[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Skoro o mężu mowa - wtrąca Beatrice - nalegał, bym postawiła jeden ważnywarunek.Otrzymasz, panie, swój brąz natychmiast, jeśli tylko zaczniesz prace nadmalowidłem w refektarzu.Książę obiecał mnichom, że wszystkie zdobienia irenowacje w kościele i klasztorze dokonane zostaną przed końcem roku.Proszę, niestawiaj go, panie, w trudnym położeniu wobec czcigodnego przeora.222Leonardo, choć może złajany, nie traci rezonu.- Pani, spędziłem wiele tygodni, oglądając rozliczne typy twarzy, by jaknajsprawiedliwiej oddać Pana Naszego i dwunastu apostołów.Kompozycja, nad jakąrozmyślam, będzie wielkim przedstawieniem religijnym.Dzwony kościelne zaczynają wybijać południe.Z różnych drzwi wychodzą odziani wczarno białe habity zakonnicy i kierują się do refektarza na posiłek.Beatrice bierzeIsabellę pod rękę i chce już odejść - może dlatego, że woli się nie natknąć na przeora,który ma opinię człowieka tyleż trudnego, co nader gadatliwego.Kiedy zostawiają zaplecami Magistra, Isabella mówi do siostry:- Ludovico jest wspaniałomyślny, zgadzając się na tak imponujące eksperymenty.Isabella się zastanawia, czy jej ojciec albo mąż, albo nawet ona sama mieliby takącierpliwość, tyle pieniędzy i wizję, by sfinansować tak ambitne i niepewneprzedsięwzięcie, a ponadto bez wątpienia nader kosztowne.- Ludovico był zdumiony, kiedy zobaczył zakres prowadzonych przez Leonardaobserwacji, a także jego pasję i olbrzymi wkład pracy.Dlatego pozwolił mu kopaćdół.Czy widziałaś, jaki Leonardo był podniecony, Isabello? Tak długo pracował nadkonnym posągiem i tak długo czekał na brąz, że wyglądał dziś jak panna młoda,która od lat zaręczona, nareszcie idzie do ołtarza - chichocze Beatrice.Isabelli nie dziwi takie porównanie w ustach siostry, ponieważ Beatrice sama była wpodobnej sytuacji.Jednakże tak bardzo się zmieniła od czasu tamtej upokorzonejdziewczynki, niepewnej, czy narzeczony dopełni zaręczynowej obietnicy, że dziśwłaściwie zdaje się zupełnie nie przystawać do takiego porównania.223Wieczorem, gdy Isabella gasi świecę i przymyka oczy, myśli tłuką się jej w głowie.Kiedy Beatrice mówi o mężu, świeci żarliwością godną nowicjuszki u stóp świętego.Jeśli Ludovico jest zamieszany w śmierć księcia, to po Beatrice nie widać śladu, bydzwigała brzemię wiedzy o takiej zbrodni.Być może uwielbienie dla męża tłumi wniej wiarę w krążące pogłoski.Być może też przebacza mu to, co zrobił - jeślirzeczywiście to zrobił.Isabella chciałaby się pocieszyć myślą, że jest krok bliżej ku namalowaniu jej przezMagistra, skoro Beatrice zgodziła się mu pozować, nawet jeśli przez najbliższe latamistrz będzie związany pracą przy posągu, nie mówiąc już o fresku w refektarzu.Aledzisiaj już nic nie ma sensu; w niczym nie widać logiki.Czuje się, jakby zostaławrzucona w środek rozgrywki, której graczy nie zna, ale w której ma sięzachowywać tak jak zwykle.Na zmiany w zawieranych sojuszach - osobistych,politycznych, artystycznych - patrzy jak na masę toczącej się wody, której wartkichprądów nic nie jest w stanie zatrzymać.Przetrwa zapewne ten, komu uda się w niejnie zamoczyć.Sen to dar; sny są lekkie i można je zapomnieć.Nie bardzo już pamięta, gdzie sięznajduje ani co robi, kiedy słyszy dudnienie dziesiątek kopyt na bruku dziedzińcaRocchetty, tuż pod jej oknem.Jest rozdarta, chce pozostać tu, gdzie jest,gdziekolwiek by to było, ponieważ jest to bardzo przyjemne, jak różowy kolor lubletni wiatr.To wszystko, co zdoła jeszcze uchwycić z półsnu, gdy nagle, wbrew woli,jej oczy się otwierają w ciemnościach.Naciąga kołdrę po brodę, jakby chciała sięschować przed narastającą wrzawą.Poszła spać po północy i jest pewna, że przespaładobrych kilka godzin.Czyżby jakaś obca armia zaatakowała przed świtem Castello?Mury są wysokie, fosa szeroka, a straże Ludovica bez ustanku strzegą bram miasta.Rocchetta to warownia w fortecy, prywatne sanktuarium rodziny.224Niejeden żołnierz postrada życie - lub da się przekupić - nim jakiś intruz wtargnie dotej części Castello.Isabellę spowijają ciemności.Z wolna jej oczy zaczynają się dostosowywać