[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Kocham się w nim od lat.-Uśmiechnęła się oczami, które zszarzały nagle zlewając się zkolorem jej włosów, poskręcanych w drobne spiralki.- A śnieg ciągle pada - Kaśka przymknęła oczy. Ustatwoje zgorzkniałyW oczach zastygły krople księżycowej poświaty."- Improwizujesz? - spytałam.Kaśka otworzyła oczy, które nabrały od nowa wodnistejbarwy, dotknęła palcami twarzy i prawie nie rozchylając ustrzekła: - Cisza w środku miasta.Jakie to straszne.Marek zbliżyłsię do nas z dzbankiem.- Dolać? - uśmiechnął się do mnie.Skinęłam głową.Kaśka patrzyła na niego ze smutkiem.- Zwietny napój.Uderza powoli do głowy - upiła paręłyków.- Cicho tu i strasznie - odwróciła się ode mnie iprzywarła plecami do ściany.Marek odszedł w drugi koniec pracowni do dziewczynznudzonych sobą i jedzeniem.Mężczyzni nie interesowali sięnimi, pijąc przekrzykiwali się nawzajem.Drgnęłam.- Ktoś dzwoni - rzuciłam się przed siebie.Kaśkaprzytrzymała mnie za ramię.- Aleś ty nerwowa.Nikt nie dzwoni.- Dzwoni.- Marek otworzy.To przecież jego goście - puściła mojeramię.- Masz rację - upiłam łyk z dużej szklanki.Marek poszedł otworzyć.Kaśka spod przymkniętychpowiek obserwowała, kto wchodzi.-.Alicja? - uniosła powieki, jej oczy zadrgały bladązielenią storczyków.Usłyszawszy to imię ruszyłam do drzwi.Chciałam być napoczątku przy jej wejściu, ale nie zdążyłam.Kiedy dotarłamdo przedpokoju, Marek wieszał kożuszek, Alicja otrzepywałaze śniegu futrzaną czapkę, powiesiła ją właśnie na kołku iodwróciła głowę.Uśmiechnęła się do mnie, wyciągnęłamrękę, przywitałyśmy się.Marek objął nas i wprowadził dopracowni.Zrobiło się nagle cicho, wszystkie oczy zwróciły sięku nam.- Alicja! - Kaśka oderwała się od ściany i odpychającdziewczyny wyściskała ją.- Kopę lat! Pięknie wyglądasz.Podobno byłaś w Paryżu? Kiedy wróciłaś? Co z wystawą?Duży sukces? Byłaś na wernisażu? Tak? Nie zauważyłam cię.Odstawiłam szklankę i zaczęłam sprzątać brudne talerze.Szatkowski przytrzymując się stołu wstał z krzesła.- Pomóc ci?- Nie, dziękuję.Masz, napij się wody - podsunęłam mubutelkę mazowszanki.Alicja usiadła w kręgu żółtego światła, jej gładka ceralśniła złocistym światłem, podłużne niebieskie oczy w ciemnejoprawie błyszczały niepokojąco.Już na wernisażu zwróciłamna nią uwagę, brunetka ostrzyżona a la Liza Minelli,ładniejsza od niej, ma zgrabny nos, pełne zmysłowe ustapowleczone beżową szminką, uśmiecha się z wdziękiem,szeroko, mężczyzni otoczyli ją kołem, Karol, Jurek i Marcin,który przyszedł zaraz po niej.Marek nalewał jej wino, EgriBikawer, jezdził po nie specjalnie aż na %7łoliborz.Usiadłamobok Szatkowskiego.- Wszystko jasne - powiedziałam do siebie.Szatkowskiskinął głową.- Dlaczego kiwasz głową, przecież nie wiesz, o cochodzi? - naskoczyłam na niego.- To nie ma znaczenia.Ja zawsze potakuję.Nalej aniwódki.- Jesteś pijany.- To co z tego? Lubię być pijany.Nalałam mu wody.- Podoba ci się Alicja? - spytałam.- A tobie?- Owszem.- To mnie też.- Nie masz swojego zdania?- A kogo obchodzi moje zdanie?- Chciażby mnie.- Nie udawaj, masz mnie w dupie.Wszyscy mają mnie wdupie, nawet własna żona.A ja piję i będę pił.Odwróciłam się.Marek stał przy mnie i uśmiechał sięniepewnie.- Zrób Alicji coś na gorąco, nie jadła obiadu.- Nic nie mam.- To odgrzej bigos.- Za wcześnie.Dopiero podałam zakąski.