[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zaszlochała.Jej ukochany nigdy się nie dowie, jak bardzo tegożałowała.Zostawiła go bez słowa miłości, a teraz było za pózno, by to zmienić.- Proszę nie rozpaczać, pani Firle - powiedział ciepło Wat.- Nie powiedziałem, żepani nie pomogę, tylko muszę znalezć jakiś sposób.- Przecież mówiłeś, że nie zdołam uciec.- Nie tutaj i nie w tej chwili, proszę pani, ale postaram się coś wymyślić.Poprzyjezdzie do Londynu wszyscy będą zajęci.Może nadarzy się okazja.Sophie złapała go za rękę.- Nie zapomnę twojej życzliwości, Wat, cokolwiek się stanie.- Drobiazg, proszę pani.Mówiłem już pani, że nie godzę się na morderstwa.Kolejne godziny wlokły się w nieskończoność, ale kiedy dotarli na przedmieściastolicy, przynajmniej drogi stały się lepsze.Sophie była pewna, że zbliżają się do celu.- Niech pani teraz nie zrobi żadnego głupstwa - ostrzegł ją Wat.- Proszę zostawićwszystko mnie.Będę się rozglądał.Sophie wyczuła, że bardzo zwolnili.Zmieniło się jeszcze coś.Wiatr ucichł, a hałasuliczny dobiegał z daleka.Uniosła się nieco, zaczęła poruszać rękami i nogami.Była bardzo zesztywniała powielu godzinach leżenia na dnie wozu.Jak długo trwała ta podróż? Na pewno jest już dzień.- Gdzie jesteśmy? - szepnęła.- Widzisz coś? Wat właśnie poluzował plandekę z tyłuwozu i wyjrzał na zewnątrz.- Niech mnie diabli.W tej mgle nie da się zobaczyć nawet własnej ręki.- To może być nasza szansa! - W Sophie wstąpiła nadzieja.Chodz ze mną, Wat!Wymkniemy się, nikt nas nie zauważy.Zapewniam cię, że nie pożałujesz.- A dokąd byśmy poszli, proszę pani? Nigdy tu nie byłem, ale słyszałem, że na ulicachjest niebezpiecznie, szczególnie podczas mgły.Na pewno ktoś dałby nam w głowę iobrabował.Sophie zakaszlała, bo jakieś opary podrażniły jej gardło, mimo to nie dawała zawygraną.- A co nas tutaj czeka? Dobrze wiesz, że Harward nie dopuści, bym wyszła z tegożywa.A co stanie się z tobą? Pomyślałeś o tym?Wat milczał.- Przypuśćmy, że czekają na ciebie konstable - ciągnęła.- Mogli zastawić pułapkę.- Pan Harward poradzi sobie z nimi.Jest nas zbyt wielu.- Ale za mało, by pokonać kompanię milicji albo oddział dragonów.Chcesz siedziećw Newgate z trumną przed oczami i wysłuchać ostatniego kazania w życiu, zanimwyprowadzą cię z celi i powieszą?Usłyszała, jak gwałtownie wciągnął powietrze, ale zastanawiał się zbyt długo, bowłaśnie w tym momencie Harward podniósł plandekę z tyłu wozu.- Obudziłaś się, moja droga? - spytał.- Zdawało mi się, że słyszałem, jak kaszlesz.Tamgła jest bardzo nieprzyjemna, to prawda, ale to nieodłączna cecha Londynu.Wyznaję, żelubię moje wyprawy na wieś.- Jestem o tym przekonana - odparła gorzko.- Muszą przynosić panu spory dochód.