[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Obok czekały przekąski.W Kent było dużo cieplej niż w Londynie.Celia zmrużyła oczy przedsłonecznym blaskiem i pokręciła głową.- Nie trzeba, samo przejdzie.Zdaje się, że wczoraj wypiłam trochę za dużowina.Nie jestem do tego przyzwyczajona.- Ale to był cudowny dzień.Tańczyłaś wspaniale! Muszę przyznać, że mniezaskoczyłaś.Już dawno się tak dobrze nie bawiłam.- Pani Pemberton jest innego zdania - z lekkim uśmiechem wtrąciła Carolyn iodstawiła na stół filiżankę gorącej czekolady.- Jeszcze w nocy słyszałam, jakwymyślała nieszczęsnej Olivii.Powinnaś być zadowolona, Celio, że twój pokój jesttak daleko od naszych.Z powodu jej krzyków nie zmrużyłabyś oka.- Co ty powiesz? - Celia starała się zapanować nad drżeniem dłoni, w którejtrzymała filiżankę.Każde słowo na temat minionej nocy wywoływało w niejwzburzenie.Co miała zrobić lub powiedzieć na widok Coltera? Dobrze, że rano niezszedł na śniadanie.Renfroe poinformował, że lord Northington przed świtemwybrał się na obchód włości.151SR - Jego lordowska mość prosi o wybaczenie, ale spotka się z państwem pózniej.Oczywiście stajnie i powozy są do państwa dyspozycji.Szczerze polecamwycieczkę do Houghan - dodał na koniec i pani Pemberton natychmiast wyraziłażyczenie, by po śniadaniu wybrać się tam z Olivią.- Dobrze, że pojechały - orzekła Jacqueline po skończonym posiłku.- Terazpójdę do siebie napisać parę listów.Wy zaś róbcie, co chcecie - zwróciła się dodziewcząt.- Masz jakieś plany, Celio? - zapytała Carolyn.- Jezdzisz konno?Celia dostrzegła jej proszące spojrzenie i skinęła głową.- Spróbuję.Szkoda tylko, że pani Pemberton zabrała dwukółkę z kucykiem.- O nic się nie martw.Na pewno znajdziemy spokojną klacz.Pokażę ci, conależy robić.- Może przejażdżka po świeżym powietrzu rzeczywiście dobrze mi zrobi -uznała Celia, wstając od stołu.Poszły z Carolyn kamienną ścieżką, wiodącą do stajni.Ranek był rześki itrochę wilgotny, ale słońce przygrzewało coraz mocniej poprzez gałęzie drzew.Zapowiadał się piękny dzień.Celia zawiązała pod brodą różowe tasiemki czepka.W gruncie rzeczy byłazadowolona z propozycji Caro.Choć na krótko zapomnę o wczorajszej nocy,pomyślała.Nie mogła zasnąć niemal do białego rana, a kiedy wreszcie udało jej sięzamknąć oczy, przyszła Janey z wiadomością, że zaraz śniadanie.Dziwne, rozważała Celia.Przed zejściem na dół ze wszystkich stron oglądałasię w wysokim lustrze, lecz nie dostrzegła żadnej różnicy.A mimo to czuła sięinaczej.Przecież powinien być widoczny jakiś znak, piętno upadłej kobiety.Tymczasem z lustra patrzyła znajoma twarz, może nieco bledsza, ale bezzdradzieckiego poczucia winy.- Och! - zawołała Carolyn.- Spójrz, co za piękne konie!Szybkim krokiem podbiegła do zagrody.152SR - Cudowne!Celia z mniejszym zachwytem przyglądała się zwierzętom.Owszem, umiała wpełni docenić ich klasę, ale wbrew temu, co kiedyś mówiła Colterowi, nigdy niesiedziała w siodle.Koń jej ojca został sprzedany wraz z resztą dobytku.Jej do-świadczenie pod tym względem sprowadzało się wyłącznie do przejażdżekwygodnym powozem.- To chyba ten Cygan - szepnęła Caro, ciągnąc ją za rękaw - Santiago.Hm.Co on tu jeszcze robi?