[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niemal ją prze-konał, choć list zaprzeczał jego słowom.Kiedy Catherine okazała takniewielkie zainteresowanie jego osobą najwyrazniej był dla niejtylko użytecznym znajomym, który skierował ją do właściwych ludziw Rzymie Lucy uznała, że zgodnie z sugestią Massima list mógłwysłać inny Antonio, jakiś wcześniejszy kochanek, na przykład ówflorentyńczyk, którego obrazy wystawiała w swej galerii.Szczerzemówiąc, rozmowa z Antoniem podczas podróży na dworzec kolejowyprzekonała Lucy, że był to człowiek zbyt pozbawiony życia i zbytwyniosły, by wplątywać się w taki związek, dwie pogawędki zCatherine sprawiły zaś, że uznała ją za zbyt niezależną i przywiązanądo swobody, by angażować się z takim mężczyzną w związek tylkodla pieniędzy.Jeśli jednak Antonio Cini płacił jej rachunki, co innegomogło ich łączyć? Dlaczego wskazał mi, gdzie ją znalezć? zastanawiała sięgłośno Lucy. To piękna kobieta odparł Massimo. Czego miałby sięwstydzić? Ale jeśli chciał, żebym się dowiedziała, mógł po prostu mipowiedzieć.Massimo stanął w obronie swego znajomego arystokraty. Chciał, by Catherine ci powiedziała, Lucy.Jest dżentelmenem.Lucy prychnęła. Na miłość boską! Za chwilę powie mi, że nie zrozumiem tego, gdyż jestem Ame-rykanką pomyślała. Może ty tego nie rozumiesz dodał Massimo. Bo jestem Amerykanką? Bo nie jesteś Włoszką. Doskonale rozumiem pomyślała Lucy, czując pulsowanie krwiw uszach. Kłamać we wszystkim, oto polityka.Nie odezwała sięjednak.Zamiast tego wzięła łyżkę i spróbowała zupy.Znów z po-wątpiewaniem podeszła do wyboru dokonanego przez Massima,jednak po pierwszym łyku zmieniła zdanie: proste składniki w ide-alnych proporcjach i niemal żadnej soli.Był to kolejny sekret nie dopojęcia dla cudzoziemca. To wspaniałe powiedziała niechętnie.Massimo z zadowoloną miną pokiwał głową.Znów pojawił siękelner z tacą załadowaną połyskującymi rybami wszelkich rozmiarówi kształtów, w kilku kolorach.Massimo przyjrzał się im z powagą, poczym przedyskutował swój wybór z zafascynowanym i podnieconymkelnerem.Wybrał dużego morskiego okonia, który swym okrągłym,płaskim okiem przyglądał się z uwagą rozmówcom. Nawet ryba jestzainteresowana pomyślała Lucy.Okoń miał zostać upieczony nagrillu z odrobiną oliwy i soli.%7ładnej pietruszki, uzgodnili.Czasamisię ją dodaje, lecz niepotrzebnie, gdyż w niczym nie wzbogacadoskonałego smaku dobrej, świeżej ryby.Ku zachwytowi obu mężczyzn Lucy zgodziła się z nimi. Prezzemolo, no powiedziała.Kiedy kelner podniósł tacę naramię i odszedł z dumą poprzez hałas i dym wąskiej sali, Massimozwrócił ku niej rozpromienioną twarz.Powiedział, że jej włoskinaprawdę się poprawia.Lucy przewróciła się na bok i spojrzała na zegarek: siódma.Obokprześcieradła były odrzucone na bok, a łóżko puste.Słyszała szumwody z łazienki.Spali zaledwie godzinę.Przesunęła kołdrę pod brodę i wyciągnęła się leniwie, z przyjem-nością, lecz bez zaskoczenia zauważając bóle w stawach biodrowych iramionach. Znów wszystko jak trzeba powiedziała z rozmarzeniem.Po powrocie z restauracji Massimo przyłożył dłoń do jej czoła ipoliczka.Miała gorączkę, stwierdził; to skutek spacerowania wdeszczu.Wpędziła się ponownie w chorobę.Lucy pełna energiiroześmiała się i strząsnęła jego dłoń.Owszem, była rozgrzana, ale nierozgorączkowana.Opowiedziała mu kilka historyjek ó świętych,którzy mieli nienaturalnie wysoką temperaturę ciała: jedna z nichpijąc wodę, wydawała ponoć dzwięki podobne do syczenia rozża-rzonych węgli, a z jej ust i nosa buchała para.Inny, Włoch, nawet niemógł zmierzyć sobie temperatury, gdyż pękały wszystkie termometry. Nazywa się to powiedziała, rzucając sweter na krzesło, a zanim bluzkę incendium amoris. Zaczynam się