[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie dało się przez nie wyjść, nawet gdybyzbił szybę, bo było zakratowane, ale panowała noc, a w pokoju paliło się światło, i choć byłato jedna żałosna, słaba żarówka, to jakby ktoś szedł ulicą, mógłby go zauważyć.Daniel oparłczoło o szybę.Chłodna i gładka przyniosła wielką ulgę jego rozpalonej skórze.Przez oknozobaczył na wpół zawalony, zabazgrany mur, niewyasfaltowaną ulicę, jakąś smutną latarnię.Poza tą bladą latarnią nie było widać żadnego innego światła.Przygnębiające miejsce, samkoniec świata.Zagubione obrzeże, którym nikt nie chadzał od tysiąca lat.Danielowi wyrwałsię spod knebla jęk rozpaczy.Gdyby chociaż miał papierosa.Gdyby chociaż mógł sobiezapalić.Musiał coś wykombinować.W każdej chwili mógł wrócić ten świr, nie może sobiepozwolić na zmarnowanie prawdopodobnie jedynej szansy ucieczki.I uratowania się.Pomyśl,Daniel, do cholery, pomyśl! - ponaglał się nerwowo.Wtedy zobaczył u swoich stóp psy.Tęparę odrzucających brzydactw, dla których psychol zdawał się mieć wiele ciepłych uczuć.Psiaki siedziały na swoich zadkach i przyglądały mu się z wielkim zainteresowaniem.Lekarzteż na nie spojrzał i zauważył, że były malutkie.Bardzo malutkie.Wiem, co muszę zrobić,pomyślał natychmiast Daniel, muszę złapać jednego z tych psów, przynajmniej jednego.Jeśliporwę jednego z tych cholernych kundli i złapię go za kark, co przy odrobinie gimnastykimoże mi się udać, mimo związanych na plecach rąk, jeśli chwycę go ciasno za gardło, to, gdyw końcu wróci ten psychopata, zmuszę go, żeby mi rozwiązał nogi, otworzył drzwi i pozwoliłodejść, bo jak nie, to zabiję tego psa albo wydłubię mu oczy, albo połamię łapki, jedną podrugiej.Kto wie, jak dobrze pójdzie, to ten plan ma szansę powodzenia, pomyślał,podekscytowany.I może nic mu się już nie stanie.Pochylił się więc nad zwierzętami i zaczął je przywoływać poprzez knebel, wydając niewyrazne pomruki o najsłodszym brzmieniu, na jakie mógł się tylko zdobyć.Ale psiakinadal tkwiły w miejscu, spokojne i poważne, patrząc na niego nieufnie.Teraz wam pokażę,pomyślał Daniel.Kilkoma skokami zbliżył się do niestabilnego stolika turystycznego, którystał w rogu, i wyginając się, zdołał schwycić kawałek chleba, który został z kanapki.Potemoparł się o ścianę i osunął na podłogę.Następnie poczołgał się w kierunku psów, którenatychmiast wstały i odsunęły się na rozsądną odległość.Wtedy lekarz wygiął się, żebyprzeklęte kundle mogły zobaczyć chleb, który miał w rękach, i zaczął im przyśpiewywać iprzesłodko na nie gruchać.Przez parę minut nic się nie wydarzyło, ale w końcu Psica, którabyła niepowstrzymanym łakomczuchem, zaczęła podchodzić do Daniela malutkimi i pełnymiwahania kroczkami.Strasznie dużo czasu zajęło jej doczłapanie do leżącego Daniela, aprzynajmniej jemu tak się wydało, ale w końcu, po długim wahaniu i wyniuchaniu powietrzawokół, psi głuptas wyciągnął szyję najdalej jak umiał, wysunął pysk, wystawił ozorek ipolizał chleb, a potem zrobił jeszcze jeden kroczek do przodu i wpił ząbki w przynętę.W tymmomencie Daniel zamachnął się w ciemno i, ku swojemu zdziwieniu, z wielką ulgąstwierdził, że zdołał uchwycić kark zwierzaka, jednak ten dziabnął go w dłoń i zdołał sięwywinąć.I tak został sobie Daniel, wyjąc ze złości i z bólu, podczas gdy Psica razem zPsiakiem dały dyla pod stolik turystyczny, spod którego nie wystawiły już nosa.Wychodzi więc na to, że ten plan też spełzł na niczym, powiedział do siebie lekarz, ajego oczy wypełniły się łzami - trochę z desperacji, a trochę, bo szczypała go ugryziona ręka.Pewnie i tak ten numer z psem by nie przeszedł z jakiegoś innego powodu.Teraz gooświeciło, że z kneblem na ustach ciężko by mu było wytłumaczyć psychopacie, co zamierzazrobić temu całemu kundlowi.A wniosek z tego wszystkiego był dziwny: żeby kogośnastraszyć, kluczową bronią jest słowo.A szczególnie wtedy, gdy się nie dysponuje niczyminnym.Teraz musiał wstać [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzylatki.xlx.pl