[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Fasonjej kostiumu wyszedł już trochę z mody, ale Katrina i tak niezamierzała się z nikim spotykać.Postanowiła unikać tych bardziejuczęszczanych dróg.Odkąd rozstała się ze Stephenem, nie jezdziła konno.Zdecydowanymkrokiem podeszła do stajni i wybrała górskiego kuca.Nie miała terazwłasnego konia i nie chciała wystawiać cierpli-wości Charlesa na większą próbę, biorąc bez przyzwolenia jednego zjego ulubionych wierzchowców, wytrzymałych, idealnych do jazdy wtym górzystym terenie.Stajenny, szczupły Hindus, któremu poleciłaosiodłać i okiełznać kuca, ociągał się początkowo, nie wiedząc, jakzareaguje na to sahib, zdołała go jednak w końcu przekonać, że niemusi się obawiać żadnych przykrych konsekwencji.Przez kilka pierwszych chwil czuła się w siodle niepewnie, potemjednak odprężyła się i dostosowała do ruchów kuca kroczącego stępaaleją obramowaną piniami i miejscami wznoszącą się stromo kuwyższym partiom gór.Jej serce biło mocno, oddychała głęboko, jakbytu, z dala od domu brata, również powietrze było inne.Nim upłynęło pół godziny, poczuła się tak pewnie na grzbiecie konia,że puściła go kłusem, a na krótkim odcinku drogi nawet galopem.Miała tę drogę tylko dla siebie, nie było na niej żadnych innychjezdzców.Omijała alejki wiodące do domostw i ogrodówherbacianych.Nieco dalej rozpościerała się przed nią niezamieszkanaposiadłość.Jej właściciel opuścił Ooty przed paroma miesiącami i odtamtej pory dom wraz z plantacją herbaty wystawiony był na sprzedaż.Dawny majątek Katriny i Stephena znajdował się nieco bardziej napołudniu i teraz, zarządzany przez nowego właściciela, przynosił dużowyższe profity niż przedtem.Stephen nie odnosił podobnychsukcesów, nie z powodu skromniejszej wiedzy na temat uprawyherbaty, lecz dlatego, że licząc na wyższe dotacje finansowe,gospodarował po prostu bardziej rozrzutnie.Katrina pokręciła głową,chcąc odpędzić od siebie te niemiłe wspomnienia.Za pózno dostrzegła dwóch mężczyzn, którzy stali przed opusz-czonym domostwem, pogrążeni w rozmowie.Jeden z nich nosił szarymundur oficera kawalerii madraskiej, drugi był odziany w eleganckistrój dżentelmena.Owego oficera znała; niedawno wraz z żoną złożyliim wizytę.Do Ooty przeniesiono go kilka tygodni wcześniej.Kiedy podjechała bliżej - nie mogła przecież zawrócić i ni stąd, nizowąd skierować się w inną stronę; byłoby to niepoważne i nie-uprzejme - obaj odwrócili się do niej i wówczas rozpoznała drugiegoz nich.Niemile zaskoczona, przypomniała sobie jego próbę nawiązaniaz nią w klubie rozmowy.Gdyby wiedziała, co ją potem spotka, nieodeszłaby wtedy tak raptownie.Po co odmawiać sobie przyjemnościuczestniczenia w interesującej konwersacji, skoro ludzie mieli tak czyowak plotkować na jej temat?- Pani Alardyce.- Oficer wyglądał na zaskoczonego, ale obdarzył jąuśmiechem.- Jakże mi miło, że znów się spotykamy -dodał uprzejmie.- Cała przyjemność po mojej stronie, kapitanie Allenger-Brown.Drugi z mężczyzn spoglądał na nią bacznie, ale nie natrętnie.Miał intrygujące oczy, o bardzo intensywnym odcieniu szarości, zbytsrebrzystym, jak na jej gust.-Ja również się cieszę z tego spotkania - zapewnił.- Nasza ostatniarozmowa zakończyła się nader.nieoczekiwanie.- Na jego ustachpojawił się z trudem powstrzymywany uśmieszek.Katrina wydęła wargi, aby zatuszować narastające w niej zmieszanie.Już od dawna nie prowadziła tego rodzaju aluzyjnych rozmów izdążyła od nich odwyknąć.- Wydaje mi się, że nie zostaliśmy sobie jeszcze oficjalnie przed-stawieni - zauważyła.Tamten roześmiał się.