- Trenuje konie.Santiago rzeczywiście kręcił się po zagrodzie i przemawiał do zwierząt wswoim śpiewnym języku.Nawet nie spojrzał na stojące za barierą dziewczęta.Nadobrą sprawę nie interesowało go nic poza końmi.Poruszał się rytmicznie, niczymtancerz, jakby chciał przekazać swoim podopiecznym coś z własnej gracji.Podrugiej stronie młody Cygan opierał się o ogrodzenie.Chyba Mario.Obok niegostała Marita.Na widok dziewcząt przeszła wokoło zagrody, żeby porozmawiać.- Podziwiacie Santiago? - Uśmiechnęła się bardziej drwiąco niż przyjaznie.Nie odrywała wzroku od Celii.- On ma talent.Każdy z nas od dziecka umie jezdzićkonno, ale Santiago to wyjątek.Zaklinacz koni.- Tak - z podziwem potwierdziła Carolyn - to prawda.- Jezdzisz trochę? - zagadnęła Marita.Pytanie skierowane było na pozór doCaro, ale Cyganka patrzyła na Celię.- Oczywiście! - natychmiast zawołała Caro.- Od dawna, ale panna St.Clair.- Sama sobie wybieram wierzchowce - przerwała jej Celia, nie chcąc w żadensposób dać Cygance powodów do dalszych złośliwości.Marita uniosła brwi.- Coś takiego? W takim razie te konie muszą ci się podobać.Ogniste bestie,nie dla nowicjuszy.- Od niechcenia wzruszyła ramionami.- Trochę na nichjezdziłam, na pewno mam więcej doświadczenia od was.Czasami jeżdżę z jegolordowską mością.Często chwalił moje umiejętności.153SR - Oczywiście - przytaknęła Celia, ale coś ją podkusiło, żeby dodać: - Napewno był zdumiony, że potrafisz jezdzić jak dama.- Jak dama? - Marita wybuchnęła śmiechem, a w jej oczach pojawiły się złebłyski.- Nic z tych rzeczy! Lord Northington lekceważąco wyraża się o damach.Jeżdżę po męsku, i to tak dobrze, że jego zdaniem mogłabym uchodzić za centaura.- Naprawdę? - Celia czuła na sobie ciekawskie spojrzenie Caro, ale udało jejsię zachować pozorną obojętność.- Wolę być bardziej kobieca, ale ty pewnie niezwracasz uwagi na takie niuanse.- I se�or też nie! - krzyknęła Marita, dłużej nie kryjąc złości.- A zresztą, co tymożesz o tym wiedzieć.Jesteś tylko bladą imitacją kobiety, w połowie złożoną zlodu.- Wydaje mi się.- nieśmiało wtrąciła Carolyn, wyraznie zbita z tropuzachowaniem Cyganki - że nie powinnaś w ten sposób zwracać się do gości lordaNorthingtona.Na pewno nie byłby zadowolony.Marita dumnie uniosła głowę.- Nieprawda.Znam go lepiej niż wy.W nim drzemie prawdziwy ogień, a nie.- Marita! - Santiago wyrósł przy nich jak spod ziemi.Z twarzą pociemniałą zgniewu szybko powiedział coś po hiszpańsku.Wywiązała się krótka sprzeczka, a pochwili Marita odeszła w swoją stronę, rzucając zjadliwe spojrzenie na Celię.- Proszę wybaczyć mojej córce.- Santiago odwrócił się do dziewcząt.- Bywaporywcza i czasami nie wie, co mówi.Wybierają się panie na przejażdżkę?- Tak - odpowiedziała Carolyn.Celia uparcie milczała.- Przy śniadaniupowiedziano nam, że lord Northington nie ma nic przeciwko temu.Santiago wskazał im drogę do stajni.Głośno klasnął w dłonie i chwilę pózniejzjawił się Mario z dwoma osiodłanymi końmi.- Och - zafrasowała się Carolyn - wolę damskie siodło.Santiago spojrzał zakłopotany.154SR - Obawiam się, że w tej chwili mamy tylko jedno.Drugie akurat jest wnaprawie.- Wybieram tę.- Celia podeszła do niewielkiej szarej klaczy, czekającejspokojnie w drzwiach zagrody.Pogładziła ją lekko po pysku.Aatwiej było jezdzićpo męsku niż w niewygodnym i zdradliwym damskim siodle.- Celio - ze strachem zawołała Carolyn - jesteś pewna?- To o wiele bezpieczniejszy sposób - odpowiedziała Celia.- Już kiedyś gowypróbowałam [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzylatki.xlx.pl