[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nic nie odpowiedział.- To nie twoja wina - rzekł Luke i popatrzył na Clary.Jego spojrzenie mówiło:  Twójbrat cię potrzebuje, zostań z nim".Gdy Clary kiwnęła głową, Luke podszedł do okna, otworzył je szeroko i coś zawołał do wilków.Do pokoju wpadł silny podmuch, od którego zaskwierczały świece.Clary uklękła obok Jace'a.- Wszystko w porządku - powiedziała z wahaniem, choć sytuacja wcale nie wyglądaładobrze.Położyła dłoń na jego ramieniu.Tkanina koszuli była szorstka pod palcami i wilgotnaod potu, ale jej dotyk odbierała jako dziwnie kojący.- Znalezliśmy moją mamę.Mamy ciebie.Mamy wszystko, co się liczy.- On miał rację.To dlatego nie mogłem się zmusić, żeby przejść przez Bramę -wyszeptał Jace.- Nie mógłbym tego zrobić.Nie mógłbym go zabić.- Gdybyś to zrobił, właśnie wtedy byś zawiódł - oświadczyła Clary.- Jace w odpowiedzi wymamrotał coś cicho pod nosem.Clary nie usłyszała jego słów,ale ostrożnie wyjęła odłamek z jego dłoni, skaleczonej w dwóch miejscach i krwawiącej.Odłożyła go na podłogę i ujęła rękę brata.- Szczerze mówiąc, Jace, nie masz lepszych pomysłów niż bawienie się rozbitymszkłem? - zażartowała.- Jace wydał z siebie odgłos podobny do zduszonego śmiechu, a potem wyciągnął ręcei wziął ją w ramiona.Clary była świadoma, że Lukę obserwuje ich od okna, ale przezorniezamknęła oczy i ukryła twarz na ramieniu Jace'a.Pachniał solą i krwią.I dopiero kiedy jegousta znalazły się przy jej uchu, zrozumiała, co wcześniej wyszeptał.Najprostszą zewszystkich litanii: jej imię. EPILOGSZCZYT KUSIKorytarz szpitalny był oślepiająco biały.Po wielu dniach przebywania w blaskupochodni, lamp gazowych i niesamowitego czarodziejskiego światła, w jaskrawymelektrycznym oświetleniu wszystko wydawało się blade, mdłe i nienaturalne.Kiedy Clarypodpisywała się w rejestracji, zauważyła, że pielęgniarka ma dziwnie żółtą skórę.Może jestdemonem? - pomyślała, oddając jej wypełniony formularz.- Ostatnie drzwi na końcu korytarza - poinformowała ją z miłym uśmiechem kobieta.Albo ja wariuję.- Wiem - powiedziała Clary.- Byłam tu wczoraj.I przedwczoraj i jeszcze dzieńwcześniej.Zbliżał się wieczór, na korytarzu nie było tłoku.Stary mężczyzna w szlafroku szurałkapciami po wykładzinie, ciągnąc za sobą przenośną butlę z tlenem.Dwóch lekarzy wzielonych chirurgicznych kitlach niosło styropianowe kubki z kawą, parujące w chłodnympowietrzu.W szpitalu klimatyzacja działała pełną parą, choć na zewnątrz już czuło się jesień.Drzwi na końcu korytarza były otwarte.Clary zajrzała do środka, nie chcąc budzićLuke'a, jeśli drzemał na krześle przy łóżku, tak jak poprzednie dwa razy, kiedy tuprzychodziła.Teraz nie spał, tylko rozmawiał z wysokim mężczyzną w szacie kolorupergaminu.Kiedy Cichy Brat się odwrócił, jakby wyczuł jej obecność, zobaczyła, że toJeremiasz.- Co się dzieje? - spytała, krzyżując ręce na piersi.Z trzydniowym zarostem, w okularach podsuniętych na czubek głowy, Lukę wyglądałna bardzo zmęczonego.Pod luzną flanelową koszulą odznaczały się bandaże, którymi nadalmiał owiniętą klatkę piersiową.