- Istotnie, duży nietakt.Proszę o wybaczenie.Nazywam się AidanLandor.Katrina skłoniła lekko głowę, zastanawiając się jednocześnie, czyjejnowy znajomy dowiedział się już czegoś o niej i Stephenie.Skoromimowolnie dostał się z jej powodu na języki, musiały go dojść jakieśsłuchy na ich temat.Tutejsi plotkarze bez wątpienia nie omieszkaliwykorzystać takiej okazji.Na pewno wiedzieli o wszystkim takżekapitan Allenger-Brown i jego małżonka, oboje jednak odnosili się doniej życzliwie, Katrina uznała zatem, że nie przywiązują wagi doplotek.- Niestety, będę musiał państwa przeprosić - odezwał się młody oficer- czeka mnie jeszcze ważne spotkanie, a potem posiłek w uroczymtowarzystwie.Aidan roześmiał się.- Pozdrów ode mnie Ashley.- Proszę nas znowu odwiedzić, pani Alardyce, żona się z pewnościąucieszy - zwrócił się do Katriny kapitan Allenger-Brown.KlepnąłAidana po ramieniu.- Do zobaczenia.Zawsze możesz liczyć na mojąpomoc, daj tylko znać.Przed domem stały dwa uwiązane wierzchowce: gniady folblut idługonogi kasztan.Kapitan odplątał cugle gniadosza i wskoczył nasiodło.Z dłonią uniesioną w pożegnalnym geście zawrócił konia iłagodnie opadającą drogą ruszył przed siebie.Póki nie zniknął z polawidzenia, Katrina odprowadzała go wzrokiem, nagle zakłopotanapołożeniem, w jakim się znalazła: sam na sam z obcym mężczyzną.Odruchowo na niego spojrzała.- Nie chciałabym pana dłużej zatrzymywać.Aidan zmarszczył czoło.- Potrafi pani w wyjątkowo uroczy sposób dać mi do zrozumienia, żenie życzy sobie mojego towarzystwa.- Proszę mi wybaczyć, nie chciałam, aby odniósł pan takie wrażenie -szepnęła Katrina.- Pomyślałam tylko, że może zamierzał pan odjechaćrazem z kapitanem, skoro byli tu panowie razem.- Gdybym miał taki zamiar, z pewnością pojechałbym z nim [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Fasonjej kostiumu wyszedł już trochę z mody, ale Katrina i tak niezamierzała się z nikim spotykać.Postanowiła unikać tych bardziejuczęszczanych dróg.Odkąd rozstała się ze Stephenem, nie jezdziła konno.Zdecydowanymkrokiem podeszła do stajni i wybrała górskiego kuca.Nie miała terazwłasnego konia i nie chciała wystawiać cierpli-wości Charlesa na większą próbę, biorąc bez przyzwolenia jednego zjego ulubionych wierzchowców, wytrzymałych, idealnych do jazdy wtym górzystym terenie.Stajenny, szczupły Hindus, któremu poleciłaosiodłać i okiełznać kuca, ociągał się początkowo, nie wiedząc, jakzareaguje na to sahib, zdołała go jednak w końcu przekonać, że niemusi się obawiać żadnych przykrych konsekwencji.Przez kilka pierwszych chwil czuła się w siodle niepewnie, potemjednak odprężyła się i dostosowała do ruchów kuca kroczącego stępaaleją obramowaną piniami i miejscami wznoszącą się stromo kuwyższym partiom gór.Jej serce biło mocno, oddychała głęboko, jakbytu, z dala od domu brata, również powietrze było inne.Nim upłynęło pół godziny, poczuła się tak pewnie na grzbiecie konia,że puściła go kłusem, a na krótkim odcinku drogi nawet galopem.Miała tę drogę tylko dla siebie, nie było na niej żadnych innychjezdzców.Omijała alejki wiodące do domostw i ogrodówherbacianych.Nieco dalej rozpościerała się przed nią niezamieszkanaposiadłość.Jej właściciel opuścił Ooty przed paroma miesiącami i odtamtej pory dom wraz z plantacją herbaty wystawiony był na sprzedaż.Dawny majątek Katriny i Stephena znajdował się nieco bardziej napołudniu i teraz, zarządzany przez nowego właściciela, przynosił dużowyższe profity niż przedtem.Stephen nie odnosił podobnychsukcesów, nie z powodu skromniejszej wiedzy na temat uprawyherbaty, lecz