[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W drugim wspomniał już, żeJonah będzie w domu zawsze mile widziany.Ani jednak akcentowanieznaczenia tej oferty, która miała być zrozumiała sama przez się, anikilkakrotne przypominanie o jego nieprzydatności do służby wojskowej,nie zdołały przekonać Jonaha, że naprawdę zostałby w domu serdeczniepowitany.Jego ostatnia odpowiedz najwyrazniej wyprowadziła ojca zrównowagi: przypomniał Jonahowi, że mimo wszystko należy do rodzinyFenmore'ów, a żaden Fenmore nie będzie pracował w Kompanii jakopisarz.Jeśli więc naprawdę nie zamierza wracać do domu, to niechprzynajmniej zda sobie sprawę z obo- wiązków wobec rodziny i postąpi zgodnie ze swoją pozycjąspołeczną. W całym liście ani jednej uwagi o charakterze osobistym", pomyślałJonah, spoglądając na smętną garstkę popiołu.Nawet matka nie zdobyłasię na kilka słów, choć do tej pory zawsze dopisywała coś na zakończenielistu.Jonah zacisnął usta i znów wyjrzał na zewnątrz, wmawiając sobie,że to i tak nie ma dla niego żadnego znaczenia.Nigdy nie potrafił siędogadać z rodzicami.Z ciężkim westchnieniem wziął z biurka kilka napisanych przez siebiedokumentów, aby je zanieść Jackowi Legrantowi.Na korytarzuuświadomił sobie, że utyka dziś bardziej niż zwykle.Niewątpliwiezawiniła tu pogoda: wilgotne rozgrzane powietrze, zwiastujące letnimonsun, nasilało bóle w kikucie.Swędziało też niemiłosiernie miejscepod skórzanym mankietem przytrzymującym protezę.Klnąc cicho podnosem, Jonah zapukał do drzwi Jacka i wszedł, nie czekając naodpowiedz.- Panie Legrant, oto te.- Urwał na widok stojącego obok JackaDamiena i natychmiast wyraz powagi na jego pociągłej twarzy zmieniłsię w radosny uśmiech.- Doktor Catrall! Nie wiedziałem, że pan jużwrócił!- Dopiero przed kilkoma minutami, Jonah - odparł Damien, witając sięserdecznie.Po wyjściu Jonaha wymienił jeszcze kilka zdawkowych uprzejmości zJackiem, po czym udał się do portu, aby zająć się resztą bagażu.Morskabryza tylko nieznacznie łagodziła upał, powietrze zdawało się oblepiaćtwarz niczym wilgotna szmata.Damien zlecił przeniesienie bagażu do gmachu Kompanii, sam niespieszył się z odejściem, chłonąc wzrokiem malownicze i gwarne życieportu.Teraz nabrał pewności, że nigdy już nie opuści Bombaju.Dawniejsądził, że nie ma na świecie innego miejsca, które mogłoby go przywiązaćdo siebie równie silnie jak Madras, ale zdążył się przekonać, że Bombajma swój niepowtarzalny urok.Skierował wzrok na statki, gdzie trwałwłaśnie załadunek.Jak na czerwiec, było wyjątkowo sucho; wyglądało na to, że poradeszczowa nadejdzie w tym roku z opóznieniem.Spoglądając na bezchmurne niebo, Damien myślał z obawą o katastrofalnejsytuacji, z jaką należało się liczyć, gdyby ten suchy okres opóznił sięnadmiernie.W skrajnym wypadku mogłoby nawet dojść do klęski głodu zpowodu nieurodzaju.Odkąd w Bombaju zabrakło lekarza, izba przyjęć dla pacjentówrzadko była otwarta.Wszedłszy tam, Damien niemal z czułościąprzesunął dłonią po drewnianym blacie biurka, do którego swego czasuzdążył się przyzwyczaić.W Londynie zamówił niedawno nowymikroskop, który nadszedł na kilka dni przed jego wyjazdem z Madrasu.Był to nowszy model niż jego poprzedni aparat od Culpepera.John Cuffzaprojektował mikroskop z pionowo zainstalowanym statywem,mechanizmem teleskopowym oraz oświetlaczem, czyli umieszczonympod obserwowaną próbką lusterkiem zbierającym światło.Damien niemiał jeszcze okazji zapoznać się z nowym sprzętem i nie mógł się jużdoczekać tej chwili.Od jakiegoś czasu był pewien, że tym razem obrał w życiu właściwądrogę, tym większą zagadkę stanowiło więc dla niego poczucienieukontentowania, od którego nie potrafił się uwolnić.Może to dlatego,że przez ostatnie półtora roku nie robił nic innego prócz uskarżania się naswą sytuację? Ale w Madrasie czuł się naprawdę tak niedobrze, że nawetdo pracy nie podchodził z sercem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzylatki.xlx.pl