[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. - Obyśmy tylko nie zabrnęły w ślepą uliczkę - odezwałasię niespodziewanie przytomnym głosem Ramona.- W jednączy drugą.- A gdzie my teraz jesteśmy? - wpadła jej w słowoMagda.Ramona przez chwilę patrzyła w okno, jakby za nimusiłowała znalezć odpowiedz.- Czekajmy na Julię - zdecydowała.- To jedno chybamożemy bez żadnego zastanawiania się zrobić.Nie wiem, czywszystko inne w tej sytuacji ma jakikolwiek sens.Kamila podłożyła sobie pod plecy poduszkę, oparła się ościanę i zdejmując ze stóp nieskazitelnie czyste pantofle,powiedziała, że zawsze starała się, by wszystko w jej życiudziało się według jakiegoś sensownego planu.Dobrze byłoby,gdyby teraz też spróbowały.- Kamila - przerwała jej Magda.- Daj spokój.Znalazłyśmy się w samym centrum wielkiego chaosu.Bezwzględu na to, jak bardzo się starałaś.Dobrze o tym wiesz.Ręka Kamili z papierosem zamarła na wysokości prawejskroni.Rzeczywiście, starała się.KAMILA 1997Kamila zawsze kazała na siebie czekać.Nie wyszła zdomu, jeśli wszystko na niej nie było dopięte na ostatni guzik.Każda część ubrania musiała idealnie pasować do siebie.Bluzka do spódnicy, żakiet do sukienki.Do tego wszystkiegomusiały pasować buty.No i makijaż.Ubrana, gotowa dowyjścia, nagle na pięcie lub pod kolanem dostrzegała wrajstopach leciutkie zaciągnięcie.Tak leciutkie, że nikt by gonie dostrzegł.Wtedy ubierała się od początku, bo nie znalazładrugich takich w odpowiednim odcieniu.Tak było, odkąd się znały.Pozostałe dziewczyny najpierwto bawiło.Potem były wściekłe.Wściekały się, a ona zestoickim spokojem przeglądała szafy i szuflady z butami.Sama ich przepastna zawartość przyprawiała je o mdłości.Kiedy Kamila zaczynała to wszystko na sobie mierzyć,dostawały szału.Raz chciały ją zabić.Było to wtedy, kiedy spózniła się na pociąg, którym miałyodjechać na swe pierwsze wspólne, wyśnione od miesięcy iobgadane wakacje.Można było do niego wsiąść tylko zmiejscówką.Kamila spózniła się dwadzieścia dwie minuty.Perspektywa sześćsetkilometrowej jazdy następnympociągiem bez możliwości wywalczenia chociażby jednegowolnego miejsca (sezon był w pełni) nie bardzo im sięuśmiechała, więc w ostatniej chwili postanowiły wskoczyć doruszającego już z peronu pociągu, dając tym samym zasłużonąnauczkę Kamili.Wtedy któraś przypomniała sobie, żemiejscówki ma właśnie Kamila.- Zabiję ją - zadeklarowała Julia.- A ja zedrę z niej skórę - dorzuciła Magda.- Zedrę z niejskórę i zrobię sobie z tej skóry buty.Eleganckie.- Może jeszcze starczy na torebkę.- Julia opadła nawypchaną do granic możliwości torbę i rozejrzała się poperonie.- Jak mogła nam to zrobić?- Mogło być tak pięknie - rozmarzyła się Ramona, któranawet w trudnych sytuacjach nie traciła nic a nic nasubtelności.Cały tłum odjechał pociągiem, do którego nie wsiadły, izrobiło się pusto.Wiedziały, że lada moment zacznie ściągaćkolejny.Kiedy zobaczyły ją, jak wchodzi na peron w ślicznychsandałkach na lekkim obcasiku, idealnie dobranych do koloruprzewiewnej letniej spódniczki, z gustowną torbą przerzuconąprzez ramię, zamilkły.Magda, która lubiła dosadne wyrażenia,pierwsza odzyskała mowę. - Powiedz mi, do ciężkiej cholery, ile razy tym razem sięprzebierałaś?