[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Poczuł pod palcami ciepłą gładkość jej skóry.Objęłago i wypowiedziała jego imię.Szeptane przez nią słowaotrzezwiły go.Brady otworzył oczy.To nie był sen.Ich ciała rzeczywiście były splecione,a Vanessa uśmiechała się do niego czule. Dzień dobry wymruczała. Nie byłam pewna, czy.Brady bez namysłu przykrył jej usta swoimi.Seni jawa wymieszały się, gdy w końcu wsunął się w gorącąmiękkość jej ciała.Głowa Vanessy spoczywała na piersi Brady ego.Dzie-wczyna wsłuchiwała się w spokojny rytm jego serca. Co mówiłaś? zapytał leniwie. Hm mruknęła i zrezygnowała z otwierania oczu. Mówiłam coś?170 Nora Roberts Nie byłaś pewna, czy. podpowiedział.Vanessa z trudem odpędziła fascynujące wspomnie-nia i starała się przypomnieć sobie, o czym myślała,zanim zaczęli się kochać. Ach, tak! Chciałam zapytać, czy nie masz dziś ranożadnych pacjentów. Jest niedziela przypomniał, gładząc jej włosy. Lecznica jest dziś zamknięta.Muszę jednak zajrzeć doszpitala i sprawdzić, jak się czuje pan Benson.A ty? Nic specjalnego.Muszę trochę poszperać w starychzeszytach z nutami, skoro mam już dziesięciu uczniów. Dziesięciu? Wczoraj na pikniku zastawiono na mnie kilkapułapek powiedziała, oparła łokcie na jego klatcepiersiowej i ułożyła brodę na złączonych dłoniach. Dziesięciu uczniów powtórzył Brady w zamyś-leniu i po chwili uśmiechnął się. To całkiem poważnezobowiązanie.Czyżbyś zamierzała zostać? Przynajmniej na lato skinęła. Jeszcze niezdecydowałam, czy wrócę do koncertowania w trasie.Mam więc całe lato, by ją przekonać do pozostaniaw rodzinnym mieście, pomyślał Brady. Wybierzemy się razem na kolację? Jeszcze nie jedliśmy nawet śniadania przypomniała. Chodziło mi o wieczór.Moglibyśmy urządzić sobiewłasny piknik.Tylko ty i ja. Zgoda powiedziała. To dobrze ucieszył się Brady i spojrzał na niąz dziwnym błyskiem w oku. A może zaczęlibyśmy tendzień właściwie? Myślałam, że właśnie to zrobiliśmy zachichotała. Miałem na myśli umycie mi pleców prychnąłkarcąco i wyciągnął ją z łóżka.Echo przeszłości 171Vanessa odkryła, że nie ma nic przeciwko samotnemusiedzeniu w domu.Gdy Brady ją przywiózł, przebrała sięw dżinsy i koszulkę z krótkim rękawkiem.Zamierzałaspędzić dzień przy instrumencie, planując lekcje, ćwi-cząc i może komponując.Gdy koncertowała i podróżowała, nigdy nie miaładość czasu na komponowanie.Ale teraz mam przed sobącałe lato, pomyślała, związując włosy.Nawet jeśli po-święci dziesięć godzin tygodniowo na lekcje i drugie tylena ułożenie programu dla uczniów, wciąż jeszcze zo-stanie jej mnóstwo czasu, który będzie mogła poświęcićswojej pierwszej miłości.Pierwsza miłość, pomyślała i uśmiechnęła się.Nie,nie chodziło o komponowanie.Myślała o Bradym.To onbył jej pierwszą miłością i jej pierwszym kochankiem.Cowięcej, z pewnością jedynym i ostatnim.Kochał ją.A przynajmniej mocno w to wierzył.Niepowiedziałby tych słów, gdyby nie wierzył w to, co mówi.Ja zresztą też nie, pomyślała Vanessa.Najpierw musiałasię upewnić, co będzie najlepsze dla niej, dla niegoi w ogóle dla wszystkich.Musi to zrobić, zanim zaryzyku-je całe swoje życie.Wiedziała, że gdy wypowie te ważne słowa, Brady niepozwoli jej już się wycofać.Zmienił się w czasie ichrozłąki, lecz wciąż było w nim wiele z tego chłopca, którynie zważając na jej protesty, przerzuciłby ją sobie przezramię i zabrał ze sobą.Ten obrazek mógł być nawetpociągający, lecz Vanessa wiedziała, że w rzeczywistościnie mogłaby sobie na coś takiego pozwolić.Nie zmieni przeszłości.Wszyscy popełniali błędy.Jednak ona nie potrafi bezmyślnie zaryzykować przy-szłości.Zdecydowanym krokiem ruszyła do saloniku muzycz-172 Nora Robertsnego, gdy nagle rozległ się dzwięk telefonu.Zastanawia-ła się, czy w ogóle warto podnosić słuchawkę.W czasieswoich podróży i żmudnych ćwiczeń nauczyła się goignorować.Jednak gdy przebrzmiał piąty dzwonek, wre-szcie podniosła słuchawkę. Słucham. Vanessa? To ty? Tak.Frank? poznała głos nerwowego asystentaswojego ojca. To ja przytaknął. Jak się masz? spytała, niemal widząc, jak męż-czyzna w zakłopotaniu gładzi się po łysinie. Dobrze, dobrze.A co u ciebie? U mnie też w porządku odparła z uśmiechem. Co u twojego nowego protegowanego?Wiedziała, że ojciec z trudem tolerował oddanegopracownika [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Poczuł pod palcami ciepłą gładkość jej skóry.Objęłago i wypowiedziała jego imię.Szeptane przez nią słowaotrzezwiły go.Brady otworzył oczy.To nie był sen.Ich ciała rzeczywiście były splecione,a Vanessa uśmiechała się do niego czule. Dzień dobry wymruczała. Nie byłam pewna, czy.Brady bez namysłu przykrył jej usta swoimi.Seni jawa wymieszały się, gdy w końcu wsunął się w gorącąmiękkość jej ciała.Głowa Vanessy spoczywała na piersi Brady ego.Dzie-wczyna wsłuchiwała się w spokojny rytm jego serca. Co mówiłaś? zapytał leniwie. Hm mruknęła i zrezygnowała z otwierania oczu. Mówiłam coś?170 Nora Roberts Nie byłaś pewna, czy. podpowiedział.Vanessa z trudem odpędziła fascynujące wspomnie-nia i starała się przypomnieć sobie, o czym myślała,zanim zaczęli się kochać. Ach, tak! Chciałam zapytać, czy nie masz dziś ranożadnych pacjentów. Jest niedziela przypomniał, gładząc jej włosy. Lecznica jest dziś zamknięta.Muszę jednak zajrzeć doszpitala i sprawdzić, jak się czuje pan Benson.A ty? Nic specjalnego.Muszę trochę poszperać w starychzeszytach z nutami, skoro mam już dziesięciu uczniów. Dziesięciu? Wczoraj na pikniku zastawiono na mnie kilkapułapek powiedziała, oparła łokcie na jego klatcepiersiowej i ułożyła brodę na złączonych dłoniach. Dziesięciu uczniów powtórzył Brady w zamyś-leniu i po chwili uśmiechnął się. To całkiem poważnezobowiązanie.Czyżbyś zamierzała zostać? Przynajmniej na lato skinęła. Jeszcze niezdecydowałam, czy wrócę do koncertowania w trasie.Mam więc całe lato, by ją przekonać do pozostaniaw rodzinnym mieście, pomyślał Brady. Wybierzemy się razem na kolację? Jeszcze nie jedliśmy nawet śniadania przypomniała. Chodziło mi o wieczór.Moglibyśmy urządzić sobiewłasny piknik.Tylko ty i ja. Zgoda powiedziała. To dobrze ucieszył się Brady i spojrzał na niąz dziwnym błyskiem w oku. A może zaczęlibyśmy tendzień właściwie? Myślałam, że właśnie to zrobiliśmy zachichotała. Miałem na myśli umycie mi pleców prychnąłkarcąco i wyciągnął ją z łóżka.Echo przeszłości 171Vanessa odkryła, że nie ma nic przeciwko samotnemusiedzeniu w domu.Gdy Brady ją przywiózł, przebrała sięw dżinsy i koszulkę z krótkim rękawkiem.Zamierzałaspędzić dzień przy instrumencie, planując lekcje, ćwi-cząc i może komponując.Gdy koncertowała i podróżowała, nigdy nie miaładość czasu na komponowanie.Ale teraz mam przed sobącałe lato, pomyślała, związując włosy.Nawet jeśli po-święci dziesięć godzin tygodniowo na lekcje i drugie tylena ułożenie programu dla uczniów, wciąż jeszcze zo-stanie jej mnóstwo czasu, który będzie mogła poświęcićswojej pierwszej miłości.Pierwsza miłość, pomyślała i uśmiechnęła się.Nie,nie chodziło o komponowanie.Myślała o Bradym.To onbył jej pierwszą miłością i jej pierwszym kochankiem.Cowięcej, z pewnością jedynym i ostatnim.Kochał ją.A przynajmniej mocno w to wierzył.Niepowiedziałby tych słów, gdyby nie wierzył w to, co mówi.Ja zresztą też nie, pomyślała Vanessa.Najpierw musiałasię upewnić, co będzie najlepsze dla niej, dla niegoi w ogóle dla wszystkich.Musi to zrobić, zanim zaryzyku-je całe swoje życie.Wiedziała, że gdy wypowie te ważne słowa, Brady niepozwoli jej już się wycofać.Zmienił się w czasie ichrozłąki, lecz wciąż było w nim wiele z tego chłopca, którynie zważając na jej protesty, przerzuciłby ją sobie przezramię i zabrał ze sobą.Ten obrazek mógł być nawetpociągający, lecz Vanessa wiedziała, że w rzeczywistościnie mogłaby sobie na coś takiego pozwolić.Nie zmieni przeszłości.Wszyscy popełniali błędy.Jednak ona nie potrafi bezmyślnie zaryzykować przy-szłości.Zdecydowanym krokiem ruszyła do saloniku muzycz-172 Nora Robertsnego, gdy nagle rozległ się dzwięk telefonu.Zastanawia-ła się, czy w ogóle warto podnosić słuchawkę.W czasieswoich podróży i żmudnych ćwiczeń nauczyła się goignorować.Jednak gdy przebrzmiał piąty dzwonek, wre-szcie podniosła słuchawkę. Słucham. Vanessa? To ty? Tak.Frank? poznała głos nerwowego asystentaswojego ojca. To ja przytaknął. Jak się masz? spytała, niemal widząc, jak męż-czyzna w zakłopotaniu gładzi się po łysinie. Dobrze, dobrze.A co u ciebie? U mnie też w porządku odparła z uśmiechem. Co u twojego nowego protegowanego?Wiedziała, że ojciec z trudem tolerował oddanegopracownika [ Pobierz całość w formacie PDF ]