[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Alistair przechadzał się przed paleniskiem w salonie miejskiej posiadłości Mastersona.Jego idealnie wypolerowane wysokie buty stąpały cicho po orientalnym dywanie.Splótł palcez tyłu pleców, czując w dłoniach mrowienie spowodowane ich zaciskaniem.- Ospa.- Tak.- Matka mówiła łagodnym, wyrażającym cierpienie głosem.Louisa, księżna Masterson, siedziała na rzezbionym drewnianym krześle nienaturalniewyprostowana.Jej włosy były tak ciemne jak włosy Alistaira, na błyszczących pasmach niewidać było najmniejszego śladu siwizny, ale jej ładna twarz zdradzała zarówno wiek, jak iogrom bólu spowodowanego śmiercią trzech z czterech synów.Portret księżnej wiszący nadgzymsem kominka był większy i szerszy niż sylwetka Alistaira i stanowił centralny punktsalonu.Jej młodsza postać uśmiechała się z góry do każdego, kto znajdował się w wielkimpomieszczeniu, jej niebieskie oczy były naiwnie jasne i nieświadome tragedii, jakie miały nanią spaść.Alistair nie wiedział, co powiedzieć.Wszyscy trzej jego bracia nie żyli i rozpaczprzygniatała mu serce jak ciężki, wielki kamień.Równie mocno ciążył mu tytuł, jaki teraznosił, wyróżnienie, którego nigdy nie pragnął.- Nie chcę tego - powiedział szorstko.-Powiedz mi, jak się z tego wyplątać.- Nie masz wyjścia.Spojrzał na nią.Masterson był w domu, ale Louisa przeżywała tę niewyobrażalnątragedię w samotności, ponieważ jej ukochany mąż nie mógł znieść widoku bękarta, którybędzie teraz nosił jego egzaltowany tytuł.- Mógłby się mnie wyprzeć - zasugerował Alistair - dzięki czemu tytuł odziedziczyłbyjakiś krewny.- Alistairze.- Matka zbliżyła do ust chusteczkę i załkała, wydając rozpaczliwydzwięk, który rozdzierał go od środka niczym pazury.- Nie może nawet na mnie patrzeć.On również musi pragnąć rozwiązania tej sytuacji.- Gdyby istniała jakaś alternatywa, z którą mógłby potem żyć, to owszem.Jednak nieujawni, że był zdradzanym mężem, ani nie chce wstydu dla mnie, a następnym w linii dodziedziczenia tytułu jest nasz daleki kuzyn, którego reputacja jest wątpliwa.- Nie chcę tego wszystkiego - powtórzył, czując, jak wywraca mu się żołądek.Alistairpragnął życia pełnego podróży i przygód, jakie będzie dzielił z Jessicą.Chciał sprawiać jejradość i dostarczać wrażeń, chciał dać jej wolność, aby wymazać z jej pamięci ucisk, jakiegodoświadczyła w młodości, i zastąpić go nieograniczonymi możliwościami w dorosłym życiu.- Będziesz od teraz jednym z najbogatszych ludzi w Anglii.- Przysięgam na Boga, że nie tknę szylinga z drogocennych pieniędzy Mastersona -wycedził, czując, jak gotuje się w nim krew na samo wspomnienie o tym.- Nie masz pojęciao rzeczach, które robiłem, aby wypełnić zobowiązania finansowe.Poskąpił mi pomocy, kiedynajbardziej jej potrzebowałem.Teraz też, do diabła, niczego od niego nie wezmę!Louisa wstała, ściskając w rękach chusteczkę.Azy leciały niekontrolowanymstrumieniem po jej zapadniętych policzkach.- Co mam więc zrobić? Nie mogę żałować tego,że się urodziłeś.Nie cofnę czasu i cię nie porzucę.Zatrzymując cię, musiałam zaryzykować,że któregoś dnia to właśnie ty będziesz musiał przejąć tytuł, i Masterson również podjął toryzyko.Razem ze mną.Podjęliśmy tę decyzję razem i będziemy jej wierni.- A jednak jesteś tutaj sama.Uniosła podbródek.