dootoczenia, rozpoznawać kształty - wysokie, grube słupy baldachimu, długi stół, naktórym leżą jej kapelusze w szeregu, jak damy z kart, zarysy łukowych okien,umieszczonych wysoko w ścianie.Słyszy mężczyzn w korytarzu, niskie, zaciekłegłosy, coraz bliższe.Isabella krzyżuje ramiona na piersiach i wciska się plecami wwysokie oparcie łoża.Oddycha z trudem.Najwcześniejszy obraz z dzieciństwa, jaki zachowała w pamięci, jest taki: pod osłonąnocy buntownicy wdzierają się do zamku Estów, wykorzystując nieobecność księciaw Ferrarze.Matka, za którą powiewają długie, rozpuszczone włosy i koszula nocna,porywa z łóżek córeczki i ucieka do fortecy.Napastnicy depczą im po piętach,zabijając po drodze każdego, kto staje w obronie księżnej i jej dzieci.Matka zcórkami spędza trzy potworne dni zabarykadowana w wieży, osłaniana przez małągrupę gwardzistów, do czasu, gdy nadciąga wreszcie z wojskiem Ercole i tłumirebelię.Isabella wciąż pamięta paniczny bieg przez ciemny korytarz i swoją spoconąrączkę wczepioną w jedwabną koszulę, gdy próbowała dotrzymać kroku mamie,która trzyma w ramionach malutką Beatrice i nowo narodzonego synka.Obrazy igłosy tamtych chwil nigdy jej nie opuściły: krzyki służby, szczęk broni, gdy strażepróbują powstrzymać rebeliantów, jęki konających i potworny strach, by nigdy, za nicw świecie, nie puścić mamy koszuli, której jedwab ślizgał się w małej rączce, tejjedynej nici życia w czarnym tunelu korytarza.Aapiąc nerwowo oddech, Isabella wyciąga przed siebie rękę jak ślepiec.Przyciskającdrugą ręką szal do piersi, podchodzi po omacku do drzwi i uchyla je z głośnymskrzypieniem.Na ścianie tańczą cienie pochodni, zbliżające się falującym ruchem,niczym węże.Ponad225zgiełkiem i łoskotem rozpoznaje głos Ludovica, wykrzykującego rozkazy.Zuczuciem ulgi biegnie mu na spotkanie.W jezdzieckim stroju wygląda jak olbrzym.Czarne pióra sterczą z jego kapelusza oszerokim rondzie, wełniany płaszcz obszyty pasmami futra zarzuca to jedną połą, todrugą, gdy Ludovico sadzi przed siebie dużymi krokami [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.- Skoro o mężu mowa - wtrąca Beatrice - nalegał, bym postawiła jeden ważnywarunek.Otrzymasz, panie, swój brąz natychmiast, jeśli tylko zaczniesz prace nadmalowidłem w refektarzu.Książę obiecał mnichom, że wszystkie zdobienia irenowacje w kościele i klasztorze dokonane zostaną przed końcem roku.Proszę, niestawiaj go, panie, w trudnym położeniu wobec czcigodnego przeora.222Leonardo, choć może złajany, nie traci rezonu.- Pani, spędziłem wiele tygodni, oglądając rozliczne typy twarzy, by jaknajsprawiedliwiej oddać Pana Naszego i dwunastu apostołów.Kompozycja, nad jakąrozmyślam, będzie wielkim przedstawieniem religijnym.Dzwony kościelne zaczynają wybijać południe.Z różnych drzwi wychodzą odziani wczarno białe habity zakonnicy i kierują się do refektarza na posiłek.Beatrice bierzeIsabellę pod rękę i chce już odejść - może dlatego, że woli się nie natknąć na przeora,który ma opinię człowieka tyleż trudnego, co nader gadatliwego.Kiedy zostawiają zaplecami Magistra, Isabella mówi do siostry:- Ludovico jest wspaniałomyślny, zgadzając się na tak imponujące eksperymenty.Isabella się zastanawia, czy jej ojciec albo mąż, albo nawet ona sama mieliby takącierpliwość, tyle pieniędzy i wizję, by sfinansować tak ambitne i niepewneprzedsięwzięcie, a ponadto bez wątpienia nader kosztowne.- Ludovico był zdumiony, kiedy zobaczył zakres prowadzonych przez Leonardaobserwacji, a także jego pasję i olbrzymi wkład pracy.Dlatego pozwolił mu kopaćdół.Czy widziałaś, jaki Leonardo był podniecony, Isabello? Tak długo pracował nadkonnym posągiem i tak długo czekał na brąz, że wyglądał dziś jak panna młoda,która od lat zaręczona, nareszcie idzie do ołtarza - chichocze Beatrice.Isabelli nie dziwi takie porównanie w ustach siostry, ponieważ Beatrice sama była wpodobnej sytuacji.Jednakże tak bardzo się zmieniła od czasu tamtej upokorzonejdziewczynki, niepewnej, czy narzeczony dopełni zaręczynowej obietnicy, że dziśwłaściwie zdaje się zupełnie nie przystawać do takiego porównania.223Wieczorem, gdy