[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kiedy rozproszyli się, mogła zobaczyć przynajmniej fragmentmiejsca, w którym się znalazła.Otaczała ją wysoka palisada, zbudowana na szczy-cie wielkiego, okrągłego kopca gliny, mężczyzni uzbrojeni w łuki stali na drewnia-nym pomoście zawieszonym na takiej wysokości, aby mogli swobodnie patrzećponad ostrymi szczytami nierówno ociosanych pali.W spiętrzoną glinę u pod-nóża palisady wbudowano niską, pozbawioną okien chatę z bali.Stanowiła onajedyną budowlę wewnątrz, jeśli nie liczyć kilku przybudowanych do niej komó-rek.Konni zbrojni, którzy właśnie wjechali w obręb palisady, zajęli resztę wolnejprzestrzeni, której pozostałą część wypełniały ogniska z gotującą się strawą, spę-tane konie i kolejne grupki nie mytych mężczyzn.Musiało być ich około setki.Zamknięte w klatkach kozły beczały, świnie kwiczały, a kury gdakały, zwierzęceodgłosy w połączeniu z ochrypłymi krzykami i śmiechem wypełniały powietrzezgiełkiem tak hałaśliwym, że aż świdrował w uszach.Jej spojrzenie odnalazło Nynaeve i Egwene, podobnie jak ona były związa-ne głowami w dół na grzbietach pozbawionych siodeł wierzchowców.Trwałybez ruchu, koniec warkocza Nynaeve wlókł się po ziemi, gdy koń poruszał sięnieznacznie.Nadzieja, nawet niewielka, rozwiała się zupełnie, nadzieja na to, żeprzynajmniej jedna z nich może być wolna, aby pomóc pozostałym uciec. Zwiatłości, nie wytrzymam powtórnego uwięzienia.To się nie może powtó-rzyć.Delikatnie usiłowała ponownie dosięgnąć saidara.Ból tym razem nie był jużtak straszny ot, jakby ktoś upuścił jej skałę na głowę ale strzaskał pustkę,zanim zdążyła nawet pomyśleć o róży. Jedna z nich się obudziła! wrzasnął przerażony męski głos.Egwene spróbowała zwisnąć zupełnie bezwładnie i wyglądać niegroznie. Jak, na Zwiatłość, mogę wyglądać groznie, związana niczym połeć mięsa!Niech sczeznę, potrzebuję trochę czasu.Koniecznie! Nie zrobię wam krzywdy powiedziała w kierunku zalanej potem twarzybiegnącego w jej stronę człowieka.A przynajmniej próbowała powiedzieć.Nie wiedziała, ile słów udało jej sięwydobyć z gardła, zanim coś ponownie uderzyło ją w głowę, a ciemność rozlała89się wokół niej wraz z falą mdłości.* * *Następne przebudzenie było łatwiejsze.Głowa wciąż bolała, ale już nie takbardzo jak poprzednio, choć myśli wciąż wirowały zawrotnie. Przynajmniej mój żołądek się uspokoił.Zwiatłości, lepiej o tym nie my-śleć.W ustach trwał smak kwaśnego wina i jakiejś gorzkiej substancji.Smugi świa-tła lamp wpadały przez poziome szczeliny w nieporządnie zbudowanej ścianie,ale ona miała przed oczyma ciemność, leżała na plecach.Na glinie, jak się zo-rientowała.Drzwi również nie były równo dopasowane, pomimo to wydawały siębardzo mocne.Podniosła się, stając na czworakach i stwierdziła z zaskoczeniem, iż nie zwią-zano jej.Oprócz jedynej ściany z surowych bali, pozostałe wyglądały jak z ka-mienia.Zwiatła wpadającego przez szczeliny było wystarczająco dużo, by mogładostrzec Nynaeve i Elayne rozciągnięte na klepisku.Twarz Córki-Dziedziczki po-krywała krew.