[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chodz.- Nadal jest taka ładna? - pyta Jane, biorąc płaszczyk i podając Chicoocieplacz.- Mój ojciec chyba tak sądzi - mówi Chico.Wychodzą pod wiatę.Jest tu wilgotno i zimno - wiatr świszcze w szczelinachprowizorycznych ścian.Leży tu sterta starych opon, stary rower Johnny'ego, któryChico odziedziczył, mając dziesięć lat i natychmiast zepsuł, stos magazynówdetektywistycznych, zwrotne butelki po pepsi, naoliwiony blok silnika, skrzynka popomarańczach pełna książek w miękkich okładkach, stara malowanka z koniem pasącymsię na trawie.Chico pomaga jej wyjść na zewnątrz.Deszcz pada nużąco monotonnie.Stary wózChico stoi w kałuży na podjezdzie, wygląda osowiale.Nawet na kołkach i zkawałkiem folii zakrywającej otwór po przedniej szybie, dodge Johnny'ego ma więcejklasy.Samochód Chico to buick.Ma matowy lakier, ozdobiony wypryskami rdzy.Tapicerkę przedniego siedzenia nakryto brązowym wojskowym kocem.Duży znaczekprzyczepiony do osłony przeciwsłonecznej po stronie pasażera, głosi: CHC TEGOCODZIENNIE.Na tylnym siedzeniu leży zardzewiały aparat zapłonowy; jeżeli wreszcieprzestanie padać, myśli Chico, oczyszczę go i może zamontuję w dodge'u.Buick pachnie stęchlizną i długo rzęzi zapłonem, zanim wreszcie zapala.- Akumulator? - pyta ona.- Chyba przez ten przeklęty deszcz.Wycofuje wóz na drogę, włączając wycieraczki i przystając na moment, żebyzerknąć na dom.Ten wygląda wyjątkowo paskudnie.Brzydko odstająca wiata,dwuspadowy dach, papa i odpadające gonty.Radio włącza się na cały regulator i Chico natychmiast je wyłącza.Podczaszką czuje początek niedzielnego bólu głowy.Przejeżdżają koło Grange Hall,ochotniczej straży pożarnej i sklepu Browniego.T-Bird Sally Morrison stoizaparkowany przy ciśnieniomierzu Browniego i Chico pozdrawia ją podniesioną ręką,skręcając w starą drogę do Lewiston.- Kto to?- Sally Morrison.- Aadna.Neutralnym tonem.Chico szuka papierosów.- Dwa razy wyszła za mąż i dwukrotnie się rozwiodła.Teraz jest miejscowązdzirą, jeśli wierzyć w połowę tego, co wygadują w tej zasranej dziurze.- Wygląda młodo.- Bo jest młoda.- Czy ty.Przesuwa ręką po jej nodze i uśmiecha się.- Nie - mówi.- Może mój brat, ale nie ja.Jednak lubię Sally.Ma swojealimenty i biały samochód, nie obchodzi jej, co o niej gadają.To zaczyna wyglądać na długą jazdę.Leżące na prawo Androscoggin jestpofalowane i posępne.Lód się stopił.Jane stała się milcząca i zamyślona.Jedynymdzwiękiem jest teraz rytmiczny trzask wycieraczek.Samochód przejeżdża przezzagłębienia terenu i napotyka przygruntową mgłę czekającą na wieczór, kiedywypełznie z niecek i zasnuje całą River Road.Wjeżdżają do Auburn i Chico jedzie skrótem, po czym skręca w Minot Avenue.Cztery pasy są prawie puste i wszystkie podmiejskie domki wyglądają jak spakowane.Widzą małego chłopca w żółtej pelerynie, idącego chodnikiem i staranniewchodzącego do każdej kałuży.- Idz, człowieku - mówi cicho Chico.- Co? - pyta Jane.- Nic, dziecino.Zpij dalej.Dziewczyna śmieje się z lekkim powątpiewaniem.Chico skręca w Keston Street i na podjazd jednego ze schludnych domków.Niegasi silnika.- Wejdz, poczęstuję cię ciasteczkami - zachęca Jane.On potrząsa głową.- Muszę wracać.- Wiem.