[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tym razem to onmówił zbyt głośno.Czin rozejrzał się dookoła i mówił dalej ściszonym głosem:- Dużo ludzi.dobrych ludzi zginęło podczas zamieszek na uniwersytecie w Pekinie wsierpniu zeszłego roku.Przedtem ginęli na Placu Tiananmen.- Mój brat nie zginął podczas zamieszek - odparł Hung.- Wiem, ale.- próbował mu przerwać Czin.- Zginął w piwnicy jakiegoś budynku w Pekinie.Nawet nie wiem, gdzie.Nigdy niepozwolili nam zobaczyć jego ciała.Jak myślisz, dlaczego? - Podniósł oczy, szukającodpowiedzi.Czin potrząsnął przecząco głową.- Wiem, chodzi o to.- Cztery dni! Trzymali go przez cztery dni! Tyle wiemy! - Na twarzy Hunga widać byłocierpienie.Czin wiedział, że ciągle na nowo wyobrażał sobie śmierć swojego brata.Czuli sięsobie bardzo bliscy - między nimi był tylko rok różnicy.Dwoje dzieci w jednej rodzinie to byłarzadkość - a szczególnie dwóch chłopców.Prawie nikt nie miał drugiego dziecka, jeśli pierw-szym był chłopiec.Czin nie mógł zliczyć, ile razy słyszał słowa mój brat z ust Hunga, któryprzypominał sobie ich chłopięce przygody.Za każdym razem rzucało to ponury cień narozmowę.Czin miał sucho w ustach, ale spróbował jeszcze raz.- Próbują ci tylko powiedzieć, że wiele ludzi zginęło.Pomyśl o wojnie.Po prostupomyśl.- Czin miał ściśnięte gardło z emocji.- Na szczęście wojna się skończyła.Zamieszkiteż.Czas wrócić do domu.- Hung skrzywił się.-Postąpiłeś właściwie - dodał Czin.- Będzieszzadowolony, kiedy wszystko wróci do normalności.Nagle autobus się zatrzymał.Wszyscy wysiedli na chłodne powietrze.W poprzekszerokiej, bystrej rzeki przerzucono most pontonowy.- Pamiętasz, kiedy ostatnio widzieliśmy Amur? - zapytał z podnieceniem Czin.Hungszedł z rękami wciśniętymi w kieszenie spodni, z podbródkiem wciśniętym w pierś, wpatrzonyw most.Po drugiej stronie stała grupka chińskich żołnierzy.Zielone wojskowe ciężarówki byłyprawdopodobnie środkiem lokomocji, który zabierze ich do domu.W małym oboziepostawiono cztery wielkie namioty.- Pamiętasz? Wtedy rzeka była kompletnie zamarznięta!Polna droga przed nimi była zapchana autobusami.Hung nic nie powiedział, kiedyAmerykanie skierowali ich w kierunku mostu.Tłum liczący około tysiąca chińskich jeńcówwojennych uformował się na rosyjskim brzegu.Wszyscy patrzyli z wyczekiwaniem napołudnie, w kierunku Chin.Niewielu rozmawiało.Po kilku minutach na drugim końcu mostupojawiło się trzech mężczyzn.Kiedy podeszli, Czin mógł zobaczyć, że są Europejczykami.No-sili kombinezony lotnicze, a jeden z nich kuśtykał.Kiedy lotnicy byli już prawie na brzegu, kilku amerykańskich oficerów weszło na most.Nosili ciemne okulary, niebieskie czapki, a na twarzach mieli szerokie uśmiechy.Podali sobieręce, a potem wyściskali powracających mężczyzn.Było to prawdziwe powitanie w domu, zmnóstwem emocji i radosnymi okrzykami.Powracający jeńcy zostali szybko odprowadzeni dooczekujących karetek.Chińczyk w amerykańskim mundurze polecił sztywnym dialektem kantońskim:- Idzcie przez most! - Wśród chińskich żołnierzy rozległy się śmiechy, ale zastosowalisię do rozkazu.Zanim nadeszła kolej Hunga i Czina, amerykańscy żołnierze zastąpili im drogę.Most był zapełniony do granic swojej wytrzymałości, więc musieli poczekać.Przed nimi okołodwustu ludzi powoli szło w kierunku odległego brzegu.Hung cały czas oglądał się za siebie.Najpierw patrzył na odjeżdżającychamerykańskich jeńców wojennych, potem na autobusy, które też powoli odjechały.Kiedynadeszła w końcu ich kolej, Czin musiał popchnąć Hunga, aby poszedł do przodu.Most falował pod ciężarem tak wielu powracających.Po drugiej stronie rzeki grupaludzi weszła do namiotu.- To na pewno badania medyczne - powiedział Czin i zaśmiał się.