- Proszę - zacisnął palce na moim ramieniu, zabrzmiało tojak rozkaz.Spełniłam go natychmiast.Odgrzewając bigoszastanowiłam się, co zrobię, jeżeli Marek wróci do niej.Zajrzałam przez uchylone drzwi do pracowni, żeby sprawdzić,co robią.Marek siedział przy niej na podłodze jak paz.Rozmawiali.Mężczyzni zostawili ich mych i powrócili dostołu.Karol rozlewał wódkę.Kaśka przyszła do kuchni.- Odgrzewasz bigos? Cudownie! Pomóc ci?- Wytrzyj talerze.- To dziwne, że przyszła, prawda?- Nie wiem, nie znam waszych obyczajów.O czymrozmawiają?- O wystawie.Zaraz się pokłócą, zobaczysz.Zawsze siękłócili.Teraz też, zarzuca mu literackość, epigonizm. Przestałeś być sobą - mówi.- Jesteś tylko cieniem wielkichportrecistów".- Idiotka! Zaraz się z nią rozprawię.- Jesteś gospodynią.Nie wypada.- Gwiżdżę na to, co wypada - nabrałam bigosu na łyżkę,podsunęłam go Kaśce.- Dobry?- Wspaniały.- Marek gotował go trzy dni.- Nigdy bym go nie posądzała o zdolności kulinarne -Kaśka oblizała wąskie wargi.- Po co on ją zaprosił? -zastanawiała się jedząc bigos.- Zdradzała go, z kim popadło.Potem wyjechała.Wyglądało na to, że zerwali ze sobą.- Czy to takie ważne? Było, minęło.- Nie obchodzi cię jego przeszłość?- Nie.Kłamałam.I to w pełni świadomie, ponieważ już nawernisażu zaczęła mnie obchodzić, a teraz, z chwilą przyjściaAlicji, obchodziła mnie jeszcze bardziej.- yle robisz.- Możliwe.Zanieś im ten bigos - wetknęłam jej salaterkędo rąk.- Ja się przebiorę.Niewygodnie mi w tym stroju.Przebrałam się w sypialni w długą dżinsową spódnicę i wbiałą bluzkę z haftem, zawiesiłam korale, a na rękę wcisnęłamkilka czerwonych kółek z drewna.Poprawiłam makijaż i w lekkich sandałach na płaskimobcasie wkroczyłam do pokoju.Marek siedział na podłodze nawprost Alicji, palił papierosa i coś jej tłumaczył, wszyscy jedlibigos prócz Kaśki i Szatkowskiego, który powtarzał swójrefren: Lubię być pijany".Kaśka podsuwała mu wodęmineralną.Wycofałam się z powrotem do sypialni.Mój planbył prosty, ale musiałam poczekać, aż się najedzą.Na raziepaliłam papierosa w sypialni, nie chciałam patrzeć na niego ina nią, wolałam nie wiedzieć, o czym rozmawiają.Niewiedzachroni nieraz przed cierpieniem, ale bywa i tak, że jest jegoprzyczyną.Chyba w odpowiednim momencie włączyłam Presleya.Marcin z Jurkiem odstawili talerze, dziewczyny przeglądałyksiążki, jedna czytała wiersze Herberta.Kaśka wyglądałaprzez okno.Szatkowski drzemał w fotelu, ale gdy gopociągnęłam za rękę, oprzytomniał od razu, wstając jeszczesię chwiał, szybko jednak pochwycił rytm i zaczął podrygiwaćwołając: rock and roll", przerzucił mnie do tyłu zwiększająctempo.Dziewczyny zostawiły książki i dołączyły do nas,udało im się nawet wyciągnąć zza stołu Marcina i Jurka.Wszyscy tańczyli nalatując na siebie, odpychali się iprzyciągali wśród spazmatycznych okrzyków: rock and roll",tylko Marek z Alicją nie poruszyli się nawet, ona paliła iwzdrygała się mimo woli, Marek szeptał jej coś do ucha.Starałam się nie patrzeć w ich stronę, ale było to niemożliwe.W pewnej chwili Karol odsunął Szatkowskiego i zarzucił miręce na szyję.- Zatańczymy tango? - zapytał dziwnie zbolałym głosem.Gdy zmieniałam kasetę, stał obok z ręką na moimramieniu.Zaczęliśmy tańczyć tango z przejściami jak w latachdwudziestych, dwa kroki do przodu, jeden w tył,przytulaliśmy się do siebie i zamieraliśmy w bezruchu.Karol uśmiechał się tak jakoś melancholijnie i lepko, żezrobiło mi się nieprzyjemnie.- Jesteś wspaniała - szeptał tuląc się do mnie.-Chętnie bym zrobił dla ciebie jakieś świństwo, zdradziłprzyjaciela lub żonę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.