- To prawda, moja droga! Ale proszę nie tracić ducha, pani Firle.Jesteśmy prawie ucelu.Niebawem znajdzie się pani bezpiecznie pod dachem.Sophie ogarnęła rozpacz.Gdyby Wat nie zawahał się, mogliby uciec.Najpierwpowitała mgłę z radością, teraz zaś stała się jej wrogiem.Nawet jeśli jej wybawcy byliniedaleko, nie zdołają śledzić wszystkich grup przemytników.Byli blisko Tamizy.Sophie słyszała głuche buczenie statków, które się na niejtłoczyły.Domyśliła się, że towar ma być dostarczony do któregoś ze składów pobudowanychprzy rzece.Wkrótce wóz stanął, by po otwarciu wielkich drzwi wjechać do środka.Głuchy odgłos zamykających się wrót zabrzmiał w uszach Sophie jak podzwonne, alenie miała czasu, by się nad tym zastanawiać.Szorstkie ręce wyciągnęły ją z wozu.PotemHarward wyjął nóż i przeciął sznury krępujące jej stopy.Ale kiedy wyciągnęła przed siebieręce, pokręcił głową.- Jeszcze nie teraz, moja droga.Chodz ze mną.Wziął ją pod rękę.Próbowała iść, alenogi się pod nią ugięły.Usłyszała okrzyk zniecierpliwienia.Po chwili jeden z towarzyszyHarwarda przerzucił ją sobie przez ramię.Tak weszli na piętro.Na szczycie schodów Harward skierował się do porządnieumeblowanego pomieszczenia.Sophie była zaskoczona.Zmiało mogłyby się tu odbywaćspotkania w interesach.Po chwili uświadomiła sobie, że tak było w istocie.Wokół długiego mahoniowego stołu siedziało sześciu mężczyzn, z wyglądu majętnychdżentelmenów.Kiedy rzucono ją na fotel, zaskoczeni unieśli głowy.- Co to jest, Harward? - spytał jeden z zebranych.- Czyżbyś stracił rozum?- Nie, sir.Przyprowadziłem tę kobietę z bardzo ważnego powodu.Po raz pierwszy, odkąd go znała, Sophie wykryła w jego głosie nutę szacunku.- No więc mów, o co chodzi! Co poszło nie tak?- Drobny wypadek, milordzie.Niefortunny, choć nie do uniknięcia.Ta dama byłaświadkiem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Zaszlochała.Jej ukochany nigdy się nie dowie, jak bardzo tegożałowała.Zostawiła go bez słowa miłości, a teraz było za pózno, by to zmienić.- Proszę nie rozpaczać, pani Firle - powiedział ciepło Wat.- Nie powiedziałem, żepani nie pomogę, tylko muszę znalezć jakiś sposób.- Przecież mówiłeś, że nie zdołam uciec.- Nie tutaj i nie w tej chwili, proszę pani, ale postaram się coś wymyślić.Poprzyjezdzie do Londynu wszyscy będą zajęci.Może nadarzy się okazja.Sophie złapała go za rękę.- Nie zapomnę twojej życzliwości, Wat, cokolwiek się stanie.- Drobiazg, proszę pani.Mówiłem już pani, że nie godzę się na morderstwa.Kolejne godziny wlokły się w nieskończoność, ale kiedy dotarli na przedmieściastolicy, przynajmniej drogi stały się lepsze.Sophie była pewna, że zbliżają się do celu.- Niech pani teraz nie zrobi żadnego głupstwa - ostrzegł ją Wat.- Proszę zostawićwszystko mnie.Będę się rozglądał.Sophie wyczuła, że bardzo zwolnili.Zmieniło się jeszcze coś.Wiatr ucichł, a hałasuliczny dobiegał z daleka.Uniosła się nieco, zaczęła poruszać rękami i nogami.Była bardzo zesztywniała powielu godzinach leżenia na dnie wozu.Jak długo trwała ta podróż? Na pewno jest już dzień.- Gdzie jesteśmy? - szepnęła.- Widzisz coś? Wat właśnie poluzował plandekę z tyłuwozu i wyjrzał na zewnątrz.- Niech mnie diabli.W tej mgle nie da się zobaczyć nawet własnej ręki.- To może być nasza szansa! - W Sophie wstąpiła nadzieja.Chodz ze mną, Wat!Wymkniemy się, nikt nas nie zauważy.Zapewniam cię, że nie pożałujesz.