[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W porównaniu z aromatycznym napojemFilipa smakowała jak wywar z racic, ale musiał się czymś zająć przed otwarciem poczty.Leniwie popijał brązowawą lurę z polistyrenowego kubka i obserwował gości.%7ładen niewyglądał na laureata w grze, którą powszechnie nazywano życiem.Nawet facecik w płaszczu la Versace i z twarzą zacienioną kapeluszem.Stał przodem do okna i tak jak Barbarossa piłkawę.Całą swoją postawą krzyczał, że nie chce mu się żyć.Barbarossa zgniótł kubek i wyszedł na ulicę.Poranek odpędził już ostatnie ślady nocy,a słońce, choć niewidoczne przez chmury i smog, coraz sprawniej usuwało z praskiegopowietrza resztki chłodu.Na poczcie Barbarossa najpierw pobrał korespondencję ocharakterze zawodowym".Nie znalazłszy w niej nic niezwykłego czy istotnego, sprawdziłprywatną skrytkę.Ostatni list, który doręczono mu dwanaście lat temu, zawierał zwięzłąinformację o śmierci ojczyma.Dziś mógł tylko żałować, że palant nie zdechł wcześniej.Jegomatka odziedziczyłaby wówczas skromną sumę pieniędzy i polepszyła nieco ich los.Teraz trzymał w ręku brązową kopertę z czerpanego papieru.Nie musiał go wąchać,by wyczuć woń znajomych perfum.Wziął głęboki wdech, pomału wypuścił powietrze z płuci dyskretnie rozejrzał się dookoła.Nikt go nie obserwował.Z jednej strony bał się, a zdrugiej.Nie odważył się nazwać tego drugiego uczucia.Podekscytowany, gorączkoworozdarł kopertę.Na różowym papierze ktoś czerwonym tuszem zamaszyście napisał numertelefonu.Nic więcej.Twarz Barbarossy wyglądała jak wyciosana z kamienia.Wyszedł naulicę, gniotąc list w dłoni.- Ma pan może ogień? - zagadnął lumpa budzącego się obok kontenera na śmieci.Zaskoczony mężczyzna podał mu zapalniczkę.Barbarossa podpalił kartkę razem zkopertą i trzymał je tak długo, aż płomienie zaczęły muskać jego palce.Prąd powietrzawytworzony przez przejeżdżający tramwaj rozdmuchnął popiół na wszystkie strony.- To było bardzo nierozsądne.Przez ten list mogliby do ciebie trafić - powiedziałBarbarossa półgłosem, ale numer, który starał się na zawsze usunąć z pamięci, cały czas stałmu przed oczami.Chciał się odwrócić i ruszyć w dalszą drogę, ale wtedy zauważył mężczyznę wpłaszczu i eleganckim kapeluszu.Czytał gazetę rozłożoną w witrynie księgarni.Towarzystwadotrzymywał mu wychudzony brudas z wygaszoną fajką.Barbarossa sięgnął pod płaszcz imimowolnie wykrzywił twarz.Ileż tam można schować rzeczy.Przeszedł przez ulicę i zatrzymał się za nieznajomym.Mężczyzna musiał widzieć wszybie jego odbicie, ale mimo to nie reagował.Na razie.- Dlaczego pan mnie śledzi?Elegant odwrócił się, ani wolno, ani szybko.Barbarossa dostrzegł rozmazany cień inagle poczuł dotyk w pachwinie.- A dlaczego pan pyta?- Dlatego że mogę pana zastrzelić - powiedział i silniejszym ruchem przypomniałnieznajomemu, że to, co mu przyłożył pod brodę, to lufa rewolweru.- Ja pana też - odciął się mężczyzna.Barbarossa przez chwilę analizował jego twarz.Nie był aż tak przystojny, jak mu siępierwotnie wydawało.Skórę na lewej skroni miał zdartą aż do kości, połowę czoła poparzoną,a nos spuchnięty i zdeformowany.W ciągu ostatnich kilku godzin najbardziej ucierpiałyjednak oczy.Były martwe, chociaż wyrazne zmarszczki wokół kącików oczu i ust zdradzały,że jeszcze wczoraj ten człowiek bardzo lubił się śmiać.- Pociągnę za spust, nie potrzebuję żadnych powodów - ostrzegł Barbarossa.- Wiem - przytaknął mężczyzna.Jego spojrzenie wydawało się zimniejsze i bardziejbeznamiętne niż spojrzenie egzekutora długów.