[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Chętnie podziękowałbym mu zażyczliwość okazaną moim kuzynkom.Adwokat powiedział mi, że pani matka, aczkol-wiek bardzo chora, jeszcze trzyma się przy życiu.- Nie pożyje długo.Jest nieprzytomna, choć bardzo niespokojna.Dla pana lepiejbyłoby w ogóle jej nie oglądać.- Niedorzeczność - orzekł pańskim tonem, którego widocznie szybko się nauczył.-Muszę złożyć wyrazy szacunku byłej pani baronowej.RLTWstał, więc Elinor poszła za jego przykładem, przeklinając w duchu tę gorliwość.Nie mogła położyć się na progu i zabronić mu wstępu, chociaż dobrze wiedziała, że tawizyta nie przyniesie pożytku.- Naturalnie - powiedziała zrezygnowana.- Tędy, proszę.W mieszkaniu zastawionym meblami było bardzo ciasno i kuzyn aż syknął, gdyprzechodząc, zawadził bokiem o dostarczoną przed czterema dniami komodę wypełnionąpięknymi szklanymi naczyniami.Elinor weszła do pokoju chorej pierwsza, pełna złych przeczuć.Już od ponad ty-godnia lady Caroline miała zdjęte więzy, jej stan zdawał się bowiem pogarszać.Niania,siedząca na krześle w pobliżu łóżka, zdołała ją dziś nakarmić kilkoma łyżkami rosołu, achora od czasu do czasu otwierała oczy.- Nianiu, to jest nasz kuzyn, nowy lord Tolliver.Marcusie, to jest niania Maude,która od dawna wspaniale się nami opiekuje.Niania wstała z wysiłkiem i zmierzyła przybysza uważnym spojrzeniem.- Dzień dobry, milordzie - powiedziała i nawet zdołała dygnąć.Dla postronnego obserwatora wszystko przebiegało tak, jak należy, ale Elinor od-niosła wrażenie, że coś się stało.Maude miała dziwny wyraz twarzy.Kuzyn uprzejmieskinął głową i stanął przy łóżku lady Caroline.Ku zaskoczeniu Elinor, matka otworzyłaoczy i nawet skupiła wzrok na gościu.- Kim jesteś? - spytała skrzekliwie.Były to pierwsze zrozumiałe słowa, jakie wypowiedziała od tygodnia.- Dziedzicem pani zmarłego męża, lady Caroline - odparł uprzejmie.- Nazywamsię Marcus Harriman.- Marcus, tak? Podejdz tu.Bliżej.- Proszę tego nie robić - przestrzegła cicho bardzo zakłopotana Elinor.- Niech pani nie będzie śmieszna, kuzynko.W takim stanie jest zupełnie niegrozna.- Podszedł do samego łóżka.- Czy mogę w czymś pomóc, lady Caroline?Pochylił się i ujął jej szponiastą dłoń.Zanim Elinor zdążyła go ostrzec, matka po-ciągnęła go tak, że stracił równowagę i upadł na łóżko.Wtedy chwyciła go za spodnie,klnąc i wykrzykując ordynarne słowa.RLTMarcus zerwał się spłoszony, a Elinor szybko wyprowadziła go z pokoju.- Ona całkiem postradała zmysły - powiedziała bezradnie i stanowczym ruchemzamknęła drzwi, zza których było słychać nianię próbującą uspokoić chorą.Marcusowi leciała krew ze skaleczonego przez lady Caroline policzka.O dziwo,nie opuścił natychmiast ich domu, lecz spojrzał na Elinor ze współczuciem.- Biedaczko.- Dajemy sobie radę - stwierdziła.- Medyk mówi, że niewiele dni jej zostało, a teataki podniecenia oznaczają, że zbliża się koniec.Niania o nią dba, a ja i Lydia jakoś tugospodarujemy.- Ojciec niczego wam nie zostawił? To nie do pomyślenia!- O tym pan powinien wiedzieć więcej niż ja.Poinformowano mnie, że cały majątek był obciążony długiem.Kuzyn Marcus wydał się nieco zakłopotany.- Nie sądzę, aby pani siostra była.- Siostra jest dzieckiem moich rodziców i ich prawowitą dziedziczką - zapewniłazaniepokojona, że złość bierze nad nią górę.- Zna pani prawo i jest pani wykształconą kobietą.To trochę dziwi, zważywszy namarne wychowanie.Musiała wytłumaczyć sobie w duchu, że Marcus nie chciał powiedzieć nic złego,bo miała na końcu języka ostrą ripostę.- Lubię czytać - odrzekła oschle.- I jest pani rozumna.To godne podziwu w naszych czasach, kiedy tyle panien maptasie móżdżki.Zdecydowanie wolałbym towarzystwo starszej kobiety o bardziej pospo-litej urodzie niż głupiutkiej piękności.- Jest pan nad wyraz uprzejmy - wycedziła.- Obawiam się jednak, że niania jestzajęta i nie może nam zrobić herbaty.Krzyki matki były teraz stłumione, wciąż jednak rozbrzmiewały wyraznie.KuzynMarcus bardzo się strapił.- Przyszedłem w złym momencie.Wrócę, kiedy sytuacja się uspokoi.- Już prze-suwał się powoli ku drzwiom.RLT- Nie wspomniał pan ani słowa o testamencie ojca - zwróciła mu uwagę Elinor.-Poza tym leci panu krew, proszę pozwolić, że przynajmniej opatrzę to skaleczenie, zanimwyjdzie pan na ulicę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.