[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niema takiej drugiej rzeczy na świecie jak południowy akcent. Nie pojedziemy prosto na plantację.Najpierw chciałbym cię zawiezćw jedno miejsce.Należy ono do moich ulubionych.Zresztą cała rodzinauwielbia tam przyjeżdżać.Domyślałam się, że stara się być miły, ale chciałam jak najprędzejdotrzeć do Mountfort Hall i zostać sama.Potrzebowałam czasu nazastanowienie.Jednak nie potrafiłam odwieść Charlesa od jego pomysłu.Wczasie jazdy opowiedział mi trochę o tym miejscu. Kiedyś cały ten teren wykorzystywano pod uprawę ryżu.Kiedyjednak na rynku pojawił się nowy gatunek o długich ziarnach, nikt już niechciał kupować naszego.Zlikwidowano więc tereny uprawne iwypompowano wodę z pobliskiej rzeki Cooper.W to miejsce zasadzonocyprysy i teraz mamy całe akry pięknych cyprysowych bagien z208RSotaczającymi je alejkami i azaliowymi ogrodami.W przyszłym roku nawiosnę przywiozę cię tu, byś mogła zobaczyć je w czasie kwitnienia.W przyszłym roku? Nie wybiegałam w myślach dalej niż doprzyszłego tygodnia.Skręciliśmy teraz w boczną biegnącą na wschód drogę.Pojawiły sięstrzałki informujące o Ogrodach Cyprysowych.Po chwili minęliśmy bramęwjazdową i wjechaliśmy na parking. Ogrodami opiekuje się miejscowy zarząd zieleni miejskiej wyjaśniłCharles. O tej porze będziemy tu prawie sami.Odosobnienie i cisza tojeden z uroków tego miejsca.Nie pozostało mi nic innego, jak dostosować się do życzeń Charlesa iudawać zadowolenie, którego nie odczuwałam.Zostawiliśmy oknasamochodu otwarte, by Pannie Kici było wygodnie, i ruszyliśmy w stronęwody.Zeszliśmy po spadzistym brzegu ku rzędom przycumowanych donabrzeża łódek.Rozejrzałam się dokoła z ciekawością.Cały obszar wodnyporastała aż po horyzont gruba warstwa rzęsy.Mogliśmy wynająćprzewodnika, ale Charles postanowił, że popłyniemy sami.Pomógł miwsiąść do łódki, po czym zajął miejsce z tyłu za mną i ujął w dłonie wiosło.Odpłynęliśmy wolno od brzegu, rozrywając powierzchnię rzęsy, tak żewokół łodzi pojawiły się płaty ciemnej wody.Pomalowany na czerwonodziób łodzi sunął wolno naprzód, a ja czułam, że zaczynam się odprężać.Nigdy przedtem nie widziałam tak zacisznego miejsca.Bardzopotrzebowałam teraz spokoju i samotności.Charles wiosłował z takąwprawą, że słychać było jedynie cichy plusk zanurzającego się w wodęwiosła.Wszystkie gnębiące mnie kłopoty odpłynęły nagle gdzieś daleko.Wczoraj wieczorem Garrett ofiarował mi uroczy prezent, pokazując iglicę209RSkościoła Zw.Filipa, a dziś Charles przywiózł mnie do tego czarownegomiejsca.Będę je musiała opisać w którejś z moich powieści, ale terazchciałam jedynie chłonąć wszystkimi zmysłami otaczający mnie krajobraz.Gruby zielony kobierzec przylegał tak szczelnie do brzegów łodzi, żemogłam przesuwać palcami po jego powierzchni.Srebrzystoszare cyprysyrosły tak gęsto, że Charles musiał chwilami odpychać się od nich wiosłem.Brzeg zniknął gdzieś w oddali, a ptasie trele wydawały się częściąotaczającej nas magicznej ciszy.Przed sobą zobaczyłam długonogą czaplębłękitną, stojącą nieruchomo na pniu i czatującą na rybę.Kiedypodpłynęliśmy bliżej, rozpostarła olbrzymie skrzydła i odleciała.Ten widokzaparł mi dech w piersiach. Dziękuję, Charles szepnęłam przez ramię, by nie płoszyć cudownejciszy.Rozgarniając delikatnie wodę wiosłem, Charles kierował łódkę kuprzeciwległemu brzegowi.W oddali dostrzegłam wynurzające się z bagnadrewniane