[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Upewniłem się, że w kuchninoże są pochowane i tak dalej.Pomyślałem o wszystkim, co mogłaby wykorzystać, próbującucieczki, i w końcu uznałem, że nie ma niebezpieczeństwa.Po kolacji znowu zaatakowała mnie w sprawie kąpieli.Pozwoliłem, żeby zaczęła siędąsać, i wtedy powiedziałem: - Dobrze, zaryzykuję, ale jeżeli złamiesz obietnicę, zostaniesztutaj.- Nigdy nie łamię obietnic.- Czy dasz mi słowo honoru?- Daję ci słowo honoru, że nie będę próbowała uciekać.- Ani dawać znaków.- Ani dawać znaków.- Muszę cię związać.- To mi ubliża.- Nie dziwiłbym się, gdybyś nie dotrzymała słowa - powiedziałem.- Aleja.- Nie dokończyła, wzruszyła jedynie ramionami i odwróciła się, wyciągającręce za siebie.Miałem przygotowany szalik, żeby złagodzić ucisk sznura, związałem jąciasno, ale nie na tyle, żeby to sprawiało ból.Miałem zamiar od razu ją zakneblować, alenajpierw kazała mi zabrać rzeczy do prania, wybrała też (co sprawiło mi przyjemność) ubraniez tego, co dla niej kupiłem.Niosłem jej rzeczy i szedłem pierwszy po schodach zewnętrznej piwnicy; ona czekała,aż otworzę drzwi, i weszła na górę dopiero, kiedy jej poleciłem, upewniwszy się przedtem,czy nikogo nie ma w pobliżu.Oczywiście było bardzo ciemno, ale bezchmurnie, na niebie kilka gwiazd.Ująłem jąmocno za rękę i pozwoliłem postać przez pięć minut.Słyszałem, jak głęboko oddycha.Byłoto bardzo romantyczne, jej głowa sięgała akurat mojego ramienia.- Słyszysz, że jesteśmy daleko od wszystkiego - powiedziałem.Kiedy nadeszła pora (musiałem ją ciągnąć siłą), weszliśmy przez kuchnię i jadalnię doholu, a potem po schodach do łazienki.- W drzwiach nie ma zamka - powiedziałem - w ogóle nie możesz ich zamknąć, bozablokowałem je gwozdziem, ale nie będę ci przeszkadzał pod warunkiem, że dotrzymaszobietnicy.Zostanę tutaj.Na podeście piętra przygotowałem krzesło.- Teraz rozwiążę ci ręce, jeżeli obiecasz, że nie zdejmiesz knebla.Potwierdzskinieniem głowy.Zrobiła tak, więc rozwiązałem jej ręce.Rozcierała je przez chwilę, pewnie głównie poto, żeby mi dokuczyć, a potem weszła do łazienki.Wszystko odbyło się bez problemów.Słyszałem, jak brała kąpiel, pluskała się i takdalej, całkiem normalnie, ale doznałem szoku, kiedy wyszła.Nie miała knebla.To był jedenpowód szoku.A drugim była zmiana w jej wyglądzie, w nowym ubraniu i z mokrymiwłosami, które opadały na ramiona.Jej rysy nabrały miękkości, robiła nawet wrażeniemłodszej, co nie znaczy, że kiedykolwiek wyglądała brzydko czy nieprzyjemnie.Musiałemmieć głupią minę, byłem zły z powodu knebla, ale nie potrafiłem tego okazać, bo wyglądałatak cudownie.Zaczęła mówić bardzo szybko.- Słuchaj, to strasznie uwierało.Dałam ci przecież słowo.I znowu ci daję.Jeżelichcesz, możesz mi to znowu założyć.Ale gdybym miała taki zamiar, już dawno mogłamkrzyczeć.Podała mi knebel, ale w jej spojrzeniu było coś takiego, że nie mogłem go znowuzałożyć.Powiedziałem: - Ręce wystarczą.- Miała na sobie swoją zieloną tunikę i jedną zkupionych przeze mnie bluzek; domyślałem się też, że musi mieć pod spodem nową bieliznę.Związałem jej ręce za plecami.- Przykro mi z powodu mojej podejrzliwości - powiedziałem.- Chodzi o to, że jesteśwszystkim, co nadaje mojemu życiu sens.- Wiem, że to nie był odpowiedni moment namówienie czegoś takiego, ale kiedy tak stała tam przede mną, było to ponad moje siły.- Gdybyś odeszła, chybabym z sobą skończył.- Powinieneś pójść do lekarza.Nic nie odpowiedziałem.- Chciałabym ci pomóc.- Myślisz, że jestem szalony, dlatego że to zrobiłem.Nie jestem szalony.Tylko poprostu nie mam nikogo innego.Nigdy nie chciałem znać nikogo prócz ciebie.-To najgorszy rodzaj choroby.- W tym momencie odwróciła się, a działo się towszystko, podczas gdy wiązałem jej ręce.Spojrzała w dół.- %7łal mi ciebie.Nagle zmieniła ton i zapytała: - A co z praniem? Wyprałam kilka rzeczy.Czy mogę jepowiesić na zewnątrz? Czy też jest tu gdzieś pralnia?- Wysuszę je w kuchni - powiedziałem.- Nie możesz nic posyłać do pralni.- I co teraz?Rozejrzała się wokół.Czasami było w niej coś psotnego, nie ulegało wątpliwości, żetylko szukała pretekstu, żeby się przyczepić, ale w przyjemny sposób.Jakby sięprzekomarzała.- Czy nie zamierzasz pokazać mi domu?Uśmiechała się, po raz pierwszy naprawdę się uśmiechała.Nie mogłem nieodpowiedzieć na to uśmiechem.