- Może powinniśmy porozmawiać, panieBarbarossa.Ja, pan, panna Marika ZahaHsk i pańscy przyjaciele.Dopiero teraz Barbarossa rozpoznał tego mężczyznę - to był policjant, który odwiedziłgo dwa tygodnie temu w jego mieszkaniu.Jeszcze przez chwilę zastanawiał się, czy niestrzelić.- Dobra, ale pod warunkiem, że odda mi pan broń.- Rozejrzał się dookoła.Chmury ostatecznie zwyciężyły i rozwiały marzenia prażan o odrobinie słońca.Ludziemijali ich obojętnie, jakby dwójka mężczyzn mierzących do siebie z broni częściowoukrytych pod płaszczami była czymś zupełnie naturalnym i niegodnym uwagi.Kapitan Kr%0ńmY podał Barbarossie porządnie już poharataną strzelbę.Końcówka lufywyglądała, jakby ją ktoś utrącił młotem albo ładunkiem wybuchowym.Rozpłatane krawędziemetalu sterczały we wszystkie strony i uniemożliwiały precyzyjne mierzenie.Przecież z tego się nie da strzelać! - chciał w pierwszej chwili krzyknąć Barbarossa,ale zdołał się powstrzymać.Ten jeden raz na pewno się dało.- Jak pan mnie znalazł? - zapytał zamiast tego i chwycił broń.Powstrzymał pierwszyimpuls, by schować ją za pazuchą, i oddał policjantowi.Kr%0ńmY sprawnym ruchem ukrył strzelbę.- Wokół pana umiera zbyt wielu ludzi - powiedział tylko.Z pewnością uważał to zadostateczne wyjaśnienie.- Być może mamy wspólnych nieprzyjaciół.- Barbarossa wzruszył ramionami ischował rewolwer.- Być może.Muszę się najeść i wyspać, żeby jeszcze przez jakiś czas funkcjonować.Rozdział czternastyJeszcze jedna rozmowaZatrzymałam się po dziesięciu minutach jazdy w kierunku centrum.Rano było tylewolnego miejsca, że nawet kierowca ciężarówki nie miałby większych problemów zparkowaniem.Wyłuskałam z folii nową kartę sim, a starą wrzuciłam do schowka.Leżało ichtam już całkiem sporo.Nie chciałam budzić Franceski Saliceovej w nocy.Nie wynikało to zkurtuazji, ale z obawy, że komuś z jej ochrony tak pózny telefon wyda się podejrzany.Terazteż istniało pewne ryzyko, ale brakowało mi już cierpliwości.Wybrałam numer, zdecydowanarozłączyć się po trzecim sygnale.Po drugim profesorka odebrała.- Słucham? - głos miała ostry i wyrazny, jakby w rozgłośniach radiowych nadawanowłaśnie audycje popołudniowe.- Muszę z panią pilnie porozmawiać i oddać pani jedno szlifowane świecidełko.Przezprzypadek znalazło się w mojej kieszeni - powiedziałam.Dla osoby niezorientowanej w całejsprawie musiało to brzmieć całkiem niewinnie.- Oczywiście, kochanie.Tymczasowo mieszkam nieopodal Dworca Głównego.-Podyktowała mi adres.- Najlepiej by było, gdybyś przyszła do mnie natychmiast.Takwcześnie raczej nie miewam gości.Z tonu jej głosu jasno wynikało, że się uśmiecha.- Będę u pani za chwilę.- W takim razie przygotuję jakąś delikatną herbatkę.Czy wolałaby pani kawę?Franceska szczerze się cieszyła, że będzie miała towarzystwo podczas porannejherbaty.Nie mogłam jej odmówić i wybrać tak prostackiego napoju, jakim w jej mniemaniubyła kawa.Dziwna myśl dla kogoś, kto przy obydwu biodrach nosi broń o potężnej sileniszczącej, jak amerykańskie prawo określa Desert Eagle Action Express.Jeszcze ciekawiejbrzmiało to w odniesieniu do osoby, która.Wolałam jednak nie kończyć.- Herbata będzie w sam raz - odpowiedziałam i przyłapałam się na tym, że również sięuśmiecham.Przekręciłam kluczyk i z cichym szumem silnika wjechałam na jezdnię.Na początkuOpletalovej czekała mnie niespodzianka - roboty drogowe i blokady, z których Praga słynie wcałej Europie jak ser ementalski z dziur.Zostawiłam samochód na rogu przy hotelu,przerzuciłam przez ramię plecak z ekwipunkiem i ruszyłam pieszo przez park [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.W porównaniu z aromatycznym napojemFilipa smakowała jak wywar z racic, ale musiał się czymś zająć przed otwarciem poczty.Leniwie popijał brązowawą lurę z polistyrenowego kubka i obserwował gości.