- To mój wybór i ja muszę ponosić jego konsekwencje.Alistair odszedł od kominka i zbliżył się do matki.Sufit znajdował się na wysokościtrzydziestu stóp nad nimi; najbliższa ściana była w odległości dwudziestu stóp.Każdaposiadłość Mastersonów charakteryzowała się tak ogromnymi przestrzeniami wypełnionymimeblami i dziełami sztuki gromadzonymi od wieków.Odległe ściany zbliżały się do siebie, ściskając klatkę piersiową Alistaira niczymimadło.Nigdy nie czuł związku z żadną z tych rzeczy, nigdy nie miał poczucia rodzinnejdumy lub przynależności.Noszenie tytułu byłoby podobne do noszenia maski.Już kiedyśmusiał odgrywać rolę, aby przetrwać, ale obecnie cieszył się, że jest taki, jaki był.Dobrzeczuł się, będąc mężczyzną, którego Jessica kochała bezwarunkowo.Twój wybór - powiedział łagodnie, czując się jak oszust, którym kazano mu być.- Aleto ja muszę płacić za niego wysoką cenę.***Przebywając gościnnie w domu Regmontów, Jess nie zmrużyła w nocy oka.Jej myślipędziły jak szalone, w sercu czuła ból przy każdej zmianie pozycji.Alistair był teraz markizem Baybury.Któregoś dnia zostanie księciem Masterson.Zkażdym tytułem wiązała się ogromna władza i prestiż, ale też poważne obowiązki.Nie mógł związać się z bezpłodną kobietą.Zarówno na pokładzie Acherona, jak i na wyspie spali do południa.Jednakże drugiegodnia pobytu w Londynie Alistair zjawił się u niej o nieludzko wczesnej godzinie - ósmej rano.Była ubrana i gotowa na jego przybycie, wiedząc, że przyjdzie do niej tak wcześnie, jak totylko będzie stosowne.Wiedząc, że musi być silna za nich dwoje.Schodziła ze schodów z taką dozą wdzięku, jak to możliwe w sytuacji, gdy czuła sięniczym skazaniec idący na szafot.Kiedy minęła zakręt na schodach prowadzących wprost dofoyer, ujrzała Alistaira, który czekał na nią z jedną ręką spoczywającą na słupku balustrady inogą opartą o pierwszy stopień schodów.Trzymał w dłoni kapelusz i był ubrany w czerń odstóp do głów.Jego twarz była tak poważna, jak sposób, w jaki czuła się Jessica.%Otworzył ramiona i Jessica ruszyła ku nim, pokonując biegiem pozostałe stopnie, ażzatrzymała się na jego ciele.Złapał ją bez trudu i mocno uścisnął.- Przykro mi z powodu twojej straty - powiedziała zdyszanym głosem, masujączachłannie palcami jego napięty kark.- Przykro mi z powodu tego co otrzymałem.- Głos Alistaira był obojętny i chłodny,ale jego uścisk już nie.Przywarł swoją skronią do jej skroni itrzymał ją tak, jakby miał jejnigdy nie puścić.Po dłuższej chwili pozwolił, aby zaprowadziła go do salonu.Stanęli naprzeciw siebie,twarzą w twarz.Wyglądał na zmęczonego i starszego, niż był naprawdę.Przeciągając dłonią po włosach, wyrzucił z siebie to, co nie dawało mu spokoju.-Zdaje się, że znalezliśmy się w pułapce.Przytaknęła, po czym chwiejnym krokiem ruszyła w stronę najbliższego fotela.Sercebiło jej zbyt szybko i nierówno, powodując zawroty głowy.Powiedział: my, tak jak się tegospodziewała.Opadła na obity żółtym adamaszkiem fotel z podłokietnikami i odetchnęłagłęboko.- Będziesz zajęty.- Tak, do diabła z tym wszystkim.Już się zaczęło.W chwili, w której Mastersondowiedział się o moim powrocie, zaczął przygotowywać dla mnie harmonogram.W ciągunastępnych trzech dni nie będę miał nawet kwadransa dla siebie.Bóg mi świadkiem, żechciałbym się od tego uwolnić.Było jej go ogromnie żal.Nie akceptował drogi, jaką mu wyznaczono, ale był bardziejniż kompetentny.Miał doskonałą głowę do interesów oraz umiejętność zarządzania innymi,która zjednywała mu szacunek wielkich ludzi.- Wkrótce wszystko będzie funkcjonowało taknależycie, że inni będą patrzeć z podziwem.- Nie obchodzi mnie, co on myśli.- Nie mówię o Mastersonie, ale bez względu na wszystko zależy ci, co myśli twojamatka.Jej z kolei zależy na tym, co sądzi Masterson.Ona cię kocha i walczyła o ciebie.- Nie dość.