[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Musiała pani mieć drobny kłopot żołądkowy, który jużustąpił - stwierdził taktownie Matt, a Gwyneth pokiwałaz ulgą głową.- Czy wie pani, kiedy miała pani ostatnią mie-siączkę?Gwyneth pokręciła głową.- W takim razie muszę panią dokładnie zbadać - stwier-dził.I patrząc na Abbie, dodał: - Albo ja, albo doktor Ashby.- Lepiej pan - zdecydowała Gwyneth.- Chodzmy dosypialni.SRZwlokła się z prowizorycznego posłania, otuliła starymwełnianym szlafrokiem i poczłapała mrocznym korytarzem.Matt podążył za nią, rzuciwszy smętny uśmiech w stronęAbbie.Gdy wyszli, Abbie zastanawiała się, czy jej ojciec spotkałsię z takim samym przyjęciem w ów mrozny zimowy wie-czór, kiedy to przyjechał tu z Seanem i dowiedział się, żeGwyneth właśnie poroniła.Bob Burchfield zawsze brał sobiekłopoty pacjentów do serca.Urągał tym samym wszelkimzasadom obowiązującym w medycynie, ale taki właśnie był.Na pewno zamartwiał się o Gwyneth, pomyślała ze smut-kiem Abbie.Po chwili zaczęła chodzić po pokoju.Dlaczego Gwynethnie powiedziała Donovanowi, że spodziewa się dziecka? Mo-że się bała kolejnego poronienia? A może Donovan nie chcejuż mieć dzieci? Jedno było pewne.Gwyneth wymyśliła tebóle brzucha, żeby ktoś pomógł jej przy tej ciąży.- Moim zdaniem pani jest mniej więcej w osiemnastymalbo dwudziestym tygodniu - rzekł Matt, kiedy wrócił i za-czął coś wpisywać do karty Gwyneth.- Badanie usg określito dokładnie.- Nie zgadzam się na żadne badania - sprzeciwił się Do-novan, kiedy jego żona wróciła do izby.- Dlaczego? - spytał Matt ze zdumieniem.- Bo w to nie wierzę - odparł zwięzle Donovan.- Nie chce pan opieki dla swojego dziecka? - Matt wzru-szył ramionami.- Woli pan ryzykować i sam przyjąć poród?W dodatku nie wiadomo kiedy.- Przyjmuję owce - odparł buńczucznie.- Stracił pan kiedyś jagnię? - Ciemne oczy Matta zapło-nęły gniewem.- Nie mogę sobie na to pozwolić - warknął mężczyzna.SR- Ale przyzna pan, że dziecko jest znacznie delikatniejszeod owcy - nie dawał za wygraną Matt.Donovan spochmurniał.- Pewno, że przyznam.Już jedno straciłem dzięki takimjak pan.- Pańska żona wtedy poroniła - powiedział dobitnieMatt.- To się czasem zdarza i nic się na to nie poradzi.- Wstał i spojrzał na Gwyneth.- Musi się pani regularniebadać.I zrobić ultrasonografię - powiedział.- Teraz życiedziecka zależy wyłącznie od pani.Czekam w przychodni.Jego stanowczość wyraznie zdumiała kobietę.Patrzyła tona Matta, to na męża.Po chwili wahania skinęła głową.- Zepsuła się nam ciężarówka - mruknął jej mąż.- Ale niedługo pan ją naprawi? - podsunął Matt.- Może - powiedział Donovan, wzruszając ramionami.- Trzymam pana za słowo, panie Kilerne.- Matt rozej-rzał się po pokoju.- Rozumiem, że tu nie ma telefonu?- Ja tam nie wierzę w telefony - burknął Donovan.- A skąd pan dzisiaj dzwonił?- Od sąsiadów.- Mamy w przychodni ich numer - rzekła Abbie, przy-pominając sobie, że jej ojciec tak się kontaktował z Kiler-ne'ami.- Nic się nie zmieniło, co?- Ano nic.Donovan otworzył im drewniane drzwi i nawet nie po-dziękował.- Ale nas tu przyjęli - rzucił cierpko Matt.- Chyba wciąż wini tatę za tamto poronienie - odparłaAbbie, zapinając pas.- Nie byłbym taki pewien.- Włączył wycieraczki, prze-kręcił kluczyk w stacyjce.