[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Sądzę, że mato jednak coś wspólnego z zaginięciem Mickey Carlyle.- Ona zmarła przed trzema laty - mówi.- Ciała nie znaleziono - przypomniałem.- Za zamordowanie dziewczyny facet trafił do więzienia.I to uprawomocnia jejśmierć.Sprawa jest zamknięta.Ty ją rozgrzebujesz i jeżeli nie będziesz miałwszechmocnej władzy Boga, wpakujesz się w poważne kłopoty - powiedział.- A jeżeli Howard Wavell jest niewinny? Keebal jest wyraznie rozbawiony.- To ta twoja teoria! Co chcesz zrobić? Wypuścić pedofila na wolność? Mówisz jakjego adwokat.Nie za to ci płacą, lecz za to, abyś chronił ludzi i dobrze wykonywałobowiązki służbowe.Jeżeli przyczynisz się do wypuszczenia Howarda Wa-vella zwięzienia, postąpisz wbrew swym obowiązkom policjanta.W ogrodzie rozbłysło słońce.Przez chwilę siedzieliśmy w milczeniu, kończąc picieherbaty.Nie tknęliśmy ciasta.W końcu Keebal wstał, podniósł worek i położył nakrzesło.Rozejrzał się po kuchni, zerknął przenikliwie na sufit, jakby chciał goprzejrzeć na wylot.- Sądzisz, że odzyskasz pamięć? - zapytał.- Będę cię o tym informował na bieżąco - odparłem.- To dobrze.Kiedy odszedł, Ali z uczuciem ulgi i wyrazem rozpaczy na twarzy pochyliła głowęnad stołem.Była przerażona, lecz zachowała się dzielnie.Nie rozumie tego, co sięwokół niej dzieje.Wziąłem worek i rzuciłem go pod drzwi.- Co pan robi? - zapytała.- Nie możemy go tutaj zostawić - odrzekłem.- Przecież z jego powodu o mały włos pan nie zginął - powiedziała z kamiennątwarzą.- Na razie nie przychodzi mi nic lepszego do głowy.Muszę dalej prowadzićśledztwo.Tylko zbieranie okruchów daje mi jakąś szansę wyjścia z tej sytuacji.98- A co będzie, jeżeli nie odzyska pan pamięci? - szepnęła.Nie odpowiedziałem na to pytanie.Kiedy biorę pod uwagę możliwość fiaska,wszelkie rozważane przeze mnie scenariusze działań mają w końcu posmak gorzkiej itrudnej do przełknięcia prawdy.W mojej karierze zawodowej wsadzałem ludzi dowięzienia.Ja tam nie pójdę.9Moja bielizna i ubrania wraz z torbą pełną listów są już w samochodzie Ali.Są tamtakże diamenty.Nigdy nie zaznałem rozkoszy posiadania dwóch milionów funtów.Nie wiem również, jakich doświadcza się wrażeń, prowadząc ferrari, nie miałemtakże żony, która kunsztownym ruchem języczka potrafiłaby wiązać węzełki zszypułek wiśni.Może jednak łatwiej powinienem ulegać tego rodzaju wrażeniom.Profesor ma rację.W swych śledczych zmaganiach muszę podążać pewnym tropem:odnajdować wszelkiego rodzaju korespondencję, zanotowane rozmowy telefoniczne,zapisane spotkania.Muszę więc odtworzyć swe kroki z przeszłości, dopóki nie trafięna ślad korespondencji dotyczącej okupu i jakichkolwiek dowodów świadczących, żeMickey żyje.W przeciwnym wypadku niewiele zdziałam.Sarah Jordan mieszka za rogiem, niedaleko bloku mieszkalnego Dolphin.Wybrałemsię do niej.Drzwi otwiera jej matka, pamięta mnie.Z tyłu za panią Jordan widzę jejmęża, siedzi na kanapie z gazetą na kolanach, przed nim włączony telewizor.- Sarah niebawem wróci - mówi matka.- Poszła po kilka drobiazgów dosupermarketu.U pana wszystko w porządku? - pyta.- Tak.- Pan rozmawiał z Sarah przed kilkoma tygodniami.