[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Trza się było gotować i na obronę stawać!Zbawienie wieczne czeka tego, któren ochotnie kładzie głowę za swoich i wiarę świętą.Zwołał tedy Jastrząb gromadę, wybrał co tęższych parobków, konie, wozy i wnet ruszyli rankiem jakoś po mszy świętej!A cała wieś odprowadzała ich z płaczem i lamentem aż pod figurę Częstochowskiej, która stojała przy drodze na rozstajach.Wojował rok, wojował dwa, że w końcu i słuch wszelki o nim zaginął.Insze dawno powrócili do domów, a Jastrzębia jak nie było, tak nie było, myśleli, że już był zabit albo go Turek wziął do niewoli, o czym nawet z cicha jeszcze dziady i wędrówce różne powiadali.Aż w końcu trzeciego roku na pierwszą zwiesnę[285] powrócił, ale sam, bez czeladzi, bez wozów i koni, piechty, zbiedzony, zmarnowany, z kosturem jeno kiej dziad.Pomodlił się gorąco przed Matką Bożą, że mu pozwolili jeszcze swojej ziemie, i spiesznie ruszył do wsi.Nikt go nie witał, nikt nie poznawał, że psom się ano musiał oganiać.Przychodzi przed swój dom, przeciera oczy, żegna się, a poznać nie może.Jezus Maria! Gumien nie ma, stajen nie ma, sadów nie ma, płotów nawet nie ma, z lewentarza[286] ni śladu.a z chałupy ino zręby spalone.dzieci nie ma.pusto.straszno.jeno żona schorowana wywleka się z barłogu na jego spotkanie i gorzkimi łzami zapłakała!Kieby piorun w niego trzasnął!Oto kiedy on wojował i nieprzyjacioły Pańskie gromił, przyszedł do chałupy mór i pobił mu wszystkie dzieci.pierun spalił.wilki wydusiły stada.źli ludzie rozgrabili.sąsiady zabrały ziemię.susze wypaliły zboża.grady wytłukły resztę.że nie ostało nic, ziemia jeno a niebo.Siedział na progu kiej zmartwiały, a na odwieczerzu, kiedy przedzwaniali na Anioł Pański, zerwał się nagle i jął strasznym głosem wyklinać i pomstować!Próżno go żona wstrzymywała, próżno u nóg mu się wlekła błagający, przeklinał i przeklinał, że na darmo krew swoją lał za Pańską sprawę, na darmo bronił kościołów, na darmo rany ponosił, głód cierpiał, na darmo poczciwym był i pobożnym, na darmo.— Pan Bóg i tak go opuścił i na zatracenie skazał!Strasznie bluźnił przeciw boskiemu imieniowi[287] a krzyczał, że już chyba złemu się cały odda, bo on jeden ludzi w biedzie nie opuszcza.Juści, że na takie przyzwy wnet się zły jawił przed nim.Jastrząb się już nie pomiarkował w tej złości, a ino zawołał:— Pomagaj, diable, jeśli możesz, bo mi się wielka krzywda stała.Głupi, nie pomiarkował, że Pan Jezus chciał go doświadczyć i wy próbować.— Pomogę, a oddasz duszę? — zaskrzeczał zły.— Dam, choćby i zaraz!Napisali cyrograf, któren chłop krwią ze serdecznego palca podpisał.I już od tego dnia zaczęło mu się wszystko wieść, sam mało co robił, a ino doglądał i rządził, Michałek, bo tak się kazał zły przezywać, robił za niego, a drugie diabły poprzebierane za parobków, to za Miemców, pomagały, że w krótkim czasie gospodarstwo było jeszcze lepsze, większe i bogatsze niźli przódzi.Ino dzieci nie było nowych, bo jakże bez błogosławieństwa boskiego mogły być!Gryzł się tym Jastrząb srodze, a po nocach czasami rozmyślał, jak to przyjdzie gorzeć w tym piekle wiecznym, i nie cieszyły go ni bogactwa, ni nic.Aż musiał mu Michałek jawić przed oczy, jako wszystkie bogacze, panowie, króle, uczone, a nawet i co największe biskupy diabłom się za żywota zaprzedali, a żaden z nich się nie turbuje ni rozmyśla, co tam będzie po śmierci, a jeno się weselą i wszystkiego używają do syta!Uspokajał się potem Jastrząb i jeszcze barzej przeciwko Bogu srożył, że aż sam krzyż pod lasem zrąbał, obrazy z domu powyrzucał i do figury Częstochowskiej się brał, by ją roznieść, iż mu to do orki przeszkadzała, ledwie go od tego kobieta odwiedła skamleniem i prośbami.I tak roki płynęły za rokami jako ta woda bystra, bogactwa rosły niepomiernie, a z nimi także znaczenie, iż nawet sam król zajeżdżał do niego, na dwór zapraszał i między swoich komorników sadzał.Puszył się tym Jastrząb, wynosił nad drugie, biedotą pomiatał, wszelkiej poczciwości się wyzbył, że już za nic miał świat cały.Głupi! nie baczył, czym przyjdzie zapłacić za to.Aż w końcu i przyszła godzina porachunku.Panu Jezusowi już zbrakło cierpliwości i pobłażania la[288] zatwardziałego grzesznika.Nadszedł czas sądu i kary.Najpierw zwaliły się na niego ciężkie choroby i nie popuszczały ni na to oczymgnienie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzylatki.xlx.pl