%7ładna z nich nie poruszała się, tylko piersi unosiły się i opadaływ rytm oddechu.Egwene wahała się czy obudzić je natychmiast, czy przekonaćsię najpierw, co można zobaczyć po drugiej stronie ściany. Tylko jedno spojrzenie powiedziała do siebie.Powinnam się przecieżprzekonać, jak nas pilnują, zanim je obudzę.Wmówiła sobie, że to nie dlatego powzięła taką decyzję, iż nie była wcalepewna czy uda jej się obudzić tamte.Kiedy przyłożyła oko do szpary w pobli-żu drzwi, pomyślała o krwi na twarzy Elayne i usiłowała sobie przypomnieć, coNynaeve dokładnie zrobiła dla Dailin.Pomieszczenie, na które patrzyła, było ogromne, z wysoką belkowaną powałą składała się nań zapewne reszta wnętrza chaty z bali, którą widziała poprzed-nio i pozbawione okien, za to oświetlone jaskrawo złotymi i srebrnymi lampa-mi, wiszącymi na hakach przymocowanych do ścian.Nie było kominka.Na ubi-tym glinianym klepisku stały wiejskie stoły i krzesła, przemieszane ze skrzyniamizdobionymi złoceniami i inkrustowanymi kością.Haftowany w pawie dywan le-żał przy wielkim łóżku z baldachimem na doskonale wyrzezbionych i złoconychsłupkach; ułożono na nim stosy brudnych koców i poduszek.Wewnątrz znajdowało się kilkunastu mężczyzn, stali lub siedzieli w rozma-itych miejscach, jednak wszystkie spojrzenia skupione były na wysokim czło-wieku o pięknych włosach, którego można by nawet nazwać przystojnym, gdybyjego twarz była nieco bardziej czysta.Stał ze spuszczonymi oczyma u szczytu sto-90łu ze żłobionymi nogami i pozłacaną ślimacznicą, jedną rękę wsparł na rękojeścimiecza, palcem drugiej dotykał czegoś, czego nie mogła dostrzec pośród małychkółek rozsypanych po powierzchni stołu.Otworzyły się zewnętrzne drzwi, ukazując w tle nocne ciemności i do środkawszedł kościsty człowiek, pozbawiony lewego ucha. Jeszcze nie przyjechał powiedział szorstko.Nie miał również dwu pal-ców u lewej dłoni. Nie lubię spotykać się z nimi.Wysoki mężczyzna o pięknych włosach nie poświęcił mu nawet odrobinyuwagi, nie przestawał zabawiać się przedmiotem, znajdującym się na stole. Trzy Aes Sedai wymruczał, potem zaśmiał się. Dobre są ceny zaAes Sedai, jeśli ma się nerwy, aby rozmawiać z właściwym kupcem.Jeżeli jesteśgotów zaryzykować, że twój żołądek zostanie wyjęty przez usta, możesz spróbo-wać sprzedać mu nawet kota w worku.Nie jest to tak bezpieczne jak podrzynaniegardeł załogi kupieckiego statku, co, Coke? Nie takie łatwe, prawda?Pośród obecnych w pokoju dało się dostrzec nerwowe poruszenie, a ten, doktórego się zwracano, krępy mężczyzna z rozbieganymi oczami, nerwowo skłoniłgłowę. To są Aes Sedai, Adden. Rozpoznała jego głos, człowiek od ordynar-nych propozycji. Muszą nimi być, Adden.Dowodzą tego pierścienie, mówięci!Adden podniósł coś ze stołu, mały krążek, który rozbłysnął złotem w świetlelamp.Egwene westchnęła i chwyciła się za palec. Zabrali mój pierścień! Nie podoba mi się to wymamrotał kościsty mężczyzna bez ucha. AesSedai.Każda z nich mogłaby pozabijać nas wszystkich.Okalecz mnie, Fortuno!Musisz być chyba głupi jak kloc drewna Coke, powinienem chyba poderżnąć cigardło.Co, jeśli jedna z nich obudzi się, zanim on przyjedzie? Nie obudzą się jeszcze przez najbliższych kilka godzin. Ochrypłemugłosowi tłustego mężczyzny towarzyszył szeroki, ukazujący wszystkie zęby, szy-derczy uśmiech. Moja babcia przekazała mi sekret tego, co wlaliśmy im dogardeł.Będą spały aż do wschodu słońca, a on przyjedzie wcześniej.Egwene roztarła na języku kwaśny smak wina przemieszany z goryczą. Cokolwiek to było, twoja babcia cię okłamała.Zresztą i tak powinna cię udu-sić już w kołysce!Zanim ten on przyjedzie, człowiek który sądzi, że może kupować Aes Se-dai. Niczym przeklęty Seanchanin!.zdąży postawić Nynaeve i Egwene na nogi [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Kiedy rozproszyli się, mogła zobaczyć przynajmniej fragmentmiejsca, w którym się znalazła.Otaczała ją wysoka palisada, zbudowana na szczy-cie wielkiego, okrągłego kopca gliny, mężczyzni uzbrojeni w łuki stali na drewnia-nym pomoście zawieszonym na takiej wysokości, aby mogli swobodnie patrzećponad ostrymi szczytami nierówno ociosanych pali.W spiętrzoną glinę u pod-nóża palisady wbudowano niską, pozbawioną okien chatę z bali.Stanowiła onajedyną budowlę wewnątrz, jeśli nie liczyć kilku przybudowanych do niej komó-rek.Konni zbrojni, którzy właśnie wjechali w obręb palisady, zajęli resztę wolnejprzestrzeni, której pozostałą część wypełniały ogniska z gotującą się strawą, spę-tane konie i kolejne grupki nie mytych mężczyzn.Musiało być ich około setki.Zamknięte w klatkach kozły beczały, świnie kwiczały, a kury gdakały, zwierzęceodgłosy w połączeniu z ochrypłymi krzykami i śmiechem wypełniały powietrzezgiełkiem tak hałaśliwym, że aż świdrował w uszach.Jej spojrzenie odnalazło Nynaeve i Egwene, podobnie jak ona były związa-ne głowami w dół na grzbietach pozbawionych siodeł wierzchowców.Trwałybez ruchu, koniec warkocza Nynaeve wlókł się po ziemi, gdy koń poruszał sięnieznacznie.Nadzieja, nawet niewielka, rozwiała się zupełnie, nadzieja na to, żeprzynajmniej jedna z nich może być wolna, aby pomóc pozostałym uciec. Zwiatłości, nie wytrzymam powtórnego uwięzienia.To się nie może powtó-rzyć.Delikatnie usiłowała ponownie dosięgnąć saidara.Ból tym razem nie był jużtak straszny ot, jakby ktoś upuścił jej skałę na głowę ale strzaskał pustkę,zanim zdążyła nawet pomyśleć o róży. Jedna z nich się obudziła! wrzasnął przerażony męski głos.Egwene spróbowała zwisnąć zupełnie bezwładnie i wyglądać niegroznie. Jak, na Zwiatłość, mogę wyglądać groznie, związana niczym połeć mięsa!Niech sczeznę, potrzebuję trochę czasu.Koniecznie! Nie zrobię wam krzywdy powiedziała w kierunku zalanej potem twarzybiegnącego w jej stronę człowieka.A przynajmniej próbowała powiedzieć.Nie wiedziała, ile słów udało jej sięwydobyć z gardła, zanim coś ponownie uderzyło ją w głowę, a ciemność rozlała89się wokół niej wraz z falą mdłości.* * *Następne przebudzenie było łatwiejsze.Głowa wciąż bolała, ale już nie takbardzo jak poprzednio, choć myśli wciąż wirowały zawrotnie. Przynajmniej mój żołądek się uspokoił.Zwiatłości, lepiej o tym nie my-śleć.W ustach trwał smak kwaśnego wina i jakiejś gorzkiej substancji.Smugi świa-tła lamp wpadały przez poziome szczeliny w nieporządnie zbudowanej ścianie,ale ona miała przed oczyma ciemność, leżała na plecach.Na glinie, jak się zo-rientowała.Drzwi również nie były równo dopasowane, pomimo to wydawały siębardzo mocne.Podniosła się, stając na czworakach i stwierdziła z zaskoczeniem, iż nie zwią-zano jej.Oprócz jedynej ściany z surowych bali, pozostałe wyglądały jak z ka-mienia.Zwiatła wpadającego przez szczeliny było wystarczająco dużo, by mogładostrzec Nynaeve i Elayne rozciągnięte na klepisku.Twarz Córki-Dziedziczki po-krywała krew.