[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Thane chciał dowiedzieć się od githzerai więcej na temat umiejętności w czarowaniu iczego jeszcze był w stanie dokonać.Zamiast tego odwrócił się i ponownie ruszył do przodu.Jegobuty skrzypiały na śmieciach.Jaki byłby tego cel? Nie wiedziałby, o co pytać, a poza tymopowieści o tym, czego nie był już w stanie robić, tylko by go sfrustrowały.Zaczął się czuć,jakby wszyscy wiedzieli o nim więcej niż on sam o sobie, począwszy od Grabarzy, przezHarmonium i Dak kona aż po zabójczynię, która odcięła mu rękę w alejce.Nawet on sam kiedyświedział więcej niż teraz.Musiał wytatuować sobie tę wskazówkę odnoszącą się do Faroda jakozabezpieczenie przed przedwczesną śmiercią i utratą pamięci.Ile razy jego umysł był wycieranyprzez te lata? Czy przeżył trzy, cztery życia, czy też dziesięć albo tysiąc? Morte powiedział, żeczarodziej może być w stanie przywrócić mu pamięć.Gdy tylko dowie się od Faroda tego, cobędzie w stanie, skorzysta z rady czaszki.Poczuł, jak delikatny powiew, dochodzący skądś powyżej, przesuwa się po jego spoconejskórze i zmarszczył nos, gdy doszedł do niego gryzący zapach: dym.Trzymając świetlistykamień na odległość wyciągniętej ręki, wskoczył w ciemność, która teraz zdawała się być szara ipochmurna.Daleko przed sobą dostrzegał delikatnie migoczący blask w kształcie podobnym dokoła może otwór. Chyba tunel się kończy rzekł.Dym stawał się gęstszy z każdym krokiem, przejście wypełniło się ciemnoszarymsmogiem.Thane nie dostrzegał już kręgu światła i mógł tylko iść naprzód, tam gdzie sięwcześniej znajdował.Płuca zaczęły go palić, a oczy zwilgotniały tak mocno, że musiał jezamknąć.Opadł na czworaka i czołgał się, ale śmieci były mokre i brudne, więc ręce i kolanaślizgały się pod nim.Kaszlał i kaszlał, brnąc do przodu.Od otworu nie mogło go już dzielićwięcej niż kilka metrów.Paskudny smak w ustach i gardle sprawił, że zatęsknił za łykiem wody.Z pewnością koniec tunelu znajdował się tuż przed nim.Nie mógł oddychać i spróbował otworzyć oczy, ale one się opierały mrużyły, piekły,łzawiły.Musiał być już blisko.W każdej chwili może dotrzeć do otworu.Desperacko pragnąłpowietrza.Gdzie był ten otwór? Wysuwał przed siebie na zmianą to jedną, to drugą dłoń,szukając końca.Osłabł i upadł na śliską podłogę.Mógł tylko sunąć do przodu na brzuchu,odpychając się czubkami butów, starając się utrzymać twarz powyżej mazi.Kłuły go ostreprzedmioty.Może ten odległy krąg nie był wcale wyjściem.Nagle Thane wypadł z tunelu głową do przodu na otwartą przestrzeń i wylądował ciężkona dość stromym dachu, zrobionym z klepek z czarnego drewna.Przetoczył się metr, może dwaw dół i uderzył w pionowy żelazny maszt.Leżąc na brzuchu, z jednym ramieniem zawiniętymwokół drąga, pospiesznie wciągał do płuc ciepłe powietrze, które smakowało popiołem i drażniłomu gardło.Na początku, czując znajomy smród palonych śmieci, pomyślał, że wrócił zpowrotem na Plac Szmaciarzy, ale wytarłszy łzy z oczu ujrzał, że znajduje się w podziemnejjaskini.Jakieś piętnaście metrów powyżej wirująca chmura ciemnego dymu częściowo zasłaniałanierówny dach.W powietrzu wszędzie dryfowały spalone resztki, podobne