[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- A ja się napiję - rzekł Faulkner, podszedł do kominka iwrzucił do ognia papieros.- Powiedział pan, że znalezionoją godzinę temu?- Tak.Faulkner zerknął na zegar, który wskazywał godzinę jedenastą trzydzieści pięć.Mallory odezwał się:- O której stąd wyszła?Faulkner odwrócił się wolno.- A kto mówi, że w ogóle tu była? - Spojrzał z wyrazemniezadowolenia na Millera.- Niepokoił pan może Joannę?Miller zaprzecz}}.- Kiedy tam telefonowałem, przyjęcie, sądząc z odgłosów, było jeszcze w toku.Rozmawiałem z pokojówką, która powiedziała mi, że pan i dziewczyna wyszliście razem.- Zgcda, była tutaj, ale nie dłużej niż dziesięć minut.Jazaś wyszedłem z domu o wpół do jedenastej.56- Co oznaczałoby, że została zamordowana natychmiast po wyjściu stąd - powiedział Mallory.- Czy to znowu sprawka Deszczowego Kochanka?- Jeszcze nie jesteśmy pewni.Powiedzmy, podpada podten sam szablon.- Dwie w ciągu dwóch dni - odezwał się Faulkner, któryjak można było zauważyć, ochłonął już z pierwszego wrażenia.- Nieźle sobie poczyna.Miller ze zdumieniem obserwował każdy jego ruch.Wyglądało na to, że Faulknera bawi cała ta makabryczna sprawa.Ciekawe, co też ten wielki mężczyzna ma zamiast serca.- Mam nadzieję, że nie mają panowie nic przeciwko temu, że zapytam:,,Czy jestem pierwszy na liście?"- Jest to nieoficjalna rozmowa, proszę pana, która ma nacelu jedynie pomóc w śledztwie - odpowiedział mu Mallory.- Oczywiście ma pan całkowite prawo wezwać adwokata.- Nie śmiałbym wyciągać go z przyjęcia - rzekł Faulkner.- Należy mu się trochę rozrywki.Strzelajcie.Postaram sięzrobić wszystko, żeby wam pomóc.- Zaraz po naszym przyjściu zrobił pan dość dziwną uwagę - powiedział Miller.- Coś o żmii, która odkryła, że umie kąsać.Co pan miał na myśli.- Sądzę, że uda mi się to wyjaśnić.Ostatnio pracowałemdość ciężko i zupełnie zapomniałem o przyjęciu urodzinowym Joanny.Mój przyjaciel, pan Jack Morgan, przyszedłpo mnie.Po drodze zatrzymaliśmy się w knajpie „The King'sArms" przy ulicy Lazer.Siedzieliśmy tam, gdy zjawiła siędziewczyna.- I wciągnęła pana w rozmowę? - zapytał Mallory.- Wręcz przeciwnie, to ja ją poderwałem, zresztą celowo.Czekała na swojego chłopaka, który się spóźniał.Zaprosiłem ją więc na przyjęcie.- Dlaczego pan to zrobił?- Ponieważ wiedziałem, że u Joanny będzie się roiło odsztywniaków.Myślałem, że ta mała ich rozrusza, należała57właśnie do takich dziewcząt.Niech się pan zapyta Millera, który z tego, co mogłem zauważyć, poświęcił jej sporo uwagi.Prawdziwa dziwka.Ładna, dobrze zrobione włosy i spódnica ledwo zasłaniająca tyłek.- Kiedy wychodziłem, pan był na przyjęciu dopiero oddwudziestu minut - powiedział Miller.- Długo pan tam niezabawił.- W sumie jakieś pół godziny.- I dziewczyna wyszła z panem?- Na litość boską, przecież pan już to wie! - Przysunął siędo Mallory'ego.- Na pewno nie wypije pan drinka?- Nie, dziękuję panu.- A ja się napiję.- Poszedł za bar i sięgnął po butelkę.-Zupełnie nieoczekiwanie sprawy przybrały nieprzyjemnyobrót.Mallory całkowicie zignorował tę uwagę;- Powiedział pan, że nie przebywała tutaj dłużej niż dziesięć minut.- Tak.- Można byłoby mniemać, że została dłużej.- Gdybym ją sprowadził, żeby się z nią przespać, ta biedna kurewka żyłaby jeszcze, ale nie zrobiłem tęgo.- To po co pan ją tu sprowadził?- Żeby mi pozowała.- Wypił dużą whisky i nalał sobiejeszcze raz.