[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wtedy zobaczyłam siebie.Widziałam, jak promienie słońca migoczą w moich ciemnych włosach, jak śmieję sięw głos na przednim siedzeniu.Nie wiedziałam, że mogę tak wyglądać.Nie.Nie.Nie! Nie chcę widzieć.Uderzyłam go w twarz, a dzwięk rozległ się echem w koronach drzew.Moją dłońprzeszył ból, który przeniósł się na ramię i klatkę piersiową.Usłyszałam także coś innego -trzask, który przypominał przełamywany patyczek.Cofnęłam się, jakby to on mnie uderzył.Prawie żałowałam, że tak się nie stało, ponieważ ból wyrwałby mnie z mętnego transu, wktóry wpadłam.Spanikowałam.Niezliczone doświadczenia z Thurmond nauczyły mnie, że aby zerwaćpołączenie, najlepiej było zrobić to powoli, ostrożnie.Rozplątać łączące nas niewidzialnenici, jedna po drugiej.Czy nie to samo przytrafiło mi się z Sam? Jeden nieodpowiedni dotyksprawił, że tak mocno i tak szybko się od niej oderwałam, iż zupełnie wymazałam siebie z jejpamięci.W miarę jak odrywałam się od Liama, ból słabł.- Ruby?Dlaczego zawsze musiałam to robić? Dlaczego choć ten jeden jedyny raz niepotrafiłam wziąć się w garść?Liam wpatrywał się we mnie.Patrzył na mnie, a nie gdzieś w pustkę.Był skupiony,chociaż zupełnie osłupiały.Spojrzałam na czerwoną pręgę, która powstawała na jegopoliczku.- Ruby?Czy dobrze usłyszałam? Wypowiedział moje imię?- Co tu się właściwie stało? - Zaśmiał się krótko.- Czuję się tak, jakbym właśnieoberwał od dwumetrowego oprycha.- Poślizgnęłam się.- Co mogłam mu powiedzieć? Chociaż prawda sama wyrywałami się z ust, nie mógł się dowiedzieć, co właśnie zrobiłam.- No proszę.A ja próbowałem być rycerski i cię złapać? - Zaśmiał się i stanął nanogi, chwytając się pobliskiego drzewa.- Będę miał nauczkę.Następnym razem na mnie nielicz, słonko.Ależ z ciebie uparciuch.- Przepraszam - wyszeptałam.- Tak mi przykro.Liam przestał się śmiać.- Przecież wiesz, że żartuję.Naprawdę trzeba mieć szczęście, żeby oberwać od kogoś,kogo się właśnie próbuje złapać.Wprawdzie przypomniało mi się kilka upokarzającychmomentów z WF-u, ale poza tym nic mi się nie stało, naprawdę.Co?Czy ty w ogóle pamiętasz, o czym rozmawialiśmy?- O mój Boże - powiedział, uświadamiając sobie, że wciąż leżę na ziemi.- %7łyjesz?Nie mogę uwierzyć, że nawet cię o to nie zapytałem.Nic ci się nie stało?Zignorowałam rękę, którą mi podał.Było jeszcze zbyt wcześnie.- Wszystko dobrze - odparłam.- Chyba musimy już wracać.Zostawiłeś włączonysilnik.Mój głos brzmiał spokojnie, ale wypełniała mnie pustka.W jednej chwili uschła całanadzieja, która we mnie płynęła i rozlewała się po moim ciele niczym strumień.Straciłam nadsobą kontrolę, ale on nie miał o tym pojęcia.I nie tylko on.Nikt nigdy nie zdawał sobie z tegosprawy.To nie mogło się powtórzyć.Tym razem miałam szczęście, nadal mnie pamiętał,mimo że nie mógł sobie przypomnieć, co zrobiłam.Nie miałam jednak pewności, że dobrapassa będzie trwać.Koniec z dotykaniem.Koniec z palcami muskającymi ręce i z ramionamiprzyciśniętymi do ramion.Koniec z chwytaniem jego dłoni, niezależnie od tego, jakwydawała mi się ciepła i duża.Miałam powód, by chcieć znalezć Uciekiniera.Będę błagać, żeby mi pomógł.- Tak.tak.