- Ani razu! - zawołała triumfalnie Kamila.- Wyobrazciesobie! Tylko.- Tylko co?!- Nie mogłam znalezć torby podróżnej.- Masz, cholera, dziesięć toreb podróżnych.- Magdziewyraznie coś nie pasowało.Kamili również.Z bezgranicznym zdumieniemodpowiedziała:- No ale tylko tę jedną w odcieniu żakiecika.Kiedy do granic możliwości rozszerzyły im się gałkioczne, dodała tonem wyjaśnienia:- W przeciwnym wypadku musiałabym się przebrać.Po czymś takim żadna nie znalazła słów, które mogłybywyrazić cokolwiek.Nawet Magda.Wtedy jeszcze nie chciały jej zabić.W milczeniu wsiadłydo następnego pociągu.Tłok był taki, że w wąziutkimprzejściu nawet nie stały, lecz wisiały między podłogą asufitem z twarzami przyciśniętymi do szyby.Kiedy jakiśstarszy pan z wnuczkiem wychylił się z przedziału i sadzającwnuczka na kolanach, zaprosił Kamilę na wolne miejsce, boco taka elegancka panienka będzie się gniotła z "jakimiś tam",ta z gracją przedarła się przez tłum i, siadając, wyszukanymgestem poprawiła spódnicę.Wtedy chciały ją zabić.Ale im nigdy w życiu nie udałobysię z taką gracją przedrzeć przez coraz bardziej sfrustrowanytłum, a nie chciały wyjść na zwykłe chamki.Magda, którejchudy łokieć Ramony wbijał się w bok, zdołała tylko wydusić:- Mogła przecież zdjąć ten pieprzony żakiecik.Oprócz notorycznych spóznień życie Kamili przebiegałowedług ściśle określonego planu.Przyszła we wrześniu do szkoły i oznajmiła: - W tym roku będę mieć średnią cztery i pół.I miała.Lub:- Zimą przybyło mi cztery kilogramy.Do kwietnia muszęto zrzucić.Zrzuciła.Ani deka mniej, ani więcej.Albo:- W przyszłym miesiącu pozbywam się dziewictwa.- Dlaczego w przyszłym? - wpadła któraś w słowo.- Bo w tym maluję pokój.Nieraz zdawało im się, że te spóznienia też jakimśniepojętym cudem mieszczą się w ramach jej życiowychplanów, bo jak inaczej wytłumaczyć, że tylko innym - nigdyjej - utrudniały egzystencję, wywracając wiele razy wszystkodo góry nogami.Pewnym krokiem stąpała po ziemi, przezżycie.Kamila miała zawsze to, co chciała, czyli swoje.Dziesięć lat po maturze, w 1997 roku, to była pięcioletniacórka i mąż robiący karierę w lokalnych władzach.Wybrałago sobie starannie spośród innych, wpierw testując nawszelkie możliwe, ale tylko sobie znane, sposoby.Sprawdziłsię nawet w roli ojca.Potem wiele razy tłumaczyłakoleżankom, że to wyszło tak tylko, przy okazji.- Nie mów tylko - przerywała jej za każdym razemMagda - że spontanicznie.Bo i tak ci nikt nie uwierzy.Na pierwszym od matury spotkaniu była już w piątymmiesiącu.Wtedy nie przyznała się, więc kiedy w grudniu tegosamego roku wysłała im zawiadomienie o narodzinach piękneji zdrowej córki, a zaraz potem zaproszenie na kameralnąuroczystość weselną, zareagowały podobnie.Ogólnie rzeczujmując, zwymyślały ją listownie lub telefonicznie.Dobrze -pisała Magda - że nie zawiadamiasz nas o istnieniu córki,zapraszając na jej pierwszą komunię.Ty, która zawszeinformowałaś nas o najdrobniejszej pierdole, jaką zamierzałaśzrobić, przynajmniej z miesięcznym wyprzedzeniem.Czy tegochciałyśmy czy nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
