[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Budziłam się około południa i chodziłam boso po białych płatkachleżących na podłodze w salonie.Na niektórych były plamy krwi z moich dłoni pokłutych kolcami.Takie same plamy były zawsze na pościeli.Teraz już będę pamiętała, aby nie zapalać światła włazience nad ranem 31 stycznia.Ale róże ciągle lubię i gdy już się uspokoję tego 31 stycznia i gdy wieczorem piję herbatę zrumianku i słucham jego ulubionego Cohena, to myślę, że on jest właśnie jak róża.A róża ma teżkolce.I myślę, że można płakać ze smutku, że róża ma kolce, ale można również płakać z radości,że kolce mają róże.Kolce mają róże.To jest ważniejsze.To jest znacznie ważniejsze.Mało ktochce mieć róże dla kolców.Ale przy Cohenie ma się takie myśli.Bo on jest taki przerazliwie smutny.Rację ma tenbrytyjski krytyk muzyczny: do każdej płyty Cohena powinni dodawać darmowe brzytwy.Wieczorem 31 stycznia potrzebuję herbaty z rumianku i właśnie Cohena.To przy jego muzyce iprzy jego tekstach mimo tego jego sztandarowego smutku najłatwiej jest mi poradzić sobie z moimwłasnym.I tak jest od sześciu lat.Od sześciu lat 30 stycznia najpierw on doprowadza mnie doszaleństwa, dotykając, całując i pieszcząc moje dłonie, a potem ja sama kaleczę je sobie do krwikolcami róż z urodzinowego bukietu od niego.Ale tak naprawdę to głównie kaleczą mnie litery i cyfry Joanna 30.01.1978, wygrawerowane delikatnie na wewnętrznej stronie jego obrączki.Ka-leczą mnie jak drut kolczasty w podbrzuszu.Dlaczego się na to godzisz?I ty także o to pytasz?! Moja matka mnie o to pyta, gdy jadę do niej na święta.I zawsze przytym płacze.I wszyscy moi psychole, oprócz tego od  przejawu edypalnego , mnie o to nieustanniepytali i pytają.Ja doskonale rozumiem intencję, niemniej to pytanie jest niewłaściwie postawione.Bo ja wcale nie mam uczucia, że się na coś godzę.Nie można godzić się na coś, co jest potrzebnelub czego się pragnie, prawda?Ale pomijając pytanie i rozumiejąc intencję, trwam - bo chyba wszystkim o to trwanie wtym pytaniu chodzi - przy nim głównie dlatego, że kocham go tak bardzo, że czasami aż mi dechzapiera.Czasami marzę, aby mnie porzucił, nie raniąc przy tym.Wiem, że to niemożliwe.Bo onmnie nie porzuci.Po prostu to wiem.Bo on jest najwierniejszym kochankiem.Ma tylko mnie iżonę.I jest nam obu wierny.Odejdzie wtedy, gdy ja mu to nakażę lub gdy znajdę sobie innegomężczyznę.Ale ja nie chcę mu tego nakazać.A to z innymi mężczyznami także nie funkcjonuje.Wiem, bo miałam kilku  innych mężczyzn.Głównie po to, aby z tymi mężczyznami uciekać odniego.To było przed dwoma laty.Wyjechał na kilka tygodni do Brukseli, na jakieś szkolenie.Odkąd przeszedł do tej firmy internetowej, często wyjeżdżał.Miałam do niego polecieć na ostatnitydzień.Planowaliśmy to w szczegółach na dwa miesiące przed jego wyjazdem.Już samoplanowanie wprowadzało mnie w ekstazę.Kiedy znalazł się w Brukseli, dzwonił każdego dnia.Miałam już wszystko przygotowane.Mieliśmy być z sobą siedem dni i osiem nocy.Byłamniewiarygodnie szczęśliwa.Tabletkami tak przesunęłam moją menstruację, aby w żadnym wypadkunie wypadła na ten tydzień w Brukseli.Miałam lecieć w piątek, a w środę dostałam gorączki.Ponadtrzydzieści dziewięć stopni.Płakałam z wściekłości.Gdybym mogła, udusiłabym tę koleżankę,która przywlokła się z anginą do biura i mnie zaraziła.Jadłam łyżkami sproszkowaną witaminę C,garściami łykałam aspirynę, chodziłam z torebką wypchaną pomarańczami i cytrynami, którejadłam, nie posypując cukrem, jak jabłka.Postanowiłam, że będę zdrowa na moje siedem dni iosiem nocy w Brukseli.To było jak projekt w pracy:  Bruksela, czyli zdrowa za wszelką cenę.Kiedy nic nie pomagało, zaczęłam brać wszystkie antybiotyki, które znalazłam w apteczce włazience.Większość była już przeterminowana, bo ja normalnie prawie nigdy nie choruję.Właśniewe środę, gdy antybiotyki się skończyły, a ja ciągle miałam prawie trzydzieści dziewięć stopnigorączki i uczucie, że pod łopatką mam wbity nóż, który się rusza, jak kaszlę, poszłam doprywatnej przychodni koło mojego biura.Stanęłam w wąskim korytarzu prowadzącym do gabinetów lekarzy.W fotelu przeddrzwiami gabinetu ginekologicznego siedziała jego żona i czytała książkę.Pod oknem, przy niskim stoliku z kredkami i plasteliną jego córka rysowała coś na dużej kartce papieru.Podniosła głowę,gdy weszłam, i uśmiechnęła się do mnie.Uśmiechała się identycznie jak on.Całą twarzą.I taksamo jak on mrużyła przy tym oczy.Poczułam, że drżą mi ręce [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzylatki.xlx.pl