[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdyby stało się inaczej, byłaby toparodia sprawiedliwości.Jednak, by czuć się szczęśliwym, potrzebował odpowiedniejżony.Co jednak w tym kontekście znaczy: odpowiednia?Zanim przyjrzała się lady Hardesty, powiedziałaby, że najlepsząkandydatką na żonę dla Gervase'a byłaby londyńska piękność, córkapara zajmującego odpowiednio wysoką pozycję w pełnym blichtruświatku stolicy.Lecz co za pożytek z tego, że zna się dyplomatyczny protokółlub wie, jaki gatunek herbaty podać, jeśli najistotniejszym problememmęża jest to, którego z licznych miejscowych notabli powinienpowitać jako pierwszego?Próbowała odpowiedzieć na to pytanie w tej lub innej formieprzez cały dzień i choć każda dama mogłaby się tego nauczyć,345RSmusiałaby przede wszystkim chcieć, to zaś - jak pokazał przykład ladyHardesty i jej przyjaciółek - niekoniecznie musiało mieć miejsce.Koła powoziku turkotały rytmicznie na utwardzonej drodze.Cały dzień pełniła rolę, jaka przypadnie kiedyś żonie Gervase'a,i choć wyobrażenie sobie damy zdolnej podołać takim obowiązkomnie powinno sprawić jej trudności, wyobraznia Madeline pozostawałabezsilna.Nie była też w stanie przywołać z pamięci żadnej damy zsąsiedztwa o odpowiednim pochodzeniu i w odpowiednim wieku,która byłaby zdolna zainteresować Gervase'a.Gervase tymczasem ściągnął wodze, przywołując tym Madelinedo rzeczywistości.Powóz zwolnił, a potem skręcił.Rozejrzała się istwierdziła, że wjechali na trakt prowadzący do szopy na łodzie.Zastanawiała się przez chwilę, co w związku z tym czuje, apotem wzruszyła w duchu ramionami.Gdy konie dotarły na szczyt stromej ścieżki, Gervase wysiadł ipodał Madeline wodze.- Zostań tutaj i uważaj na hamulec.Już miała wysiąść, lecz zawahała się, a potem cofnęła.Gervasepodszedł do konia, chwycił mocno za uzdę i ruszył w dół.To, by ktoś pilnował hamulca, było konieczne, gdyby koniespróbowały biec zbyt szybko lub koła powozu ześliznęły się ześcieżki.Była bardzo stroma, a konie zbyt cenne, by ryzykować.Trzymając wodze luzno w dłoni, a drugą dłoń na hamulcu, pozwoliła,by Gervase poprowadził dwukółkę w dół zbocza.346RSPowóz zmieścił się idealnie w ciasnej przestrzeni za szopą.Gervase pomógł Madeline wysiąść, a potem wprowadził ją do domu ischodami na pięterko.Wydało jej się to czymś absolutnie naturalnym.Zdziwiło ją, że czuje się tak swobodnie - była tu przecież dopierotrzeci raz.Spokojna i pewna swojego bezpieczeństwa pozwoliła, bypodprowadził ją do łóżka, a potem odwrócił i wziął w ramiona.Pocałował ją, a był to długi i słodki pocałunek, który z ochotąoddała.Gdy cofnął głowę, pieściła mu już palcami włosy, on zaśrozwiązywał tasiemki sukni.Spojrzał na twarz kochanki.Jego własna,widoczna w świetle księżyca, stanowiła mieszaninę ostrozarysowanych płaszczyzn i cieni.- Chciałbym ci podziękować.Madeline się uśmiechnęła.- Wszyscy już to zrobili.Mnóstwo razy.Nie powiedziałamjednak Sybil tego, co powiem teraz tobie - nie trzeba mi podziękowań.Doskonale się bawiłam.Wydawało jej się, że Gervase się uśmiecha, jednak w mrokutrudno to było ocenić.- Tylko że ja chciałbym podziękować ci na mój własny,szczególny sposób.Suknia opadła na podłogę.Madeline stłumiła zdradzieckidreszcz, jaki wywołał w niej dotyk jego dłoni, stanowczych,wprawnych i ciepłych, gdy obejmował ją w talii.Oblizała wargi, a potem powiedziała cicho z ustami tuż przyjego ustach.- Własny sposób?347RS- Mmmm.Spojrzał na nią, a potem uniósł dłonie i położył je zuwielbieniem na jej piersiach.