[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- A jak miało być? Znasz przecież dziadka.Wyrywał się z łóżka.- Czy lekarz dzwonił tutaj, kiedy wróciłeś?- Tak.Powiedział, żebyś jak najszybciej skontaktował się zespecjalistą, który prowadzi dziadka.Powiedział, że dzwonił już dofaceta i powiadomił go o ataku i w ogóle.- Dobrze.Coś jeszcze? Jamie wzruszył ramionami.- Nie.To wszystko.Spencer wstał i ruszył do drzwi.W progu zatrzymał się iodwrócił.- Nudziłeś się?135RS Jamie znowu wzruszył ramionami.- Nie da się ukryć, że nie ma tu co robić.Spencer westchnął.- Posłuchaj - powiedział - a może skoczylibyśmy do kina doHatteras? Potem moglibyśmy coś przekąsić.Porozmawiać trochę olecie.No wiesz, coś zaplanować.Jamie skrzywił się, ale Spencer zauważył w jego oczach błyskzainteresowania.- Masz na myśli rozmowę o podjęciu pracy? Wymówił słowo praca" z obrzydzeniem.Spencer uśmiechnął się w duchu.- Są prace.i prace.Niekoniecznie musisz pracować u mnie nałodzi.Wiem na przykład, że paru chłopaków z okolicy zatrudniło sięna pół etatu w Zarządzie Parku Narodowego.Opiekują się tabunemkuców.Jamie nastawił ucha.- To tutaj są dzikie kuce?- Trochę ich jeszcze zostało.Właściwie to nie są dzikie, botrzyma się je w zagrodach.Ale parę dzikich też może by się znalazło.Jamie wydął usta.- Założę się, że trzeba mieć plecy, żeby dostać taką pracę -mruknął.Ciekawe, skąd ten cynizm u chłopca w tym wieku, pomyślałSpencer.Czy ja też taki byłem?- Rusz się - powiedział.- Pozbieraj te ciuchy i wrzuć je do koszaha brudy.Zajrzymy po drodze do Sama.136RS Leigh wracała do domu zamyślona.Wspominała dzień spędzonyze Spencerem i jej podświadomość wysyłała ostrzegawcze sygnały.Siedz w domu.Trzymaj się od niego z daleka.Niebezpieczeństwo.Wzruszyła ramionami.Skłonności do dramatyzowania miałazawsze Jen, nie ona.Zatrzymała samochód przed domem i siedziałaprzez chwilę, dyskutując sama z sobą.To się skończyło piętnaście lattemu.Licho wie, dlaczego.Czy to zresztą ważne? Daj sobie spokój iprzejdz nad tym wreszcie do porządku dziennego.Tabliczka  Na sprzedaż" wbita w trawnik przed domemprzypomniała jej, po co przyjechała na wyspę.Było,minęło, mała.Nieda się odwrócić przeszłości i nawet jeśli Spencer się zmienił, to, co sięstało piętnaście lat temu, na trwałe odcisnęło się w twojejświadomości.Wysiadła z samochodu i wchodząc na werandę, była jużzdecydowana, że skróci swój pobyt na wyspie.Evan poradzi tu sobiebez niej.Skoro już mowa o Evanie, pomyślała, to dlaczego nie zamknąłgłównych drzwi? Niby na Ocracoke się tego nie robi, ale z nieproszonymi gośćmi nigdy nie wiadomo.Evan podpadł jej jeszcze bardziej, kiedy po wejściu do kuchnistwierdziła, że nie wyłączył ekspresu do kawy.A do tego zostawiłbrudny kubek i łyżeczkę na blacie! Najwyrazniej pomyliła się co doniego.Wcale nie był taki pedantyczny, na jakiego wyglądał.Położyłatorebkę na stole i weszła na górę, żeby wziąć prysznic i się przebrać.137RS Czekała, kiedy Spencer zaproponuje wspólne spędzeniewieczoru, ale teraz była zadowolona, że tego nie zrobił.Pewnie nieznalazłaby w sobie sił, by odrzucić propozycję pod wpływemspojrzenia tych dziecinnie błękitnych oczu.Wyszła z łazienki i ruszyła korytarzem do swojej sypialni natyłach domu.W progu zatrzymała się.Coś tu się zmieniło.Zmarszczyła