[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jak mogłem nie kochad takiego dowódcy?!Jak na złośd przyjęcie w Krechowieckim przestawiono na następną niedzielę.Zanosiło się na więcejniż dziesięd dni.A jak się Grabowski do mnie przyzwyczai, to mnie będzie trzymał, wymyślając różnenie istniejące zajęcia.Jak go się pozbyd chod na dwa dni?Następnego dnia rano graliśmy z Bokunem w sześddziesiąt sześd.Dowgiałło wyjechał do dywizji.Na Pieprza było jeszcze za wcześnie.Przed domem dowództwa kapela wędrowna zaczęła zagrywad jakąś włoską piosenkę.Coś mnietknęło i wyszedłem pogadad sobie z grajkami.Gruba dziewczyna, o czerwonych nogach, grała nagitarze i była zapiewajłą.Sam maestro, malutki, czarny, z kwiecistą chustą na szyi, oprawiał harmonię.Trzecim był chłopiec wtórujący im na bębenku.Podszedłem:- Senti maestro, gracie pięknie.Już dawno nie słyszałem tak bella musica, jestem zachwycony.- Tuwręczyłem mu dwieście lirów.- Signore artista, chciałbym urządzid mały popis waszego talentu.Gdyby pan mógł to zorganizowad.Może trzy albo więcej zespołów takich jak wasz.Gotów jestemzapłacid za udział w koncercie po piędset lirów, a dla najgłośniejszej - specjalną nagrodę jednegotysiąca.Twarz tęgo muzykanta o wyglądzie pospolitego mordercy rozjaśnił uśmiech prawie aż rozkoszy.- Signore! Per uno tale ammiratore d'el arte faciamo tutto.Omówiliśmy szczegóły.Już od samego rana następnego dnia zaczęły przed dowództwo ściągad zespoły, biorące udział wkoncercie eliminacji.Było ich razem pięd.Jak oni się tak szybko skrzyknęli? Widad dobrze trafiłem na rozprowadzającego.Mój maestro uważając się za starszego, jako że on był przecież organizatorem, ustawiał zespoły wordynku.Całośd wyglądała pokaznie, a główną atrakcją było ogromne psisko, ciągnące przemyślnyzaprzęg z potężnym bębnem.Różnorodnośd instrumentów.nieprawdopodobna. Warta pod broo!Zajechał wóz z dowódcą brygady.Wyczekałem, aż wejdzie na schody.Z okna machnąłem ręką.Avanti!To przeszło nawet moje oczekiwania.Aż zatrzęsły się szyby.Z gabinetu Grabowskiego przerazliwywrzask:- Tymieniecki!Ja buchnąłem do ustępu.W drzwiach zderzyliśmy się z Bokunem.W koocu korytarza mignął się nampierzchający Aukianiec.- Bokun!Zatarasowaliśmy się i chod było sakramencko ciasno, zawiśliśmy na okienku.- Dowgiałło! Psiakrew, Dowgiałło! Warta! Rozpędzid natychmiast tę hałastrę! Dowgiałło!A oni grali i to tak pięknie, że w uszach pękały bębenki.Wspaniali.Na lewym skrzydle stał naszpierwszy zespół i dziewczyna aż darła struny w gitarze.Pies łeb przekrzywiał z radości, że jegoinstrument jednak najgłośniejszy.Wartownik podbiegł do śpiewaczki.Ona nic nie słyszała, upojona gorączką współzawodnictwa.Chłopak był nieostrożny, chciał wziąd ją za ramię.Dziewczyna, nie przerywając śpiewu, zamachnęłasię gitarą.Myśmy z Bokunem zamknęli oczy.Huk doleciał aż do nas.Na środku ulicy słaniający sięwartownik, beret poleciał gdzieś do ogródka.- Dowgiałło!Na domiar złego koncertujący, widząc w oknie drącego się Grabowskiego, podgrażali mu od czasu doczasu pięściami.- Dowgiałło! Strzelad każę!Ale kapitan Dowgiałło telefonował na wartownię.Już z kooca ulicy biegł dowódca warty z ośmioma ludzmi.I tutaj zmienił się front.Pierwsze dwazespoły z lewego skrzydła przygotowywały się do odparcia ataku.Chłopak od bębenka w pośpiechuwyrywał z płotu sztachety.Pies z bębnem pokazał ogromne kliska i ruszył naprzód.Warta zatrzymałasię.Z ludzmi daliby sobie łatwo radę, ale pies? Na domiar złego grający na tym wielkim bębniemuzykant, z ogromnymi wąsiskami jak Ali Baba, zaczął wyprzęgad wyrywającego się brytana.Wartownicy byli z naszego pułku, portki mieli pięknie wyprasowane.Z tym psem to jednak byłopoważne ryzyko.Myśmy płakali ze śmiechu, ale dawałem rozpaczliwe znaki mojemu organizatorowi do rejterady, bowidziałem jasno, że każdy szwank poniesiony na instrumentach może mnie poważnie zrujnowad.