- Powiedziałaś, że doskonale się tego dnia bawiłaś.Wydaje sięwięc słuszne, abym w podzięce za twoją pomoc zadbał, byś bawiła siędoskonale także w nocy.Zacisnął z lekka palce i Madeline wstrzymała oddech.Powiekijej opadły, a wargi rozchyliły się bezwiednie, po czym dobyło się znich ciche, acz niesłychanie wymowne i niezaprzeczenie zmysłowewestchnienie.Pochylił głowę, nakrył jej wargi swoimi i z absolutnymmistrzostwem porwał ją do tańca.Tego, którego sam ją nauczył.Ich ciała przemawiały wyrazniej niż słowa, a każdy dotyk niósłnie tylko przyjemność, ale i znaczenie.Wargi i języki porozumiewałysię ze sobą z niewyobrażalną elokwencją, ciała, umysły, a nawet duszeprzemawiały bezpośrednio, nieskrępowane ograniczeniami mowy.Gdy padli wreszcie, nadzy, ze splątanymi członkami, na tapczan,uświadomiła sobie, że jest w stanie powiedzieć w ten sposób więcej,niż mogłaby wyrazić słowami.A gdy wsunął ją pod siebie i jednymmocnym ruchem połączył ich oboje, a ona objęła go i doń przywarła,zachęcała i zaklinała, a potem uwolniła swe nieposkromione, oszalałe ja",pozwalając, by pędziło wraz z nim, kiedy żar i namiętność rosły ipochłaniały ich, dopiero wtedy mogła otworzyć serce i pozwolić, by348RSprawda wydostała się z niego, wołając o głos.Lecz nikt tego nieusłyszał.Tylko ona wiedziała, gdy przywierała do niego i wznosiła się,odrzucała głowę i poddawała się rozkoszy, jak głębokie, jak silne, jaknieodparte było teraz to uczucie.Jakie głębie jej serca i duszyporuszało.Jak nieodwracalnie i nieusuwalnie stało się częścią niej.Tylkoona wiedziała.Nawałnica minęła, szał namiętności opadł zastąpionyrozkosznym błogostanem.Leżąc z Gervase'em spoczywającymbezwładnie na jej piersi, z zamkniętymi oczami, palcami zanurzonymiw jego włosach, uśmiechnęła się i powiedziała sobie, że nie ma toznaczenia.Nieważne, ile będzie ją to kosztować - z ochotą zapłacikażdą cenę, byle mogła od czasu do czasu poczuć się tak jak teraz.Wiedzieć, jak to jest, być w pełni sobą, tak jak tylko może byćkobieta.Gervase jej to dał i zawsze będzie mu wdzięczna.Uniosła głowę, pocałowała go leciutko w skroń, a potem opadłaznów na poduszki, odprężona i rozkosznie zaspokojona.* * *Godzinę pózniej Gervase leżał wsparty o wezgłowie,przyglądając się, jak Madeline sączy z kieliszka amontillado, a potemwgryza się w dojrzałą śliwkę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Gdyby stało się inaczej, byłaby toparodia sprawiedliwości.Jednak, by czuć się szczęśliwym, potrzebował odpowiedniejżony.Co jednak w tym kontekście znaczy: odpowiednia?Zanim przyjrzała się lady Hardesty, powiedziałaby, że najlepsząkandydatką na żonę dla Gervase'a byłaby londyńska piękność, córkapara zajmującego odpowiednio wysoką pozycję w pełnym blichtruświatku stolicy.Lecz co za pożytek z tego, że zna się dyplomatyczny protokółlub wie, jaki gatunek herbaty podać, jeśli najistotniejszym problememmęża jest to, którego z licznych miejscowych notabli powinienpowitać jako pierwszego?Próbowała odpowiedzieć na to pytanie w tej lub innej formieprzez cały dzień i choć każda dama mogłaby się tego nauczyć,345RSmusiałaby przede wszystkim chcieć, to zaś - jak pokazał przykład ladyHardesty i jej przyjaciółek - niekoniecznie musiało mieć miejsce.Koła powoziku turkotały rytmicznie na utwardzonej drodze.Cały dzień pełniła rolę, jaka przypadnie kiedyś żonie Gervase'a,i choć wyobrażenie sobie damy zdolnej podołać takim obowiązkomnie powinno sprawić jej trudności, wyobraznia Madeline pozostawałabezsilna.Nie była też w stanie przywołać z pamięci żadnej damy zsąsiedztwa o odpowiednim pochodzeniu i w odpowiednim wieku,która byłaby zdolna zainteresować Gervase'a.Gervase tymczasem ściągnął wodze, przywołując tym Madelinedo rzeczywistości.Powóz zwolnił, a potem skręcił.Rozejrzała się istwierdziła, że wjechali na trakt prowadzący do szopy na łodzie.Zastanawiała się przez chwilę, co w związku z tym czuje, apotem wzruszyła w duchu ramionami.Gdy konie dotarły na szczyt stromej ścieżki, Gervase wysiadł ipodał Madeline wodze.