. - Obyśmy tylko nie zabrnęły w ślepą uliczkę - odezwałasię niespodziewanie przytomnym głosem Ramona.- W jednączy drugą.- A gdzie my teraz jesteśmy? - wpadła jej w słowoMagda.Ramona przez chwilę patrzyła w okno, jakby za nimusiłowała znalezć odpowiedz.- Czekajmy na Julię - zdecydowała.- To jedno chybamożemy bez żadnego zastanawiania się zrobić.Nie wiem, czywszystko inne w tej sytuacji ma jakikolwiek sens.Kamila podłożyła sobie pod plecy poduszkę, oparła się ościanę i zdejmując ze stóp nieskazitelnie czyste pantofle,powiedziała, że zawsze starała się, by wszystko w jej życiudziało się według jakiegoś sensownego planu.Dobrze byłoby,gdyby teraz też spróbowały.- Kamila - przerwała jej Magda.- Daj spokój.Znalazłyśmy się w samym centrum wielkiego chaosu.Bezwzględu na to, jak bardzo się starałaś.Dobrze o tym wiesz.Ręka Kamili z papierosem zamarła na wysokości prawejskroni.Rzeczywiście, starała się.KAMILA 1997Kamila zawsze kazała na siebie czekać.Nie wyszła zdomu, jeśli wszystko na niej nie było dopięte na ostatni guzik.Każda część ubrania musiała idealnie pasować do siebie.Bluzka do spódnicy, żakiet do sukienki.Do tego wszystkiegomusiały pasować buty.No i makijaż.Ubrana, gotowa dowyjścia, nagle na pięcie lub pod kolanem dostrzegała wrajstopach leciutkie zaciągnięcie.Tak leciutkie, że nikt by gonie dostrzegł.Wtedy ubierała się od początku, bo nie znalazładrugich takich w odpowiednim odcieniu.Tak było, odkąd się znały.Pozostałe dziewczyny najpierwto bawiło.Potem były wściekłe.Wściekały się, a ona zestoickim spokojem przeglądała szafy i szuflady z butami.Sama ich przepastna zawartość przyprawiała je o mdłości.Kiedy Kamila zaczynała to wszystko na sobie mierzyć,dostawały szału.Raz chciały ją zabić.Było to wtedy, kiedy spózniła się na pociąg, którym miałyodjechać na swe pierwsze wspólne, wyśnione od miesięcy iobgadane wakacje.Można było do niego wsiąść tylko zmiejscówką.Kamila spózniła się dwadzieścia dwie minuty.Perspektywa sześćsetkilometrowej jazdy następnympociągiem bez możliwości wywalczenia chociażby jednegowolnego miejsca (sezon był w pełni) nie bardzo im sięuśmiechała, więc w ostatniej chwili postanowiły wskoczyć doruszającego już z peronu pociągu, dając tym samym zasłużonąnauczkę Kamili.Wtedy któraś przypomniała sobie, żemiejscówki ma właśnie Kamila.- Zabiję ją - zadeklarowała Julia.- A ja zedrę z niej skórę - dorzuciła Magda.- Zedrę z niejskórę i zrobię sobie z tej skóry buty.Eleganckie.- Może jeszcze starczy na torebkę.- Julia opadła nawypchaną do granic możliwości torbę i rozejrzała się poperonie.- Jak mogła nam to zrobić?- Mogło być tak pięknie - rozmarzyła się Ramona, któranawet w trudnych sytuacjach nie traciła nic a nic nasubtelności.Cały tłum odjechał pociągiem, do którego nie wsiadły, izrobiło się pusto.Wiedziały, że lada moment zacznie ściągaćkolejny.Kiedy zobaczyły ją, jak wchodzi na peron w ślicznychsandałkach na lekkim obcasiku, idealnie dobranych do koloruprzewiewnej letniej spódniczki, z gustowną torbą przerzuconąprzez ramię, zamilkły.Magda, która lubiła dosadne wyrażenia,pierwsza odzyskała mowę. - Powiedz mi, do ciężkiej cholery, ile razy tym razem sięprzebierałaś?