- Tak, chciałbym zamienić z nią jeszcze parę słów.99Supermarket jest obok, za rogiem.Zostawiam Ali u państwa Jordan i idę poszukaćdziewczynki, cieszę się, że mogę rozprostować nieco nogi.Przy jasno oświetlonych przejściach pełno jest pustych kartonów, utrudniającychklientom dojście do wózków.Czekając na Sarah, widzę dziewczynę w długim płaszczu, wpatrującą się uważnie wkoniec przejścia.Rozgląda się wokoło, po czym szybkim ruchem chowa do kieszenitabliczkę czekolady.Rękę przyciska do boku, coś jeszcze ma pod płaszczem.Poznaję Sarah.Wyrosła, wyszczuplała.Jasnobrązowa grzywka opada jej na czoło, azgrabny nosek pokrywają piegi.Patrzę na zamontowaną w suficie kamerę telewizyjną, skierowaną nie tam, gdzie stoiSarah.Dziewczyna wie, że jest poza jej polem widzenia.Owinąwszy się płaszczem,idzie w kierunku kasy, wykłada torbę płatków śniadaniowych i paczkę cukierków.Stojąc w kolejce do kasy, zajęta jest lekturą magazynu ilustrowanego.Nie zwracauwagi na kasjerkę ani na stojących przed nią klientów.Przed nią w kolejce stoi matka z dzieckiem.Sarah podnosi głowę i widzi, że jąobserwuję.Natychmiast się odwraca i liczy drobne pieniądze.Strażnik, Sikh zpochodzenia, w jasnoniebieskim turbanie, ukryty za dużym plakatem reklamowym,obserwował ją od dłuższego czasu przez okno.Wyciągnął rękę, jakby sięgał po broń.Padające na niego z tyłu światło rozjaśnia jego turban niczym aureola, ma twarzsurowego sędziego.Dopóki nie chwycił jej za rękę i wykręcił do tyłu, Sarah nie zdaje sobie sprawy zsytuacji, w jakiej się znalazła.Spod jej płaszcza wypadły dwa kolorowe pisma.Krzyczy i usiłuje się wyrwać.Nagle wszyscy zamierają.Kasjerka przestaje żućgumę, w bezruchu staje pracownik układający towar na półkach, zamiera także wbezruchu masarz krojący szynkę.Od mrożonego kurczaka szczypią mnie palce.Nie pamiętam, kiedy wziąłem go zesklepowej zamrażarki.Przepychając się, dochodzę do kasy i krzyczę:- Sarah, mówiłem, abyś na mnie zaczekała.Zauważyłem, że strażnik się zawahał.100- Przepraszam za to zamieszanie, nie wzięliśmy koszyka -mówię.Z kieszenipłaszcza dziewczyny wyjmuję tabliczkę czekolady i kładę na taśmie.Potem zbieramz podłogi pisma ilustrowane, które wypadły z płaszcza, i wyjmuję zza paska spodnipaczkę herbatników.- Ona chciała to ukraść! - protestuje strażnik.- Ona to tylko trzymała.Proszę zostawić ją w spokoju.- A kim pan, u diabła, jest? Pokazałem plakietkę policyjną.- Jestem facetem, który oskarży pana o napad, jeżeli nie pozwoli jej pan odejść.Tymczasem Sarah wyjmuje z kieszeni karton z herbatą.Potem cierpliwie czeka,dopóki kasjer nie dokona obliczeń i nie zapakuje towarów do torby.Zabieram zakupy, wychodzę przez otwierające się automatycznie drzwi, a Sarahpodąża za mną.W drzwiach spotykamy menedżera, który oświadcza, iż nie chce jejwięcej widzieć w tym sklepie.- Zapłaciła za zakupy, więc ma prawo wrócić - odpowiadam i mijając go, wychodzę.Przez chwilę myślę, że Sarah ucieknie, ona zaś odwraca się po torbę z zakupami.- Nie tak szybko - mówię.Zdejmuje płaszcz, ma na sobie dżinsy koloru khaki i bluzkę z krótkimi rękawami.- Nie bardzo przydatny do tych rzeczy - mówię, wskazując płaszcz.- Dziękuję za radę.- W jej głosie jest sztuczna hardość.- Napijesz się czegoś zimnego? - pytam.Stoi, wyraznie spięta.Czeka na reprymendę, na tłumaczenie, że kradzież jest złympostępkiem.Trzymam torbę z zakupami.- Chcesz dostać zakupy, to napij się czegoś zimnego.Idziemy do baru, gdzie podająsoki, i siadamy przy stole nazewnątrz.Sarah zamawia koktajl mleczny z bananami, potem patrzy łapczywymwzrokiem na bułeczki [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.