- Dziewczyna obejmuje go ramionami i całuje.Dziękuję ci zanajcudowniejsze chwile w moim życiu.Chico uśmiecha się nagle.Jego twarz rozpromienia się jak pod dotknięciemczarodziejskiej różdżki.- Zobaczymy się w poniedziałek, Janey-Jane.Nadal jesteśmy przyjaciółmi,prawda?- Wiesz, że tak - odpowiada i znów go całuje.Ale kiedy dotyka jej piersiprzez ubranie, odsuwa się.- Nie.Ojciec może zobaczyć.Puszcza ją, pozostawiając na twarzy tylko odrobinę uśmiechu.Ona szybkowysiada z samochodu i biegnie do tylnych drzwi.W chwilę pózniej znika w domu.Chico zwleka jeszcze moment, zapalając papierosa, po czym tyłem wyjeżdża zpodjazdu.Buick rzęzi.Chico czeka długa droga do domu.Po powrocie zastaje samochód ojca zaparkowany przed domem.Chico podjeżdżaobok i pozwala silnikowi zgasnąć.Przez moment siedzi w milczeniu, słuchającdeszczu.Jakby był w stalowej beczce.Wewnątrz Billy ogląda w telewizji Carla Stormera i jego Country Buckaroos.Na widok Chico podskakuje z podniecenia.- Eddie, hej, Eddie, wiesz, co powiedział wujek Pete? Powiedział, że on ikupa innych facetów zatopili szkopską łódz podwodną podczas wojny! Zabierzesz mniew następną sobotę do kina?- Nie wiem - mówi Chico z uśmiechem.- Może, jeśli przez cały tydzieńbędziesz po kolacji całował moje buty.Tarmosi Billy'ego za włosy.Billy wrzeszczy, śmieje się i kopie go połydkach.- Przestańcie, już - mówi Sam May, wchodząc do pokoju.- Przestańcie, wydwaj.Wiecie, że matka nie lubi takich awantur.Ma rozpięty guzik koszuli pod szyją i rozluzniony krawat.Niesie talerz ztrzema hot dogami.Parówki tkwią w białym pieczywie, a obok Sam May nałożył sobiemusztardę.- Gdzie byłeś, Eddie?- U Jane.Słychać odgłos spuszczanej wody w toalecie.Virginia [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Chodz.- Nadal jest taka ładna? - pyta Jane, biorąc płaszczyk i podając Chicoocieplacz.- Mój ojciec chyba tak sądzi - mówi Chico.Wychodzą pod wiatę.Jest tu wilgotno i zimno - wiatr świszcze w szczelinachprowizorycznych ścian.Leży tu sterta starych opon, stary rower Johnny'ego, któryChico odziedziczył, mając dziesięć lat i natychmiast zepsuł, stos magazynówdetektywistycznych, zwrotne butelki po pepsi, naoliwiony blok silnika, skrzynka popomarańczach pełna książek w miękkich okładkach, stara malowanka z koniem pasącymsię na trawie.Chico pomaga jej wyjść na zewnątrz.Deszcz pada nużąco monotonnie.Stary wózChico stoi w kałuży na podjezdzie, wygląda osowiale.Nawet na kołkach i zkawałkiem folii zakrywającej otwór po przedniej szybie, dodge Johnny'ego ma więcejklasy.Samochód Chico to buick.Ma matowy lakier, ozdobiony wypryskami rdzy.Tapicerkę przedniego siedzenia nakryto brązowym wojskowym kocem.Duży znaczekprzyczepiony do osłony przeciwsłonecznej po stronie pasażera, głosi: CHC TEGOCODZIENNIE.Na tylnym siedzeniu leży zardzewiały aparat zapłonowy; jeżeli wreszcieprzestanie padać, myśli Chico, oczyszczę go i może zamontuję w dodge'u.Buick pachnie stęchlizną i długo rzęzi zapłonem, zanim wreszcie zapala.- Akumulator? - pyta ona.- Chyba przez ten przeklęty deszcz.Wycofuje wóz na drogę, włączając wycieraczki i przystając na moment, żebyzerknąć na dom.Ten wygląda wyjątkowo paskudnie.Brzydko odstająca wiata,dwuspadowy dach, papa i odpadające gonty.Radio włącza się na cały regulator i Chico natychmiast je wyłącza.Podczaszką czuje początek niedzielnego bólu głowy.Przejeżdżają koło Grange Hall,ochotniczej straży pożarnej i sklepu Browniego.T-Bird Sally Morrison stoizaparkowany przy ciśnieniomierzu Browniego i Chico pozdrawia ją podniesioną ręką,skręcając w starą drogę do Lewiston.