płatkom śniegu.Podciągnął się do pozycji siedzącej powyżej żelaznego masztu, który wystawał kilkametrów od krzywego komina z cegły.Wkoło rozciągały się tuziny cienistych dachów zpowyginanego drewna albo pokrytej mchem blachy, żaden z nich nie znajdował się na tej samejwysokości.Nie widział spodu żadnego z budynków, ponieważ ginęły one w górach śmieci.Niebyło parteru.Wszystkie zrujnowane budowle w tej jaskini która wyglądała jak cała dzielnicauwięziona pod ulicami Sigil zdawały się być na wpół zakopane w bagnie brudu i odpadów.Poza rozrzuconymi po ulicach płonącymi stertami, zapewniającymi światło, to miejsce zdawałosię być martwe. Sądzę, że wiemy teraz, dlaczego Dwór Złych Wiatrów tak się nazywa, hę, kominiarzu? Morte pojawił się w polu widzenia, biała kość pokryta była sadzą. Co zrobisz z Dak konem?Nie wpadło Thane owi w tunelu na myśl, aby sprawdzić, jak się miewają jego kompani.Chciał tylko wydostać się z gryzącego dymu.Wtedy drapanie dochodzące z góry zwróciło jegouwagę.Podniósł wzrok i ujrzał, jak na końcu tunelu pojawia się Dak kon, wciąż na klęczkach.Nos i usta zasłonięte miał zawiązanym wokół głowy poczerniałym od sadzy kawałkiemmateriału.Morte podleciał do niego. Myślałem, że może nam zwiałeś i przesunąłeś się. To powiedziawszy, odwrócił się doThane a. Githzerai mogą przesuwać się z miejsca na miejsce w mgnieniu oka, coś podobnegodo teleportacji.To śliskie, małe krwawniki.Githzerai zeskoczył na dach, lądując z lekkością kota, zdjął z twarzy materiał iprzeczyścił gardło. Nie używam tej mocy.To raczej proteza niż dar [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Thane chciał dowiedzieć się od githzerai więcej na temat umiejętności w czarowaniu iczego jeszcze był w stanie dokonać.Zamiast tego odwrócił się i ponownie ruszył do przodu.Jegobuty skrzypiały na śmieciach.Jaki byłby tego cel? Nie wiedziałby, o co pytać, a poza tymopowieści o tym, czego nie był już w stanie robić, tylko by go sfrustrowały.Zaczął się czuć,jakby wszyscy wiedzieli o nim więcej niż on sam o sobie, począwszy od Grabarzy, przezHarmonium i Dak kona aż po zabójczynię, która odcięła mu rękę w alejce.Nawet on sam kiedyświedział więcej niż teraz.Musiał wytatuować sobie tę wskazówkę odnoszącą się do Faroda jakozabezpieczenie przed przedwczesną śmiercią i utratą pamięci.Ile razy jego umysł był wycieranyprzez te lata? Czy przeżył trzy, cztery życia, czy też dziesięć albo tysiąc? Morte powiedział, żeczarodziej może być w stanie przywrócić mu pamięć.Gdy tylko dowie się od Faroda tego, cobędzie w stanie, skorzysta z rady czaszki.Poczuł, jak delikatny powiew, dochodzący skądś powyżej, przesuwa się po jego spoconejskórze i zmarszczył nos, gdy doszedł do niego gryzący zapach: dym.Trzymając świetlistykamień na odległość wyciągniętej ręki, wskoczył w ciemność, która teraz zdawała się być szara ipochmurna.Daleko przed sobą dostrzegał delikatnie migoczący blask w kształcie podobnym dokoła może otwór. Chyba tunel się kończy rzekł.Dym stawał się gęstszy z każdym krokiem, przejście wypełniło się ciemnoszarymsmogiem.Thane nie dostrzegał już kręgu światła i mógł tylko iść naprzód, tam gdzie sięwcześniej znajdował.Płuca