[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Teraz sama umiem się sobą zająć i nie zrezygnuję z tego tak łatwo.Coś błysnęło w jego ciemnych oczach.Ból? Zraniona duma?- Nie chcesz mojej pomocy? - spytał łagodnie.Zignorowała dziwne uczucie żalu.Nie mogła go przecież zranić.Był arogancki, irytujący i absolutniepozbawiony czegokolwiek, co przypominało ludzkie emocje.Poza pożądaniem.Do diabła, przecieżuwiódł i porzucił ją ponad dwieście lat temu!Ale mimo starań głos jej złagodniał.- Oczywiście, że chcę.Nie jestem głupia.Nawet nie wiem, kto jest moim przeciwnikiem.- Wzruszyłaramionami, zawiązując mocniej pasek szlafroka.- Tyle tylko, że przyjęcie twojej pomocy to cośinnego niż potulne słuchanie rozkazów i bycie w niewiedzy.Albo jesteśmy partnerami, albo nic ztego.Napięta cisza wypełniła pokój.Irytująca potrzeba Cezara, żeby mieć władzę, nie współgrała z faktem,że nie chciał, by się nad nim znęcała.Była zdecydowała odejść, gdyby się nie zgodził.Anna oczekiwała gniewnej odpowiedzi i szelmowski uśmiech zbił ją z tropu.- Partnerzy, tak? - mruknął.Wyciągnął rękę, aby dotknąć jej zmierzwionych włosów.Nieufnie zmrużyła oczy.Poszło zdecydowanie za łatwo.- Nie żartuję.Wolę umrzeć, niż znowu błagać o wszystko.Powoli powiódł wzrokiem po głębokim rozcięciu jej szlafroka.- Nie miałbym nic przeciwko błaganiu, gdybyś zechciała.Anna podniosła rękę i spoliczkowała go.Jego niski głos stanowił niemal namacalną pieszczotę, któraprzebiegła po jej wrażliwej skórze, wywołując chęć, by rzucić go na łóżko i wspiąć się na niego.Oboje byli prawie nadzy.Kilka energicznych ruchów i.- Umowa stoi? - spytała, zaciskając zęby, gdy zobaczyła znaczące spojrzenie Cezara.Wyczuwał pożądanie, które nadal w niej szalało, ale tym razem nie chciał tego wykorzystać.Lekkowzruszył ramionami.- Spróbuję.- Znowu otworzyła usta, ale on szybko uniósł rękę.- Posłuchaj mnie, Anno.Żyję oddawna.- Od jak dawna? - spytała, nie mogąc się powstrzymać.Miała dużo czasu, żeby rozmyślać o Cezarze,była więc naprawdę ciekawa.- Ponad pięćset lat.Uważnie patrzyła na jego piękną śniadą twarz.- Byłeś konkwistadorem? Uniósł brwi, słysząc jej słowa.- Gdy obudziłem się po transformacji, miałem na sobie mundur konkwistadora.- Nie pamiętasz?- Nie pamiętamy tego, co wydarzyło się, zanim staliśmy się wampirami.- Na jego ustach pojawił sięcierpki uśmiech.- Właściwie to dobrze.Jego wyznanie zaskoczyło ją.Jakie to dziwne mieć wymazane życie.Na pewno są ciekawi, kim byliwcześniej.- Dlaczego dobrze?Kiwnął głową w kierunku drzwi.- Ponieważ mój król to Aztek.- Ach, tak.- Lekko się uśmiechnęła.- To mógłby być problem.Podniósł rękę, aby złapać jej podbródek.Jego wzrok błyszczał niespokojną energią.Wprzeciwieństwie do filmowego wizerunku wampiry nie były chodzącymi trupami.Być może ich skórabyła zimna, być może ich serca nie biły, ale posiadali szaleńczą energię, która otaczała je niczym pole magnetyczne.Prawdę mówiąc, być blisko Cezara to jak stać koło ładunku elektrycznego.- Chodzi mi o to, że najpierw działam, a potem myślę - powiedział z przekąsem Cezar.