devereaux, spoglądając dziko na oszałamiającąCzerwoną Redwing, która wpatrywała się w niego z rosnącym zdumieniem.- MójBoże, masz rację.- Rzadko kiedy się mylę w podobnych sytuacjach, synu.Komendant Pinkus polecił ci, abyś udał się do tej podejrzanej knajpy, obok którejspotkaliśmy się na parkingu, a on wyśle tam po was swego sierżanta artylerii - toznaczy zrobi to natychmiast, jak tylko uda mu się go zlokalizować.Wygląda na to,że szanowna małżonka wybrała się limuzyną po zakupy.Podobno prawie wcale nieodzywa się do komendanta, a jeżeli już, to tylko po to, żeby zrugać go za jakieśbrudne zasłonki i smród nieświeżych ryb.- Dobra, zaraz ruszamy, ale będę musiałwziąć jaguara matki.Stosh nie oddał mi jeszcze wozu, więc niech Aaron powiePaddy emu, żeby szukał żółtego jaguara.A co z tobą, Mac? Naturalnie guzik mnieto obchodzi, ale ten niemiły osobnik jest tylko dwa piętra pod tobą.- Naprawdęjestem wzruszony twoją troskliwością, synu, ale 194 niczego się nie obawiaj.Mamjeszcze trochę czasu, żeby zwinąć biwak i usunąć wszystkie dokumenty.- Skądwiesz? Przykro mi, że muszę ci to powiedzieć, ale nie jesteś niezwyciężony.Tensukinsyn może lada chwila dobrać ci się do skóry! - Wątpię, Sam.D-Dwa popracowałtrochę przy drzwiach jego pokoju i zablokował mu na amen zamek.Wyjdzie z pokojualbo przez okno - a tak się składa, że to jest czwarte piętro - albo wtedy jak wyważadrzwi.Wyglądają na drewniane, ale w środku mają stalową płytę, wiec trzeba będzieużyć palnika tlenowego.Potrafię dobierać sobie ludzi, co? - Zachowam na ten tematwłasne zdanie, ale powiem ci, że wczoraj wieczorem miałem z nimi bardzo dziwnąrozmowę.- Już o wszystkim słyszałem.Znasz najświeższą nowinę? Postanowiliwstąpić do wojska! Kazałem im zaczekać jeszcze dzień albo dwa, żebym mógłposłać ich od razu na przeszkolenie do G2 -Boże Wszechmogący, oni już teraz są oparę lat świetlnych lepsi od tych kretynów.którzy kończą kurs! Naturalnie DesiPierwszy musi wstawić łbie parę zębów - przecież nie może straszyć wszystkich tąswoją szczęką - ale od czego są moje stare układy? Armia zajmie się tym, iwtedy,.-Znikamy stąd, Mac - przerwał mu Devereaux.- Jak powiedziałeś, nie mamy ani chwilido stracenia.- Sam rzucił słuchawkę na widełki i odwrócił się do Jennifer.- Mamypoważny problem - powiedział chwytając ją za ramiona.- Czy zaufasz mi, biorąc poduwagę nasze niemal telepatyczne porozumienie? - Uczuciowo czy intelektualnie? -zapytała z powątpiewaniem znakomita pani adwokat.-" Te dwa aspekty sąnierozłączne.Możemy stracić tyłki, ale także głowy.Pózniej ci to wyjaśnię [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzylatki.xlx.pl