- Co to znaczy: dość?Popatrzył na nią bojowo [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Alistair przechadzał się przed paleniskiem w salonie miejskiej posiadłości Mastersona.Jego idealnie wypolerowane wysokie buty stąpały cicho po orientalnym dywanie.Splótł palcez tyłu pleców, czując w dłoniach mrowienie spowodowane ich zaciskaniem.- Ospa.- Tak.- Matka mówiła łagodnym, wyrażającym cierpienie głosem.Louisa, księżna Masterson, siedziała na rzezbionym drewnianym krześle nienaturalniewyprostowana.Jej włosy były tak ciemne jak włosy Alistaira, na błyszczących pasmach niewidać było najmniejszego śladu siwizny, ale jej ładna twarz zdradzała zarówno wiek, jak iogrom bólu spowodowanego śmiercią trzech z czterech synów.Portret księżnej wiszący nadgzymsem kominka był większy i szerszy niż sylwetka Alistaira i stanowił centralny punktsalonu.Jej młodsza postać uśmiechała się z góry do każdego, kto znajdował się w wielkimpomieszczeniu, jej niebieskie oczy były naiwnie jasne i nieświadome tragedii, jakie miały nanią spaść.Alistair nie wiedział, co powiedzieć.Wszyscy trzej jego bracia nie żyli i rozpaczprzygniatała mu serce jak ciężki, wielki kamień.Równie mocno ciążył mu tytuł, jaki teraznosił, wyróżnienie, którego nigdy nie pragnął.- Nie chcę tego - powiedział szorstko.-Powiedz mi, jak się z tego wyplątać.- Nie masz wyjścia.Spojrzał na nią.Masterson był w domu, ale Louisa przeżywała tę niewyobrażalnątragedię w samotności, ponieważ jej ukochany mąż nie mógł znieść widoku bękarta, którybędzie teraz nosił jego egzaltowany tytuł.- Mógłby się mnie wyprzeć - zasugerował Alistair - dzięki czemu tytuł odziedziczyłbyjakiś krewny.- Alistairze.- Matka zbliżyła do ust chusteczkę i załkała, wydając rozpaczliwydzwięk, który rozdzierał go od środka niczym pazury.- Nie może nawet na mnie patrzeć.On również musi pragnąć rozwiązania tej sytuacji.- Gdyby istniała jakaś alternatywa, z którą mógłby potem żyć, to owszem.Jednak nieujawni, że był zdradzanym mężem, ani nie chce wstydu dla mnie, a następnym w linii dodziedziczenia tytułu jest nasz daleki kuzyn, którego reputacja jest wątpliwa.- Nie chcę tego wszystkiego - powtórzył, czując, jak wywraca mu się żołądek.Alistairpragnął życia pełnego podróży i przygód, jakie będzie dzielił z Jessicą.Chciał sprawiać jejradość i dostarczać wrażeń, chciał dać jej wolność, aby wymazać z jej pamięci ucisk, jakiegodoświadczyła w młodości, i zastąpić go nieograniczonymi możliwościami w dorosłym życiu.- Będziesz od teraz jednym z najbogatszych ludzi w Anglii.- Przysięgam na Boga, że nie tknę szylinga z drogocennych pieniędzy Mastersona -wycedził, czując, jak gotuje się w nim krew na samo wspomnienie o tym.- Nie masz pojęciao rzeczach, które robiłem, aby wypełnić zobowiązania finansowe.Poskąpił mi pomocy, kiedynajbardziej jej potrzebowałem.Teraz też, do diabła, niczego od niego nie wezmę!Louisa wstała, ściskając w rękach chusteczkę.Azy leciały niekontrolowanymstrumieniem po jej zapadniętych policzkach.- Co mam więc zrobić? Nie mogę żałować tego,że się urodziłeś.Nie cofnę czasu i cię nie porzucę.Zatrzymując cię, musiałam zaryzykować,że któregoś dnia to właśnie ty będziesz musiał przejąć tytuł, i Masterson również podjął toryzyko.Razem ze mną.Podjęliśmy tę decyzję razem i będziemy jej wierni.- A jednak jesteś tutaj sama.Uniosła podbródek.