%7ładen niewyglądał na laureata w grze, którą powszechnie nazywano życiem.Nawet facecik w płaszczu la Versace i z twarzą zacienioną kapeluszem.Stał przodem do okna i tak jak Barbarossa piłkawę.Całą swoją postawą krzyczał, że nie chce mu się żyć.Barbarossa zgniótł kubek i wyszedł na ulicę.Poranek odpędził już ostatnie ślady nocy,a słońce, choć niewidoczne przez chmury i smog, coraz sprawniej usuwało z praskiegopowietrza resztki chłodu.Na poczcie Barbarossa najpierw pobrał korespondencję ocharakterze zawodowym".Nie znalazłszy w niej nic niezwykłego czy istotnego, sprawdziłprywatną skrytkę.Ostatni list, który doręczono mu dwanaście lat temu, zawierał zwięzłąinformację o śmierci ojczyma.Dziś mógł tylko żałować, że palant nie zdechł wcześniej.Jegomatka odziedziczyłaby wówczas skromną sumę pieniędzy i polepszyła nieco ich los.Teraz trzymał w ręku brązową kopertę z czerpanego papieru.Nie musiał go wąchać,by wyczuć woń znajomych perfum.Wziął głęboki wdech, pomału wypuścił powietrze z płuci dyskretnie rozejrzał się dookoła.Nikt go nie obserwował.Z jednej strony bał się, a zdrugiej.Nie odważył się nazwać tego drugiego uczucia.Podekscytowany, gorączkoworozdarł kopertę.Na różowym papierze ktoś czerwonym tuszem zamaszyście napisał numertelefonu.Nic więcej.Twarz Barbarossy wyglądała jak wyciosana z kamienia.Wyszedł naulicę, gniotąc list w dłoni.- Ma pan może ogień? - zagadnął lumpa budzącego się obok kontenera na śmieci.Zaskoczony mężczyzna podał mu zapalniczkę.Barbarossa podpalił kartkę razem zkopertą i trzymał je tak długo, aż płomienie zaczęły muskać jego palce.Prąd powietrzawytworzony przez przejeżdżający tramwaj rozdmuchnął popiół na wszystkie strony.- To było bardzo nierozsądne.Przez ten list mogliby do ciebie trafić - powiedziałBarbarossa półgłosem, ale numer, który starał się na zawsze usunąć z pamięci, cały czas stałmu przed oczami.Chciał się odwrócić i ruszyć w dalszą drogę, ale wtedy zauważył mężczyznę wpłaszczu i eleganckim kapeluszu.Czytał gazetę rozłożoną w witrynie księgarni.Towarzystwadotrzymywał mu wychudzony brudas z wygaszoną fajką.Barbarossa sięgnął pod płaszcz imimowolnie wykrzywił twarz.Ileż tam można schować rzeczy.Przeszedł przez ulicę i zatrzymał się za nieznajomym.Mężczyzna musiał widzieć wszybie jego odbicie, ale mimo to nie reagował.Na razie.- Dlaczego pan mnie śledzi?Elegant odwrócił się, ani wolno, ani szybko.Barbarossa dostrzegł rozmazany cień inagle poczuł dotyk w pachwinie.- A dlaczego pan pyta?- Dlatego że mogę pana zastrzelić - powiedział i silniejszym ruchem przypomniałnieznajomemu, że to, co mu przyłożył pod brodę, to lufa rewolweru.- Ja pana też - odciął się mężczyzna.Barbarossa przez chwilę analizował jego twarz.Nie był aż tak przystojny, jak mu siępierwotnie wydawało.Skórę na lewej skroni miał zdartą aż do kości, połowę czoła poparzoną,a nos spuchnięty i zdeformowany.W ciągu ostatnich kilku godzin najbardziej ucierpiałyjednak oczy.Były martwe, chociaż wyrazne zmarszczki wokół kącików oczu i ust zdradzały,że jeszcze wczoraj ten człowiek bardzo lubił się śmiać.- Pociągnę za spust, nie potrzebuję żadnych powodów - ostrzegł Barbarossa.- Wiem - przytaknął mężczyzna.Jego spojrzenie wydawało się zimniejsze i bardziejbeznamiętne niż spojrzenie egzekutora długów.