[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Musi uciec od Rafiego.Właśnie kończył telefoniczną rozmowę z Farah, gdy przyszedł Nazir.Wręczył dwiekoperty i poinformował, że panna Viret zamierza rano opuścić pałac.Raszad najpierw przeczytałlist adresowany do ojca, potem otworzył drugą kopertę. Drogi Rafi!Księżniczka Farah zapewniła mnie, że ani Ty, ani doktor Tamam nie przyjmiecie zapłatyza okazaną mi pomoc.Nie pozostaje mi więc nic innego, jak serdecznie podziękować zauratowanie życia.Nastał czas, bym udała się w dalszą drogę.Nigdy Cię nie zapomnę.LaurenOn też jej nie zapomni.W bezsenną noc pragnął jej aż do bólu.Nigdy wcześniej czegośtakiego nie czuł.Tak było od chwili, gdy po raz pierwszy wziął ją w ramiona.Gdyby znał jej myśli, wiedziałby, że przeżywa to tak samo.Przybyła do oazyw konkretnym celu, jednak oczarowanie spadło na nią jak grom z jasnego nieba.Tyle że nie znał prawdy o uczuciach panny Viret, potrafił przy tym okiełznać pragnienia.Sprawował rządy w imieniu chorego władcy, a kiedyś sam zostanie królem, więc musiał byćczujny i przebiegły, inaczej już byłby martwy.Nikomu nie wierzył bez reszty, tym bardziej nieda się usidlić kobiecie o lnianych włosach i przepastnych zielonkawych oczach.Nie zwiedzie gona pokuszenie.Zwłaszcza że została tutaj wysłana.Niestety siostra też dała się zauroczyć pannie Viret.W tak krótkim czasie zostałyprzyjaciółkami od serca, dlatego nie spodziewał się, by Farah dowiedziała się czegoś istotnego.Natomiast Lauren mogła dobroduszną księżniczkę zręcznie wysondować.Nieważne.PannieViret wyrwała się uwaga o Księżycowym Ogrodzie, a on na coś takiego tylko czekał.Gdy dodaćdo tego medalion, wszystko zaczynało się układać.Mustafa, do którego zadzwonił, zaklinał się, że nigdy nie rozmawiał o KsiężycowymOgrodzie z panną Viret.Dodał, że była bardzo małomówna i pogrążona w zadumie.Raszad nie miał powodu mu nie wierzyć.Oczywiście wyciągnie z niej prawdę.Uśpiczujność, zdobędzie zaufanie.Zacznie od spełnienia jej życzeń. Dzień dobry, panno Viret.Jestem Nazir. Dzień dobry. Sprawił na niej miłe wrażenie.Miał około czterdziestki, ubrany byłw tradycyjny arabski strój, uśmiechał się szeroko. Wieczorem rozmawialiśmy przez telefon, ale nie mieliśmy okazji poznać się osobiście.Będę towarzyszył pani do zachodniej bramy. Dziękuję.Wziął pan moje listy? Tak.Już zostały dostarczone. Zwietnie.Jestem gotowa. Sięgnęła po walizki. Proszę je zostawić. Zostawić? Nie rozumiem. Proszę iść ze mną.Wszystko pani wyjaśnię. Prowadził ją długim korytarzem, potemkolejnym.Choć Rafi oprowadził ją po niektórych pomieszczeniach, nie spodziewała się, że pałacjest aż tak rozległy.Zupełnie jak małe miasto.Wreszcie wyszli na zewnątrz.Przed nimi rozciągałsię piękny palmowy gaj i pustynny ogród.Nieopodal stał helikopter, z którego ktoś zeskoczył naziemię.Był to Rafi.Miał na sobie koszulę khaki, jasne spodnie i wysokie skórzane buty.Z radością patrzyła na jego smagłą twarz i zgrabną, silną sylwetkę. Jak się miewasz, Lauren? Dziękuję, dobrze. Przekonajmy się. Musnął dłonią jej policzki i czoło.Sytuacja była dziwna.Powiadomiła listownie Rafiego o wyjezdzie, a jednak nie pozwoliłjej ruszyć w drogę.Może chciał, by osobiście poinformowała go o swoich planach? I oto miękłapod jego dotykiem i spojrzeniem czarnych