zaczęły go palić, a oczy zwilgotniały tak mocno, że musiał jezamknąć.Opadł na czworaka i czołgał się, ale śmieci były mokre i brudne, więc ręce i kolanaślizgały się pod nim.Kaszlał i kaszlał, brnąc do przodu.Od otworu nie mogło go już dzielićwięcej niż kilka metrów.Paskudny smak w ustach i gardle sprawił, że zatęsknił za łykiem wody.Z pewnością koniec tunelu znajdował się tuż przed nim.Nie mógł oddychać i spróbował otworzyć oczy, ale one się opierały mrużyły, piekły,łzawiły.Musiał być już blisko.W każdej chwili może dotrzeć do otworu.Desperacko pragnąłpowietrza.Gdzie był ten otwór? Wysuwał przed siebie na zmianą to jedną, to drugą dłoń,szukając końca.Osłabł i upadł na śliską podłogę.Mógł tylko sunąć do przodu na brzuchu,odpychając się czubkami butów, starając się utrzymać twarz powyżej mazi.Kłuły go ostreprzedmioty.Może ten odległy krąg nie był wcale wyjściem.Nagle Thane wypadł z tunelu głową do przodu na otwartą przestrzeń i wylądował ciężkona dość stromym dachu, zrobionym z klepek z czarnego drewna.Przetoczył się metr, może dwaw dół i uderzył w pionowy żelazny maszt.Leżąc na brzuchu, z jednym ramieniem zawiniętymwokół drąga, pospiesznie wciągał do płuc ciepłe powietrze, które smakowało popiołem i drażniłomu gardło.Na początku, czując znajomy smród palonych śmieci, pomyślał, że wrócił zpowrotem na Plac Szmaciarzy, ale wytarłszy łzy z oczu ujrzał, że znajduje się w podziemnejjaskini.Jakieś piętnaście metrów powyżej wirująca chmura ciemnego dymu częściowo zasłaniałanierówny dach.W powietrzu wszędzie dryfowały spalone resztki, podobne płatkom śniegu.Podciągnął się do pozycji siedzącej powyżej żelaznego masztu, który wystawał kilkametrów od krzywego komina z cegły.Wkoło rozciągały się tuziny cienistych dachów zpowyginanego drewna albo pokrytej mchem blachy, żaden z nich nie znajdował się na tej samejwysokości.Nie widział spodu żadnego z budynków, ponieważ ginęły one w górach śmieci.Niebyło parteru.Wszystkie zrujnowane budowle w tej jaskini która wyglądała jak cała dzielnicauwięziona pod ulicami Sigil zdawały się być na wpół zakopane w bagnie brudu i odpadów.Poza rozrzuconymi po ulicach płonącymi stertami, zapewniającymi światło, to miejsce zdawałosię być martwe. Sądzę, że wiemy teraz, dlaczego Dwór Złych Wiatrów tak się nazywa, hę, kominiarzu? Morte pojawił się w polu widzenia, biała kość pokryta była sadzą. Co zrobisz z Dak konem?Nie wpadło Thane owi w tunelu na myśl, aby sprawdzić, jak się miewają jego kompani.Chciał tylko wydostać się z gryzącego dymu.Wtedy drapanie dochodzące z góry zwróciło jegouwagę.Podniósł wzrok i ujrzał, jak na końcu tunelu pojawia się Dak kon, wciąż na klęczkach.Nos i usta zasłonięte miał zawiązanym wokół głowy poczerniałym od sadzy kawałkiemmateriału.Morte podleciał do niego. Myślałem, że może nam zwiałeś i przesunąłeś się. To powiedziawszy, odwrócił się doThane a. Githzerai mogą przesuwać się z miejsca na miejsce w mgnieniu oka, coś podobnegodo teleportacji.To śliskie, małe krwawniki.Githzerai zeskoczył na dach, lądując z lekkością kota, zdjął z twarzy materiał iprzeczyścił gardło. Nie używam tej mocy.To raczej proteza niż dar [ Pobierz całość w formacie PDF ]