kikuty setki małych, zaledwie kilkucalowych palików. Nazywają to kolanami cyprysowymi wyjaśnił Charles, widzącmoje zaciekawienie. Są to korzenie oddechowe cypryśnika, biegnące podwodą, które w płytkim miejscu wyginają się w górę, tworząc nad ziemiąkolanowate zgrubienia.Zostały teraz ścięte na drewno, z którego wyrabia siępamiątkowe lampy i zegary dla turystów.Nasza łódka znalazła się w cudownie zacisznej części bagna.Niektóredrzewa miały tu wymalowane strzałki z numerami, oznaczające trasyprzejazdów. Zdarzył się tu wypadek utonięcia wyjaśnił Charles. W niektórychmiejscach bagno jest bardzo wąskie i łódz może się zaklinować.210RSPomimo otaczającego mnie piękna, nie chciałabym tu utknąć i czekaćna pomoc. Spójrz, Molly wskazał ręką Charles. Ten pływający pień togrzbiet i pysk aligatora.Niebezpiecznie jest tu pływać.Cisza, przerywana jedynie cichym pluskiem wiosła, sprawiła, że całyświat jakby się ode mnie oddalił.Kryła nas przed nim milcząca zielonazasłona.Kiedy jednak spojrzałam w górę, śledząc wzrokiem smukłecyprysy, dostrzegłam kawałki błękitu prześwitujące przez te skupiskazieleni.Charles odłożył wiosło i łódka zaczęła wolno dryfować.Ogarnął mniecudowny spokój fizyczny i psychiczny.Przez krótką chwilę czułam siębezpieczna strach się gdzieś ulotnił. Molly powiedział Charles droga Molly.Dotknął mojej szyi i uniósł pasmo włosów.Znieruchomiałam, nieufając ani jemu, ani sobie.Pochylił się i pocałował mnie lekko w kark. Kochana Molly.Czy wiesz, co do ciebie czuję?Mój spokój zniknął bezpowrotnie.Pochyliłam się w przód, usuwającsię przed jego dotykiem. Nie, Charles, nie wolno ci! Wiem, że mi nie wolno, Molly, ale musiałem ci powiedzieć, coczuję [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Niema takiej drugiej rzeczy na świecie jak południowy akcent. Nie pojedziemy prosto na plantację.Najpierw chciałbym cię zawiezćw jedno miejsce.Należy ono do moich ulubionych.Zresztą cała rodzinauwielbia tam przyjeżdżać.Domyślałam się, że stara się być miły, ale chciałam jak najprędzejdotrzeć do Mountfort Hall i zostać sama.Potrzebowałam czasu nazastanowienie.Jednak nie potrafiłam odwieść Charlesa od jego pomysłu.Wczasie jazdy opowiedział mi trochę o tym miejscu. Kiedyś cały ten teren wykorzystywano pod uprawę ryżu.Kiedyjednak na rynku pojawił się nowy gatunek o długich ziarnach, nikt już niechciał kupować naszego.Zlikwidowano więc tereny uprawne iwypompowano wodę z pobliskiej rzeki Cooper.W to miejsce zasadzonocyprysy i teraz mamy całe akry pięknych cyprysowych bagien z208RSotaczającymi je alejkami i azaliowymi ogrodami.W przyszłym roku nawiosnę przywiozę cię tu, byś mogła zobaczyć je w czasie kwitnienia.W przyszłym roku? Nie wybiegałam w myślach dalej niż doprzyszłego tygodnia.Skręciliśmy teraz w boczną biegnącą na wschód drogę.Pojawiły sięstrzałki informujące o Ogrodach Cyprysowych.Po chwili minęliśmy bramęwjazdową i wjechaliśmy na parking. Ogrodami opiekuje się miejscowy zarząd zieleni miejskiej wyjaśniłCharles. O tej porze będziemy tu prawie sami.Odosobnienie i cisza tojeden z uroków tego miejsca.Nie pozostało mi nic innego, jak dostosować się do życzeń Charlesa iudawać zadowolenie, którego nie odczuwałam.Zostawiliśmy oknasamochodu otwarte, by Pannie Kici było wygodnie, i ruszyliśmy w stronęwody.Zeszliśmy po spadzistym brzegu ku rzędom przycumowanych donabrzeża łódek.Rozejrzałam się dokoła z ciekawością.Cały obszar