- Kocham się w nim od lat.-Uśmiechnęła się oczami, które zszarzały nagle zlewając się zkolorem jej włosów, poskręcanych w drobne spiralki.- A śnieg ciągle pada - Kaśka przymknęła oczy. Ustatwoje zgorzkniałyW oczach zastygły krople księżycowej poświaty."- Improwizujesz? - spytałam.Kaśka otworzyła oczy, które nabrały od nowa wodnistejbarwy, dotknęła palcami twarzy i prawie nie rozchylając ustrzekła: - Cisza w środku miasta.Jakie to straszne.Marek zbliżyłsię do nas z dzbankiem.- Dolać? - uśmiechnął się do mnie.Skinęłam głową.Kaśka patrzyła na niego ze smutkiem.- Zwietny napój.Uderza powoli do głowy - upiła paręłyków.- Cicho tu i strasznie - odwróciła się ode mnie iprzywarła plecami do ściany.Marek odszedł w drugi koniec pracowni do dziewczynznudzonych sobą i jedzeniem.Mężczyzni nie interesowali sięnimi, pijąc przekrzykiwali się nawzajem.Drgnęłam.- Ktoś dzwoni - rzuciłam się przed siebie.Kaśkaprzytrzymała mnie za ramię.- Aleś ty nerwowa.Nikt nie dzwoni.- Dzwoni.- Marek otworzy.To przecież jego goście - puściła mojeramię.- Masz rację - upiłam łyk z dużej szklanki.Marek poszedł otworzyć.Kaśka spod przymkniętychpowiek obserwowała, kto wchodzi.-.Alicja? - uniosła powieki, jej oczy zadrgały bladązielenią storczyków.Usłyszawszy to imię ruszyłam do drzwi.Chciałam być napoczątku przy jej wejściu, ale nie zdążyłam.Kiedy dotarłamdo przedpokoju, Marek wieszał kożuszek, Alicja otrzepywałaze śniegu futrzaną czapkę, powiesiła ją właśnie na kołku iodwróciła głowę.Uśmiechnęła się do mnie, wyciągnęłamrękę, przywitałyśmy się.Marek objął nas i wprowadził dopracowni.Zrobiło się nagle cicho, wszystkie oczy zwróciły sięku nam.- Alicja! - Kaśka oderwała się od ściany i odpychającdziewczyny wyściskała ją.- Kopę lat! Pięknie wyglądasz.Podobno byłaś w Paryżu? Kiedy wróciłaś? Co z wystawą?Duży sukces? Byłaś na wernisażu? Tak? Nie zauważyłam cię.Odstawiłam szklankę i zaczęłam sprzątać brudne talerze.Szatkowski przytrzymując się stołu wstał z krzesła.- Pomóc ci?- Nie, dziękuję.Masz, napij się wody - podsunęłam mubutelkę mazowszanki.Alicja usiadła w kręgu żółtego światła, jej gładka ceralśniła złocistym światłem, podłużne niebieskie oczy w ciemnejoprawie błyszczały niepokojąco.Już na wernisażu zwróciłamna nią uwagę, brunetka ostrzyżona a la Liza Minelli,ładniejsza od niej, ma zgrabny nos, pełne zmysłowe ustapowleczone beżową szminką, uśmiecha się z wdziękiem,szeroko, mężczyzni otoczyli ją kołem, Karol, Jurek i Marcin,który przyszedł zaraz po niej.Marek nalewał jej wino, EgriBikawer, jezdził po nie specjalnie aż na %7łoliborz.Usiadłamobok Szatkowskiego.- Wszystko jasne - powiedziałam do siebie.Szatkowskiskinął głową.- Dlaczego kiwasz głową, przecież nie wiesz, o cochodzi? - naskoczyłam na niego.- To nie ma znaczenia.Ja zawsze potakuję.Nalej aniwódki.- Jesteś pijany.- To co z tego? Lubię być pijany.Nalałam mu wody.- Podoba ci się Alicja? - spytałam.- A tobie?- Owszem.- To mnie też.- Nie masz swojego zdania?- A kogo obchodzi moje zdanie?- Chciażby mnie.- Nie udawaj, masz mnie w dupie.Wszyscy mają mnie wdupie, nawet własna żona.A ja piję i będę pił.Odwróciłam się.Marek stał przy mnie i uśmiechał sięniepewnie.- Zrób Alicji coś na gorąco, nie jadła obiadu.- Nic nie mam.- To odgrzej bigos.- Za wcześnie.Dopiero podałam zakąski.