- Moim zdaniem, to raczej jegowłasne brzemię.SR- Dlaczego tak uważasz? - spytała zdumiona Abbie.- Jako chłop najwyrazniej oswoił się ze śmiercią zwierząt- powiedział Matt, kiedy potężny snop długich światełoświetlił mokrą żwirową drogę.- Ale nie pogodził się ześmiercią własnego dziecka.Coś musi dręczyć tego biednegoczłowieka.Abbie nie wiedziała, co myśleć, ale była wdzięczna Mat-towi, że towarzyszył jej w tym wyjezdzie.- Dziękuję, Matt.Bardzo mi dziś pomogłeś.W odpowiedzi pocałował ją, a potem zapalił silnik i ru-szyli do domu.SRROZDZIAA DZIEWITYW drodze powrotnej włos jeżył im się na głowie.Watrhulał wściekle po górach i targał citroenem jak zabawką.Abby uznała, że gdyby nie spokój i skupienie Matta, drogaprzerodziłaby się w koszmar.Trzymała się kurczowo siedze-nia, gdy Matt ostrożnie wziął pierwszy zakręt agrafkę, omia-tając światłami strome urwisko.Na lodzie samochód mógłłatwo wpaść w poślizg, pomyślała ze smutkiem Abbie.Tadroga w zwykłych warunkach była niebywale trudna, nicwięc dziwnego, że przy mrozie i gołoledzi Sean stracił pano-wanie nad kierownicą.I nic nie ochroniło samochodu przedrunięciem w przepaść.Wreszcie dotarli do śpiącego Rendale.W domu MattaAbbie wzięła prysznic i otuliła się ciepłym szlafrokiem,a Matt przekopał lodówkę, z której wyczarował jakieś szyb-kie mrożone danie i zimnego kurczaka.Umierali z głodu,więc nawet im się nie śniło, żeby nakryć stół.Ułożyli jedze-nie na tacach i zjedli w saloniku.Po kolacji chcieli wrócić do sprawy Kilerne'ow, lecz obo-je byli wyczerpani do cna.- Chodzmy do łóżka - zaproponował Matt.- Widzę, żepadasz z nóg.- Chyba tak - potwierdziła.- A ty?Odstawił puste talerze, podniósł ją z kanapy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.- Musiała pani mieć drobny kłopot żołądkowy, który jużustąpił - stwierdził taktownie Matt, a Gwyneth pokiwałaz ulgą głową.- Czy wie pani, kiedy miała pani ostatnią mie-siączkę?Gwyneth pokręciła głową.- W takim razie muszę panią dokładnie zbadać - stwier-dził.I patrząc na Abbie, dodał: - Albo ja, albo doktor Ashby.- Lepiej pan - zdecydowała Gwyneth.- Chodzmy dosypialni.SRZwlokła się z prowizorycznego posłania, otuliła starymwełnianym szlafrokiem i poczłapała mrocznym korytarzem.Matt podążył za nią, rzuciwszy smętny uśmiech w stronęAbbie.Gdy wyszli, Abbie zastanawiała się, czy jej ojciec spotkałsię z takim samym przyjęciem w ów mrozny zimowy wie-czór, kiedy to przyjechał tu z Seanem i dowiedział się, żeGwyneth właśnie poroniła.Bob Burchfield zawsze brał sobiekłopoty pacjentów do serca.Urągał tym samym wszelkimzasadom obowiązującym w medycynie, ale taki właśnie był.Na pewno zamartwiał się o Gwyneth, pomyślała ze smut-kiem Abbie.Po chwili zaczęła chodzić po pokoju.Dlaczego Gwynethnie powiedziała Donovanowi, że spodziewa się dziecka? Mo-że się bała kolejnego poronienia? A może Donovan nie chcejuż mieć dzieci? Jedno było pewne.Gwyneth wymyśliła tebóle brzucha, żeby ktoś pomógł jej przy tej ciąży.- Moim zdaniem pani jest mniej więcej w osiemnastymalbo dwudziestym tygodniu - rzekł Matt, kiedy wrócił i za-czął coś wpisywać do karty Gwyneth.- Badanie usg określito dokładnie.- Nie zgadzam się na żadne badania - sprzeciwił się Do-novan, kiedy jego żona wróciła do izby.- Dlaczego? - spytał Matt ze zdumieniem.- Bo w to nie wierzę - odparł zwięzle Donovan.