- Chętnie podziękowałbym mu zażyczliwość okazaną moim kuzynkom.Adwokat powiedział mi, że pani matka, aczkol-wiek bardzo chora, jeszcze trzyma się przy życiu.- Nie pożyje długo.Jest nieprzytomna, choć bardzo niespokojna.Dla pana lepiejbyłoby w ogóle jej nie oglądać.- Niedorzeczność - orzekł pańskim tonem, którego widocznie szybko się nauczył.-Muszę złożyć wyrazy szacunku byłej pani baronowej.RLTWstał, więc Elinor poszła za jego przykładem, przeklinając w duchu tę gorliwość.Nie mogła położyć się na progu i zabronić mu wstępu, chociaż dobrze wiedziała, że tawizyta nie przyniesie pożytku.- Naturalnie - powiedziała zrezygnowana.- Tędy, proszę.W mieszkaniu zastawionym meblami było bardzo ciasno i kuzyn aż syknął, gdyprzechodząc, zawadził bokiem o dostarczoną przed czterema dniami komodę wypełnionąpięknymi szklanymi naczyniami.Elinor weszła do pokoju chorej pierwsza, pełna złych przeczuć.Już od ponad ty-godnia lady Caroline miała zdjęte więzy, jej stan zdawał się bowiem pogarszać.Niania,siedząca na krześle w pobliżu łóżka, zdołała ją dziś nakarmić kilkoma łyżkami rosołu, achora od czasu do czasu otwierała oczy.- Nianiu, to jest nasz kuzyn, nowy lord Tolliver.Marcusie, to jest niania Maude,która od dawna wspaniale się nami opiekuje.Niania wstała z wysiłkiem i zmierzyła przybysza uważnym spojrzeniem.- Dzień dobry, milordzie - powiedziała i nawet zdołała dygnąć.Dla postronnego obserwatora wszystko przebiegało tak, jak należy, ale Elinor od-niosła wrażenie, że coś się stało.Maude miała dziwny wyraz twarzy.Kuzyn uprzejmieskinął głową i stanął przy łóżku lady Caroline.Ku zaskoczeniu Elinor, matka otworzyłaoczy i nawet skupiła wzrok na gościu.- Kim jesteś? - spytała skrzekliwie.Były to pierwsze zrozumiałe słowa, jakie wypowiedziała od tygodnia.- Dziedzicem pani zmarłego męża, lady Caroline - odparł uprzejmie.- Nazywamsię Marcus Harriman.- Marcus, tak? Podejdz tu.Bliżej.- Proszę tego nie robić - przestrzegła cicho bardzo zakłopotana Elinor.- Niech pani nie będzie śmieszna, kuzynko.W takim stanie jest zupełnie niegrozna.- Podszedł do samego łóżka.- Czy mogę w czymś pomóc, lady Caroline?Pochylił się i ujął jej szponiastą dłoń.Zanim Elinor zdążyła go ostrzec, matka po-ciągnęła go tak, że stracił równowagę i upadł na łóżko.Wtedy chwyciła go za spodnie,klnąc i wykrzykując ordynarne słowa.RLTMarcus zerwał się spłoszony, a Elinor szybko wyprowadziła go z pokoju.- Ona całkiem postradała zmysły - powiedziała bezradnie i stanowczym ruchemzamknęła drzwi, zza których było słychać nianię próbującą uspokoić chorą.Marcusowi leciała krew ze skaleczonego przez lady Caroline policzka.O dziwo,nie opuścił natychmiast ich domu, lecz spojrzał na Elinor ze współczuciem.- Biedaczko.- Dajemy sobie radę - stwierdziła.- Medyk mówi, że niewiele dni jej zostało, a teataki podniecenia oznaczają, że zbliża się koniec.Niania o nią dba, a ja i Lydia jakoś tugospodarujemy.- Ojciec niczego wam nie zostawił? To nie do pomyślenia!- O tym pan powinien wiedzieć więcej niż ja.Poinformowano mnie, że cały majątek był obciążony długiem.Kuzyn Marcus wydał się nieco zakłopotany.- Nie sądzę, aby pani siostra była.- Siostra jest dzieckiem moich rodziców i ich prawowitą dziedziczką - zapewniłazaniepokojona, że złość bierze nad nią górę.- Zna pani prawo i jest pani wykształconą kobietą.To trochę dziwi, zważywszy namarne wychowanie.Musiała wytłumaczyć sobie w duchu, że Marcus nie chciał powiedzieć nic złego,bo miała na końcu języka ostrą ripostę.- Lubię czytać - odrzekła oschle.- I jest pani rozumna.To godne podziwu w naszych czasach, kiedy tyle panien maptasie móżdżki.Zdecydowanie wolałbym towarzystwo starszej kobiety o bardziej pospo-litej urodzie niż głupiutkiej piękności.- Jest pan nad wyraz uprzejmy - wycedziła.- Obawiam się jednak, że niania jestzajęta i nie może nam zrobić herbaty.Krzyki matki były teraz stłumione, wciąż jednak rozbrzmiewały wyraznie.KuzynMarcus bardzo się strapił.- Przyszedłem w złym momencie.Wrócę, kiedy sytuacja się uspokoi.- Już prze-suwał się powoli ku drzwiom.RLT- Nie wspomniał pan ani słowa o testamencie ojca - zwróciła mu uwagę Elinor.-Poza tym leci panu krew, proszę pozwolić, że przynajmniej opatrzę to skaleczenie, zanimwyjdzie pan na ulicę [ Pobierz całość w formacie PDF ]