[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Coś ty zrobiła jego synowi?- Lizo! - przerwał jej z wściekłością Adam.- Nie.Pozwól jej odpowiedzieć.Co zrobiłaś jego synowi?- Adam nie ma syna.Nie kocha nikogo oprócz mnie.- Ale miał.Nie pamiętasz? Syna i synową, i maleńką wnuczkę, w sa-mochodzie.- Nie pamiętam.To nieważne.- Brid zbliżyła wargi do ust Adama, tuląc siędo niego kusząco.Musnęła dłonią jego twarz.- Każ jej odejść, A-dam.- Lizo, proszę - powiedział bardzo spokojnie.- Jeśli nie odejdziesz i nie zostawisz nas w spokoju, zabiorę ci twojegomężczyznę.- Oczy Brid zwęziły się jak ślepia kota, kiedy patrzyła na Adama,bezpieczna w jego ramionach.Czuła działanie jarzębinowego krzyżyka od chwili,kiedy Jane zawiesiła go sobie na szyi.Otaczał żonę Adama ognistym kręgiem idzięki temu była bezpieczna.Ta druga kobieta miała także siłę otaczającego jąświatła.Ale można ją było zranić w inny sposób.- Spróbuj mi odebrać A-dama, aodbiorę ci twojego Phila.Lizę przeniknął chłód.Jej ochronny krąg rozluznił się.- Nie groz mi.Skąd wiesz, jak najmie mojemu mężowi?- Wiem wszystko.- Brid nieubłaganie przyciągała do siebie wzrok Lizy.-Odejdz.- Nie odejdę bez Adama.Chcę, żeby poszedł ze mną.- A więc jesteś głupia.- Brid mierzyła ją pogardliwie wzrokiem z góry nadół.- I rzucę na ciebie klątwę.Sprawię, że będziesz cierpiała.Nie pozwolę ci zabraćmojego A-dama.Anula & ponaousladansc - Lizo, ostrzegałem cię.- Adam objął mocniej Brid.- Nie sprzeciwiaj jejsię dłużej.- No to, na litość boską, Oprzytomnij! Brid potrząsnęła głową,- Ona nie chce cię słuchać, mój A-damie.- Uniosła rękę, wskazując palcemLizę.- Przeklinam cię.Stracisz mężczyznę, którego kochasz, ponieważ typrzeklęłaś mnie i pragniesz, żebym ja.utraciła swojego.Liza się cofnęła.Nagle poczuła wokół siebie zimny, trujący powiew, wirującypoza jej dostrzegalną w wyobrazni osłoną.- Dobrze.Odejdę.Ale nie wyjdę stąd, dopóki ty nie wyjdziesz.- Zprzerażeniem stwierdziła, że drży jak liść.Obrzuciła stojącego wciąż na proguAdama spojrzeniem pełnym wściekłości.- No, dalej, zabierz ją do swojego pokoju,wtedy odejdę.- Rozpaczliwie próbowała wyprostować ramiona.Niech nie widzi,jak się boję.Ona nie może się zorientować, jaka jestem przerażona.Brid uśmiechała się.Leniwie, długo, wyniośle.Niedostrzegalnym ruchemuwolniła się z objęć Adama i przeszła przez hol.A jednocześnie wydawało się, żesię wcale nie poruszyła.- Chodz, A-dam.Adam ruszył za nią ku drzwiom gościnnego pokoju.Tam jeszcze się odwrócił.- Nigdy tu nie wracaj.- Nie wrócę.Może więc zdjąć swoją klątwę.- Liza czuła suchość w ustach.Brid uśmiechnęła się przez ramię.- Za pózno.Klątwa nadal pozostaje w mocy.- Adam!.- Ale wołanie Lizy nie dotarło do uszu Adama.Wyszedł już.Kiedy zamknął za sobą drzwi, Liza stała przez chwilę zlodowaciała dosłownie doszpiku kości, niezdolna się poruszyć.- Niech Bóg ma cię w swej opiece, Adamie.I nas wszystkich.