[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Otworzył dłoń i pokazał nam bransoletkę z nefrytów osadzonychmisternie w srebrze.- Oddam za trzydzieści rubli, wasza wielmożność.Jak za darmo.- Nie mogę przyjąć tak cennego prezentu - zaprotestowałam.- Gdzieś to ukradł, stary oszuście?Cygan roześmiał się, słysząc te słowa, Andriej zaś rzucił mu pieniądze.-To dokładnie kolor pani oczu, zwłaszcza wtedy, kiedy się pani na mnieboczy - orzekł, zapinając mi bransoletkę na ręku.Przeszliśmy dalej i niebawem napotkaliśmy grupę rozbawionych,podekscytowanych ludzi.- Wróżka! - zawołał Andriej.- Każemy sobie przepowiedzieć przyszłość.- Nie, nie chcę!Sama nie wiedziałam dlaczego, ale ogarnął mnie nagle lęk.- Proszę się nie bać, śmiało.- Uśmiechnął się, jakby chciał dodać miotuchy.- Każdy chce poznać przyszłość, choćby po to, żeby udowodnić,że coś się nie sprawdziło.- Chwycił mnie za rękę i pociągnął za sobą.Na jego widok ludzie rozstąpili się na boki i wtedy zobaczyłam, kto stoiprzed straganem.Znachorka! Towarzyszył jej kościsty wyrostek, którynie cofnął się z szacunkiem jak inni, lecz patrzył na nas z butną, zuchwałąminą.Oboje stwarzali nieprzyjemne wrażenie.Gdybym mogła wtedyzawrócić i uciec, z pewnością tak bym właśnie postąpiła, ale rękaAndrieja nie pozwalała na to.Wieśniacy, otaczający nas teraz zwartymkołem, w milczeniu chłonęli wzrokiem niecodzienne widowisko.Andriej podał starej srebrną monetę.- Przepowiedz nam przyszłość,najpierw mnie, potem pani.157Nie zwracała na niego żadnej uwagi, jak urzeczona wpatrywała się wemnie.Wyciągnęła chudą, suchą rękę cętkowaną jak skóra ropuchy,zacisnęła ją mocno na mojej dłoni, przyciągnęła mnie do siebie i nagleplunęła mi w twarz.Krzyknęłam rozpaczliwie ze strachu, oburzenia i odrazy.Andriej zawołałcoś gniewnie i uderzył starą z taką siłą, że zatoczyła się do tyłu.Chłopiecwarknął jak rozjuszone zwierzę i rzucił się ku nam.W jego dłoni błysnąłprzerazliwie długi nóż, lecz Andriej pochwycił go za rękę i zacząłwykręcać ją powoli, lecz systematycznie.Pomyślałam nawet, że możemu ją złamać, ale w końcu nóż wypadł z bezwładnej dłoni, a chłopiecpadł na kolana.Tłum nadal przypatrywał się nam w milczeniu.Przez chwilę Andriej patrzył na skuloną postać wzrokiem, któryprzywykł do tego, aby poddani bili mu czołem, następnie ujął mnie podramię i oddaliliśmy się od straganu.Chłopiec zawołał za nami coś, czego nie zrozumiałam, tłum zachichotał,w powietrzu śmignęła rzucona w naszą stronę moneta.Andriej nawet nieprzystanął, kroczył dalej z nachmurzoną twarzą.Widząc, jak zobrzydzeniem wycieram sobie twarz, wyjął z kieszeni chustkę i podał miją.- Tę starą wiedzmę powinno się zamknąć, to po prostu wariatka.- Ten chłopiec mógł pana zabić.- Bzdura.Nie odważyłby się, zapewniam panią.- Co on krzyknął za nami?- Nie zrozumiała pani?- Nie.- Nic takiego.Proszę o tym nie myśleć.- Co to za jeden, ten chłopiec?- Wnuk starej.Od urodzenia jest trochę niepoczytalny.Jego ojciec zginąłpod Borodino, a ponieważ służył163pod moją komendą, chłopiec obarcza winą właśnie mnie.To nic nowego,że żywi do mnie urazę.Nie rozumiem jednak, dlaczego jego babkazachowała się w ten sposób.Zazwyczaj ma trochę więcej oleju w głowieniż Misza.- To z powodu Pawki.- Pawki?- Tak, bo Anfisa przyprowadziła ją do domu.Opowiedziałam szybko ochorobie dziecka i wydarzeniach tamtej nocy, pomijając tylko jeden fakt.- Dzielnie się pani spisała - zawołał.- Bóg jeden wie, co by się mogło staćz Pawką.Ale jeśli chodzi o znachorkę, to cieszy się wśród chłopówwielkim poważaniem i jest z tego dumna.Jean powinien był jąpotraktować trochę łagodniej.- Byliśmy zdenerwowani i zrozpaczeni.Myśleliśmy tylko o Pawce,^ nanic innego nie było czasu.Zresztą pan nie potraktował jej lepiej przedchwilą.- To co innego.Obraziła panią.