- Może powinniśmy porozmawiać, panieBarbarossa.Ja, pan, panna Marika ZahaHsk i pańscy przyjaciele.Dopiero teraz Barbarossa rozpoznał tego mężczyznę - to był policjant, który odwiedziłgo dwa tygodnie temu w jego mieszkaniu.Jeszcze przez chwilę zastanawiał się, czy niestrzelić.- Dobra, ale pod warunkiem, że odda mi pan broń.- Rozejrzał się dookoła.Chmury ostatecznie zwyciężyły i rozwiały marzenia prażan o odrobinie słońca.Ludziemijali ich obojętnie, jakby dwójka mężczyzn mierzących do siebie z broni częściowoukrytych pod płaszczami była czymś zupełnie naturalnym i niegodnym uwagi.Kapitan Kr%0ńmY podał Barbarossie porządnie już poharataną strzelbę.Końcówka lufywyglądała, jakby ją ktoś utrącił młotem albo ładunkiem wybuchowym.Rozpłatane krawędziemetalu sterczały we wszystkie strony i uniemożliwiały precyzyjne mierzenie.Przecież z tego się nie da strzelać! - chciał w pierwszej chwili krzyknąć Barbarossa,ale zdołał się powstrzymać.Ten jeden raz na pewno się dało.- Jak pan mnie znalazł? - zapytał zamiast tego i chwycił broń.Powstrzymał pierwszyimpuls, by schować ją za pazuchą, i oddał policjantowi.Kr%0ńmY sprawnym ruchem ukrył strzelbę.- Wokół pana umiera zbyt wielu ludzi - powiedział tylko.Z pewnością uważał to zadostateczne wyjaśnienie.- Być może mamy wspólnych nieprzyjaciół.- Barbarossa wzruszył ramionami ischował rewolwer.- Być może.Muszę się najeść i wyspać, żeby jeszcze przez jakiś czas funkcjonować.Rozdział czternastyJeszcze jedna rozmowaZatrzymałam się po dziesięciu minutach jazdy w kierunku centrum.Rano było tylewolnego miejsca, że nawet kierowca ciężarówki nie miałby większych problemów zparkowaniem.Wyłuskałam z folii nową kartę sim, a starą wrzuciłam do schowka.Leżało ichtam już całkiem sporo.Nie chciałam budzić Franceski Saliceovej w nocy.Nie wynikało to zkurtuazji, ale z obawy, że komuś z jej ochrony tak pózny telefon wyda się podejrzany.Terazteż istniało pewne ryzyko, ale brakowało mi już cierpliwości.Wybrałam numer, zdecydowanarozłączyć się po trzecim sygnale.Po drugim profesorka odebrała.- Słucham? - głos miała ostry i wyrazny, jakby w rozgłośniach radiowych nadawanowłaśnie audycje popołudniowe.- Muszę z panią pilnie porozmawiać i oddać pani jedno szlifowane świecidełko.Przezprzypadek znalazło się w mojej kieszeni - powiedziałam.Dla osoby niezorientowanej w całejsprawie musiało to brzmieć całkiem niewinnie.- Oczywiście, kochanie.Tymczasowo mieszkam nieopodal Dworca Głównego.-Podyktowała mi adres.- Najlepiej by było, gdybyś przyszła do mnie natychmiast.Takwcześnie raczej nie miewam gości.Z tonu jej głosu jasno wynikało, że się uśmiecha.- Będę u pani za chwilę.- W takim razie przygotuję jakąś delikatną herbatkę.Czy wolałaby pani kawę?Franceska szczerze się cieszyła, że będzie miała towarzystwo podczas porannejherbaty.Nie mogłam jej odmówić i wybrać tak prostackiego napoju, jakim w jej mniemaniubyła kawa.Dziwna myśl dla kogoś, kto przy obydwu biodrach nosi broń o potężnej sileniszczącej, jak amerykańskie prawo określa Desert Eagle Action Express.Jeszcze ciekawiejbrzmiało to w odniesieniu do osoby, która.Wolałam jednak nie kończyć.- Herbata będzie w sam raz - odpowiedziałam i przyłapałam się na tym, że również sięuśmiecham.Przekręciłam kluczyk i z cichym szumem silnika wjechałam na jezdnię.Na początkuOpletalovej czekała mnie niespodzianka - roboty drogowe i blokady, z których Praga słynie wcałej Europie jak ser ementalski z dziur.Zostawiłam samochód na rogu przy hotelu,przerzuciłam przez ramię plecak z ekwipunkiem i ruszyłam pieszo przez park [ Pobierz całość w formacie PDF ]