- Skinął głową, ale kiedy znów na mnie spojrzał, miał ściągnięte brwi.Gdy przeszedł obok mnie, nie podając mi ręki, poczułam ból w piersi.Kiedy wracaliśmy do samochodu, mijając budynek, wodotryski, srebrne ławki izadaszone stoły, szłam kilka kroków przed nim.Gdy wyłoniłam się zza rogu, przyspieszyłami właściwie zaczęłam biec truchtem.Spodziewałam się, że Pulpet i Zu będą stać przyautomatach, próbując wydobyć z nich ostatnie przekąski.Ale to nie Pulpet tam na mnie czekał, a już na pewno nie była to Zu.Ciemne włosy i jeszcze ciemniejsze oczy.Mężczyzna nie mógł mieć więcej niżdwadzieścia pięć lat.Jego twarz szpeciła blizna, która zaczynała się tuż pod jego prawymokiem i biegła aż do linii włosów, gdzie błyszcząca różowa skóra uniemożliwiała wzrostwłosów.Mój mózg przyswajał te informacje w zwolnionym tempie.Patrzyłam, jakmężczyzna krzywi się i z pogardą marszczy swój wąski nos.Liam zawołał mnie głosem pełnym paniki.Jego stopy dudniły o cementową ziemię.Uciekaj!, chciałam krzyknąć.Co ty robisz? Uciekaj! Kiedy odwróciłam się do mężczyzny,łowcy nagród ubranego w pogniecioną niebieską wiatrówkę, uniósł kolbę karabinu iwymierzył mi silny cios w głowę, pozbawiając mnie tchu.Czułam oślepiający ból, a pod moimi powiekami rozlało się białe światło.Upadłam,ale nie straciłam przytomności.Kiedy mężczyzna próbował złapać mnie za koszulę, z całejsiły kopnęłam go w kostki.Stękając, przewrócił się, a jego broń wylądowała na kamieniach.Kopałam, aż poczułam pod stopami coś twardego.Wiedziałam, że to nie wystarczy.Próbowałam się podnieść, ale ziemia kołysała mi się pod nogami.W głowie czułamrwący ból, a moje prawe oko zalało coś gorącego i mokrego - krew.Czułam jej smak, taksamo jak drganie powietrza, kiedy Liam machnięciem dłoni uniósł mężczyznę z ziemi i jakszmacianą lalkę rzucił na ostre krawędzie stołów piknikowych, natychmiast pozbawiając goprzytomności.Zu, Pulpet, Zu, Pulpet, kołatało mi się w głowie.Przycisnęłam rękę do czoła wmiejscu, gdzie kolba karabinu rozerwała moją skórę.Nie wiem, co wydarzyło się potem.Kiedy ruszyliśmy przed siebie, miałam wrażenie,że sekundy w mojej głowie przeskakują jak zdarta płyta.Wydaje mi się, że Liam próbował mipomóc, ale odepchnęłam go niezdarnymi, spowolnionymi ruchami rąk.Biegnij, chciałam powiedzieć.Uciekaj stąd!- Ruby.Ruby.- Liam próbował zwrócić na siebie moją uwagę, ponieważ nie widziałtego, co ja.Zu i Pulpet siedzieli na ziemi przy Betty.Ręce mieli skute za plecami, a stopyzwiązane jasnożółtą liną.Nad nimi stał nie kto inny, jak sama Lady Jane.Pierwszy raz widziałam ją z bliska, a przynajmniej z tak bliska, że mogłam dostrzecznamię na jej policzku i jej zapadnięte oczy skrywane za czarnymi oprawkami okularów.Wilgoć w powietrzu sprawiała, że jej ciemne, rozpuszczone, sięgające ramion włosyzaczynały się kręcić, jednak jej skóra wyglądała tak, jakby ktoś naciągnął ją na ostre rysytwarzy kobiety.Czarną koszulę wetknęła w dżinsy przytrzymywane przez czarny pas.Rozpoznawałam niezliczone przyrządy, które z niego zwisały.Pomarańczowe urządzenie,paralizator elektryczny, kajdanki.- Witam cię, Liamie Stewarcie - powiedziała kobieta lodowatym, aksamitnym jakjedwab głosem.Stojący tuż obok mnie Liam zaparł się stopami o ziemię i uniósł ramiona - chybachciał ją przewrócić.Kobieta cmoknęła tylko z dezaprobatą i wskazała głową na swoją lewąrękę.Podążyłam wzrokiem w dół i w jej dłoni zobaczyłam broń, która wycelowana była wgłowę Zu.- Lee.- Głos Pulpeta był nienaturalnie piskliwy, ale to spojrzenie oczu Zu sprawiło,że zamarłam.- Podejdz tu - powiedziała kobieta.