- Zakładam się, żebędą nam wsadzać palce w dupę.Hung nie wyglądał na rozbawionego.Kiedy dotarli do południowego brzegu, zobaczyli,że ich komitet powitalny jest uzbrojony.Nie było uścisków ani obejmowania się, ani nawetpozdrowień [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Tym razem to onmówił zbyt głośno.Czin rozejrzał się dookoła i mówił dalej ściszonym głosem:- Dużo ludzi.dobrych ludzi zginęło podczas zamieszek na uniwersytecie w Pekinie wsierpniu zeszłego roku.Przedtem ginęli na Placu Tiananmen.- Mój brat nie zginął podczas zamieszek - odparł Hung.- Wiem, ale.- próbował mu przerwać Czin.- Zginął w piwnicy jakiegoś budynku w Pekinie.Nawet nie wiem, gdzie.Nigdy niepozwolili nam zobaczyć jego ciała.Jak myślisz, dlaczego? - Podniósł oczy, szukającodpowiedzi.Czin potrząsnął przecząco głową.- Wiem, chodzi o to.- Cztery dni! Trzymali go przez cztery dni! Tyle wiemy! - Na twarzy Hunga widać byłocierpienie.Czin wiedział, że ciągle na nowo wyobrażał sobie śmierć swojego brata.Czuli sięsobie bardzo bliscy - między nimi był tylko rok różnicy.Dwoje dzieci w jednej rodzinie to byłarzadkość - a szczególnie dwóch chłopców.Prawie nikt nie miał drugiego dziecka, jeśli pierw-szym był chłopiec.Czin nie mógł zliczyć, ile razy słyszał słowa mój brat z ust Hunga, któryprzypominał sobie ich chłopięce przygody.Za każdym razem rzucało to ponury cień narozmowę.Czin miał sucho w ustach, ale spróbował jeszcze raz.- Próbują ci tylko powiedzieć, że wiele ludzi zginęło.Pomyśl o wojnie.Po prostupomyśl.- Czin miał ściśnięte gardło z emocji.- Na szczęście wojna się skończyła.Zamieszkiteż.Czas wrócić do domu.- Hung skrzywił się.-Postąpiłeś właściwie - dodał Czin.- Będzieszzadowolony, kiedy wszystko wróci do normalności.Nagle autobus się zatrzymał.Wszyscy wysiedli na chłodne powietrze.W poprzekszerokiej, bystrej rzeki przerzucono most pontonowy.- Pamiętasz, kiedy ostatnio widzieliśmy Amur? - zapytał z podnieceniem Czin.Hungszedł z rękami wciśniętymi w kieszenie spodni, z podbródkiem wciśniętym w pierś, wpatrzonyw most.Po drugiej stronie stała grupka chińskich żołnierzy.Zielone wojskowe ciężarówki byłyprawdopodobnie środkiem lokomocji, który zabierze ich do domu.W małym oboziepostawiono cztery wielkie namioty.- Pamiętasz? Wtedy rzeka była kompletnie zamarznięta!Polna droga przed nimi była zapchana autobusami.Hung nic nie powiedział, kiedyAmerykanie skierowali ich w kierunku mostu.Tłum liczący około tysiąca chińskich jeńcówwojennych uformował się na rosyjskim brzegu.Wszyscy patrzyli z wyczekiwaniem napołudnie, w kierunku Chin.Niewielu rozmawiało.Po kilku minutach na drugim końcu mostupojawiło się trzech mężczyzn.Kiedy podeszli, Czin mógł zobaczyć, że są Europejczykami.No-sili kombinezony lotnicze, a jeden z nich kuśtykał.Kiedy lotnicy byli już prawie na brzegu, kilku amerykańskich oficerów weszło na most.Nosili ciemne okulary, niebieskie czapki, a na twarzach mieli szerokie uśmiechy.Podali sobieręce, a potem wyściskali powracających mężczyzn.Było to prawdziwe powitanie w domu, zmnóstwem emocji i radosnymi okrzykami.Powracający jeńcy zostali szybko odprowadzeni dooczekujących karetek.Chińczyk w amerykańskim mundurze polecił sztywnym dialektem kantońskim:- Idzcie przez most! - Wśród chińskich żołnierzy rozległy się śmiechy, ale zastosowalisię do rozkazu.Zanim nadeszła kolej Hunga i Czina, amerykańscy żołnierze zastąpili im drogę.Most był zapełniony do granic swojej wytrzymałości, więc musieli poczekać.Przed nimi okołodwustu ludzi powoli szło w kierunku odległego brzegu.Hung cały czas oglądał się za siebie.Najpierw patrzył na odjeżdżającychamerykańskich jeńców wojennych, potem na autobusy, które też powoli odjechały.Kiedynadeszła w końcu ich kolej, Czin musiał popchnąć Hunga, aby poszedł do przodu.Most falował pod ciężarem tak wielu powracających.Po drugiej stronie rzeki grupaludzi weszła do namiotu.- To na pewno badania medyczne - powiedział Czin i zaśmiał się.- Zakładam się, żebędą nam wsadzać palce w dupę.Hung nie wyglądał na rozbawionego.Kiedy dotarli do południowego brzegu, zobaczyli,że ich komitet powitalny jest uzbrojony.Nie było uścisków ani obejmowania się, ani nawetpozdrowień [ Pobierz całość w formacie PDF ]