- Nie mogę go zostawić - Jane potrząsnęła uparcie głową.- Jeśli odejdę,stanie się coś strasznego.- Stanie się coś strasznego, jeżeli zostaniesz.- Liza miała już na ramieniuswoją torbę.- Zaczekam na ciebie w samochodzie.- Podeszła do drzwi.- MówięAnula & ponaousladanscpoważnie, Jane.Nie zostanę w tym domu ani chwili dłużej.Daję ci dziesięć minut.Na dworze było już ciemno.Liza doszła do końca krótkiego podjazdu, minęławóz Adama i wyszła przez bramę.Na spokojnej uliczce otworzyła drzwiczki swegotriumpha, wrzuciła torbę na tylne siedzenie i wsiadła.Ciągle jeszcze się trzęsła.Zerknęła na zegarek, żeby zobaczyć, która godzina.Zasłony w oknie na górze były niezupełnie zaciągnięte, przez wąską szparę wjasnoniebieskim perkalu widziała palące się światło.Nie dostrzegła tam żadnegoruchu.Znowu spojrzała na zegarek.Minęły dopiero dwie minuty.Chciała już jechać.Pragnęła być już w domu, z Philem i Beth, daleko od tego strasznego domu i jegonieszczęsnego mieszkańca.Jeszcze jedna minuta.O Boże, chroń ich! Nie pozwól,żeby coś się stało Philowi albo Beth.- Wyjdz, Jane.Wyjdz.Zamknęła oczy i zaczęła w myśli liczyć.Gdy doliczyła do dwudziestu pięciu,przerwała i znowu otworzyła oczy.Zerknęła na okno z niebieskimi zasłonami.Byłociemne.- Jane! Gdzie jesteś?Przygryzła wargę.Czy powinna wysiąść, wrócić tam i próbować jeszcze raz jąnamówić? Ale przecież próbowała.Naprawdę próbowała.Minęło następne pięć minut.Pozostały tylko dwie.Liza położyła rękę nakluczyku w stacyjce i patrząc na zegarek, liczyła każdą sekundę na oświetlonejtarczy.Frontowe drzwi pozostały zamknięte.Jane nie przyjdzie.Z westchnieniemLiza uruchomiła silnik.Zrobi sobie tylko dwie przerwy na kawę w kawiarence dla kierowcówmieszczącej się w przyczepie i uda jej się dotrzeć na miejsce w niecałe dwiegodziny.Skręcając w wąską drogę za Talgarth, zwolniła, wrzuciła pierwszy bieg iwolno ruszyła ku farmie.Ze zdziwieniem stwierdziła, że w domu palą się wszystkie światła.Zniemiłym uczuciem, że czeka ją coś złego, wjechała na podwórko.Wyłączyła silnikAnula & ponaousladansci przez jakąś minutę siedziała spokojnie, słuchając, jak tyka cicho, stygnąc wzimnym powietrzu.Potem wysiadła zesztywniała i wyczerpana, i ruszyła do domu.Drzwi kuchenne otworzyły się i ukazała się w nich jakaś kobieta.Jejzaniepokojoną twarz jasno oświetlała lampa z podwórka.- Jenny? Co ty tu robisz? - Na widok sąsiadki Liza poczuła zimny uciskgdzieś głęboko w żołądku.- Gdzie jest Phil?Jenny wzruszyła ramionami.- Miałam nadzieję, że to on.Wyjechał kilka godzin temu.Harry Evansdzwonił z Bryn Glas.Powiedział, że kilkoro dzieci zaginęło na górze.Zorganizowaliekipę poszukiwawczą.Phil zadzwonił do mnie i prosił, żebym przyszła i posiedziałaz Beth.I pojechał.- Wzruszyła ramionami.