- Powoli, z rękami na głowie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Wtedy zobaczyłam siebie.Widziałam, jak promienie słońca migoczą w moich ciemnych włosach, jak śmieję sięw głos na przednim siedzeniu.Nie wiedziałam, że mogę tak wyglądać.Nie.Nie.Nie! Nie chcę widzieć.Uderzyłam go w twarz, a dzwięk rozległ się echem w koronach drzew.Moją dłońprzeszył ból, który przeniósł się na ramię i klatkę piersiową.Usłyszałam także coś innego -trzask, który przypominał przełamywany patyczek.Cofnęłam się, jakby to on mnie uderzył.Prawie żałowałam, że tak się nie stało, ponieważ ból wyrwałby mnie z mętnego transu, wktóry wpadłam.Spanikowałam.Niezliczone doświadczenia z Thurmond nauczyły mnie, że aby zerwaćpołączenie, najlepiej było zrobić to powoli, ostrożnie.Rozplątać łączące nas niewidzialnenici, jedna po drugiej.Czy nie to samo przytrafiło mi się z Sam? Jeden nieodpowiedni dotyksprawił, że tak mocno i tak szybko się od niej oderwałam, iż zupełnie wymazałam siebie z jejpamięci.W miarę jak odrywałam się od Liama, ból słabł.- Ruby?Dlaczego zawsze musiałam to robić? Dlaczego choć ten jeden jedyny raz niepotrafiłam wziąć się w garść?Liam wpatrywał się we mnie.Patrzył na mnie, a nie gdzieś w pustkę.Był skupiony,chociaż zupełnie osłupiały.Spojrzałam na czerwoną pręgę, która powstawała na jegopoliczku.- Ruby?Czy dobrze usłyszałam? Wypowiedział moje imię?- Co tu się właściwie stało? - Zaśmiał się krótko.- Czuję się tak, jakbym właśnieoberwał od dwumetrowego oprycha.- Poślizgnęłam się.- Co mogłam mu powiedzieć? Chociaż prawda sama wyrywałami się z ust, nie mógł się dowiedzieć, co właśnie zrobiłam.- No proszę.A ja próbowałem być rycerski i cię złapać? - Zaśmiał się i stanął nanogi, chwytając się pobliskiego drzewa.- Będę miał nauczkę.Następnym razem na mnie nielicz, słonko.Ależ z ciebie uparciuch.- Przepraszam - wyszeptałam.- Tak mi przykro.Liam przestał się śmiać.- Przecież wiesz, że żartuję.Naprawdę trzeba mieć szczęście, żeby oberwać od kogoś,kogo się właśnie próbuje złapać.Wprawdzie przypomniało mi się kilka upokarzającychmomentów z WF-u, ale poza tym nic mi się nie stało, naprawdę.Co?Czy ty w ogóle pamiętasz, o czym rozmawialiśmy?- O mój Boże - powiedział, uświadamiając sobie, że wciąż leżę na ziemi.- %7łyjesz?Nie mogę uwierzyć, że nawet cię o to nie zapytałem.Nic ci się nie stało?Zignorowałam rękę, którą mi podał.Było jeszcze zbyt wcześnie.- Wszystko dobrze - odparłam.- Chyba musimy już wracać.Zostawiłeś włączonysilnik.Mój głos brzmiał spokojnie, ale wypełniała mnie pustka.W jednej chwili uschła całanadzieja, która we mnie płynęła i rozlewała się po moim ciele niczym strumień.Straciłam nadsobą kontrolę, ale on nie miał o tym pojęcia.I nie tylko on.Nikt nigdy nie zdawał sobie z tegosprawy.To nie mogło się powtórzyć.Tym razem miałam szczęście, nadal mnie pamiętał,mimo że nie mógł sobie przypomnieć, co zrobiłam.Nie miałam jednak pewności, że dobrapassa będzie trwać.Koniec z dotykaniem.Koniec z palcami muskającymi ręce i z ramionamiprzyciśniętymi do ramion.Koniec z chwytaniem jego dłoni, niezależnie od tego, jakwydawała mi się ciepła i duża.Miałam powód, by chcieć znalezć Uciekiniera.Będę błagać, żeby mi pomógł.- Tak.tak.