[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Potem wrócił do lasu z noktambulem, który recytował mu poezję tworzoną przez swójgatunek, niskim monotonnym głosem, a potem znalazł się we własnym pokoju w DomuKeilloran, gdzie przy jego łóżku stali ojciec i matka.Kiedy się obudził, jego umysł znów pracował normalnie; dostrzegł jakąś rurkęprzyczepioną do ramienia i drugą  do uda, i domyślił się, że jest w szpitalu, gdzie lekarzepróbują naprawić szkody, jakie spowodowała długa podróż.Był przy nim młody mężczyzna,który przedstawił się jako Reynaldo. Jestem synem Federiga  wyjaśnił. Jeśli chcesz o coś zapytać, jestem do dyspozycji.Miał jakieś trzydzieści lat, ciemne włosy, gładką skórę, był przystojny jak jakiś aktor. Joseph miał mnóstwo pytań, ale nie bardzo wiedział, od czego zacząć. Czy Lud podbił całą Manzę?  spytał po chwili wahania.Wydawało się to dobrympunktem zaczepienia. Tak, większość  rzekł Reynaldo. Całą Manzę z wyjątkiem tego miejsca.Wyjaśnił, że Panowie zatrzymali Lud na granicy w Eivoyi, a siły buntowników nadalekim południu nie były na tyle mocne, by się przez nią przedrzeć, i wreszcie zrezygnowałyz tego zamiaru, aż wreszcie wynegocjowano rozejm, zgodnie z którym Panowie zachowaliniepodległość na południowym skraju Manzy.Reszta północnego kontynentu została wrękach Ludu i prawdopodobnie większość Wielkich Domów została zniszczona.Walkizakończyły się.Nieliczni Panowie, którzy przeżyli na północy, nadal wędrowali na południe,wyjaśnił Reynaldo, ale teraz było ich już bardzo mało.Nie wspomniał nic o planachodzyskania podbitego terytorium, a Joseph wolał nie pytać. A Helikis?  spytał Joseph. Co tam się stało? Na Helikis nie było rewolucji  odparł Reynaldo. Na Helikis nic się nie zmieniło. To prawda, czy mówisz tak, żebym poczuł się lepiej? Nie powinieneś mieć powodów, żeby mi nie ufać  odparł Reynaldo i choć Josephzrozumiał, że nie jest to do końca odpowiedz na jego pytanie, wolał nie kontynuować tematu.Wiedział, że jest poważnie chory.Podczas walki o przeżycie kilkakrotnie doprowadził sięna skraj śmierci głodowej i zużył większość zasobów swojego ciała.Od opuszczeniaPrzystani Eysara pewnie działał już głównie siłą woli.W jego wieku młody organizm jeszczerośnie; jego ciało potrzebowało stałego, obfitego dopływu paliwa, a tymczasem przezwiększość czasu było pozbawione podstawowych składników odżywczych.Na szszęście tutajwszyscy byli dla niego dobrzy.Umieli go leczyć.Poza tym znów był wśród swoich.Josephnigdy nie słyszał o Domu Eivoya, ale to nie miało znaczenia: nigdy nie słyszał o większościDomów w Manzie.Był mu wdzięczny już za to, że istnieje, i że może tu przebywać.Gdyby tunie dotarł, pewnie by długo nie pociągnął.Wyglądało na to, że schwytanie przez oddziałbuntowników było najlepszą rzeczą, jaka mu się przytrafiła w podróży.Zaczął powoli wracać do zdrowia.Przekonał się, że wewnętrzna siła jego organizmu jestolbrzymia.Wyjęto mu rurki i zaczął jeść normalne jedzenie.Wkrótce wstał i zaczął chodzić,wychodził z pokoju i siedział na balkonie.Wyglądało na to, że szpital znajduje się na skrajulasu, a właściwie starej puszczy, ciemnej, przedwiecznej, z ogromnymi drzewami, którychkorzenie sięgały pewnie prehistorii Ojczyzny, stojących jedno przy drugim, z sieciąsplątanych pnączy owijających potężne pnie tak, że powstała nieprzenikniona bariera.Josephowi zdawało się przez chwilę, że kiedy stąd odejdzie, będzie musiał wejść do lasu ijakoś go przejść, rozwiązać wszystkie straszne zagadki, jakie mu zada, co będzie kolejnym,niełatwym etapem jego podróży, i ta myśl przerażała go i zarazem zachwycała.Potem jednakprzypomniał sobie, że wreszcie dotarł do sanktuarium i nie będzie musiał już wędrować pociemnym lesie.  Ktoś przyszedł cię odwiedzić  oznajmił Reynaldo, dzień czy dwa dni pózniej.Weszła do pokoju, młoda wysoka kobieta o ciemnych włosach, elegancko ubrana, piękna.Była zdumiewająco podobna do jego matki, tak bardzo, że przez sekundę pomyślał, że to jegomatka, a on znowu ma halucynacje.Jego matka jednak nie żyła, a ta kobieta była zbyt młoda.Nie miała więcej niż dwadzieścia lat, a może mniej.Dopiero wtedy Joseph zrozumiał, że tojego siostra. Cailin?  spytał niepewnie, na co ona odparła równie niepewnym tonem: Joseph? Nie poznałaś mnie, prawda?Uśmiechnęła się. Tak przystojnie wyglądasz z brodą! Ale tak się zmieniłeś.Wszystko się zmieniło.Och,Joseph, Joseph, Joseph, Joseph.Wyciągnął ramiona i podeszła do niego, rzucając mu się w objęcia, po czym cofnęła się,jakby w obawie, że jeszcze jest zbyt delikatny i uścisk może mu uczynić krzywdę.Chwycił jąmocno i przyciągnął do siebie.Potem puścił i patrzył.Choć tego nie powiedziała, Joseph czuł,że rozpaczliwie szuka potwierdzenia, że ten wymizerowany brodaty nieznajomy przed nią jestnaprawdę jej bratem.On też szukał w pamięci jej obrazu.Nie ulegało wątpliwości, że to Cailin [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzylatki.xlx.pl