- Ważył coś w myślach, a potem na jegotwarzy pojawił się uśmiech [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Otworzył dłoń i pokazał nam bransoletkę z nefrytów osadzonychmisternie w srebrze.- Oddam za trzydzieści rubli, wasza wielmożność.Jak za darmo.- Nie mogę przyjąć tak cennego prezentu - zaprotestowałam.- Gdzieś to ukradł, stary oszuście?Cygan roześmiał się, słysząc te słowa, Andriej zaś rzucił mu pieniądze.-To dokładnie kolor pani oczu, zwłaszcza wtedy, kiedy się pani na mnieboczy - orzekł, zapinając mi bransoletkę na ręku.Przeszliśmy dalej i niebawem napotkaliśmy grupę rozbawionych,podekscytowanych ludzi.- Wróżka! - zawołał Andriej.- Każemy sobie przepowiedzieć przyszłość.- Nie, nie chcę!Sama nie wiedziałam dlaczego, ale ogarnął mnie nagle lęk.- Proszę się nie bać, śmiało.- Uśmiechnął się, jakby chciał dodać miotuchy.- Każdy chce poznać przyszłość, choćby po to, żeby udowodnić,że coś się nie sprawdziło.- Chwycił mnie za rękę i pociągnął za sobą.Na jego widok ludzie rozstąpili się na boki i wtedy zobaczyłam, kto stoiprzed straganem.Znachorka! Towarzyszył jej kościsty wyrostek, którynie cofnął się z szacunkiem jak inni, lecz patrzył na nas z butną, zuchwałąminą.Oboje stwarzali nieprzyjemne wrażenie.Gdybym mogła wtedyzawrócić i uciec, z pewnością tak bym właśnie postąpiła, ale rękaAndrieja nie pozwalała na to.Wieśniacy, otaczający nas teraz zwartymkołem, w milczeniu chłonęli wzrokiem niecodzienne widowisko.Andriej podał starej srebrną monetę.- Przepowiedz nam przyszłość,najpierw mnie, potem pani.157Nie zwracała na niego żadnej uwagi, jak urzeczona wpatrywała się wemnie.Wyciągnęła chudą, suchą rękę cętkowaną jak skóra ropuchy,zacisnęła ją mocno na mojej dłoni, przyciągnęła mnie do siebie i nagleplunęła mi w twarz.Krzyknęłam rozpaczliwie ze strachu, oburzenia i odrazy.Andriej zawołałcoś gniewnie i uderzył starą z taką siłą, że zatoczyła się do tyłu.Chłopiecwarknął jak rozjuszone zwierzę i rzucił się ku nam.W jego dłoni błysnąłprzerazliwie długi nóż, lecz Andriej pochwycił go za rękę i zacząłwykręcać ją powoli, lecz systematycznie.Pomyślałam nawet, że możemu ją złamać, ale w końcu nóż wypadł z bezwładnej dłoni, a chłopiecpadł na kolana.Tłum nadal przypatrywał się nam w milczeniu.Przez chwilę Andriej patrzył na skuloną postać wzrokiem, któryprzywykł do tego, aby poddani bili mu czołem, następnie ujął mnie podramię i oddaliliśmy się od straganu.Chłopiec zawołał za nami coś, czego nie zrozumiałam, tłum zachichotał,w powietrzu śmignęła rzucona w naszą stronę moneta.Andriej nawet nieprzystanął, kroczył dalej z nachmurzoną twarzą.Widząc, jak zobrzydzeniem wycieram sobie twarz, wyjął z kieszeni chustkę i podał miją.- Tę starą wiedzmę powinno się zamknąć, to po prostu wariatka.- Ten chłopiec mógł pana zabić.- Bzdura.Nie odważyłby się, zapewniam panią.- Co on krzyknął za nami?- Nie zrozumiała pani?- Nie.- Nic takiego.Proszę o tym nie myśleć.- Co to za jeden, ten chłopiec?- Wnuk starej.Od urodzenia jest trochę niepoczytalny.Jego ojciec zginąłpod Borodino, a ponieważ służył163pod moją komendą, chłopiec obarcza winą właśnie mnie.To nic nowego,że żywi do mnie urazę.Nie rozumiem jednak, dlaczego jego babkazachowała się w ten sposób.Zazwyczaj ma trochę więcej oleju w głowieniż Misza.- To z powodu Pawki.- Pawki?- Tak, bo Anfisa przyprowadziła ją do domu.Opowiedziałam szybko ochorobie dziecka i wydarzeniach tamtej nocy, pomijając tylko jeden fakt.- Dzielnie się pani spisała - zawołał.- Bóg jeden wie, co by się mogło staćz Pawką.Ale jeśli chodzi o znachorkę, to cieszy się wśród chłopówwielkim poważaniem i jest z tego dumna.Jean powinien był jąpotraktować trochę łagodniej.- Byliśmy zdenerwowani i zrozpaczeni.Myśleliśmy tylko o Pawce,^ nanic innego nie było czasu.Zresztą pan nie potraktował jej lepiej przedchwilą.- To co innego.Obraziła panią.- Ważył coś w myślach, a potem na jegotwarzy pojawił się uśmiech [ Pobierz całość w formacie PDF ]