%7ładna z nich nie poruszała się, tylko piersi unosiły się i opadaływ rytm oddechu.Egwene wahała się czy obudzić je natychmiast, czy przekonaćsię najpierw, co można zobaczyć po drugiej stronie ściany. Tylko jedno spojrzenie powiedziała do siebie.Powinnam się przecieżprzekonać, jak nas pilnują, zanim je obudzę.Wmówiła sobie, że to nie dlatego powzięła taką decyzję, iż nie była wcalepewna czy uda jej się obudzić tamte.Kiedy przyłożyła oko do szpary w pobli-żu drzwi, pomyślała o krwi na twarzy Elayne i usiłowała sobie przypomnieć, coNynaeve dokładnie zrobiła dla Dailin.Pomieszczenie, na które patrzyła, było ogromne, z wysoką belkowaną powałą składała się nań zapewne reszta wnętrza chaty z bali, którą widziała poprzed-nio i pozbawione okien, za to oświetlone jaskrawo złotymi i srebrnymi lampa-mi, wiszącymi na hakach przymocowanych do ścian.Nie było kominka.Na ubi-tym glinianym klepisku stały wiejskie stoły i krzesła, przemieszane ze skrzyniamizdobionymi złoceniami i inkrustowanymi kością.Haftowany w pawie dywan le-żał przy wielkim łóżku z baldachimem na doskonale wyrzezbionych i złoconychsłupkach; ułożono na nim stosy brudnych koców i poduszek.Wewnątrz znajdowało się kilkunastu mężczyzn, stali lub siedzieli w rozma-itych miejscach, jednak wszystkie spojrzenia skupione były na wysokim czło-wieku o pięknych włosach, którego można by nawet nazwać przystojnym, gdybyjego twarz była nieco bardziej czysta.Stał ze spuszczonymi oczyma u szczytu sto-90łu ze żłobionymi nogami i pozłacaną ślimacznicą, jedną rękę wsparł na rękojeścimiecza, palcem drugiej dotykał czegoś, czego nie mogła dostrzec pośród małychkółek rozsypanych po powierzchni stołu.Otworzyły się zewnętrzne drzwi, ukazując w tle nocne ciemności i do środkawszedł kościsty człowiek, pozbawiony lewego ucha. Jeszcze nie przyjechał powiedział szorstko.Nie miał również dwu pal-ców u lewej dłoni. Nie lubię spotykać się z nimi.Wysoki mężczyzna o pięknych włosach nie poświęcił mu nawet odrobinyuwagi, nie przestawał zabawiać się przedmiotem, znajdującym się na stole. Trzy Aes Sedai wymruczał, potem zaśmiał się. Dobre są ceny zaAes Sedai, jeśli ma się nerwy, aby rozmawiać z właściwym kupcem.Jeżeli jesteśgotów zaryzykować, że twój żołądek zostanie wyjęty przez usta, możesz spróbo-wać sprzedać mu nawet kota w worku.Nie jest to tak bezpieczne jak podrzynaniegardeł załogi kupieckiego statku, co, Coke? Nie takie łatwe, prawda?Pośród obecnych w pokoju dało się dostrzec nerwowe poruszenie, a ten, doktórego się zwracano, krępy mężczyzna z rozbieganymi oczami, nerwowo skłoniłgłowę. To są Aes Sedai, Adden. Rozpoznała jego głos, człowiek od ordynar-nych propozycji. Muszą nimi być, Adden.Dowodzą tego pierścienie, mówięci!Adden podniósł coś ze stołu, mały krążek, który rozbłysnął złotem w świetlelamp.Egwene westchnęła i chwyciła się za palec. Zabrali mój pierścień! Nie podoba mi się to wymamrotał kościsty mężczyzna bez ucha. AesSedai.Każda z nich mogłaby pozabijać nas wszystkich.Okalecz mnie, Fortuno!Musisz być chyba głupi jak kloc drewna Coke, powinienem chyba poderżnąć cigardło.Co, jeśli jedna z nich obudzi się, zanim on przyjedzie? Nie obudzą się jeszcze przez najbliższych kilka godzin. Ochrypłemugłosowi tłustego mężczyzny towarzyszył szeroki, ukazujący wszystkie zęby, szy-derczy uśmiech. Moja babcia przekazała mi sekret tego, co wlaliśmy im dogardeł.Będą spały aż do wschodu słońca, a on przyjedzie wcześniej.Egwene roztarła na języku kwaśny smak wina przemieszany z goryczą. Cokolwiek to było, twoja babcia cię okłamała.Zresztą i tak powinna cię udu-sić już w kołysce!Zanim ten on przyjedzie, człowiek który sądzi, że może kupować Aes Se-dai. Niczym przeklęty Seanchanin!.zdąży postawić Nynaeve i Egwene na nogi [ Pobierz całość w formacie PDF ]