- Naprzód! - ryczał Dowgiałło.Całe szczęście, że nasi chłopcy byli rozważni.Pies przedstawiał zbyt wielkie niebezpieczeostwo iprzechylił szalę.Zaczęły się pertraktacje ugodowe.Ale trzy prawoskrzydłowe orkiestry, mimozagrażającego niebezpieczeostwa, nie przerwały nawet na chwilę.Nareszcie maestro zauważył moje sygnały.Z godnością ustalał teraz z dowódcą warty warunkipokojowe [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Jak mogłem nie kochad takiego dowódcy?!Jak na złośd przyjęcie w Krechowieckim przestawiono na następną niedzielę.Zanosiło się na więcejniż dziesięd dni.A jak się Grabowski do mnie przyzwyczai, to mnie będzie trzymał, wymyślając różnenie istniejące zajęcia.Jak go się pozbyd chod na dwa dni?Następnego dnia rano graliśmy z Bokunem w sześddziesiąt sześd.Dowgiałło wyjechał do dywizji.Na Pieprza było jeszcze za wcześnie.Przed domem dowództwa kapela wędrowna zaczęła zagrywad jakąś włoską piosenkę.Coś mnietknęło i wyszedłem pogadad sobie z grajkami.Gruba dziewczyna, o czerwonych nogach, grała nagitarze i była zapiewajłą.Sam maestro, malutki, czarny, z kwiecistą chustą na szyi, oprawiał harmonię.Trzecim był chłopiec wtórujący im na bębenku.Podszedłem:- Senti maestro, gracie pięknie.Już dawno nie słyszałem tak bella musica, jestem zachwycony.- Tuwręczyłem mu dwieście lirów.- Signore artista, chciałbym urządzid mały popis waszego talentu.Gdyby pan mógł to zorganizowad.Może trzy albo więcej zespołów takich jak wasz.Gotów jestemzapłacid za udział w koncercie po piędset lirów, a dla najgłośniejszej - specjalną nagrodę jednegotysiąca.Twarz tęgo muzykanta o wyglądzie pospolitego mordercy rozjaśnił uśmiech prawie aż rozkoszy.- Signore! Per uno tale ammiratore d'el arte faciamo tutto.Omówiliśmy szczegóły.Już od samego rana następnego dnia zaczęły przed dowództwo ściągad zespoły, biorące udział wkoncercie eliminacji.Było ich razem pięd.Jak oni się tak szybko skrzyknęli? Widad dobrze trafiłem na rozprowadzającego.Mój maestro uważając się za starszego, jako że on był przecież organizatorem, ustawiał zespoły wordynku.Całośd wyglądała pokaznie, a główną atrakcją było ogromne psisko, ciągnące przemyślnyzaprzęg z potężnym bębnem.Różnorodnośd instrumentów.nieprawdopodobna. Warta pod broo!Zajechał wóz z dowódcą brygady.Wyczekałem, aż wejdzie na schody.Z okna machnąłem ręką.Avanti!To przeszło nawet moje oczekiwania.Aż zatrzęsły się szyby.Z gabinetu Grabowskiego przerazliwywrzask:- Tymieniecki!Ja buchnąłem do ustępu.W drzwiach zderzyliśmy się z Bokunem.W koocu korytarza mignął się nampierzchający Aukianiec.- Bokun!Zatarasowaliśmy się i chod było sakramencko ciasno, zawiśliśmy na okienku.- Dowgiałło! Psiakrew, Dowgiałło! Warta! Rozpędzid natychmiast tę hałastrę! Dowgiałło!A oni grali i to tak pięknie, że w uszach pękały bębenki.Wspaniali.Na lewym skrzydle stał naszpierwszy zespół i dziewczyna aż darła struny w gitarze.Pies łeb przekrzywiał z radości, że jegoinstrument jednak najgłośniejszy.Wartownik podbiegł do śpiewaczki.Ona nic nie słyszała, upojona gorączką współzawodnictwa.Chłopak był nieostrożny, chciał wziąd ją za ramię.Dziewczyna, nie przerywając śpiewu, zamachnęłasię gitarą.Myśmy z Bokunem zamknęli oczy.Huk doleciał aż do nas.Na środku ulicy słaniający sięwartownik, beret poleciał gdzieś do ogródka.- Dowgiałło!Na domiar złego koncertujący, widząc w oknie drącego się Grabowskiego, podgrażali mu od czasu doczasu pięściami.- Dowgiałło! Strzelad każę!Ale kapitan Dowgiałło telefonował na wartownię.Już z kooca ulicy biegł dowódca warty z ośmioma ludzmi.I tutaj zmienił się front.Pierwsze dwazespoły z lewego skrzydła przygotowywały się do odparcia ataku.Chłopak od bębenka w pośpiechuwyrywał z płotu sztachety.Pies z bębnem pokazał ogromne kliska i ruszył naprzód.Warta zatrzymałasię.Z ludzmi daliby sobie łatwo radę, ale pies? Na domiar złego grający na tym wielkim bębniemuzykant, z ogromnymi wąsiskami jak Ali Baba, zaczął wyprzęgad wyrywającego się brytana.Wartownicy byli z naszego pułku, portki mieli pięknie wyprasowane.Z tym psem to jednak byłopoważne ryzyko.Myśmy płakali ze śmiechu, ale dawałem rozpaczliwe znaki mojemu organizatorowi do rejterady, bowidziałem jasno, że każdy szwank poniesiony na instrumentach może mnie poważnie zrujnowad.- Naprzód! - ryczał Dowgiałło.Całe szczęście, że nasi chłopcy byli rozważni.Pies przedstawiał zbyt wielkie niebezpieczeostwo iprzechylił szalę.Zaczęły się pertraktacje ugodowe.Ale trzy prawoskrzydłowe orkiestry, mimozagrażającego niebezpieczeostwa, nie przerwały nawet na chwilę.Nareszcie maestro zauważył moje sygnały.Z godnością ustalał teraz z dowódcą warty warunkipokojowe [ Pobierz całość w formacie PDF ]