- Już pózno - powiedziałem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Upewniłem się, że w kuchninoże są pochowane i tak dalej.Pomyślałem o wszystkim, co mogłaby wykorzystać, próbującucieczki, i w końcu uznałem, że nie ma niebezpieczeństwa.Po kolacji znowu zaatakowała mnie w sprawie kąpieli.Pozwoliłem, żeby zaczęła siędąsać, i wtedy powiedziałem: - Dobrze, zaryzykuję, ale jeżeli złamiesz obietnicę, zostaniesztutaj.- Nigdy nie łamię obietnic.- Czy dasz mi słowo honoru?- Daję ci słowo honoru, że nie będę próbowała uciekać.- Ani dawać znaków.- Ani dawać znaków.- Muszę cię związać.- To mi ubliża.- Nie dziwiłbym się, gdybyś nie dotrzymała słowa - powiedziałem.- Aleja.- Nie dokończyła, wzruszyła jedynie ramionami i odwróciła się, wyciągającręce za siebie.Miałem przygotowany szalik, żeby złagodzić ucisk sznura, związałem jąciasno, ale nie na tyle, żeby to sprawiało ból.Miałem zamiar od razu ją zakneblować, alenajpierw kazała mi zabrać rzeczy do prania, wybrała też (co sprawiło mi przyjemność) ubraniez tego, co dla niej kupiłem.Niosłem jej rzeczy i szedłem pierwszy po schodach zewnętrznej piwnicy; ona czekała,aż otworzę drzwi, i weszła na górę dopiero, kiedy jej poleciłem, upewniwszy się przedtem,czy nikogo nie ma w pobliżu.Oczywiście było bardzo ciemno, ale bezchmurnie, na niebie kilka gwiazd.Ująłem jąmocno za rękę i pozwoliłem postać przez pięć minut.Słyszałem, jak głęboko oddycha.Byłoto bardzo romantyczne, jej głowa sięgała akurat mojego ramienia.- Słyszysz, że jesteśmy daleko od wszystkiego - powiedziałem.Kiedy nadeszła pora (musiałem ją ciągnąć siłą), weszliśmy przez kuchnię i jadalnię doholu, a potem po schodach do łazienki.- W drzwiach nie ma zamka - powiedziałem - w ogóle nie możesz ich zamknąć, bozablokowałem je gwozdziem, ale nie będę ci przeszkadzał pod warunkiem, że dotrzymaszobietnicy.Zostanę tutaj.Na podeście piętra przygotowałem krzesło.- Teraz rozwiążę ci ręce, jeżeli obiecasz, że nie zdejmiesz knebla.Potwierdzskinieniem głowy.Zrobiła tak, więc rozwiązałem jej ręce.Rozcierała je przez chwilę, pewnie głównie poto, żeby mi dokuczyć, a potem weszła do łazienki.Wszystko odbyło się bez problemów.Słyszałem, jak brała kąpiel, pluskała się i takdalej, całkiem normalnie, ale doznałem szoku, kiedy wyszła.Nie miała knebla.To był jedenpowód szoku.A drugim była zmiana w jej wyglądzie, w nowym ubraniu i z mokrymiwłosami, które opadały na ramiona.Jej rysy nabrały miękkości, robiła nawet wrażeniemłodszej, co nie znaczy, że kiedykolwiek wyglądała brzydko czy nieprzyjemnie.Musiałemmieć głupią minę, byłem zły z powodu knebla, ale nie potrafiłem tego okazać, bo wyglądałatak cudownie.Zaczęła mówić bardzo szybko.- Słuchaj, to strasznie uwierało.Dałam ci przecież słowo.I znowu ci daję.Jeżelichcesz, możesz mi to znowu założyć.Ale gdybym miała taki zamiar, już dawno mogłamkrzyczeć.Podała mi knebel, ale w jej spojrzeniu było coś takiego, że nie mogłem go znowuzałożyć.Powiedziałem: - Ręce wystarczą.- Miała na sobie swoją zieloną tunikę i jedną zkupionych przeze mnie bluzek; domyślałem się też, że musi mieć pod spodem nową bieliznę.Związałem jej ręce za plecami.- Przykro mi z powodu mojej podejrzliwości - powiedziałem.- Chodzi o to, że jesteśwszystkim, co nadaje mojemu życiu sens.- Wiem, że to nie był odpowiedni moment namówienie czegoś takiego, ale kiedy tak stała tam przede mną, było to ponad moje siły.- Gdybyś odeszła, chybabym z sobą skończył.- Powinieneś pójść do lekarza.Nic nie odpowiedziałem.- Chciałabym ci pomóc.- Myślisz, że jestem szalony, dlatego że to zrobiłem.Nie jestem szalony.Tylko poprostu nie mam nikogo innego.Nigdy nie chciałem znać nikogo prócz ciebie.-To najgorszy rodzaj choroby.- W tym momencie odwróciła się, a działo się towszystko, podczas gdy wiązałem jej ręce.Spojrzała w dół.- %7łal mi ciebie.Nagle zmieniła ton i zapytała: - A co z praniem? Wyprałam kilka rzeczy.Czy mogę jepowiesić na zewnątrz? Czy też jest tu gdzieś pralnia?- Wysuszę je w kuchni - powiedziałem.- Nie możesz nic posyłać do pralni.- I co teraz?Rozejrzała się wokół.Czasami było w niej coś psotnego, nie ulegało wątpliwości, żetylko szukała pretekstu, żeby się przyczepić, ale w przyjemny sposób.Jakby sięprzekomarzała.- Czy nie zamierzasz pokazać mi domu?Uśmiechała się, po raz pierwszy naprawdę się uśmiechała.Nie mogłem nieodpowiedzieć na to uśmiechem.- Już pózno - powiedziałem [ Pobierz całość w formacie PDF ]