- Skinął głową, ale kiedy znów na mnie spojrzał, miał ściągnięte brwi.Gdy przeszedł obok mnie, nie podając mi ręki, poczułam ból w piersi.Kiedy wracaliśmy do samochodu, mijając budynek, wodotryski, srebrne ławki izadaszone stoły, szłam kilka kroków przed nim.Gdy wyłoniłam się zza rogu, przyspieszyłami właściwie zaczęłam biec truchtem.Spodziewałam się, że Pulpet i Zu będą stać przyautomatach, próbując wydobyć z nich ostatnie przekąski.Ale to nie Pulpet tam na mnie czekał, a już na pewno nie była to Zu.Ciemne włosy i jeszcze ciemniejsze oczy.Mężczyzna nie mógł mieć więcej niżdwadzieścia pięć lat.Jego twarz szpeciła blizna, która zaczynała się tuż pod jego prawymokiem i biegła aż do linii włosów, gdzie błyszcząca różowa skóra uniemożliwiała wzrostwłosów.Mój mózg przyswajał te informacje w zwolnionym tempie.Patrzyłam, jakmężczyzna krzywi się i z pogardą marszczy swój wąski nos.Liam zawołał mnie głosem pełnym paniki.Jego stopy dudniły o cementową ziemię.Uciekaj!, chciałam krzyknąć.Co ty robisz? Uciekaj! Kiedy odwróciłam się do mężczyzny,łowcy nagród ubranego w pogniecioną niebieską wiatrówkę, uniósł kolbę karabinu iwymierzył mi silny cios w głowę, pozbawiając mnie tchu.Czułam oślepiający ból, a pod moimi powiekami rozlało się białe światło.Upadłam,ale nie straciłam przytomności.Kiedy mężczyzna próbował złapać mnie za koszulę, z całejsiły kopnęłam go w kostki.Stękając, przewrócił się, a jego broń wylądowała na kamieniach.Kopałam, aż poczułam pod stopami coś twardego.Wiedziałam, że to nie wystarczy.Próbowałam się podnieść, ale ziemia kołysała mi się pod nogami.W głowie czułamrwący ból, a moje prawe oko zalało coś gorącego i mokrego - krew.Czułam jej smak, taksamo jak drganie powietrza, kiedy Liam machnięciem dłoni uniósł mężczyznę z ziemi i jakszmacianą lalkę rzucił na ostre krawędzie stołów piknikowych, natychmiast pozbawiając goprzytomności.Zu, Pulpet, Zu, Pulpet, kołatało mi się w głowie.Przycisnęłam rękę do czoła wmiejscu, gdzie kolba karabinu rozerwała moją skórę.Nie wiem, co wydarzyło się potem.Kiedy ruszyliśmy przed siebie, miałam wrażenie,że sekundy w mojej głowie przeskakują jak zdarta płyta.Wydaje mi się, że Liam próbował mipomóc, ale odepchnęłam go niezdarnymi, spowolnionymi ruchami rąk.Biegnij, chciałam powiedzieć.Uciekaj stąd!- Ruby.Ruby.- Liam próbował zwrócić na siebie moją uwagę, ponieważ nie widziałtego, co ja.Zu i Pulpet siedzieli na ziemi przy Betty.Ręce mieli skute za plecami, a stopyzwiązane jasnożółtą liną.Nad nimi stał nie kto inny, jak sama Lady Jane.Pierwszy raz widziałam ją z bliska, a przynajmniej z tak bliska, że mogłam dostrzecznamię na jej policzku i jej zapadnięte oczy skrywane za czarnymi oprawkami okularów.Wilgoć w powietrzu sprawiała, że jej ciemne, rozpuszczone, sięgające ramion włosyzaczynały się kręcić, jednak jej skóra wyglądała tak, jakby ktoś naciągnął ją na ostre rysytwarzy kobiety.Czarną koszulę wetknęła w dżinsy przytrzymywane przez czarny pas.Rozpoznawałam niezliczone przyrządy, które z niego zwisały.Pomarańczowe urządzenie,paralizator elektryczny, kajdanki.- Witam cię, Liamie Stewarcie - powiedziała kobieta lodowatym, aksamitnym jakjedwab głosem.Stojący tuż obok mnie Liam zaparł się stopami o ziemię i uniósł ramiona - chybachciał ją przewrócić.Kobieta cmoknęła tylko z dezaprobatą i wskazała głową na swoją lewąrękę.Podążyłam wzrokiem w dół i w jej dłoni zobaczyłam broń, która wycelowana była wgłowę Zu.- Lee.- Głos Pulpeta był nienaturalnie piskliwy, ale to spojrzenie oczu Zu sprawiło,że zamarłam.- Podejdz tu - powiedziała kobieta.- Powoli, z rękami na głowie [ Pobierz całość w formacie PDF ]