- Zostań tutaj i uważaj na hamulec.Już miała wysiąść, lecz zawahała się, a potem cofnęła.Gervasepodszedł do konia, chwycił mocno za uzdę i ruszył w dół.To, by ktoś pilnował hamulca, było konieczne, gdyby koniespróbowały biec zbyt szybko lub koła powozu ześliznęły się ześcieżki.Była bardzo stroma, a konie zbyt cenne, by ryzykować.Trzymając wodze luzno w dłoni, a drugą dłoń na hamulcu, pozwoliła,by Gervase poprowadził dwukółkę w dół zbocza.346RSPowóz zmieścił się idealnie w ciasnej przestrzeni za szopą.Gervase pomógł Madeline wysiąść, a potem wprowadził ją do domu ischodami na pięterko.Wydało jej się to czymś absolutnie naturalnym.Zdziwiło ją, że czuje się tak swobodnie - była tu przecież dopierotrzeci raz.Spokojna i pewna swojego bezpieczeństwa pozwoliła, bypodprowadził ją do łóżka, a potem odwrócił i wziął w ramiona.Pocałował ją, a był to długi i słodki pocałunek, który z ochotąoddała.Gdy cofnął głowę, pieściła mu już palcami włosy, on zaśrozwiązywał tasiemki sukni.Spojrzał na twarz kochanki.Jego własna,widoczna w świetle księżyca, stanowiła mieszaninę ostrozarysowanych płaszczyzn i cieni.- Chciałbym ci podziękować.Madeline się uśmiechnęła.- Wszyscy już to zrobili.Mnóstwo razy.Nie powiedziałamjednak Sybil tego, co powiem teraz tobie - nie trzeba mi podziękowań.Doskonale się bawiłam.Wydawało jej się, że Gervase się uśmiecha, jednak w mrokutrudno to było ocenić.- Tylko że ja chciałbym podziękować ci na mój własny,szczególny sposób.Suknia opadła na podłogę.Madeline stłumiła zdradzieckidreszcz, jaki wywołał w niej dotyk jego dłoni, stanowczych,wprawnych i ciepłych, gdy obejmował ją w talii.Oblizała wargi, a potem powiedziała cicho z ustami tuż przyjego ustach.- Własny sposób?347RS- Mmmm.Spojrzał na nią, a potem uniósł dłonie i położył je zuwielbieniem na jej piersiach.- Powiedziałaś, że doskonale się tego dnia bawiłaś.Wydaje sięwięc słuszne, abym w podzięce za twoją pomoc zadbał, byś bawiła siędoskonale także w nocy.Zacisnął z lekka palce i Madeline wstrzymała oddech.Powiekijej opadły, a wargi rozchyliły się bezwiednie, po czym dobyło się znich ciche, acz niesłychanie wymowne i niezaprzeczenie zmysłowewestchnienie.Pochylił głowę, nakrył jej wargi swoimi i z absolutnymmistrzostwem porwał ją do tańca.Tego, którego sam ją nauczył.Ich ciała przemawiały wyrazniej niż słowa, a każdy dotyk niósłnie tylko przyjemność, ale i znaczenie.Wargi i języki porozumiewałysię ze sobą z niewyobrażalną elokwencją, ciała, umysły, a nawet duszeprzemawiały bezpośrednio, nieskrępowane ograniczeniami mowy.Gdy padli wreszcie, nadzy, ze splątanymi członkami, na tapczan,uświadomiła sobie, że jest w stanie powiedzieć w ten sposób więcej,niż mogłaby wyrazić słowami.A gdy wsunął ją pod siebie i jednymmocnym ruchem połączył ich oboje, a ona objęła go i doń przywarła,zachęcała i zaklinała, a potem uwolniła swe nieposkromione, oszalałe ja",pozwalając, by pędziło wraz z nim, kiedy żar i namiętność rosły ipochłaniały ich, dopiero wtedy mogła otworzyć serce i pozwolić, by348RSprawda wydostała się z niego, wołając o głos.Lecz nikt tego nieusłyszał.Tylko ona wiedziała, gdy przywierała do niego i wznosiła się,odrzucała głowę i poddawała się rozkoszy, jak głębokie, jak silne, jaknieodparte było teraz to uczucie.Jakie głębie jej serca i duszyporuszało.Jak nieodwracalnie i nieusuwalnie stało się częścią niej.Tylkoona wiedziała.Nawałnica minęła, szał namiętności opadł zastąpionyrozkosznym błogostanem.Leżąc z Gervase'em spoczywającymbezwładnie na jej piersi, z zamkniętymi oczami, palcami zanurzonymiw jego włosach, uśmiechnęła się i powiedziała sobie, że nie ma toznaczenia.Nieważne, ile będzie ją to kosztować - z ochotą zapłacikażdą cenę, byle mogła od czasu do czasu poczuć się tak jak teraz.Wiedzieć, jak to jest, być w pełni sobą, tak jak tylko może byćkobieta.Gervase jej to dał i zawsze będzie mu wdzięczna.Uniosła głowę, pocałowała go leciutko w skroń, a potem opadłaznów na poduszki, odprężona i rozkosznie zaspokojona.* * *Godzinę pózniej Gervase leżał wsparty o wezgłowie,przyglądając się, jak Madeline sączy z kieliszka amontillado, a potemwgryza się w dojrzałą śliwkę [ Pobierz całość w formacie PDF ]