[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Przecież i tak wymknąć się nie zdołają - odpowiedział Harris wzruszając ramionami - i wierz,że będziesz miał jeszcze sposobność wyrównania naszych rachunków i to z procentami.Dla mnie zaś pozostawanie w pobliżu rewolweru tego nie liczącego się z niczym chłopca stawałosię z każdą chwilą coraz bardziej niebezpieczne.Już ci mówiłem, jak to było z ową muchą tse-tse, zżyrafami, z hipopotamami, śladem słoni.A słoni przecież nie tak wiele spotkać można w Ameryce!Jakby na złość, ten stary Murzyn odnalazł kajdany i łańcuchy niewolników, a nawet jakąś odrąbanąrękę.A jakby tego jeszcze było mało, w gęstwinie rozległ się potężny ryk lwa.No, nic tu już teraz po mnie - powiedziałem sobie wtedy - wskoczyłem chyłkiem na konia iuciekłem.- Doskonale sobie zdaję z tego sprawę - odpowiedział Negoro - że twoje położenie było bardzotrudne.Niemniej powtarzam, bo jest to zupełnie inna sprawa, iż byłoby o wiele lepiej, gdyby tenprzyszły nasz łup znajdował się jeszcze dalej od morskiego brzegu.- Zrobiłem wszystko, co mogłem, a nawet.może więcej niż mogłem - odpowiedział Harrisgniewnym już nieco tonem - mówmy teraz o czym innym.Powiem ci więc przede wszystkim, iż byłoto bardzo mądre z twej strony, że trzymałeś się w należytej odległości od karawany.Mimo to twąobecność wyczuło to obrzydłe psisko, które czuje specjalną jakąś do ciebie antypatię.Powiedz mi, proszę, cóż ty zrobiłeś temu psu?- Jak dotychczas, jeszcze nic, niedługo jednak będzie on miał kulę z mego karabinu we łbie! -zasyczał Portugalczyk. Harris roześmiał się głośno.- W każdym razie doradzałbym ci ostrożność.Dick Sand bowiem nie będzie również ociągał sięz posłaniem ci kuli.A strzela tak, że niech go diabli wezmą.W ogóle przyznać muszę, że to dzielnychłopiec.Nie należałoby go zbytnio lekceważyć.- No, jaki on tam jest, taki jest! Drogo mi zapłaci za wszystkie zniewagi, jakie znosić musiałemod niego, gdy byłem na statku - powiedział Portugalczyk przez zęby, błysnąwszy dziko oczyma.- Wybornie! - zawołał Harris - Widzę, że mój stary przyjaciel nic a nic się nie zmienił.Podróże po cywilizowanych krajach nie zmiękczyły ci serca, nie przeobraziły w sentymentalnąbabę!Negoro przyjął w milczeniu te słowa.Harris zmienił temat.- Powiedz mi, przyjacielu, gdzie ty się obracałeś przez ten czas? Gdym cię spotkał takniespodziewanie przy ujściu Lungi, zaledwie miałeś tyle czasu, by mi "polecić" swych byłychtowarzyszy, z prośbą, bym ich wciągnął, o ile to możliwe, jak najdalej w głąb kraju, zapewniającprzy tym, że znajdują się oni w Boliwii.Nic się nie dowiedziałem wtedy o twych przygodach wczasie ostatnich dwóch lat.Dwa lata zaś w naszym pełnym przygód życiu - to szmat czasu.Pamiętam, że pewnego pięknego poranku opuściłeś nas, podjąwszy się przewodnictwa karawanieniewolników, na rachunek starego Alveza, dla którego obydwaj pracowaliśmy przez pięć lat z górą.Niespodziewanie dla wszystkich opuściłeś wtedy Cassingę, nie mówiąc nikomu słowa o swymzamiarze i odtąd wszelki słuch o tobie zaginął.Przyznaję się szczerze do obaw, żeś spotkał się zjakąś angielską fregatą, albo też, żeś miał jakieś nieprzyjemności z moimi rodakami.Słowem, bałem się, czy cię czasem - mówiąc szczerze - nie powieszono!- Byłem tego bliski, mój drogi Harrisie, i z największym trudem udało mi się wykręcić odstryczka.- No, możesz być spokojny, mój miły Negoro, bo przecież, jak to mówią: co się odwlecze, to nieuciecze.- Dziękuję za życzenia i wzajemnie je składam.- Cóż?.ja jestem zawsze na to przygotowany - z iście angielską flegmą odpowiedziałAmerykanin.- Szubienica jest ryzykiem naszego zawodu, z którym trzeba się pogodzić.Ci, którzypragną umierać w łóżku, niechaj w domu siedzą.Ale opowiedz, jak to z tobą było? Więc ciępochwycił wojenny statek?- Zgadłeś, bracie.- Angielski, czy francuski?- Stokroć gorzej! Portugalski.- Oczywi jakcie, musiało się to stać przed wyładunkiem? - uszczypliwie zapytał Harris.- Nie - po chwili lekkiego wahania odpowiedział Negoro - pozbyliśmy się już wtedy naszychMurzynów.Na nieszczęście i Portugalczycy już zaczynają kręcić nosem na nasze przedsiębiorstwo itroszczyć się o miano uczciwych kupców.Ani słyszeć już nie chcą o handlu, z którego ciągnęli zyskiprzez tyle wieków, i który był zródłem ich bogactw.Zwąchali pismo nosem, zwłaszcza, że ktoś mniezadenuncjował, byłem śledzony już od dawna, no i skorzystali z okazji, by mnie pochwycić w swełapy.- I cóż? Zostałeś oddany pod sąd?- Gdyby tylko to! Skazali mnie na dożywotnie ciężkie roboty w Luandzie!- Niech to diabli wezmą! Surowy wyrok.Być galernikiem przykutym do kuli, dla nas, którzy dowolności jesteśmy przyzwyczajeni.to gorsze niż śmierć! Przysięgam, iż wolałbym śmierć, aniżelidożywotnią niewolę. - Ech, bracie! Z szubienicy się nie urwiesz, a z galer można uciec [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzylatki.xlx.pl