[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czas płynął najpierw zbyt wolno, potem, gdy mieli już wrócić, zbyt szybko i wreszcieprawie stanął.W gruncie rzeczy już można było nie czekać.Wtenczas właśnie błysnęło u Niemców, huknął pojedynczy granat i znowu zapadła cisza.Jaruzelskiprzygryzł wargi, wywołał z pamięci wysoką, chudą sylwetkę przyjaciela, twarze żołnierzy, którzy z nimposzli.%7łal przytłumił na chwilę świadomość, że znowu się nie udało, że następnej nocy znowu będzietrzeba posyłać zwiad po języka.Czas i cisza płynęły dalej przez noc.Dyżur przy telefonie stał się już tylko formalnością  i czekanie napowrót samolotu, którego silnik dawno zużył ostatnie krople benzyny z baków.Nikt dziś nie pamięta, o której wrócił zwiad podporucznika Kuleszy.Wrócili po cichu, z jeńcem prawie nie uszkodzonym, draśniętym ledwo.Na uścisk i radość Jaruzelskiego Ryszard odpowiedział niechętnym skrzywieniem ust i wyjaśnił, jakbyło: - Przypadek.Straciliśmy trochę orientację, bo czarno dziś jak, nie przymierzając, u Murzyna.Niespodzianie zwaliliśmy się do rowu.Spał w nim esesman - wartownik.On się wystraszył i my.Wtenczas jeden z chłopaków cisnął niepotrzebnie granat, ale uszło na sucho.Ot i wszystko.Maszjeńca nie ode mnie, lecz od dobrego losu.Kulesza rezygnował ze sławy przeprowadzenia klasycznej operacji zwiadowczej.Zbyt dobrym byłżołnierzem, by miał być nieszczery.Zbyt wiele miał na swym koncie zdobytych  języków , by nieprzyznać się, że tego darował mu los.Ale los nie darował mu długiego życia.W kwietniu nad Starą Odrą sięgnęła podporucznika RyszardaKuleszę salwa mozdzierzy.Zmiertelnie ranny, zwrócił się do jednego ze swych zwiadowców:- Mietek, wyciągnij mi z kieszeni zegarek.Zobacz, która godzina.Powiedz wszystkim, o którejumarłem.Opowiedział mi o Kuleszy jeden z jego przyjaciół, zwiadowca.O sobie mówić nie chciał.I chociażpodobnie jak on zawodowo trudnię się dobywaniem języka - musiałem skapitulować.Nie pomogłyżadne sposoby - ani ten bojem, ani przez zaskoczenie.66.Poprawka do komunikatuHistoryk ufający nadmiernie dokumentom pisanymtwierdzić będzie, że Drawsko zostało zdobyte w sobotę 3marca.Agencja TASS wymieniła je w porannymkomunikacie niedzielnym wśród miast zajętych przez wojska1 Frontu Białoruskiego.W tym samym czasie 12 pułk piechoty maszerował szosąz południa przez Linowo i Gudowo, spychając drobneoddziały osłonowe Niemców.Do Drawska pozostawałojeszcze parę kilometrów, gdy dowódca dywizji, generał.Kieniewicz, nawiązał z nimi łączność radiową.- Gdzie jesteście?Pułkownik Wariończyk podał zaszyfrowane współrzędne.- No to skandal! Wleczecie się jak muchy w smole.Ja tu z Moskwy przez radio słyszę, że miastowolne.Zaraz do ciebie przyjadę, królu polski, i pokażę, jak trzeba maszerować.Słowa  królu polski nie były kryptonimem.Po prostu tak nazywano dowódcę  dwunastki zewzględu na nazwisko, przypominające Warneńczyka.Warneńczyk, Wariończyk - prawie na jednowychodzi. Pułk był zmordowany kilkudniowymi walkami, ludzie zasypiali w marszu.Na wieść o przyjezdzieKieniewicza przyspieszyli jednak kroku.Ostrzej ruszył do przodu oddział rozpoznawczy - kompaniadywizyjnego zwiadu, dwa działa pancerne i saperzy.Teren mieli przed sobą gęsto minowany, alegniew dowódcy dywizji mógł być równie niebezpieczny.Wiedzieli: jeśli  stary zapowiedziałprzybycie, to wnet tu będzie i mimo swej potężnej tuszy narzuci takie tempo marszu, że i młodzi sięzasapią.Generał Bolesław Kieniewicz, zastępca liniowy Berlinga pod Lenino, a potem dowódca 4 dywizji, byłjedną z najbarwniejszych postaci 1 Armii.Sypkie, sterczące włosy, wesoła twarz i przede wszystkimogromny brzuch pozwalały go poznać z daleka.Gdy podczas wyładunku jednostki w Ołyce dwużołnierzy mu nie zasalutowało, wezwał ich do siebie skinieniem dłoni.- Chodzcie no tu, synkowie.Czemu nie oddajecie honorów wojskowych?Tamci, speszeni, zaczęli się tłumaczyć, że nie zauważyli.- Nie zauważyliście generała? Dziwne, ale może się zdarzyć.Nie poznaliście waszego dowódcydywizji? Trudniej uwierzyć! - kpił z nich wesoło.- Ale żebyście mojego brzucha nie spostrzegli,wykluczone.Ażesz jeden z drugim jak najęty.To nieprawda.A ja was za kłamstwo.- urwał w półzdania i uważnie przypatrywał się jednemu z wyprężonych na baczność szeregowców.- Zdejmij pas! -rozkazał.%7łołnierz przybladł, nerwowo rozpinał sprzączkę.Kieniewicz zabrał mu pas i przymierzył na sobie.Końce nie schodziły się dobre dziesięć centymetrów.- A wydawało się, że taki długi - westchnął.- Masz, zabieraj i uciekajcie obaj - darował im karę.To szukanie pasa, który byłby dostatecznie długi, stanowiło jedną z jego pasji [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzylatki.xlx.pl