wodnyporastała aż po horyzont gruba warstwa rzęsy.Mogliśmy wynająćprzewodnika, ale Charles postanowił, że popłyniemy sami.Pomógł miwsiąść do łódki, po czym zajął miejsce z tyłu za mną i ujął w dłonie wiosło.Odpłynęliśmy wolno od brzegu, rozrywając powierzchnię rzęsy, tak żewokół łodzi pojawiły się płaty ciemnej wody.Pomalowany na czerwonodziób łodzi sunął wolno naprzód, a ja czułam, że zaczynam się odprężać.Nigdy przedtem nie widziałam tak zacisznego miejsca.Bardzopotrzebowałam teraz spokoju i samotności.Charles wiosłował z takąwprawą, że słychać było jedynie cichy plusk zanurzającego się w wodęwiosła.Wszystkie gnębiące mnie kłopoty odpłynęły nagle gdzieś daleko.Wczoraj wieczorem Garrett ofiarował mi uroczy prezent, pokazując iglicę209RSkościoła Zw.Filipa, a dziś Charles przywiózł mnie do tego czarownegomiejsca.Będę je musiała opisać w którejś z moich powieści, ale terazchciałam jedynie chłonąć wszystkimi zmysłami otaczający mnie krajobraz.Gruby zielony kobierzec przylegał tak szczelnie do brzegów łodzi, żemogłam przesuwać palcami po jego powierzchni.Srebrzystoszare cyprysyrosły tak gęsto, że Charles musiał chwilami odpychać się od nich wiosłem.Brzeg zniknął gdzieś w oddali, a ptasie trele wydawały się częściąotaczającej nas magicznej ciszy.Przed sobą zobaczyłam długonogą czaplębłękitną, stojącą nieruchomo na pniu i czatującą na rybę.Kiedypodpłynęliśmy bliżej, rozpostarła olbrzymie skrzydła i odleciała.Ten widokzaparł mi dech w piersiach. Dziękuję, Charles szepnęłam przez ramię, by nie płoszyć cudownejciszy.Rozgarniając delikatnie wodę wiosłem, Charles kierował łódkę kuprzeciwległemu brzegowi.W oddali dostrzegłam wynurzające się z bagnadrewniane kikuty setki małych, zaledwie kilkucalowych palików. Nazywają to kolanami cyprysowymi wyjaśnił Charles, widzącmoje zaciekawienie. Są to korzenie oddechowe cypryśnika, biegnące podwodą, które w płytkim miejscu wyginają się w górę, tworząc nad ziemiąkolanowate zgrubienia.Zostały teraz ścięte na drewno, z którego wyrabia siępamiątkowe lampy i zegary dla turystów.Nasza łódka znalazła się w cudownie zacisznej części bagna.Niektóredrzewa miały tu wymalowane strzałki z numerami, oznaczające trasyprzejazdów. Zdarzył się tu wypadek utonięcia wyjaśnił Charles. W niektórychmiejscach bagno jest bardzo wąskie i łódz może się zaklinować.210RSPomimo otaczającego mnie piękna, nie chciałabym tu utknąć i czekaćna pomoc. Spójrz, Molly wskazał ręką Charles. Ten pływający pień togrzbiet i pysk aligatora.Niebezpiecznie jest tu pływać.Cisza, przerywana jedynie cichym pluskiem wiosła, sprawiła, że całyświat jakby się ode mnie oddalił.Kryła nas przed nim milcząca zielonazasłona.Kiedy jednak spojrzałam w górę, śledząc wzrokiem smukłecyprysy, dostrzegłam kawałki błękitu prześwitujące przez te skupiskazieleni.Charles odłożył wiosło i łódka zaczęła wolno dryfować.Ogarnął mniecudowny spokój fizyczny i psychiczny.Przez krótką chwilę czułam siębezpieczna strach się gdzieś ulotnił. Molly powiedział Charles droga Molly.Dotknął mojej szyi i uniósł pasmo włosów.Znieruchomiałam, nieufając ani jemu, ani sobie.Pochylił się i pocałował mnie lekko w kark. Kochana Molly.Czy wiesz, co do ciebie czuję?Mój spokój zniknął bezpowrotnie.Pochyliłam się w przód, usuwającsię przed jego dotykiem. Nie, Charles, nie wolno ci! Wiem, że mi nie wolno, Molly, ale musiałem ci powiedzieć, coczuję [ Pobierz całość w formacie PDF ]