- Dzwoniłam do Eleri przed godziną,żeby się dowiedzieć, czy są od nich jakieś wiadomości, ale powiedziała mi, że nicnie wie o żadnych dzieciach, a Harry śpi w swoim łóżku.Och, Lizo, kochanie, niewiem, co o tym myśleć.Nie wiem, czy to był jakiś żart, czy co? Nie wiedziałam, corobić.Nie mogłam zostawić Beth.Zastanawiałam się, czy nie zadzwonić na policję.Liza stała jak skamieniała.Całe ciało miała kompletnie zdrętwiałe.Wpatrywała się w ciemność za stodołami, w wielkie czarne zbocze góry, uśpionepod gwiazdami.Brid.- Mam zadzwonić na policję?Zdała sobie nagle sprawę, że Jenny ciągle mówi.- Nie wiem.Tak, myślę, że tak.- Paniczny lęk zalewał ją falami.- Wejdę isama zamienię kilka słów z Eleri.Kiedy Phil miał ten telefon?Trzęsła się tak bardzo, że ledwo mogła utrzymać słuchawkę.Tym razemtelefon - odebrał Harry.- Dziwny żart, Lizo.Zastanawiam się, czy on się nie przesłyszał.Może spałczy co? - Tubalny głos Harry'ego działał uspokajająco.- Słuchaj, jak Phil się tupokaże, zadzwonię do ciebie.Chyba lepiej będzie, jak sama zamienisz słówko zpolicją, może Phil miał jakiś wypadek.Tam jest ślisko.Nie martw się, wkrótce sięzjawi,Anula & ponaousladansc Policjanci byli uprzejmi, uspokajali Lizę, ale nie mieli zamiaru podjąć na razieżadnej akcji.Liza z trzaskiem odłożyła słuchawkę.- Nie mają zamiaru nic robić.Nie obchodzi ich to.Najwidoczniej jeszcze za krótko jest nieobecny.Jak długo tujesteś, Jenny? - odwróciła się ku drzwiom.- Proszę, zostań jeszcze trochę.Samatam pojadę.- Jesteś pewna, że to dobry pomysł? Chcesz, żebym zawołała Kena?- Nie.- Liza potrząsnęła głową, wkładając kalosze i sięgając po kurtkę iszalik.- Znajdę go [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Coś ty zrobiła jego synowi?- Lizo! - przerwał jej z wściekłością Adam.- Nie.Pozwól jej odpowiedzieć.Co zrobiłaś jego synowi?- Adam nie ma syna.Nie kocha nikogo oprócz mnie.- Ale miał.Nie pamiętasz? Syna i synową, i maleńką wnuczkę, w sa-mochodzie.- Nie pamiętam.To nieważne.- Brid zbliżyła wargi do ust Adama, tuląc siędo niego kusząco.Musnęła dłonią jego twarz.- Każ jej odejść, A-dam.- Lizo, proszę - powiedział bardzo spokojnie.- Jeśli nie odejdziesz i nie zostawisz nas w spokoju, zabiorę ci twojegomężczyznę.- Oczy Brid zwęziły się jak ślepia kota, kiedy patrzyła na Adama,bezpieczna w jego ramionach.Czuła działanie jarzębinowego krzyżyka od chwili,kiedy Jane zawiesiła go sobie na szyi.Otaczał żonę Adama ognistym kręgiem idzięki temu była bezpieczna.Ta druga kobieta miała także siłę otaczającego jąświatła.Ale można ją było zranić w inny sposób.- Spróbuj mi odebrać A-dama, aodbiorę ci twojego Phila.Lizę przeniknął chłód.Jej ochronny krąg rozluznił się.- Nie groz mi.Skąd wiesz, jak najmie mojemu mężowi?- Wiem wszystko.- Brid nieubłaganie przyciągała do siebie wzrok Lizy.-Odejdz.- Nie odejdę bez Adama.Chcę, żeby poszedł ze mną.- A więc jesteś głupia.- Brid mierzyła ją pogardliwie wzrokiem z góry nadół.- I rzucę na ciebie klątwę.Sprawię, że będziesz cierpiała.Nie pozwolę ci zabraćmojego A-dama.Anula & ponaousladansc - Lizo, ostrzegałem cię.- Adam objął mocniej Brid.- Nie sprzeciwiaj jejsię dłużej.