- Kto to?- Sally Morrison.- Aadna.Neutralnym tonem.Chico szuka papierosów.- Dwa razy wyszła za mąż i dwukrotnie się rozwiodła.Teraz jest miejscowązdzirą, jeśli wierzyć w połowę tego, co wygadują w tej zasranej dziurze.- Wygląda młodo.- Bo jest młoda.- Czy ty.Przesuwa ręką po jej nodze i uśmiecha się.- Nie - mówi.- Może mój brat, ale nie ja.Jednak lubię Sally.Ma swojealimenty i biały samochód, nie obchodzi jej, co o niej gadają.To zaczyna wyglądać na długą jazdę.Leżące na prawo Androscoggin jestpofalowane i posępne.Lód się stopił.Jane stała się milcząca i zamyślona.Jedynymdzwiękiem jest teraz rytmiczny trzask wycieraczek.Samochód przejeżdża przezzagłębienia terenu i napotyka przygruntową mgłę czekającą na wieczór, kiedywypełznie z niecek i zasnuje całą River Road.Wjeżdżają do Auburn i Chico jedzie skrótem, po czym skręca w Minot Avenue.Cztery pasy są prawie puste i wszystkie podmiejskie domki wyglądają jak spakowane.Widzą małego chłopca w żółtej pelerynie, idącego chodnikiem i staranniewchodzącego do każdej kałuży.- Idz, człowieku - mówi cicho Chico.- Co? - pyta Jane.- Nic, dziecino.Zpij dalej.Dziewczyna śmieje się z lekkim powątpiewaniem.Chico skręca w Keston Street i na podjazd jednego ze schludnych domków.Niegasi silnika.- Wejdz, poczęstuję cię ciasteczkami - zachęca Jane.On potrząsa głową.- Muszę wracać.- Wiem.- Dziewczyna obejmuje go ramionami i całuje.Dziękuję ci zanajcudowniejsze chwile w moim życiu.Chico uśmiecha się nagle.Jego twarz rozpromienia się jak pod dotknięciemczarodziejskiej różdżki.- Zobaczymy się w poniedziałek, Janey-Jane.Nadal jesteśmy przyjaciółmi,prawda?- Wiesz, że tak - odpowiada i znów go całuje.Ale kiedy dotyka jej piersiprzez ubranie, odsuwa się.- Nie.Ojciec może zobaczyć.Puszcza ją, pozostawiając na twarzy tylko odrobinę uśmiechu.Ona szybkowysiada z samochodu i biegnie do tylnych drzwi.W chwilę pózniej znika w domu.Chico zwleka jeszcze moment, zapalając papierosa, po czym tyłem wyjeżdża zpodjazdu.Buick rzęzi.Chico czeka długa droga do domu.Po powrocie zastaje samochód ojca zaparkowany przed domem.Chico podjeżdżaobok i pozwala silnikowi zgasnąć.Przez moment siedzi w milczeniu, słuchającdeszczu.Jakby był w stalowej beczce.Wewnątrz Billy ogląda w telewizji Carla Stormera i jego Country Buckaroos.Na widok Chico podskakuje z podniecenia.- Eddie, hej, Eddie, wiesz, co powiedział wujek Pete? Powiedział, że on ikupa innych facetów zatopili szkopską łódz podwodną podczas wojny! Zabierzesz mniew następną sobotę do kina?- Nie wiem - mówi Chico z uśmiechem.- Może, jeśli przez cały tydzieńbędziesz po kolacji całował moje buty.Tarmosi Billy'ego za włosy.Billy wrzeszczy, śmieje się i kopie go połydkach.- Przestańcie, już - mówi Sam May, wchodząc do pokoju.- Przestańcie, wydwaj.Wiecie, że matka nie lubi takich awantur.Ma rozpięty guzik koszuli pod szyją i rozluzniony krawat.Niesie talerz ztrzema hot dogami.Parówki tkwią w białym pieczywie, a obok Sam May nałożył sobiemusztardę.- Gdzie byłeś, Eddie?- U Jane.Słychać odgłos spuszczanej wody w toalecie.Virginia [ Pobierz całość w formacie PDF ]