[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Moja ręka nigdy nie wypuściła jego koszulki,podczas gdy jego wślizgnęła się pod kołdrę i przyciągnęła mnie do niego.Twarz chłopaka niemiała żadnego wyrazu, a rysy szczęki wydawały się lepiej dostrzegalne w cieniu rzucanymprzez mrok na jego skórę.Edward starł kciukiem moje łzy skruchy, pozwalając wcześniejszymkroplom pozostać na policzku.- Może innym razem  wyszeptał.Zieleń w jego oczach była prawie niedostrzegalna w mroku, który panował wpomieszczeniu.Włosy opadły na czoło chłopaka, okalając jego przenikliwe spojrzenie.Otoczyłam jego nogi moimi i przyciągnęłam go bliżej, zatapiając twarz w jego torsie.Potrząsnęłam zawzięcie głową.- Nie będzie następnego razu  żądałam zachrypniętym głosem.Pociągnęłam nosem, nadal trzymając kurczowo jego koszulkę. - Wykonam wszystkie inne gówna i będę trzymała buzię zamkniętą na kłódkę nawet, jeśliich nienawidzę czy uważam, że są głupie.Jednak nie zrobię tej jednej rzeczy.Nie ważne, cosię stanie, ta jedna zostaje bez zmian.Obiecaj  błagałam.Pod wpływem dłoni ukochanego, przesuwającej się pewnie w górę i na dół po plecach,moje ciało zaczynało się rozluzniać.Zmieniając położenie ramienia, zacisnął je dookoła mnie,kiedy przyrzekł pewnie przenikającym ciemność stanowczym głosem:- Pieprzyć ich.To należy do nas.Przysięgam.- Splótł swoje nogi z moimi i rozluzniajączaciśnięte w pięść dłonie wokół mojej szyi, trzymał mnie przy sobie.Przytaknęłam kiwnięciem głowy, wdychając głęboko ciepło bijące z jego klatki piersiowej.W tym samym czasie moja dłoń instynktownie podążyła w górę jego pleców, aby pogłaskaćwłosy.Przeczesując je palcami, czułam jak jedwabiście miękkie się wydawały.Głaszcząc je,pozwoliłam nareszcie swoim powiekom opaść, tak by bluzka Edwarda mogła wchłaniać mojełzy.Jego oddech uspokoił się i chłopak leżał obok mnie, wydając się zadowolony.Mogłampoczuć jego usta dotykające moich loków, kiedy składał na mojej głowie pocałunek.I dziękitym sześciu słowom wypowiedzianym z przenikliwym i zwięzłym głosem, wiedziałam, żeukochany nie mógł znieść tej rozłąki tak samo jak ja.To moja słabość przyniosła mu ulgę,ponieważ on odczuwał to podobnie.Oblaliśmy ten test, to jedno badanie, które miało udowodnić, jak duże postępy zaszły wnaszej psychice.Ja marzyłam o tym, by się powiodło, podczas gdy Edward nawet niepróbował.Jutro spotkam się z Carmen i przyznam się jej do mojej słabości, czyniąc to samotakże z całą rodziną.Wyznam, jak bardzo ulegałam naciskom i to, że przyszłam doukochanego.Jednak nasze niepowodzenie nie powinno być głównym tematem rozmowy.Zastanawiałam się jak bardzo potrzebowałam jego pocieszenia poprzez miłość, a niedotyk.I zawsze będę pamiętać o tym, że istnieje niewielka i krótkotrwała szansa, aby tozakończyć.Jednak czasami jest tak, że nie możesz naprawić czegoś, co nigdy się nie popsuło.Zaczęłam nucić piosenkę swojego chłopaka, przypominając sobie wyraz mojej twarzy,tego dnia w ubiegłym tygodniu, tak dokładnie przerysowany grafitowym ołówkiem na kartkęw szkicowniku.Edward uważał go za piękny.Ten rysunek pomógł mi uświadomić, żemogliśmy posunąć się naprzód, nie pragnąc siebie tak rozpaczliwie.Cały czas próbowaliśmypokochać kogoś innego, inną wersję nas samych, w  zdrowy sposób.Mogliśmy iprawdopodobnie potrafiliśmy dążyć bardzo usilnie do tego, aby osiągnąć ten cel, ale to nigdynie miało racji bytu.Oni zawsze pozostaną bezcelowym przykładem.Jednakże, kiedy rano wzejdzie słońce, świecąc poprzez drzwi naszych balkonów,otworzymy oczy i będziemy czuć się dobrze.Niedoskonali, niezupełnie zdrowi, nawetracjonalnie nieświadomi naszej wzajemnej miłości, która nie jest niepokojąca.Tylko dobra.Nigdy zawstydzająca.Po prostu wystarczająca.To w niej drzemie akceptacja koniecznapomiędzy dwojgiem zranionych dusz.Jutro obudzimy się ze snu, doskonale słabi i całkowicie przytomni [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzylatki.xlx.pl