- No to, na litość boską, Oprzytomnij! Brid potrząsnęła głową,- Ona nie chce cię słuchać, mój A-damie.- Uniosła rękę, wskazując palcemLizę.- Przeklinam cię.Stracisz mężczyznę, którego kochasz, ponieważ typrzeklęłaś mnie i pragniesz, żebym ja.utraciła swojego.Liza się cofnęła.Nagle poczuła wokół siebie zimny, trujący powiew, wirującypoza jej dostrzegalną w wyobrazni osłoną.- Dobrze.Odejdę.Ale nie wyjdę stąd, dopóki ty nie wyjdziesz.- Zprzerażeniem stwierdziła, że drży jak liść.Obrzuciła stojącego wciąż na proguAdama spojrzeniem pełnym wściekłości.- No, dalej, zabierz ją do swojego pokoju,wtedy odejdę.- Rozpaczliwie próbowała wyprostować ramiona.Niech nie widzi,jak się boję.Ona nie może się zorientować, jaka jestem przerażona.Brid uśmiechała się.Leniwie, długo, wyniośle.Niedostrzegalnym ruchemuwolniła się z objęć Adama i przeszła przez hol.A jednocześnie wydawało się, żesię wcale nie poruszyła.- Chodz, A-dam.Adam ruszył za nią ku drzwiom gościnnego pokoju.Tam jeszcze się odwrócił.- Nigdy tu nie wracaj.- Nie wrócę.Może więc zdjąć swoją klątwę.- Liza czuła suchość w ustach.Brid uśmiechnęła się przez ramię.- Za pózno.Klątwa nadal pozostaje w mocy.- Adam!.- Ale wołanie Lizy nie dotarło do uszu Adama.Wyszedł już.Kiedy zamknął za sobą drzwi, Liza stała przez chwilę zlodowaciała dosłownie doszpiku kości, niezdolna się poruszyć.- Niech Bóg ma cię w swej opiece, Adamie.I nas wszystkich.- Nie mogę go zostawić - Jane potrząsnęła uparcie głową.- Jeśli odejdę,stanie się coś strasznego.- Stanie się coś strasznego, jeżeli zostaniesz.- Liza miała już na ramieniuswoją torbę.- Zaczekam na ciebie w samochodzie.- Podeszła do drzwi.- MówięAnula & ponaousladanscpoważnie, Jane.Nie zostanę w tym domu ani chwili dłużej.Daję ci dziesięć minut.Na dworze było już ciemno.Liza doszła do końca krótkiego podjazdu, minęławóz Adama i wyszła przez bramę.Na spokojnej uliczce otworzyła drzwiczki swegotriumpha, wrzuciła torbę na tylne siedzenie i wsiadła.Ciągle jeszcze się trzęsła.Zerknęła na zegarek, żeby zobaczyć, która godzina.Zasłony w oknie na górze były niezupełnie zaciągnięte, przez wąską szparę wjasnoniebieskim perkalu widziała palące się światło.Nie dostrzegła tam żadnegoruchu.Znowu spojrzała na zegarek.Minęły dopiero dwie minuty.Chciała już jechać.Pragnęła być już w domu, z Philem i Beth, daleko od tego strasznego domu i jegonieszczęsnego mieszkańca.Jeszcze jedna minuta.O Boże, chroń ich! Nie pozwól,żeby coś się stało Philowi albo Beth.- Wyjdz, Jane.Wyjdz.Zamknęła oczy i zaczęła w myśli liczyć.Gdy doliczyła do dwudziestu pięciu,przerwała i znowu otworzyła oczy.Zerknęła na okno z niebieskimi zasłonami.Byłociemne.