- Nauczyłemsię tego żałować, ale się nie zmieniłem.I nie mogę obiecać, że nie będę.- Wrzodem na dupie? - dokończyła słodko.Uszczypnął ją w brodę.- Czymś w tym rodzaju.Usłyszeli kolejne stuknięcie w drzwi.- Cezarze!Jakby nie słysząc wyraźnej irytacji w głosie swojego króla, Cezar podszedł do niej na tyle blisko, aby porazić ją bliskością prawie nagiego ciała.- Zaraz - krzyknął.Błyszczące oczy wpatrywały się w bladą twarz Anny.Nagle pochylił się iofiarował jej szorstki, władczy pocałunek.Anna jęknęła cicho, ale zanim mogła odpowiedzieć, uniósłgłowę i spojrzał na nią tak, że wstrzymała oddech.- Anno Randal, nigdy więcej nie będziesz ubogąkrewną - szepnął.- Przyszłaś na świat, aby nim rządzić.Drgnęła, słysząc te dziwaczne słowa.A może to była spóźniona reakcja na namiętny pocałunek?Będzie go czuła przez miesiąc.- O czym mówisz?Uśmiechnął się tajemniczo, ale nie miał zamiaru odpowiadać na to pytanie.Proszę, proszę.Może sobie grozić i żądać wszystkiego, czego chce, ale ta cała zabawa w partnerów odbędzie się na jego warunkach.Otworzył drzwi.Wysoki wampir niecierpliwie czekał na korytarzu.- Czy masz wieści, panie? - spytał Cezar.Anna miała ochotę cofnąć się przed olbrzymem odzianym w skórę, który posłał jej przenikliwespojrzenie.Wyglądał na takiego, który mógłby złożyć z niej ofiarę.- Co z kobietą?Drżące kolana Anny zesztywniały.Kobietą?Olbrzymi wampir miał szczęście, że nie umiała w pełni korzystać ze swoich mocy.Śmiesznie bywyglądał przylepiony do sufitu lub lecący przez hol niczym piłka.Cezar, który prawdopodobnie wyczuł jej irytację, lekko ścisnął jej rękę.- Chciałaby poznać wszystkie informacje.Styx uniósł grube krzaczaste brwi i nieoczekiwanie uśmiechnął się do niej.Uśmiech byłby możebardziej uspokajający, gdyby nie ukazywał pary śmiertelnych kłów, które mogły przebić się przezczołg.- Dobrze.- Jego wzrok przeniósł się na Cezara.-Czarodziejka nie żyje.- Sybil? - szepnęła Anna.Styx kiwnął głową, długi warkocz przeplatany turkusowymi koralikami zakołysał się mu na plecach.- Tak.- Dobry Boże.Na twarzy Cezara nie zobaczyła zaskoczenia, tylko nieprzeniknioną kamienną maskę, która wywołaław niej dreszcze.- Jak to się stało? - spytał beznamiętnym głosem, choć cały płonął nienawiścią.- Mówiłeś, że jej cela jest chroniona.Taki sam gniew szybko pojawił się w oczach Styksa.Sprawiał wrażenie osoby, która nie lubi, kiedy coś idzie nie po jej myśli.- Była i nie mam pojęcia, jak umarła.Nie ma żadnych widocznych ran, a Gunter przysięga, że nikt niewchodził do celi ani z niej nie wychodził.Po prostu nie żyje.- Styx sięgnął po medalion wiszący muna szyi.- Wezwałem Leveta, żeby zbadał ciało, gdy zapadnie noc.- Leveta? - Cezar wzdrygnął się, słysząc to imię.- Dios, dlaczego?- Może wyczuć magię, której my nie zauważamy -powiedział Styx.Anna próbowała nadążać za rozmową.Była roztrzęsiona.Sybil nie żyła.Co prawda kilka razy samamiała ochotę udusić tę irytującą zdzirę, a wiedza, że już nigdy, gdy spojrzy przez ramię, nie zobaczy Sybil kryjącej się w cieniu, przynosiła jakąś chorą ulgę, to jednak [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzylatki.xlx.pl