niepokoić, Lucy odpowiedział Massimo.Spłonę przy tobie. Nic ci nie grozi zapewniła. Ale nie jestem bogiem. Rozpiął koszulę, zsunął ją i usiadłobok niej na brzegu łóżka.Pocałowała go w policzek, ugryzła w uchoi zarzuciła mu ręce na nagie ramiona. To dobrze powiedziała bo ja nie jestem boginią.Pózniej pomyślała, że miała rację; on był bezpieczny, lecz jejgroziło śmiertelne niebezpieczeństwo.Jednak wtedy była zbyt pod-niecona, by się tym przejmować.Mimo upływu godzin Massimo byłwciąż chętny, nie zmęczony.Nie oblewał się potem, jak ona, i nieprzerywał, by wielkimi łykami popijać wodę.Oczy nie uciekały mupod powieki, nie stracił tchu.W każdej chwili był z nią, zachęcając,czasami wyrażając podziw dla jej wytrzymałości lub komplementującjakąś szczególnie wyszukaną próbę.Wydawał się błogo nieświadomytego, że coś planowała, że jego samokontrola jeszcze bardziej doda-wała jej sił i Lucy nie zamierzała się poddać, póki w końcu nie zdołago złamać i zostawić zdyszanego, jak ona sama, gdzieś poza granicątak dobrze znanego mu świata.W końcu poddała się, chód zawiodło ją ciało, nie chęć.Musiałamierzyć siły na zamiar, jaki powzięła.Może Massimo nie był bó-stwem, ale na pewno twierdzą, a ona nie przedstawiała dla niegowiększego zagrożenia.Przypominała mysz atakującą żelazną bramęze swym maleńkim, podobnym do wykałaczki mieczykiem.Wyob-raziła to sobie w chwili, kiedy leżała na Massimie, trzymając gowyprostowanymi rękami za ramiona i bijąc w niego jak w mur.Uderzona absurdalnością tego wyobrażenia wybuchła niepowstrzy-manym śmiechem i opadła.Przytrzymał ją rozbawiony, lecz zainteresowany. Co się dzieje? zapytał po chwili. Lucy, co cię tak rozbawiło? Nic odparła. Doprowadzam się do wyczerpania. To prawda przytaknął. Będziesz wykończona. To mnie nie obchodzi odparła.Jednak jej rozbawienie zmie-niło się w smutek i gorycz [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Niemal ją prze-konał, choć list zaprzeczał jego słowom.Kiedy Catherine okazała takniewielkie zainteresowanie jego osobą najwyrazniej był dla niejtylko użytecznym znajomym, który skierował ją do właściwych ludziw Rzymie Lucy uznała, że zgodnie z sugestią Massima list mógłwysłać inny Antonio, jakiś wcześniejszy kochanek, na przykład ówflorentyńczyk, którego obrazy wystawiała w swej galerii.Szczerzemówiąc, rozmowa z Antoniem podczas podróży na dworzec kolejowyprzekonała Lucy, że był to człowiek zbyt pozbawiony życia i zbytwyniosły, by wplątywać się w taki związek, dwie pogawędki zCatherine sprawiły zaś, że uznała ją za zbyt niezależną i przywiązanądo swobody, by angażować się z takim mężczyzną w związek tylkodla pieniędzy.Jeśli jednak Antonio Cini płacił jej rachunki, co innegomogło ich łączyć? Dlaczego wskazał mi, gdzie ją znalezć? zastanawiała sięgłośno Lucy. To piękna kobieta odparł Massimo. Czego miałby sięwstydzić? Ale jeśli chciał, żebym się dowiedziała, mógł po prostu mipowiedzieć.Massimo stanął w obronie swego znajomego arystokraty. Chciał, by Catherine ci powiedziała, Lucy.Jest dżentelmenem.Lucy prychnęła. Na miłość boską! Za chwilę powie mi, że nie zrozumiem tego, gdyż jestem Ame-rykanką pomyślała. Może ty tego nie rozumiesz dodał Massimo. Bo jestem Amerykanką? Bo nie jesteś Włoszką. Doskonale rozumiem pomyślała Lucy, czując pulsowanie krwiw uszach. Kłamać we wszystkim, oto polityka.Nie odezwała sięjednak.Zamiast tego wzięła łyżkę i spróbowała zupy.Znów z po-wątpiewaniem podeszła do wyboru dokonanego przez Massima,jednak po pierwszym łyku zmieniła zdanie: proste składniki w ide-alnych proporcjach i niemal żadnej soli.Był to kolejny sekret nie dopojęcia dla cudzoziemca. To wspaniałe powiedziała niechętnie.Massimo z zadowoloną miną pokiwał głową.Znów pojawił siękelner z tacą załadowaną połyskującymi rybami wszelkich rozmiarówi kształtów, w kilku kolorach.Massimo przyjrzał się im z powagą, poczym przedyskutował swój wybór z zafascynowanym i podnieconymkelnerem.Wybrał dużego morskiego okonia, który swym okrągłym,płaskim okiem przyglądał się z uwagą rozmówcom. Nawet ryba jestzainteresowana pomyślała Lucy.Okoń miał zostać upieczony nagrillu z odrobiną oliwy i soli.