czoło.Pewnie mi się wydaje.Podeszła do toaletki ispojrzała w lustro.Uśmiechnęła się na wspomnienie pocałunkuSpencera, lecz zaraz spoważniała.Usiadła na łóżku i podparła sięrękami pod brodę.Siostro, pomyślała, masz problem.Może zadzwonić jutro do Evana i poprosić, żeby sam zajął sięsprzedażą domu? Nie.Jutro jest niedziela.I Spencer przychodzi nakolację.Jęknęła.Jeśli szczęście jej dopisze, Jamie też przyjdzie.Takiczternastolatek to niezła przyzwoitka.Leigh zrzuciła z nóg sandały iściągnęła bluzkę.Kiedy odwracała głowę, jej wzrok padł na ściennąszafę.Znieruchomiała.No właśnie.Wchodząc do pokoju, Leigh zatrzymała się w proguz poczuciem, że coś się tu zmieniło.Drzwi ściennej szafy stałyotworem; prawdopodobnie zostawił je tak ktoś z oglądających dom.Zrzuciła z siebie resztę ubrania i włożyła szlafrok wiszący na haczykuwbitym w wewnętrzną stronę drzwi szafy.Wysunęła szufladę komody, w której trzymała czystą bieliznę, iomal nie krzyknęła.Ktoś grzebał w jej rzeczach.Wysunęła jedną podrugiej inne szuflady.Zawartość wszystkich, oprócz ostatniej, ktoś138RS przeglądał.Najwyrazniej próbował potem zatrzeć ślady, ale niebardzo mu to wyszło.Z dołu dobiegł świergot telefonu komórkowego.Leighprzewiązała szlafrok paskiem i zbiegła na dół.- Pani Randall? Evan Brown z tej strony.- Aha! Dobrze, że pan dzwoni.- Tak?- Odnoszę wrażenie, że ktoś buszował w moim domu.- Sporo osób się dzisiaj przez niego przewinęło.Evan żartowniś.- Zciślej mówiąc, w szufladach.- W szufladach?Leigh policzyła do dziesięciu.- Odnoszę wrażenie, że ktoś grzebał w szufladach mojejkomody.W szafie i w rzeczach osobistych!- Wielkie nieba! A po co miałby to robić?- Sama zadaję sobie to pytanie.Jak dotąd nie znalazłam na nieodpowiedzi.Raczyłby mi pan pomóc?- Jest pani pewna? Cały czas byłem z klientami.No, może razich zostawiłem, bo musiałem umyć ręce.- Jestem pewna.Przed dwoma dniami sprzątałam i kiedy terazwysunęłam te szuflady, od razu zauważyłam, że ktoś je przeglądał.Wszystko jest minimalnie poprzesuwane.- Minimalnie? A więc nie mówimy tutaj o żadnym akciewandalizmu, tak?- Nie.Ktoś poprzesuwał tylko nieznacznie stosy ubrań.139RS W słuchawce rozległo się westchnienie ulgi.- A może komoda się z jakiegoś powodu przechyliła i rzeczy wszufladach same się poprzesuwały?- Nie mieliśmy przecież trzęsienia ziemi.A poza tym niezamknął pan drzwi frontowych i.eee.nie wyłączył ekspresu dokawy.Zostawił też pan na blacie w kuchni brudny kubek i łyżeczkę.- Co takiego? Chwileczkę, pani Randall.Wychodząc,zamknąłem drzwi, a kuchnię zostawiłem lśniącą.Słyszy pani?Lśniącą.W głosie Evana pobrzmiewała taka uraza, że Leigh postanowiłaszybko zmienić temat.Co to zresztą ma za znaczenie?- Już dobrze, panie Evan, nie spędzi mi to snu z powiek.- Czy coś zginęło?- Nie sądzę, ale jeszcze nie sprawdzałam.Zadzwonię do pana,gdybym odkryła, że czegoś brakuje.- Lepiej na policję.Przepraszam, pani Randall.Nigdy mi się tojeszcze nie zdarzyło, a niejeden dom już pokazywałem.Naprawdę anina chwilę nie zostawiłem tych ludzi samych.- No może raz, kiedy.- Ale to było tylko kilka sekund.Leigh już żałowała, że poruszyła tę kwestię.- Miał pan dzisiaj jakieś oferty?- Nie, ale było paru obiecujących klientów [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzylatki.xlx.pl