Isabella gasi świecę i przymyka oczy, myśli tłuką się jej w głowie.Kiedy Beatrice mówi o mężu, świeci żarliwością godną nowicjuszki u stóp świętego.Jeśli Ludovico jest zamieszany w śmierć księcia, to po Beatrice nie widać śladu, bydzwigała brzemię wiedzy o takiej zbrodni.Być może uwielbienie dla męża tłumi wniej wiarę w krążące pogłoski.Być może też przebacza mu to, co zrobił - jeślirzeczywiście to zrobił.Isabella chciałaby się pocieszyć myślą, że jest krok bliżej ku namalowaniu jej przezMagistra, skoro Beatrice zgodziła się mu pozować, nawet jeśli przez najbliższe latamistrz będzie związany pracą przy posągu, nie mówiąc już o fresku w refektarzu.Aledzisiaj już nic nie ma sensu; w niczym nie widać logiki.Czuje się, jakby zostaławrzucona w środek rozgrywki, której graczy nie zna, ale w której ma sięzachowywać tak jak zwykle.Na zmiany w zawieranych sojuszach - osobistych,politycznych, artystycznych - patrzy jak na masę toczącej się wody, której wartkichprądów nic nie jest w stanie zatrzymać.Przetrwa zapewne ten, komu uda się w niejnie zamoczyć.Sen to dar; sny są lekkie i można je zapomnieć.Nie bardzo już pamięta, gdzie sięznajduje ani co robi, kiedy słyszy dudnienie dziesiątek kopyt na bruku dziedzińcaRocchetty, tuż pod jej oknem.Jest rozdarta, chce pozostać tu, gdzie jest,gdziekolwiek by to było, ponieważ jest to bardzo przyjemne, jak różowy kolor lubletni wiatr.To wszystko, co zdoła jeszcze uchwycić z półsnu, gdy nagle, wbrew woli,jej oczy się otwierają w ciemnościach.Naciąga kołdrę po brodę, jakby chciała sięschować przed narastającą wrzawą.Poszła spać po północy i jest pewna, że przespaładobrych kilka godzin.Czyżby jakaś obca armia zaatakowała przed świtem Castello?Mury są wysokie, fosa szeroka, a straże Ludovica bez ustanku strzegą bram miasta.Rocchetta to warownia w fortecy, prywatne sanktuarium rodziny.224Niejeden żołnierz postrada życie - lub da się przekupić - nim jakiś intruz wtargnie dotej części Castello.Isabellę spowijają ciemności.Z wolna jej oczy zaczynają się dostosowywać dootoczenia, rozpoznawać kształty - wysokie, grube słupy baldachimu, długi stół, naktórym leżą jej kapelusze w szeregu, jak damy z kart, zarysy łukowych okien,umieszczonych wysoko w ścianie.Słyszy mężczyzn w korytarzu, niskie, zaciekłegłosy, coraz bliższe.Isabella krzyżuje ramiona na piersiach i wciska się plecami wwysokie oparcie łoża.Oddycha z trudem.Najwcześniejszy obraz z dzieciństwa, jaki zachowała w pamięci, jest taki: pod osłonąnocy buntownicy wdzierają się do zamku Estów, wykorzystując nieobecność księciaw Ferrarze.Matka, za którą powiewają długie, rozpuszczone włosy i koszula nocna,porywa z łóżek córeczki i ucieka do fortecy.Napastnicy depczą im po piętach,zabijając po drodze każdego, kto staje w obronie księżnej i jej dzieci.Matka zcórkami spędza trzy potworne dni zabarykadowana w wieży, osłaniana przez małągrupę gwardzistów, do czasu, gdy nadciąga wreszcie z wojskiem Ercole i tłumirebelię.Isabella wciąż pamięta paniczny bieg przez ciemny korytarz i swoją spoconąrączkę wczepioną w jedwabną koszulę, gdy próbowała dotrzymać kroku mamie,która trzyma w ramionach malutką Beatrice i nowo narodzonego synka.Obrazy igłosy tamtych chwil nigdy jej nie opuściły: krzyki służby, szczęk broni, gdy strażepróbują powstrzymać rebeliantów, jęki konających i potworny strach, by nigdy, za nicw świecie, nie puścić mamy koszuli, której jedwab ślizgał się w małej rączce, tejjedynej nici życia w czarnym tunelu korytarza.Aapiąc nerwowo oddech, Isabella wyciąga przed siebie rękę jak ślepiec.Przyciskającdrugą ręką szal do piersi, podchodzi po omacku do drzwi i uchyla je z głośnymskrzypieniem.Na ścianie tańczą cienie pochodni, zbliżające się falującym ruchem,niczym węże.Ponad225zgiełkiem i łoskotem rozpoznaje głos Ludovica, wykrzykującego rozkazy.Zuczuciem ulgi biegnie mu na spotkanie.W jezdzieckim stroju wygląda jak olbrzym.Czarne pióra sterczą z jego kapelusza oszerokim rondzie, wełniany płaszcz obszyty pasmami futra zarzuca to jedną połą, todrugą, gdy Ludovico sadzi przed siebie dużymi krokami [ Pobierz całość w formacie PDF ]