- Brat Jeremiasz właśnie wychodzi - powiedział.Cichy Brat zarzucił kaptur na głowę i ruszył do drzwi, ale Clary stanęła mu na drodze.- No, więc? - rzuciła wyzywająco.- Pomożecie mojej matce czy nie?Jeremiasz przysunął się bliżej, aż Clary poczuła zimno płynące od jego ciała niczympara od góry lodowej. Nie możesz ratować innych, dopóki nie uratujesz siebie", rozległ sięgłos w jej głowie.- Te mądrości z ciasteczek z wróżbą mają długą brodę - skwitowała Clary.- Co jestmojej mamie? Wiecie? Czy Cisi Bracia mogą jej pomóc tak, jak pomogli Alecowi? Nikomu nie pomogliśmy, odparł Jeremiasz.Nie jest naszym zadaniem pomaganietym, którzy sami odłączyli się od Clave.Po tym oświadczeniu Jeremiasz ominął ją i wyszedł na korytarz.Clary odprowadziłago wzrokiem i stwierdziła, że nikt nie zwraca na niego uwagi.Kiedy przymrużyła oczy,zobaczyła otaczającą go migotliwą aurę czaru.Była ciekawa, co widzą inni.Kolejnego pacjenta? Spieszącego się doktora w chirurgicznym kitlu? Smutnegoodwiedzającego?- Mówił prawdę - odezwał się za nią Luke.- Nie wyleczył Aleca.Zrobił to MagnusBane.A Jeremiasz nie wie, co jest twojej matce.- Ja wiem - oznajmiła Clary, wracając do sali.Wolno podeszła do łóżka.Miała trudności z powiązaniem tej drobnej białej postaci,oplecionej siecią rurek podłączonych do licznych urządzeń, z żywą, płomiennowłosą matką.Oczywiście jej włosy nadal były rude, rozrzucone po poduszce jak miedziany szal, ale skóramiała taką barwę jak u woskowej śpiącej królewny z muzeum Madame Tussaud.PierśJocelyn opadała i unosiła się tylko dzięki skomplikowanej aparaturze.Clary ujęła w dłonie szczupłą rękę matki, tak jak poprzedniego dnia i jeszcze dzieńwcześniej.Czuła puls w nadgarstku, równy i mocny.Ona chce się obudzić, pomyślała.Wiem,że chce.- Oczywiście, że chce  odezwał się Luke, a Clary ze zdziwieniem uświadomiłasobie, że wypowiedziała te słowa na głos.- Ma dla kogo wyzdrowieć, choć nie o wszystkichwie.Clary delikatnie położyła dłoń matki na pościeli.- Masz na myśli Jace'a.- Oczywiście, że mam na myśli Jacea.Opłakiwała go przez siedemnaście lat.Gdybymmógł jej powiedzieć, że już dłużej nie musi się smucić.- Głos mu się załamał.- Podobno ludzie w śpiączce słyszą, co się do nich mówi - powiedziała Clary.Coprawda, lekarze twierdzili, że to nie jest zwykła śpiączka spowodowana urazem,niedotlenieniem, zawałem czy udarem.Było tak, jakby pacjentka po prostu zasnęła i niemogła się obudzić.- Wiem - rzekł Luke.- Rozmawiam z nią.Prawie bez przerwy.- Uśmiechnął się zeznużeniem.- Mówiłem jej, jaka byłaś dzielna.%7łe może być z ciebie dumna.Ze swojej córki -wojownika.W gardle Clary wyrosła nagle bolesna gula.Przełknęła ślinę, odwracając wzrok odLuke'a i wyglądając przez okno.Zobaczyła jedynie pusty ceglany mur budynku stojącego naprzeciwko.%7ładnych ładnych widoków drzew czy rzeki.- Zrobiłam zakupy, o które prosiłeś - powiedziała.- Masło orzechowe, mleko, płatki ichleb od Fortunato Brothers [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzylatki.xlx.pl