%7ładnej pietruszki, uzgodnili.Czasamisię ją dodaje, lecz niepotrzebnie, gdyż w niczym nie wzbogacadoskonałego smaku dobrej, świeżej ryby.Ku zachwytowi obu mężczyzn Lucy zgodziła się z nimi. Prezzemolo, no powiedziała.Kiedy kelner podniósł tacę naramię i odszedł z dumą poprzez hałas i dym wąskiej sali, Massimozwrócił ku niej rozpromienioną twarz.Powiedział, że jej włoskinaprawdę się poprawia.Lucy przewróciła się na bok i spojrzała na zegarek: siódma.Obokprześcieradła były odrzucone na bok, a łóżko puste.Słyszała szumwody z łazienki.Spali zaledwie godzinę.Przesunęła kołdrę pod brodę i wyciągnęła się leniwie, z przyjem-nością, lecz bez zaskoczenia zauważając bóle w stawach biodrowych iramionach. Znów wszystko jak trzeba powiedziała z rozmarzeniem.Po powrocie z restauracji Massimo przyłożył dłoń do jej czoła ipoliczka.Miała gorączkę, stwierdził; to skutek spacerowania wdeszczu.Wpędziła się ponownie w chorobę.Lucy pełna energiiroześmiała się i strząsnęła jego dłoń.Owszem, była rozgrzana, ale nierozgorączkowana.Opowiedziała mu kilka historyjek ó świętych,którzy mieli nienaturalnie wysoką temperaturę ciała: jedna z nichpijąc wodę, wydawała ponoć dzwięki podobne do syczenia rozża-rzonych węgli, a z jej ust i nosa buchała para.Inny, Włoch, nawet niemógł zmierzyć sobie temperatury, gdyż pękały wszystkie termometry. Nazywa się to powiedziała, rzucając sweter na krzesło, a zanim bluzkę incendium amoris. Zaczynam się niepokoić, Lucy odpowiedział Massimo.Spłonę przy tobie. Nic ci nie grozi zapewniła. Ale nie jestem bogiem. Rozpiął koszulę, zsunął ją i usiadłobok niej na brzegu łóżka.Pocałowała go w policzek, ugryzła w uchoi zarzuciła mu ręce na nagie ramiona. To dobrze powiedziała bo ja nie jestem boginią.Pózniej pomyślała, że miała rację; on był bezpieczny, lecz jejgroziło śmiertelne niebezpieczeństwo.Jednak wtedy była zbyt pod-niecona, by się tym przejmować.Mimo upływu godzin Massimo byłwciąż chętny, nie zmęczony.Nie oblewał się potem, jak ona, i nieprzerywał, by wielkimi łykami popijać wodę.Oczy nie uciekały mupod powieki, nie stracił tchu.W każdej chwili był z nią, zachęcając,czasami wyrażając podziw dla jej wytrzymałości lub komplementującjakąś szczególnie wyszukaną próbę.Wydawał się błogo nieświadomytego, że coś planowała, że jego samokontrola jeszcze bardziej doda-wała jej sił i Lucy nie zamierzała się poddać, póki w końcu nie zdołago złamać i zostawić zdyszanego, jak ona sama, gdzieś poza granicątak dobrze znanego mu świata.W końcu poddała się, chód zawiodło ją ciało, nie chęć.Musiałamierzyć siły na zamiar, jaki powzięła.Może Massimo nie był bó-stwem, ale na pewno twierdzą, a ona nie przedstawiała dla niegowiększego zagrożenia.Przypominała mysz atakującą żelazną bramęze swym maleńkim, podobnym do wykałaczki mieczykiem.Wyob-raziła to sobie w chwili, kiedy leżała na Massimie, trzymając gowyprostowanymi rękami za ramiona i bijąc w niego jak w mur.Uderzona absurdalnością tego wyobrażenia wybuchła niepowstrzy-manym śmiechem i opadła.Przytrzymał ją rozbawiony, lecz zainteresowany. Co się dzieje? zapytał po chwili. Lucy, co cię tak rozbawiło? Nic odparła. Doprowadzam się do wyczerpania. To prawda przytaknął. Będziesz wykończona. To mnie nie obchodzi odparła.Jednak jej rozbawienie zmie-niło się w smutek i gorycz [ Pobierz całość w formacie PDF ]