- A dokąd byśmy poszli, proszę pani? Nigdy tu nie byłem, ale słyszałem, że na ulicachjest niebezpiecznie, szczególnie podczas mgły.Na pewno ktoś dałby nam w głowę iobrabował.Sophie zakaszlała, bo jakieś opary podrażniły jej gardło, mimo to nie dawała zawygraną.- A co nas tutaj czeka? Dobrze wiesz, że Harward nie dopuści, bym wyszła z tegożywa.A co stanie się z tobą? Pomyślałeś o tym?Wat milczał.- Przypuśćmy, że czekają na ciebie konstable - ciągnęła.- Mogli zastawić pułapkę.- Pan Harward poradzi sobie z nimi.Jest nas zbyt wielu.- Ale za mało, by pokonać kompanię milicji albo oddział dragonów.Chcesz siedziećw Newgate z trumną przed oczami i wysłuchać ostatniego kazania w życiu, zanimwyprowadzą cię z celi i powieszą?Usłyszała, jak gwałtownie wciągnął powietrze, ale zastanawiał się zbyt długo, bowłaśnie w tym momencie Harward podniósł plandekę z tyłu wozu.- Obudziłaś się, moja droga? - spytał.- Zdawało mi się, że słyszałem, jak kaszlesz.Tamgła jest bardzo nieprzyjemna, to prawda, ale to nieodłączna cecha Londynu.Wyznaję, żelubię moje wyprawy na wieś.- Jestem o tym przekonana - odparła gorzko.- Muszą przynosić panu spory dochód.- To prawda, moja droga! Ale proszę nie tracić ducha, pani Firle.Jesteśmy prawie ucelu.Niebawem znajdzie się pani bezpiecznie pod dachem.Sophie ogarnęła rozpacz.Gdyby Wat nie zawahał się, mogliby uciec.Najpierwpowitała mgłę z radością, teraz zaś stała się jej wrogiem.Nawet jeśli jej wybawcy byliniedaleko, nie zdołają śledzić wszystkich grup przemytników.Byli blisko Tamizy.Sophie słyszała głuche buczenie statków, które się na niejtłoczyły.Domyśliła się, że towar ma być dostarczony do któregoś ze składów pobudowanychprzy rzece.Wkrótce wóz stanął, by po otwarciu wielkich drzwi wjechać do środka.Głuchy odgłos zamykających się wrót zabrzmiał w uszach Sophie jak podzwonne, alenie miała czasu, by się nad tym zastanawiać.Szorstkie ręce wyciągnęły ją z wozu.PotemHarward wyjął nóż i przeciął sznury krępujące jej stopy.Ale kiedy wyciągnęła przed siebieręce, pokręcił głową.- Jeszcze nie teraz, moja droga.Chodz ze mną.Wziął ją pod rękę.Próbowała iść, alenogi się pod nią ugięły.Usłyszała okrzyk zniecierpliwienia.Po chwili jeden z towarzyszyHarwarda przerzucił ją sobie przez ramię.Tak weszli na piętro.Na szczycie schodów Harward skierował się do porządnieumeblowanego pomieszczenia.Sophie była zaskoczona.Zmiało mogłyby się tu odbywaćspotkania w interesach.Po chwili uświadomiła sobie, że tak było w istocie.Wokół długiego mahoniowego stołu siedziało sześciu mężczyzn, z wyglądu majętnychdżentelmenów.Kiedy rzucono ją na fotel, zaskoczeni unieśli głowy.- Co to jest, Harward? - spytał jeden z zebranych.- Czyżbyś stracił rozum?- Nie, sir.Przyprowadziłem tę kobietę z bardzo ważnego powodu.Po raz pierwszy, odkąd go znała, Sophie wykryła w jego głosie nutę szacunku.- No więc mów, o co chodzi! Co poszło nie tak?- Drobny wypadek, milordzie.Niefortunny, choć nie do uniknięcia.Ta dama byłaświadkiem [ Pobierz całość w formacie PDF ]