- Ani razu! - zawołała triumfalnie Kamila.- Wyobrazciesobie! Tylko.- Tylko co?!- Nie mogłam znalezć torby podróżnej.- Masz, cholera, dziesięć toreb podróżnych.- Magdziewyraznie coś nie pasowało.Kamili również.Z bezgranicznym zdumieniemodpowiedziała:- No ale tylko tę jedną w odcieniu żakiecika.Kiedy do granic możliwości rozszerzyły im się gałkioczne, dodała tonem wyjaśnienia:- W przeciwnym wypadku musiałabym się przebrać.Po czymś takim żadna nie znalazła słów, które mogłybywyrazić cokolwiek.Nawet Magda.Wtedy jeszcze nie chciały jej zabić.W milczeniu wsiadłydo następnego pociągu.Tłok był taki, że w wąziutkimprzejściu nawet nie stały, lecz wisiały między podłogą asufitem z twarzami przyciśniętymi do szyby.Kiedy jakiśstarszy pan z wnuczkiem wychylił się z przedziału i sadzającwnuczka na kolanach, zaprosił Kamilę na wolne miejsce, boco taka elegancka panienka będzie się gniotła z "jakimiś tam",ta z gracją przedarła się przez tłum i, siadając, wyszukanymgestem poprawiła spódnicę.Wtedy chciały ją zabić.Ale im nigdy w życiu nie udałobysię z taką gracją przedrzeć przez coraz bardziej sfrustrowanytłum, a nie chciały wyjść na zwykłe chamki.Magda, którejchudy łokieć Ramony wbijał się w bok, zdołała tylko wydusić:- Mogła przecież zdjąć ten pieprzony żakiecik.Oprócz notorycznych spóznień życie Kamili przebiegałowedług ściśle określonego planu.Przyszła we wrześniu do szkoły i oznajmiła: - W tym roku będę mieć średnią cztery i pół.I miała.Lub:- Zimą przybyło mi cztery kilogramy.Do kwietnia muszęto zrzucić.Zrzuciła.Ani deka mniej, ani więcej.Albo:- W przyszłym miesiącu pozbywam się dziewictwa.- Dlaczego w przyszłym? - wpadła któraś w słowo.- Bo w tym maluję pokój.Nieraz zdawało im się, że te spóznienia też jakimśniepojętym cudem mieszczą się w ramach jej życiowychplanów, bo jak inaczej wytłumaczyć, że tylko innym - nigdyjej - utrudniały egzystencję, wywracając wiele razy wszystkodo góry nogami.Pewnym krokiem stąpała po ziemi, przezżycie.Kamila miała zawsze to, co chciała, czyli swoje.Dziesięć lat po maturze, w 1997 roku, to była pięcioletniacórka i mąż robiący karierę w lokalnych władzach.Wybrałago sobie starannie spośród innych, wpierw testując nawszelkie możliwe, ale tylko sobie znane, sposoby.Sprawdziłsię nawet w roli ojca.Potem wiele razy tłumaczyłakoleżankom, że to wyszło tak tylko, przy okazji.- Nie mów tylko - przerywała jej za każdym razemMagda - że spontanicznie.Bo i tak ci nikt nie uwierzy.Na pierwszym od matury spotkaniu była już w piątymmiesiącu.Wtedy nie przyznała się, więc kiedy w grudniu tegosamego roku wysłała im zawiadomienie o narodzinach piękneji zdrowej córki, a zaraz potem zaproszenie na kameralnąuroczystość weselną, zareagowały podobnie.Ogólnie rzeczujmując, zwymyślały ją listownie lub telefonicznie.Dobrze -pisała Magda - że nie zawiadamiasz nas o istnieniu córki,zapraszając na jej pierwszą komunię.Ty, która zawszeinformowałaś nas o najdrobniejszej pierdole, jaką zamierzałaśzrobić, przynajmniej z miesięcznym wyprzedzeniem.Czy tegochciałyśmy czy nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]