oczu. Wcale.wcale nie mam gorączki. Głos jej się załamał. Pozwól, że sam to ocenię odparł miękkim tonem. I jak? Zadowolony? Tak.Jeśli nadal masz ochotę zobaczyć miejsce, w którym dopadła was burzapiaskowa, to za zgodą króla możesz dysponować pilotem i helikopterem.Mój dług wdzięczności wobec władcy wciąż rośnie, pomyślała.Choć wiedziałaoczywiście, że była to inicjatywa Rafiego. Niepotrzebnie wyrwałam się z tym.Tak wiele już dla mnie zrobiłeś, że. Och, to drobiazg wpadł jej w słowo. Nie zajmie dużo czasu.Leciałaś jużhelikopterem? Tak, wiele razy. Więc w drogę.Przypominam tylko, że to środek pustyni, więc będzie naprawdę gorąco.Gdy pomagał Lauren wsiąść, przytrzymał dłonie na jej biodrach nieco dłużej, niż było tokonieczne, a ona, choć przyrzekła sobie całkiem inne zachowanie, marzyła tylko o tym, by paśćRafiemu w ramiona.Jakby tego było mało, pilot uśmiechnął się do niej w specyficzny sposób,zdradzając tym samym, że zauważył, co się z nią dzieje.To jakieś szaleństwo! Zawstydzona i zła na siebie wbiła wzrok w pustynię i nawet kiedyjuż byli w powietrzu, nie odwróciła głowy.Pałac i oaza wkrótce zniknęły jej z oczu, pod Lauren rozciągało się niezmierzone morzepiasku.Niby tylko piasek.Nic bardziej mylnego! Coraz bardziej urzeczona patrzyła nawydmowe fale, góry i doliny ukształtowane przez wiatr, słoneczny żar i nocny chłód.Laurendostrzegała piękno tego świata, a zarazem wiedziała, że to piękno potrafi być przerażające.W pustej przestrzeni na człowieka czyhała śmierć, brak było życiodajnej wody, traciło siępoczucie czasu i stron świata.Jednak dzięki współczesnej technice pilot precyzyjnie odnalazł miejsce, w którym burzapiaskowa zaskoczyła karawanę.Zdumiewające, że Beduini, którzy od setek lat wędrują po tychbezkresnych pustkowiach, równie bezbłędnie trzymają się szlaków i docierają do celu podróży.Tym razem na horyzoncie nie było brązowego tumanu, który mylnie uznała za górskiepasmo.Rafi twierdził, że jeszcze nie nadeszła godzina mojej śmierci, nagle przemknęło jej przezgłowę.Zamiast tego los popycha mnie w jego ramiona.Muszę walczyć z przeznaczeniem! pomyślała desperacko. Lauren, jesteśmy na miejscu. Och. Tak była zamyślona, że nawet nie zauważyła, kiedy wylądowali. Jeśli nie czujesz się dobrze, wrócimy do pałacu. Wszystko okej, Rafi. Dlaczego uznał, że coś z nią nie tak? Dziwne.Gdy wysiedli, zobaczyła, że helikopter wylądował na małej płaszczyznie otoczonejwielkimi wydmami.Znów poczuła się mała jak ziarenko piasku. Burza tutaj was zaskoczyła, a zabrałem cię stamtąd. Wskazał jedną z wydm.Osłupiała.Wielka wydma w kształcie półksiężyca miała co najmniej sześć metrówwysokości i ciągnęła się po horyzont.Lauren zaczęła tam iść, lecz ugrzęzła w piasku.Ależ byłanaiwna.Miałaby cokolwiek znalezć w tym żółtym suchym oceanie? A już mały złoty medalionna pewno zostanie tu na wieki.Kończy się pewna era.Babcia, dziadek, medalion to już przeszłość.Coś bezpowrotnie przeszło do historii.Czyw takim razie coś musi się zacząć? Po jej policzkach popłynęły łzy.Pomyślała o tym, jak Rafi patrzy na życie.Tak, musiotworzyć nową kartę swego przeznaczenia.A konkretnie? To, co już było, musi zostawić zasobą, otworzyć się na szeroki świat, wyjechać gdzieś i zacząć nowe życie.Może w Stanach? Tobyłby powrót do amerykańskich korzeni [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Musi uciec od Rafiego.Właśnie kończył telefoniczną rozmowę z Farah, gdy przyszedł Nazir.Wręczył dwiekoperty i poinformował, że panna Viret zamierza rano opuścić pałac.Raszad najpierw przeczytałlist adresowany do ojca, potem otworzył drugą kopertę. Drogi Rafi!Księżniczka Farah zapewniła mnie, że ani Ty, ani doktor Tamam nie przyjmiecie zapłatyza okazaną mi pomoc.Nie pozostaje mi więc nic innego, jak serdecznie podziękować zauratowanie życia.Nastał czas, bym udała się w dalszą drogę.Nigdy Cię nie zapomnę.LaurenOn też jej nie zapomni.W bezsenną noc pragnął jej aż do bólu.Nigdy wcześniej czegośtakiego nie czuł.Tak było od chwili, gdy po raz pierwszy wziął ją w ramiona.Gdyby znał jej myśli, wiedziałby, że przeżywa to tak samo.Przybyła do oazyw konkretnym celu, jednak oczarowanie spadło na nią jak grom z jasnego nieba.Tyle że nie znał prawdy o uczuciach panny Viret, potrafił przy tym okiełznać pragnienia.Sprawował rządy w imieniu chorego władcy, a kiedyś sam zostanie królem, więc musiał byćczujny i przebiegły, inaczej już byłby martwy.Nikomu nie wierzył bez reszty, tym bardziej nieda się usidlić kobiecie o lnianych włosach i przepastnych zielonkawych oczach.Nie zwiedzie gona pokuszenie.Zwłaszcza że została tutaj wysłana.Niestety siostra też dała się zauroczyć pannie Viret.W tak krótkim czasie zostałyprzyjaciółkami od serca, dlatego nie spodziewał się, by Farah dowiedziała się czegoś istotnego.Natomiast Lauren mogła dobroduszną księżniczkę zręcznie wysondować.Nieważne.PannieViret wyrwała się uwaga o Księżycowym Ogrodzie, a on na coś takiego tylko czekał.Gdy dodaćdo tego medalion, wszystko zaczynało się układać.Mustafa, do którego zadzwonił, zaklinał się, że nigdy nie rozmawiał o KsiężycowymOgrodzie z panną Viret.Dodał, że była bardzo małomówna i pogrążona w zadumie.Raszad nie miał powodu mu nie wierzyć.Oczywiście wyciągnie z niej prawdę.Uśpiczujność, zdobędzie zaufanie.Zacznie od spełnienia jej życzeń. Dzień dobry, panno Viret.Jestem Nazir. Dzień dobry. Sprawił na niej miłe wrażenie.Miał około czterdziestki, ubrany byłw tradycyjny arabski strój, uśmiechał się szeroko. Wieczorem rozmawialiśmy przez telefon, ale nie mieliśmy okazji poznać się osobiście.Będę towarzyszył pani do zachodniej bramy. Dziękuję.Wziął pan moje listy? Tak.Już zostały dostarczone. Zwietnie.Jestem gotowa. Sięgnęła po walizki. Proszę je zostawić. Zostawić? Nie rozumiem. Proszę iść ze mną.Wszystko pani wyjaśnię. Prowadził ją długim korytarzem, potemkolejnym.Choć Rafi oprowadził ją po niektórych pomieszczeniach, nie spodziewała się, że pałacjest aż tak rozległy.Zupełnie jak małe miasto.Wreszcie wyszli na zewnątrz.Przed nimi rozciągałsię piękny palmowy gaj i pustynny ogród.Nieopodal stał helikopter, z którego ktoś zeskoczył naziemię.Był to Rafi.Miał na sobie koszulę khaki, jasne spodnie i wysokie skórzane buty.Z radością patrzyła na jego smagłą twarz i zgrabną, silną sylwetkę. Jak się miewasz, Lauren? Dziękuję, dobrze. Przekonajmy się. Musnął dłonią jej policzki i czoło.Sytuacja była dziwna.Powiadomiła listownie Rafiego o wyjezdzie, a jednak nie pozwoliłjej ruszyć w drogę.Może chciał, by osobiście poinformowała go o swoich planach? I oto miękłapod jego dotykiem i spojrzeniem czarnych oczu. Wcale.wcale nie mam