- Jane! Gdzie jesteś?Przygryzła wargę.Czy powinna wysiąść, wrócić tam i próbować jeszcze raz jąnamówić? Ale przecież próbowała.Naprawdę próbowała.Minęło następne pięć minut.Pozostały tylko dwie.Liza położyła rękę nakluczyku w stacyjce i patrząc na zegarek, liczyła każdą sekundę na oświetlonejtarczy.Frontowe drzwi pozostały zamknięte.Jane nie przyjdzie.Z westchnieniemLiza uruchomiła silnik.Zrobi sobie tylko dwie przerwy na kawę w kawiarence dla kierowcówmieszczącej się w przyczepie i uda jej się dotrzeć na miejsce w niecałe dwiegodziny.Skręcając w wąską drogę za Talgarth, zwolniła, wrzuciła pierwszy bieg iwolno ruszyła ku farmie.Ze zdziwieniem stwierdziła, że w domu palą się wszystkie światła.Zniemiłym uczuciem, że czeka ją coś złego, wjechała na podwórko.Wyłączyła silnikAnula & ponaousladansci przez jakąś minutę siedziała spokojnie, słuchając, jak tyka cicho, stygnąc wzimnym powietrzu.Potem wysiadła zesztywniała i wyczerpana, i ruszyła do domu.Drzwi kuchenne otworzyły się i ukazała się w nich jakaś kobieta.Jejzaniepokojoną twarz jasno oświetlała lampa z podwórka.- Jenny? Co ty tu robisz? - Na widok sąsiadki Liza poczuła zimny uciskgdzieś głęboko w żołądku.- Gdzie jest Phil?Jenny wzruszyła ramionami.- Miałam nadzieję, że to on.Wyjechał kilka godzin temu.Harry Evansdzwonił z Bryn Glas.Powiedział, że kilkoro dzieci zaginęło na górze.Zorganizowaliekipę poszukiwawczą.Phil zadzwonił do mnie i prosił, żebym przyszła i posiedziałaz Beth.I pojechał.- Wzruszyła ramionami.- Dzwoniłam do Eleri przed godziną,żeby się dowiedzieć, czy są od nich jakieś wiadomości, ale powiedziała mi, że nicnie wie o żadnych dzieciach, a Harry śpi w swoim łóżku.Och, Lizo, kochanie, niewiem, co o tym myśleć.Nie wiem, czy to był jakiś żart, czy co? Nie wiedziałam, corobić.Nie mogłam zostawić Beth.Zastanawiałam się, czy nie zadzwonić na policję.Liza stała jak skamieniała.Całe ciało miała kompletnie zdrętwiałe.Wpatrywała się w ciemność za stodołami, w wielkie czarne zbocze góry, uśpionepod gwiazdami.Brid.- Mam zadzwonić na policję?Zdała sobie nagle sprawę, że Jenny ciągle mówi.- Nie wiem.Tak, myślę, że tak.- Paniczny lęk zalewał ją falami.- Wejdę isama zamienię kilka słów z Eleri.Kiedy Phil miał ten telefon?Trzęsła się tak bardzo, że ledwo mogła utrzymać słuchawkę.Tym razemtelefon - odebrał Harry.- Dziwny żart, Lizo.Zastanawiam się, czy on się nie przesłyszał.Może spałczy co? - Tubalny głos Harry'ego działał uspokajająco.- Słuchaj, jak Phil się tupokaże, zadzwonię do ciebie.Chyba lepiej będzie, jak sama zamienisz słówko zpolicją, może Phil miał jakiś wypadek.Tam jest ślisko.Nie martw się, wkrótce sięzjawi,Anula & ponaousladansc Policjanci byli uprzejmi, uspokajali Lizę, ale nie mieli zamiaru podjąć na razieżadnej akcji.Liza z trzaskiem odłożyła słuchawkę.- Nie mają zamiaru nic robić.Nie obchodzi ich to.Najwidoczniej jeszcze za krótko jest nieobecny.Jak długo tujesteś, Jenny? - odwróciła się ku drzwiom.- Proszę, zostań jeszcze trochę.Samatam pojadę.- Jesteś pewna, że to dobry pomysł? Chcesz, żebym zawołała Kena?- Nie.- Liza potrząsnęła głową, wkładając kalosze i sięgając po kurtkę iszalik.- Znajdę go [ Pobierz całość w formacie PDF ]