- Nie chce pan opieki dla swojego dziecka? - Matt wzru-szył ramionami.- Woli pan ryzykować i sam przyjąć poród?W dodatku nie wiadomo kiedy.- Przyjmuję owce - odparł buńczucznie.- Stracił pan kiedyś jagnię? - Ciemne oczy Matta zapło-nęły gniewem.- Nie mogę sobie na to pozwolić - warknął mężczyzna.SR- Ale przyzna pan, że dziecko jest znacznie delikatniejszeod owcy - nie dawał za wygraną Matt.Donovan spochmurniał.- Pewno, że przyznam.Już jedno straciłem dzięki takimjak pan.- Pańska żona wtedy poroniła - powiedział dobitnieMatt.- To się czasem zdarza i nic się na to nie poradzi.- Wstał i spojrzał na Gwyneth.- Musi się pani regularniebadać.I zrobić ultrasonografię - powiedział.- Teraz życiedziecka zależy wyłącznie od pani.Czekam w przychodni.Jego stanowczość wyraznie zdumiała kobietę.Patrzyła tona Matta, to na męża.Po chwili wahania skinęła głową.- Zepsuła się nam ciężarówka - mruknął jej mąż.- Ale niedługo pan ją naprawi? - podsunął Matt.- Może - powiedział Donovan, wzruszając ramionami.- Trzymam pana za słowo, panie Kilerne.- Matt rozej-rzał się po pokoju.- Rozumiem, że tu nie ma telefonu?- Ja tam nie wierzę w telefony - burknął Donovan.- A skąd pan dzisiaj dzwonił?- Od sąsiadów.- Mamy w przychodni ich numer - rzekła Abbie, przy-pominając sobie, że jej ojciec tak się kontaktował z Kiler-ne'ami.- Nic się nie zmieniło, co?- Ano nic.Donovan otworzył im drewniane drzwi i nawet nie po-dziękował.- Ale nas tu przyjęli - rzucił cierpko Matt.- Chyba wciąż wini tatę za tamto poronienie - odparłaAbbie, zapinając pas.- Nie byłbym taki pewien.- Włączył wycieraczki, prze-kręcił kluczyk w stacyjce.- Moim zdaniem, to raczej jegowłasne brzemię.SR- Dlaczego tak uważasz? - spytała zdumiona Abbie.- Jako chłop najwyrazniej oswoił się ze śmiercią zwierząt- powiedział Matt, kiedy potężny snop długich światełoświetlił mokrą żwirową drogę.- Ale nie pogodził się ześmiercią własnego dziecka.Coś musi dręczyć tego biednegoczłowieka.Abbie nie wiedziała, co myśleć, ale była wdzięczna Mat-towi, że towarzyszył jej w tym wyjezdzie.- Dziękuję, Matt.Bardzo mi dziś pomogłeś.W odpowiedzi pocałował ją, a potem zapalił silnik i ru-szyli do domu.SRROZDZIAA DZIEWITYW drodze powrotnej włos jeżył im się na głowie.Watrhulał wściekle po górach i targał citroenem jak zabawką.Abby uznała, że gdyby nie spokój i skupienie Matta, drogaprzerodziłaby się w koszmar.Trzymała się kurczowo siedze-nia, gdy Matt ostrożnie wziął pierwszy zakręt agrafkę, omia-tając światłami strome urwisko.Na lodzie samochód mógłłatwo wpaść w poślizg, pomyślała ze smutkiem Abbie.Tadroga w zwykłych warunkach była niebywale trudna, nicwięc dziwnego, że przy mrozie i gołoledzi Sean stracił pano-wanie nad kierownicą.I nic nie ochroniło samochodu przedrunięciem w przepaść.Wreszcie dotarli do śpiącego Rendale.W domu MattaAbbie wzięła prysznic i otuliła się ciepłym szlafrokiem,a Matt przekopał lodówkę, z której wyczarował jakieś szyb-kie mrożone danie i zimnego kurczaka.Umierali z głodu,więc nawet im się nie śniło, żeby nakryć stół.Ułożyli jedze-nie na tacach i zjedli w saloniku.Po kolacji chcieli wrócić do sprawy Kilerne'ow, lecz obo-je byli wyczerpani do cna.- Chodzmy do łóżka - zaproponował Matt.- Widzę, żepadasz z nóg.- Chyba tak - potwierdziła.- A ty?Odstawił puste talerze, podniósł ją z kanapy [ Pobierz całość w formacie PDF ]