gorączki. Głos jej się załamał. Pozwól, że sam to ocenię odparł miękkim tonem. I jak? Zadowolony? Tak.Jeśli nadal masz ochotę zobaczyć miejsce, w którym dopadła was burzapiaskowa, to za zgodą króla możesz dysponować pilotem i helikopterem.Mój dług wdzięczności wobec władcy wciąż rośnie, pomyślała.Choć wiedziałaoczywiście, że była to inicjatywa Rafiego. Niepotrzebnie wyrwałam się z tym.Tak wiele już dla mnie zrobiłeś, że. Och, to drobiazg wpadł jej w słowo. Nie zajmie dużo czasu.Leciałaś jużhelikopterem? Tak, wiele razy. Więc w drogę.Przypominam tylko, że to środek pustyni, więc będzie naprawdę gorąco.Gdy pomagał Lauren wsiąść, przytrzymał dłonie na jej biodrach nieco dłużej, niż było tokonieczne, a ona, choć przyrzekła sobie całkiem inne zachowanie, marzyła tylko o tym, by paśćRafiemu w ramiona.Jakby tego było mało, pilot uśmiechnął się do niej w specyficzny sposób,zdradzając tym samym, że zauważył, co się z nią dzieje.To jakieś szaleństwo! Zawstydzona i zła na siebie wbiła wzrok w pustynię i nawet kiedyjuż byli w powietrzu, nie odwróciła głowy.Pałac i oaza wkrótce zniknęły jej z oczu, pod Lauren rozciągało się niezmierzone morzepiasku.Niby tylko piasek.Nic bardziej mylnego! Coraz bardziej urzeczona patrzyła nawydmowe fale, góry i doliny ukształtowane przez wiatr, słoneczny żar i nocny chłód.Laurendostrzegała piękno tego świata, a zarazem wiedziała, że to piękno potrafi być przerażające.W pustej przestrzeni na człowieka czyhała śmierć, brak było życiodajnej wody, traciło siępoczucie czasu i stron świata.Jednak dzięki współczesnej technice pilot precyzyjnie odnalazł miejsce, w którym burzapiaskowa zaskoczyła karawanę.Zdumiewające, że Beduini, którzy od setek lat wędrują po tychbezkresnych pustkowiach, równie bezbłędnie trzymają się szlaków i docierają do celu podróży.Tym razem na horyzoncie nie było brązowego tumanu, który mylnie uznała za górskiepasmo.Rafi twierdził, że jeszcze nie nadeszła godzina mojej śmierci, nagle przemknęło jej przezgłowę.Zamiast tego los popycha mnie w jego ramiona.Muszę walczyć z przeznaczeniem! pomyślała desperacko. Lauren, jesteśmy na miejscu. Och. Tak była zamyślona, że nawet nie zauważyła, kiedy wylądowali. Jeśli nie czujesz się dobrze, wrócimy do pałacu. Wszystko okej, Rafi. Dlaczego uznał, że coś z nią nie tak? Dziwne.Gdy wysiedli, zobaczyła, że helikopter wylądował na małej płaszczyznie otoczonejwielkimi wydmami.Znów poczuła się mała jak ziarenko piasku. Burza tutaj was zaskoczyła, a zabrałem cię stamtąd. Wskazał jedną z wydm.Osłupiała.Wielka wydma w kształcie półksiężyca miała co najmniej sześć metrówwysokości i ciągnęła się po horyzont.Lauren zaczęła tam iść, lecz ugrzęzła w piasku.Ależ byłanaiwna.Miałaby cokolwiek znalezć w tym żółtym suchym oceanie? A już mały złoty medalionna pewno zostanie tu na wieki.Kończy się pewna era.Babcia, dziadek, medalion to już przeszłość.Coś bezpowrotnie przeszło do historii.Czyw takim razie coś musi się zacząć? Po jej policzkach popłynęły łzy.Pomyślała o tym, jak Rafi patrzy na życie.Tak, musiotworzyć nową kartę swego przeznaczenia.A konkretnie? To, co już było, musi zostawić zasobą, otworzyć się na szeroki świat, wyjechać gdzieś i zacząć nowe życie.Może w Stanach? Tobyłby powrót do amerykańskich korzeni [ Pobierz całość w formacie PDF ]