dlatego, że licząc na wyższe dotacje finansowe,gospodarował po prostu bardziej rozrzutnie.Katrina pokręciła głową,chcąc odpędzić od siebie te niemiłe wspomnienia.Za pózno dostrzegła dwóch mężczyzn, którzy stali przed opusz-czonym domostwem, pogrążeni w rozmowie.Jeden z nich nosił szarymundur oficera kawalerii madraskiej, drugi był odziany w eleganckistrój dżentelmena.Owego oficera znała; niedawno wraz z żoną złożyliim wizytę.Do Ooty przeniesiono go kilka tygodni wcześniej.Kiedy podjechała bliżej - nie mogła przecież zawrócić i ni stąd, nizowąd skierować się w inną stronę; byłoby to niepoważne i nie-uprzejme - obaj odwrócili się do niej i wówczas rozpoznała drugiegoz nich.Niemile zaskoczona, przypomniała sobie jego próbę nawiązaniaz nią w klubie rozmowy.Gdyby wiedziała, co ją potem spotka, nieodeszłaby wtedy tak raptownie.Po co odmawiać sobie przyjemnościuczestniczenia w interesującej konwersacji, skoro ludzie mieli tak czyowak plotkować na jej temat?- Pani Alardyce.- Oficer wyglądał na zaskoczonego, ale obdarzył jąuśmiechem.- Jakże mi miło, że znów się spotykamy -dodał uprzejmie.- Cała przyjemność po mojej stronie, kapitanie Allenger-Brown.Drugi z mężczyzn spoglądał na nią bacznie, ale nie natrętnie.Miał intrygujące oczy, o bardzo intensywnym odcieniu szarości, zbytsrebrzystym, jak na jej gust.-Ja również się cieszę z tego spotkania - zapewnił.- Nasza ostatniarozmowa zakończyła się nader.nieoczekiwanie.- Na jego ustachpojawił się z trudem powstrzymywany uśmieszek.Katrina wydęła wargi, aby zatuszować narastające w niej zmieszanie.Już od dawna nie prowadziła tego rodzaju aluzyjnych rozmów izdążyła od nich odwyknąć.- Wydaje mi się, że nie zostaliśmy sobie jeszcze oficjalnie przed-stawieni - zauważyła.Tamten roześmiał się.- Istotnie, duży nietakt.Proszę o wybaczenie.Nazywam się AidanLandor.Katrina skłoniła lekko głowę, zastanawiając się jednocześnie, czyjejnowy znajomy dowiedział się już czegoś o niej i Stephenie.Skoromimowolnie dostał się z jej powodu na języki, musiały go dojść jakieśsłuchy na ich temat.Tutejsi plotkarze bez wątpienia nie omieszkaliwykorzystać takiej okazji.Na pewno wiedzieli o wszystkim takżekapitan Allenger-Brown i jego małżonka, oboje jednak odnosili się doniej życzliwie, Katrina uznała zatem, że nie przywiązują wagi doplotek.- Niestety, będę musiał państwa przeprosić - odezwał się młody oficer- czeka mnie jeszcze ważne spotkanie, a potem posiłek w uroczymtowarzystwie.Aidan roześmiał się.- Pozdrów ode mnie Ashley.- Proszę nas znowu odwiedzić, pani Alardyce, żona się z pewnościąucieszy - zwrócił się do Katriny kapitan Allenger-Brown.KlepnąłAidana po ramieniu.- Do zobaczenia.Zawsze możesz liczyć na mojąpomoc, daj tylko znać.Przed domem stały dwa uwiązane wierzchowce: gniady folblut idługonogi kasztan.Kapitan odplątał cugle gniadosza i wskoczył nasiodło.Z dłonią uniesioną w pożegnalnym geście zawrócił konia iłagodnie opadającą drogą ruszył przed siebie.Póki nie zniknął z polawidzenia, Katrina odprowadzała go wzrokiem, nagle zakłopotanapołożeniem, w jakim się znalazła: sam na sam z obcym mężczyzną.Odruchowo na niego spojrzała.- Nie chciałabym pana dłużej zatrzymywać.Aidan zmarszczył czoło.- Potrafi pani w wyjątkowo uroczy sposób dać mi do zrozumienia, żenie życzy sobie mojego towarzystwa.- Proszę mi wybaczyć, nie chciałam, aby odniósł pan takie wrażenie -szepnęła Katrina.- Pomyślałam tylko, że może zamierzał pan odjechaćrazem z kapitanem, skoro byli tu panowie razem.- Gdybym miał taki zamiar, z pewnością pojechałbym z nim [ Pobierz całość w formacie PDF ]