- Sądzę, że mato jednak coś wspólnego z zaginięciem Mickey Carlyle.- Ona zmarła przed trzema laty - mówi.- Ciała nie znaleziono - przypomniałem.- Za zamordowanie dziewczyny facet trafił do więzienia.I to uprawomocnia jejśmierć.Sprawa jest zamknięta.Ty ją rozgrzebujesz i jeżeli nie będziesz miałwszechmocnej władzy Boga, wpakujesz się w poważne kłopoty - powiedział.- A jeżeli Howard Wavell jest niewinny? Keebal jest wyraznie rozbawiony.- To ta twoja teoria! Co chcesz zrobić? Wypuścić pedofila na wolność? Mówisz jakjego adwokat.Nie za to ci płacą, lecz za to, abyś chronił ludzi i dobrze wykonywałobowiązki służbowe.Jeżeli przyczynisz się do wypuszczenia Howarda Wa-vella zwięzienia, postąpisz wbrew swym obowiązkom policjanta.W ogrodzie rozbłysło słońce.Przez chwilę siedzieliśmy w milczeniu, kończąc picieherbaty.Nie tknęliśmy ciasta.W końcu Keebal wstał, podniósł worek i położył nakrzesło.Rozejrzał się po kuchni, zerknął przenikliwie na sufit, jakby chciał goprzejrzeć na wylot.- Sądzisz, że odzyskasz pamięć? - zapytał.- Będę cię o tym informował na bieżąco - odparłem.- To dobrze.Kiedy odszedł, Ali z uczuciem ulgi i wyrazem rozpaczy na twarzy pochyliła głowęnad stołem.Była przerażona, lecz zachowała się dzielnie.Nie rozumie tego, co sięwokół niej dzieje.Wziąłem worek i rzuciłem go pod drzwi.- Co pan robi? - zapytała.- Nie możemy go tutaj zostawić - odrzekłem.- Przecież z jego powodu o mały włos pan nie zginął - powiedziała z kamiennątwarzą.- Na razie nie przychodzi mi nic lepszego do głowy.Muszę dalej prowadzićśledztwo.Tylko zbieranie okruchów daje mi jakąś szansę wyjścia z tej sytuacji.98- A co będzie, jeżeli nie odzyska pan pamięci? - szepnęła.Nie odpowiedziałem na to pytanie.Kiedy biorę pod uwagę możliwość fiaska,wszelkie rozważane przeze mnie scenariusze działań mają w końcu posmak gorzkiej itrudnej do przełknięcia prawdy.W mojej karierze zawodowej wsadzałem ludzi dowięzienia.Ja tam nie pójdę.9Moja bielizna i ubrania wraz z torbą pełną listów są już w samochodzie Ali.Są tamtakże diamenty.Nigdy nie zaznałem rozkoszy posiadania dwóch milionów funtów.Nie wiem również, jakich doświadcza się wrażeń, prowadząc ferrari, nie miałemtakże żony, która kunsztownym ruchem języczka potrafiłaby wiązać węzełki zszypułek wiśni.Może jednak łatwiej powinienem ulegać tego rodzaju wrażeniom.Profesor ma rację.W swych śledczych zmaganiach muszę podążać pewnym tropem:odnajdować wszelkiego rodzaju korespondencję, zanotowane rozmowy telefoniczne,zapisane spotkania.Muszę więc odtworzyć swe kroki z przeszłości, dopóki nie trafięna ślad korespondencji dotyczącej okupu i jakichkolwiek dowodów świadczących, żeMickey żyje.W przeciwnym wypadku niewiele zdziałam.Sarah Jordan mieszka za rogiem, niedaleko bloku mieszkalnego Dolphin.Wybrałemsię do niej.Drzwi otwiera jej matka, pamięta mnie.Z tyłu za panią Jordan widzę jejmęża, siedzi na kanapie z gazetą na kolanach, przed nim włączony telewizor.- Sarah niebawem wróci - mówi matka.- Poszła po kilka drobiazgów dosupermarketu.U pana wszystko w porządku? - pyta.- Tak.- Pan rozmawiał z Sarah przed kilkoma tygodniami.