- Proszę - zacisnął palce na moim ramieniu, zabrzmiało tojak rozkaz.Spełniłam go natychmiast.Odgrzewając bigoszastanowiłam się, co zrobię, jeżeli Marek wróci do niej.Zajrzałam przez uchylone drzwi do pracowni, żeby sprawdzić,co robią.Marek siedział przy niej na podłodze jak paz.Rozmawiali.Mężczyzni zostawili ich mych i powrócili dostołu.Karol rozlewał wódkę.Kaśka przyszła do kuchni.- Odgrzewasz bigos? Cudownie! Pomóc ci?- Wytrzyj talerze.- To dziwne, że przyszła, prawda?- Nie wiem, nie znam waszych obyczajów.O czymrozmawiają?- O wystawie.Zaraz się pokłócą, zobaczysz.Zawsze siękłócili.Teraz też, zarzuca mu literackość, epigonizm. Przestałeś być sobą - mówi.- Jesteś tylko cieniem wielkichportrecistów".- Idiotka! Zaraz się z nią rozprawię.- Jesteś gospodynią.Nie wypada.- Gwiżdżę na to, co wypada - nabrałam bigosu na łyżkę,podsunęłam go Kaśce.- Dobry?- Wspaniały.- Marek gotował go trzy dni.- Nigdy bym go nie posądzała o zdolności kulinarne -Kaśka oblizała wąskie wargi.- Po co on ją zaprosił? -zastanawiała się jedząc bigos.- Zdradzała go, z kim popadło.Potem wyjechała.Wyglądało na to, że zerwali ze sobą.- Czy to takie ważne? Było, minęło.- Nie obchodzi cię jego przeszłość?- Nie.Kłamałam.I to w pełni świadomie, ponieważ już nawernisażu zaczęła mnie obchodzić, a teraz, z chwilą przyjściaAlicji, obchodziła mnie jeszcze bardziej.- yle robisz.- Możliwe.Zanieś im ten bigos - wetknęłam jej salaterkędo rąk.- Ja się przebiorę.Niewygodnie mi w tym stroju.Przebrałam się w sypialni w długą dżinsową spódnicę i wbiałą bluzkę z haftem, zawiesiłam korale, a na rękę wcisnęłamkilka czerwonych kółek z drewna.Poprawiłam makijaż i w lekkich sandałach na płaskimobcasie wkroczyłam do pokoju.Marek siedział na podłodze nawprost Alicji, palił papierosa i coś jej tłumaczył, wszyscy jedlibigos prócz Kaśki i Szatkowskiego, który powtarzał swójrefren: Lubię być pijany".Kaśka podsuwała mu wodęmineralną.Wycofałam się z powrotem do sypialni.Mój planbył prosty, ale musiałam poczekać, aż się najedzą.Na raziepaliłam papierosa w sypialni, nie chciałam patrzeć na niego ina nią, wolałam nie wiedzieć, o czym rozmawiają.Niewiedzachroni nieraz przed cierpieniem, ale bywa i tak, że jest jegoprzyczyną.Chyba w odpowiednim momencie włączyłam Presleya.Marcin z Jurkiem odstawili talerze, dziewczyny przeglądałyksiążki, jedna czytała wiersze Herberta.Kaśka wyglądałaprzez okno.Szatkowski drzemał w fotelu, ale gdy gopociągnęłam za rękę, oprzytomniał od razu, wstając jeszczesię chwiał, szybko jednak pochwycił rytm i zaczął podrygiwaćwołając: rock and roll", przerzucił mnie do tyłu zwiększająctempo.Dziewczyny zostawiły książki i dołączyły do nas,udało im się nawet wyciągnąć zza stołu Marcina i Jurka.Wszyscy tańczyli nalatując na siebie, odpychali się iprzyciągali wśród spazmatycznych okrzyków: rock and roll",tylko Marek z Alicją nie poruszyli się nawet, ona paliła iwzdrygała się mimo woli, Marek szeptał jej coś do ucha.Starałam się nie patrzeć w ich stronę, ale było to niemożliwe.W pewnej chwili Karol odsunął Szatkowskiego i zarzucił miręce na szyję.- Zatańczymy tango? - zapytał dziwnie zbolałym głosem.Gdy zmieniałam kasetę, stał obok z ręką na moimramieniu.Zaczęliśmy tańczyć tango z przejściami jak w latachdwudziestych, dwa kroki do przodu, jeden w tył,przytulaliśmy się do siebie i zamieraliśmy w bezruchu.Karol uśmiechał się tak jakoś melancholijnie i lepko, żezrobiło mi się nieprzyjemnie.- Jesteś wspaniała - szeptał tuląc się do mnie.-Chętnie bym zrobił dla ciebie jakieś świństwo, zdradziłprzyjaciela lub żonę [ Pobierz całość w formacie PDF ]