[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Był drewniany, ale z fragmentami pruskiegomuru.Miał dwie du\e werandy: na parterze i na pierwszym piętrze.W środku były boazerie zciemnego dębu, co sprawiało, \e salon z bibliotecznymi półkami i pokoje wychodzące napółnoc były mroczne.Zwierki i jodły nie przepuszczały słońca.Wewnątrz dom byłprzestronny, a widok z niego na wierchy - wspaniały.W dole płynął potok.Willa wzniesionabyła na stoku.Front wychodził na ni\ej poło\oną drogę, a tył na wzgórza, przez które mo\nabyło dojść do dalekich wiosek poło\onych w kotlinach. W domu gości było niewielu.Prawie tylu co słu\by i pracowników administracji.Pracowałytu miejscowe dziewczęta.Z rana podawały nam śniadanie do łó\ek.Mogłem więc pospać.Nikt nie powtarzał: - Jareńku, wstań! Spóznisz się! - Wyzwolony ze szkolnej orkiprzeciągałem się ze smacznym ziewem: - Zniadanko na tacy i \ycie cacy! Przynajmniejczłowiek wie, \e zdał maturę!Jako szkolny dramaturg, czułem się wywy\szony, przebywając wśród tych dorosłychliteratów.Z nazwiska znałem tylko dwóch: Kraszewskiego i Litwiniuka.Pierwszy nie byłKraszewskim od Starej baśni, tylko jego wnukiem.Tadeusz Kraszewski mieszkał w Poznaniui pisał ksią\ki dla młodzie\y.Stracił na wojnie rękę i pusty rękaw wpuszczał w kieszeń.Paliłfajkę i, pykając z niej, gawędził ze mną rozciągnięty na trawie.Jedyną dłonią zręcznieoperował, trzaskając zapałką w pudełko, które przytrzymywał sobie kikutem.Nosił okulary,które zsuwały mu się z nosa.Skromnie wyjaśniał, \e nie stworzył tylu dzieł, co jego sławnydziad, i pewnie nie stworzy, bo nie jest takim pracusiem.- Do tego trzeba mieć Sitzfleisch,jak mówią w Poznaniu, czyli przysiąść na dupie, a ja tego nie lubię - śmiał się.Przyjechał doSzklarskiej Poręby z małym synkiem.Był flegmatycznym miłym gadułą w dawnym stylu.W nowym stylu był Jerzy Litwiniuk.Nale\ał do najmłodszych poetów zaanga\owanych.Znałem go z przekładów wierszy radzieckich.Co prawda Maj akowskiego tłumaczyligłównie Seweryn Pollak, Adam Wa\yk i Artur Sandauer, ale Litwiniuk te\ przekładał go schodkami".Schodki w wierszu nie bardzo mnie zachwycały, więc Litwiniuk wyjaśniał miich sens.Był ju\ członkiem kandydatem ZLP, co wydało mi się pisarskim szczytem.Lubiłteoretyzować i kiedy pochłonięty swym wywodem coś mówił, to oczy mu się rozszerzały jakZbychowi Maku na koloniach pod Garwolinem i nic nie widział.Monologował.W dyskusjitraktował mnie jak równego, co mi pochlebiało, ale wolałem z nim grać w ping-ponga.Stółbył na dolnej werandzie.Gdy serwowałem, pochylał się i w napięciu317czekał na piłkę.Podobnie jak z Lutkiem Kacperskim - najpierw go ogrywałem.Po klęscepocierał blond je\a i wzdychał: - No, nic.Jesteście lepsi.Nie ma co kryć.Ale ja się odegram -odgra\ał się.I pod koniec pobytu ograł mnie parę razy.- Spoczęliście na laurach! Widzicie?!- Cieszył się jak dziecko.Swą zasadniczością przypominał Woroszylskiego.Te\ mi mówił na wy".Urodził się jak Słowacki, w Krzemieńcu.Nie zaciągał jednak jak inni zza Buga.- Jako reemigrant, przyjechałem do Polski pózniej.Rozumiecie - przyznał mi się kiedyś z łagodnym uśmieszkiem.- Dlaczego wrócił pan tak pózno?! - spytałem.- No, wiecie.Transport pojechał w drugą stronę.Na wschód.I tam,na Wschodzie, kończyłem szkołę.Ale nie narzekam.Bardzo pouczająca lekcja filologii.Bardzo.Dzięki temu poznałem perfekt rosyjski i nawet więzienny \argon urkow i biezprizornych*.Na \adnej rusycystycetego nie ma, więc zysk ewidentny.Wolę w \yciu pozytywy ni\ negatywy.Walczyłem w Armii Krajowej na Wołyniu, to sami wiecie.- Spojrzał namnie znacząco.Domyśliłem się, \e -jak Ser\ Charczun - polował na białe niedzwiedzie.Drugim moim partnerem w ping-pongu był młody tłumacz i dziennikarz WaldemarKiwilszo.Przyjechał do Szklarskiej Poręby z \oną na miesiąc poślubny.Najbardziej jednakegzotycznym gościem był Salomon Aastik.Mimo \e w wieku ojca, był ju\ siwy.Jego młoda\ona, której sięgał do szyi, była postawną blondyną o platynowych włosach.Miała uderzającobiałą karnację.Pan Salomon zaraz wyjaśnił, \e jego \ona jest rodowitą Finką i stąd jegodzieci mają takie jasne główki.Był tu z dwuletnią dziewczynką Anetką i nieco starszymchłopcem.Jako ojciec był mocno spózniony.Lubił wydawać salomonowe wyroki i wierzył wich mądrość.Zamiast eł" mówił el".W sądach był kategoryczny jak pan Radomski [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Był drewniany, ale z fragmentami pruskiegomuru.Miał dwie du\e werandy: na parterze i na pierwszym piętrze.W środku były boazerie zciemnego dębu, co sprawiało, \e salon z bibliotecznymi półkami i pokoje wychodzące napółnoc były mroczne.Zwierki i jodły nie przepuszczały słońca.Wewnątrz dom byłprzestronny, a widok z niego na wierchy - wspaniały.W dole płynął potok.Willa wzniesionabyła na stoku.Front wychodził na ni\ej poło\oną drogę, a tył na wzgórza, przez które mo\nabyło dojść do dalekich wiosek poło\onych w kotlinach. W domu gości było niewielu.Prawie tylu co słu\by i pracowników administracji.Pracowałytu miejscowe dziewczęta.Z rana podawały nam śniadanie do łó\ek.Mogłem więc pospać.Nikt nie powtarzał: - Jareńku, wstań! Spóznisz się! - Wyzwolony ze szkolnej orkiprzeciągałem się ze smacznym ziewem: - Zniadanko na tacy i \ycie cacy! Przynajmniejczłowiek wie, \e zdał maturę!Jako szkolny dramaturg, czułem się wywy\szony, przebywając wśród tych dorosłychliteratów.Z nazwiska znałem tylko dwóch: Kraszewskiego i Litwiniuka.Pierwszy nie byłKraszewskim od Starej baśni, tylko jego wnukiem.Tadeusz Kraszewski mieszkał w Poznaniui pisał ksią\ki dla młodzie\y.Stracił na wojnie rękę i pusty rękaw wpuszczał w kieszeń.Paliłfajkę i, pykając z niej, gawędził ze mną rozciągnięty na trawie.Jedyną dłonią zręcznieoperował, trzaskając zapałką w pudełko, które przytrzymywał sobie kikutem.Nosił okulary,które zsuwały mu się z nosa.Skromnie wyjaśniał, \e nie stworzył tylu dzieł, co jego sławnydziad, i pewnie nie stworzy, bo nie jest takim pracusiem.- Do tego trzeba mieć Sitzfleisch,jak mówią w Poznaniu, czyli przysiąść na dupie, a ja tego nie lubię - śmiał się.Przyjechał doSzklarskiej Poręby z małym synkiem.Był flegmatycznym miłym gadułą w dawnym stylu.W nowym stylu był Jerzy Litwiniuk.Nale\ał do najmłodszych poetów zaanga\owanych.Znałem go z przekładów wierszy radzieckich.Co prawda Maj akowskiego tłumaczyligłównie Seweryn Pollak, Adam Wa\yk i Artur Sandauer, ale Litwiniuk te\ przekładał go schodkami".Schodki w wierszu nie bardzo mnie zachwycały, więc Litwiniuk wyjaśniał miich sens.Był ju\ członkiem kandydatem ZLP, co wydało mi się pisarskim szczytem.Lubiłteoretyzować i kiedy pochłonięty swym wywodem coś mówił, to oczy mu się rozszerzały jakZbychowi Maku na koloniach pod Garwolinem i nic nie widział.Monologował.W dyskusjitraktował mnie jak równego, co mi pochlebiało, ale wolałem z nim grać w ping-ponga.Stółbył na dolnej werandzie.Gdy serwowałem, pochylał się i w napięciu317czekał na piłkę.Podobnie jak z Lutkiem Kacperskim - najpierw go ogrywałem.Po klęscepocierał blond je\a i wzdychał: - No, nic.Jesteście lepsi.Nie ma co kryć.Ale ja się odegram -odgra\ał się.I pod koniec pobytu ograł mnie parę razy.- Spoczęliście na laurach! Widzicie?!- Cieszył się jak dziecko.Swą zasadniczością przypominał Woroszylskiego.Te\ mi mówił na wy".Urodził się jak Słowacki, w Krzemieńcu.Nie zaciągał jednak jak inni zza Buga.- Jako reemigrant, przyjechałem do Polski pózniej.Rozumiecie - przyznał mi się kiedyś z łagodnym uśmieszkiem.- Dlaczego wrócił pan tak pózno?! - spytałem.- No, wiecie.Transport pojechał w drugą stronę.Na wschód.I tam,na Wschodzie, kończyłem szkołę.Ale nie narzekam.Bardzo pouczająca lekcja filologii.Bardzo.Dzięki temu poznałem perfekt rosyjski i nawet więzienny \argon urkow i biezprizornych*.Na \adnej rusycystycetego nie ma, więc zysk ewidentny.Wolę w \yciu pozytywy ni\ negatywy.Walczyłem w Armii Krajowej na Wołyniu, to sami wiecie.- Spojrzał namnie znacząco.Domyśliłem się, \e -jak Ser\ Charczun - polował na białe niedzwiedzie.Drugim moim partnerem w ping-pongu był młody tłumacz i dziennikarz WaldemarKiwilszo.Przyjechał do Szklarskiej Poręby z \oną na miesiąc poślubny.Najbardziej jednakegzotycznym gościem był Salomon Aastik.Mimo \e w wieku ojca, był ju\ siwy.Jego młoda\ona, której sięgał do szyi, była postawną blondyną o platynowych włosach.Miała uderzającobiałą karnację.Pan Salomon zaraz wyjaśnił, \e jego \ona jest rodowitą Finką i stąd jegodzieci mają takie jasne główki.Był tu z dwuletnią dziewczynką Anetką i nieco starszymchłopcem.Jako ojciec był mocno spózniony.Lubił wydawać salomonowe wyroki i wierzył wich mądrość.Zamiast eł" mówił el".W sądach był kategoryczny jak pan Radomski [ Pobierz całość w formacie PDF ]