- Tak, chciałbym zamienić z nią jeszcze parę słów.99Supermarket jest obok, za rogiem.Zostawiam Ali u państwa Jordan i idę poszukaćdziewczynki, cieszę się, że mogę rozprostować nieco nogi.Przy jasno oświetlonych przejściach pełno jest pustych kartonów, utrudniającychklientom dojście do wózków.Czekając na Sarah, widzę dziewczynę w długim płaszczu, wpatrującą się uważnie wkoniec przejścia.Rozgląda się wokoło, po czym szybkim ruchem chowa do kieszenitabliczkę czekolady.Rękę przyciska do boku, coś jeszcze ma pod płaszczem.Poznaję Sarah.Wyrosła, wyszczuplała.Jasnobrązowa grzywka opada jej na czoło, azgrabny nosek pokrywają piegi.Patrzę na zamontowaną w suficie kamerę telewizyjną, skierowaną nie tam, gdzie stoiSarah.Dziewczyna wie, że jest poza jej polem widzenia.Owinąwszy się płaszczem,idzie w kierunku kasy, wykłada torbę płatków śniadaniowych i paczkę cukierków.Stojąc w kolejce do kasy, zajęta jest lekturą magazynu ilustrowanego.Nie zwracauwagi na kasjerkę ani na stojących przed nią klientów.Przed nią w kolejce stoi matka z dzieckiem.Sarah podnosi głowę i widzi, że jąobserwuję.Natychmiast się odwraca i liczy drobne pieniądze.Strażnik, Sikh zpochodzenia, w jasnoniebieskim turbanie, ukryty za dużym plakatem reklamowym,obserwował ją od dłuższego czasu przez okno.Wyciągnął rękę, jakby sięgał po broń.Padające na niego z tyłu światło rozjaśnia jego turban niczym aureola, ma twarzsurowego sędziego.Dopóki nie chwycił jej za rękę i wykręcił do tyłu, Sarah nie zdaje sobie sprawy zsytuacji, w jakiej się znalazła.Spod jej płaszcza wypadły dwa kolorowe pisma.Krzyczy i usiłuje się wyrwać.Nagle wszyscy zamierają.Kasjerka przestaje żućgumę, w bezruchu staje pracownik układający towar na półkach, zamiera także wbezruchu masarz krojący szynkę.Od mrożonego kurczaka szczypią mnie palce.Nie pamiętam, kiedy wziąłem go zesklepowej zamrażarki.Przepychając się, dochodzę do kasy i krzyczę:- Sarah, mówiłem, abyś na mnie zaczekała.Zauważyłem, że strażnik się zawahał.100- Przepraszam za to zamieszanie, nie wzięliśmy koszyka -mówię.Z kieszenipłaszcza dziewczyny wyjmuję tabliczkę czekolady i kładę na taśmie.Potem zbieramz podłogi pisma ilustrowane, które wypadły z płaszcza, i wyjmuję zza paska spodnipaczkę herbatników.- Ona chciała to ukraść! - protestuje strażnik.- Ona to tylko trzymała.Proszę zostawić ją w spokoju.- A kim pan, u diabła, jest? Pokazałem plakietkę policyjną.- Jestem facetem, który oskarży pana o napad, jeżeli nie pozwoli jej pan odejść.Tymczasem Sarah wyjmuje z kieszeni karton z herbatą.Potem cierpliwie czeka,dopóki kasjer nie dokona obliczeń i nie zapakuje towarów do torby.Zabieram zakupy, wychodzę przez otwierające się automatycznie drzwi, a Sarahpodąża za mną.W drzwiach spotykamy menedżera, który oświadcza, iż nie chce jejwięcej widzieć w tym sklepie.- Zapłaciła za zakupy, więc ma prawo wrócić - odpowiadam i mijając go, wychodzę.Przez chwilę myślę, że Sarah ucieknie, ona zaś odwraca się po torbę z zakupami.- Nie tak szybko - mówię.Zdejmuje płaszcz, ma na sobie dżinsy koloru khaki i bluzkę z krótkimi rękawami.- Nie bardzo przydatny do tych rzeczy - mówię, wskazując płaszcz.- Dziękuję za radę.- W jej głosie jest sztuczna hardość.- Napijesz się czegoś zimnego? - pytam.Stoi, wyraznie spięta.Czeka na reprymendę, na tłumaczenie, że kradzież jest złympostępkiem.Trzymam torbę z zakupami.- Chcesz dostać zakupy, to napij się czegoś zimnego.Idziemy do baru, gdzie podająsoki, i siadamy przy stole nazewnątrz.Sarah zamawia koktajl mleczny z bananami, potem patrzy łapczywymwzrokiem na bułeczki [ Pobierz całość w formacie PDF ]