- Zaproponowałem jej pięć funciaków, aby przyszła do atelier pozować.Na moment Mallory stracił panowanie nad sobą i spojrzałzdumiony na Millera, a Faulkner ciągnął dalej:- Tak się składa, że jestem rzeźbiarzem.Ta skromna grupa za wami na podium jest kompozycją, nad którą obecnie pracuję dla nowej budowli Sampsona.Nazywa się „DuchNocy".Jest to prosty model, prawdę mówiąc, sam gips idrut.Pomyślałem sobie, że piąta postać może zrównoważyćkompozycję.Chciałem się o tym przekonać, przyprowadziłem więc tutaj Grace i ustawiłem ją wśród posągów.58I za to zapłacił jej pan pięć funtów?- W istocie dziesięć.Zależało mi na tym, żeby natychmiast to sprawdzić.Akurat ją miałem pod ręką.- I co pan postanowił, proszę pana? - spytał Mallory.- Ciągle jeszcze się zastanawiam.A co panowie zamierza-ją? - Cóż, musimy dalej prowadzić śledztwo, proszę pana -odparł Mallory.- Oczywiście, być może, będziemy musielijeszcze z panem porozmawiać, chyba pana to nie dziwi.Policjanci udali się do wyjścia.Faulkner otworzył imdrzwi.- A co z jej chłopakiem, panie nadinspektorze? Mówiłado niego, zdaje się, „Harold".- Nie rozumiem, o co panu chodzi.Faulkner roześmiał się beztrosko.- Sądzę, że najlepiej będzie, jeśli to wyjaśnię.Przyszedłakurat wtedy, gdy my opuszczaliśmy „The King's Arms"Rozegrała się mała scenka.Nic takiego, z czym nie mógłbymsię uporać, tyle że był wściekły, bardziej zresztą na dziewczynę niż na mnie.To bardzo interesujące, proszę pana - powiedział Mallory.,- Będę o tym pamiętał.Mallory wyszedł.Miller podążył za nim, ale Faulkner zatrzymał go dotknięciem ręki.- Słówko w sprawie osobistej, sierżancie - powiedział łagodnie, choć uśmiech zniknął mu z twarzy.- Na przyszłość radzę trzymać się z daleka od mojej narzeczonej.Każdy woliwiedzieć, kto jest mu życzliwy.Problem z wami, cholernymigliniarzami, polega na tym, że jesteście na służbie dwadzieścia cztery godziny na dobę - stwierdził złośliwie.Miller nie dał się sprowokować.- Dobranoc, panie Faulkner - rzucił oficjalnym tonem iwyszedł [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.- A ja się napiję - rzekł Faulkner, podszedł do kominka iwrzucił do ognia papieros.- Powiedział pan, że znalezionoją godzinę temu?- Tak.Faulkner zerknął na zegar, który wskazywał godzinę jedenastą trzydzieści pięć.Mallory odezwał się:- O której stąd wyszła?Faulkner odwrócił się wolno.- A kto mówi, że w ogóle tu była? - Spojrzał z wyrazemniezadowolenia na Millera.- Niepokoił pan może Joannę?Miller zaprzecz}}.- Kiedy tam telefonowałem, przyjęcie, sądząc z odgłosów, było jeszcze w toku.Rozmawiałem z pokojówką, która powiedziała mi, że pan i dziewczyna wyszliście razem.- Zgcda, była tutaj, ale nie dłużej niż dziesięć minut.Jazaś wyszedłem z domu o wpół do jedenastej.56- Co oznaczałoby, że została zamordowana natychmiast po wyjściu stąd - powiedział Mallory.- Czy to znowu sprawka Deszczowego Kochanka?- Jeszcze nie jesteśmy pewni.Powiedzmy, podpada podten sam szablon.- Dwie w ciągu dwóch dni - odezwał się Faulkner, któryjak można było zauważyć, ochłonął już z pierwszego wrażenia.- Nieźle sobie poczyna.Miller ze zdumieniem obserwował każdy jego ruch.Wyglądało na to, że Faulknera bawi cała ta makabryczna sprawa.Ciekawe, co też ten wielki mężczyzna ma zamiast serca.- Mam nadzieję, że nie mają panowie nic przeciwko temu, że zapytam:,,Czy jestem pierwszy na liście?"- Jest to nieoficjalna rozmowa, proszę pana, która ma nacelu jedynie pomóc w śledztwie - odpowiedział mu Mallory.- Oczywiście ma pan całkowite prawo wezwać adwokata.- Nie śmiałbym wyciągać go z przyjęcia - rzekł Faulkner.- Należy mu się trochę rozrywki.Strzelajcie.Postaram sięzrobić wszystko, żeby wam pomóc.- Zaraz po naszym przyjściu zrobił pan dość dziwną uwagę - powiedział Miller.- Coś o żmii, która odkryła, że umie kąsać.Co pan miał na myśli.