- To mój wybór i ja muszę ponosić jego konsekwencje.Alistair odszedł od kominka i zbliżył się do matki.Sufit znajdował się na wysokościtrzydziestu stóp nad nimi; najbliższa ściana była w odległości dwudziestu stóp.Każdaposiadłość Mastersonów charakteryzowała się tak ogromnymi przestrzeniami wypełnionymimeblami i dziełami sztuki gromadzonymi od wieków.Odległe ściany zbliżały się do siebie, ściskając klatkę piersiową Alistaira niczymimadło.Nigdy nie czuł związku z żadną z tych rzeczy, nigdy nie miał poczucia rodzinnejdumy lub przynależności.Noszenie tytułu byłoby podobne do noszenia maski.Już kiedyśmusiał odgrywać rolę, aby przetrwać, ale obecnie cieszył się, że jest taki, jaki był.Dobrzeczuł się, będąc mężczyzną, którego Jessica kochała bezwarunkowo.Twój wybór - powiedział łagodnie, czując się jak oszust, którym kazano mu być.- Aleto ja muszę płacić za niego wysoką cenę.***Przebywając gościnnie w domu Regmontów, Jess nie zmrużyła w nocy oka.Jej myślipędziły jak szalone, w sercu czuła ból przy każdej zmianie pozycji.Alistair był teraz markizem Baybury.Któregoś dnia zostanie księciem Masterson.Zkażdym tytułem wiązała się ogromna władza i prestiż, ale też poważne obowiązki.Nie mógł związać się z bezpłodną kobietą.Zarówno na pokładzie Acherona, jak i na wyspie spali do południa.Jednakże drugiegodnia pobytu w Londynie Alistair zjawił się u niej o nieludzko wczesnej godzinie - ósmej rano.Była ubrana i gotowa na jego przybycie, wiedząc, że przyjdzie do niej tak wcześnie, jak totylko będzie stosowne.Wiedząc, że musi być silna za nich dwoje.Schodziła ze schodów z taką dozą wdzięku, jak to możliwe w sytuacji, gdy czuła sięniczym skazaniec idący na szafot.Kiedy minęła zakręt na schodach prowadzących wprost dofoyer, ujrzała Alistaira, który czekał na nią z jedną ręką spoczywającą na słupku balustrady inogą opartą o pierwszy stopień schodów.Trzymał w dłoni kapelusz i był ubrany w czerń odstóp do głów.Jego twarz była tak poważna, jak sposób, w jaki czuła się Jessica.%Otworzył ramiona i Jessica ruszyła ku nim, pokonując biegiem pozostałe stopnie, ażzatrzymała się na jego ciele.Złapał ją bez trudu i mocno uścisnął.- Przykro mi z powodu twojej straty - powiedziała zdyszanym głosem, masujączachłannie palcami jego napięty kark.- Przykro mi z powodu tego co otrzymałem.- Głos Alistaira był obojętny i chłodny,ale jego uścisk już nie.Przywarł swoją skronią do jej skroni itrzymał ją tak, jakby miał jejnigdy nie puścić.Po dłuższej chwili pozwolił, aby zaprowadziła go do salonu.Stanęli naprzeciw siebie,twarzą w twarz.Wyglądał na zmęczonego i starszego, niż był naprawdę.Przeciągając dłonią po włosach, wyrzucił z siebie to, co nie dawało mu spokoju.-Zdaje się, że znalezliśmy się w pułapce.Przytaknęła, po czym chwiejnym krokiem ruszyła w stronę najbliższego fotela.Sercebiło jej zbyt szybko i nierówno, powodując zawroty głowy.Powiedział: my, tak jak się tegospodziewała.Opadła na obity żółtym adamaszkiem fotel z podłokietnikami i odetchnęłagłęboko.- Będziesz zajęty.- Tak, do diabła z tym wszystkim.Już się zaczęło.W chwili, w której Mastersondowiedział się o moim powrocie, zaczął przygotowywać dla mnie harmonogram.W ciągunastępnych trzech dni nie będę miał nawet kwadransa dla siebie.Bóg mi świadkiem, żechciałbym się od tego uwolnić.Było jej go ogromnie żal.Nie akceptował drogi, jaką mu wyznaczono, ale był bardziejniż kompetentny.Miał doskonałą głowę do interesów oraz umiejętność zarządzania innymi,która zjednywała mu szacunek wielkich ludzi.- Wkrótce wszystko będzie funkcjonowało taknależycie, że inni będą patrzeć z podziwem.- Nie obchodzi mnie, co on myśli.- Nie mówię o Mastersonie, ale bez względu na wszystko zależy ci, co myśli twojamatka.Jej z kolei zależy na tym, co sądzi Masterson.Ona cię kocha i walczyła o ciebie.- Nie dość.- Co to znaczy: dość?Popatrzył na nią bojowo [ Pobierz całość w formacie PDF ]