- Sądzę, że uda mi się to wyjaśnić.Ostatnio pracowałemdość ciężko i zupełnie zapomniałem o przyjęciu urodzinowym Joanny.Mój przyjaciel, pan Jack Morgan, przyszedłpo mnie.Po drodze zatrzymaliśmy się w knajpie „The King'sArms" przy ulicy Lazer.Siedzieliśmy tam, gdy zjawiła siędziewczyna.- I wciągnęła pana w rozmowę? - zapytał Mallory.- Wręcz przeciwnie, to ja ją poderwałem, zresztą celowo.Czekała na swojego chłopaka, który się spóźniał.Zaprosiłem ją więc na przyjęcie.- Dlaczego pan to zrobił?- Ponieważ wiedziałem, że u Joanny będzie się roiło odsztywniaków.Myślałem, że ta mała ich rozrusza, należała57właśnie do takich dziewcząt.Niech się pan zapyta Millera, który z tego, co mogłem zauważyć, poświęcił jej sporo uwagi.Prawdziwa dziwka.Ładna, dobrze zrobione włosy i spódnica ledwo zasłaniająca tyłek.- Kiedy wychodziłem, pan był na przyjęciu dopiero oddwudziestu minut - powiedział Miller.- Długo pan tam niezabawił.- W sumie jakieś pół godziny.- I dziewczyna wyszła z panem?- Na litość boską, przecież pan już to wie! - Przysunął siędo Mallory'ego.- Na pewno nie wypije pan drinka?- Nie, dziękuję panu.- A ja się napiję.- Poszedł za bar i sięgnął po butelkę.-Zupełnie nieoczekiwanie sprawy przybrały nieprzyjemnyobrót.Mallory całkowicie zignorował tę uwagę;- Powiedział pan, że nie przebywała tutaj dłużej niż dziesięć minut.- Tak.- Można byłoby mniemać, że została dłużej.- Gdybym ją sprowadził, żeby się z nią przespać, ta biedna kurewka żyłaby jeszcze, ale nie zrobiłem tęgo.- To po co pan ją tu sprowadził?- Żeby mi pozowała.- Wypił dużą whisky i nalał sobiejeszcze raz.- Zaproponowałem jej pięć funciaków, aby przyszła do atelier pozować.Na moment Mallory stracił panowanie nad sobą i spojrzałzdumiony na Millera, a Faulkner ciągnął dalej:- Tak się składa, że jestem rzeźbiarzem.Ta skromna grupa za wami na podium jest kompozycją, nad którą obecnie pracuję dla nowej budowli Sampsona.Nazywa się „DuchNocy".Jest to prosty model, prawdę mówiąc, sam gips idrut.Pomyślałem sobie, że piąta postać może zrównoważyćkompozycję.Chciałem się o tym przekonać, przyprowadziłem więc tutaj Grace i ustawiłem ją wśród posągów.58I za to zapłacił jej pan pięć funtów?- W istocie dziesięć.Zależało mi na tym, żeby natychmiast to sprawdzić.Akurat ją miałem pod ręką.- I co pan postanowił, proszę pana? - spytał Mallory.- Ciągle jeszcze się zastanawiam.A co panowie zamierza-ją? - Cóż, musimy dalej prowadzić śledztwo, proszę pana -odparł Mallory.- Oczywiście, być może, będziemy musielijeszcze z panem porozmawiać, chyba pana to nie dziwi.Policjanci udali się do wyjścia.Faulkner otworzył imdrzwi.- A co z jej chłopakiem, panie nadinspektorze? Mówiłado niego, zdaje się, „Harold".- Nie rozumiem, o co panu chodzi.Faulkner roześmiał się beztrosko.- Sądzę, że najlepiej będzie, jeśli to wyjaśnię.Przyszedłakurat wtedy, gdy my opuszczaliśmy „The King's Arms"Rozegrała się mała scenka.Nic takiego, z czym nie mógłbymsię uporać, tyle że był wściekły, bardziej zresztą na dziewczynę niż na mnie.To bardzo interesujące, proszę pana - powiedział Mallory.,- Będę o tym pamiętał.Mallory wyszedł.Miller podążył za nim, ale Faulkner zatrzymał go dotknięciem ręki.- Słówko w sprawie osobistej, sierżancie - powiedział łagodnie, choć uśmiech zniknął mu z twarzy.- Na przyszłość radzę trzymać się z daleka od mojej narzeczonej.Każdy woliwiedzieć, kto jest mu życzliwy.Problem z wami, cholernymigliniarzami, polega na tym, że jesteście na służbie dwadzieścia cztery godziny na dobę - stwierdził złośliwie.Miller nie dał się sprowokować.- Dobranoc, panie Faulkner - rzucił oficjalnym tonem iwyszedł [ Pobierz całość w formacie PDF ]