[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niższe partie zboczy obrastały kępy wiotkich drzewek,upstrzonych martwymi grzybami.Między nimi widniały surowe frontonydomów i zakładów opiekuńczych.Zauważył, że znacznie więcej budynkówmiało drzwi i okna pozabijane deskami, niż kiedy był tu ostatnim razem.Tablice Na sprzedaż" odpadły, pokryły się błotem i śladami opon.Myślał,że Martyr's Pitfall będzie gęściej zaludnione, bo młodsi odeszli z St.Hauda's Land razem z upadkiem wielorybnictwa, a ci, którzy zostali, pod-dali się smutkowi i bezczynności.Uśmiechnął się na tę myśl, bo wyobraziłsobie archipelag zamieszkany wyłącznie przez bydło ze skrzydłami ciem.LRTDrzwi otworzyła pomoc domowa Evaline, Christiana.Oczywiście gonie znała.Zapomniał, że trzeba przebić się przez nią, żeby porozmawiać zEvaline.Stał chwilę, nie zwracając uwagi na jej uprzejme, troskliwe pyta-nia: Czym mogę panu służyć?" Zgubił pan drogę?".Potem wpadł dodomu, wyminął kobietę, przemknął korytarzem, otworzył na oścież drzwido salonu i zaczął podskakiwać w miejscu, jakby opędzał się od komarów.Evaline wstała i uciszyła protestującą Christianę, przykładając palec do ust. Uch. Oblizał wargi, poczuł smak dżinu. Uch. Henry.Fuwa wymamrotała.Tak był zajęty zbieraniem odwagi, żeby tu przyjechać, że nie pomyślał,co powiedzieć, kiedy już przestąpi próg.LRTPokój jakby się powiększył.Henry'ego dzieliło zaledwie kilka krokówod Evaline, ale miał wrażenie, że między nimi wyrosła szklana przeszkoda.Nie mógł dotknąć swojej dawnej ukochanej, tacy z herbatą ani dywanu.Uświadomił sobie, że zaczęła płakać.Jej zwyczajny wyraz twarzy byłtaki płaczliwy, że wystarczyło lekkie poruszenie mięśni, żeby otworzyłysię śluzy.Miała też taką samą postawę: złożone ręce i przygarbione ramio-na.Zmieniły się tylko policzki.Lśniły jak kamienie na bagnie, kiedy rodzisię nowy strumyk.Tyle się wydarzyło od ich ostatniego spotkania, ale tylko ciężar czasumiał tu znaczenie.%7łycie było rutyną, odkąd po raz pierwszy na nią spoj-rzał.Owszem, wygodną, ale żaden dzień szczególnie się nie wyróżniał.Skumulowana istotność tych wszystkich lat była niczym w porównaniu ztym jednym dniem spędzonym razem, z ważkami na brzegu rzeki.A jed-nak te sprasowane lata jakoś doprowadziły do powstania niewidzialnej ba-riery dzielącej salon Evaline na pół.Jedna część dla niej, druga dla niego.To była najbardziej namacalna rzecz w tym domu.Wyciągnął ramię i wy-czuł to w powietrzu.Zbliżył palce do twarzy Evaline, ale dalej nie sięgnął.Uniosła rękę, ich dłonie zawisły poziomo w powietrzu, naprzeciwko siebie.Czoła oddzielała szyba powietrza gruba na kciuk, ale czuł przez nią tylkoperfumy, nie oddech Evaline.Stali tak, aż Henry'ego rozbolał łokieć.Opuścił rękę, Evaline skopiowa-ła jego ruch, jak odbicie w lustrze.Wróciła na krzesło, utkwiła wzrok w za-śnieżonym ogródku i wzięła zimną herbatę.Przytknęła filiżankę do ust iupiła łyk.Wyszedł po cichu, zamykając za sobą wszystkie drzwi do po-koju, na korytarz, do domu z nieskończoną dbałością, której nabrałprzez lata opieki nad bydłem ze skrzydłami ciem.Cień Lomdendol Tor okrywał wszystko.Na ulicy nie było ruchu, tylkokot ostrożnie skradał się przez jezdnię w stronę ośnieżonego żywopłotu.Uważał, żeby nie nadepnąć na liście.Samochód zagrzmiał w ciszy, kiedy Henry wyjeżdżał z Martyr' Pitfall.Wróci do swojego bydła i mlaszczących bagien, ale tutaj już nigdy.LRT35ZNIEG TOPNIEJCY NA DOMACH ETTINSFORD obnażał dachówki, pla-zmatycznie lśniące połacie tam, gdzie tygodniami zalegała futrzana biel.Sopel, który zwisał z nosa przykościelnej figury świętego Haudy, skapywałna szaty z brązu.Cieśnina Ettinsford przybrała, bo potoczki z parku, bulgo-cząc, zasilały większy nurt.Samochody jechały powoli po mokrych jezd-niach, światła reflektorów zamieniały kocie łby w żarówki.Na podwórkuMidasa, pod rynną skakał kos, aż nagle spadła na niego śnieżna bomba.Pi-snął i z oburzeniem wygładził pióra.Kropelki skapywały z rynien i stukałyo wieko pojemnika na śmieci, a stamtąd ściekały niepewnymi strumycz-kami po blasze.Kawały mokrego śniegu zlatywały z gałęzi zwieszającychsię nad płotem i wstrząsały krzakami.Midas nucił pod nosem, mleko na czekoladę wrzało w rondlu na płyciekuchennej.Czuł, że całe ciało ma czystsze, jakby wyciśnięto z niego tok-synę.Nie seks to sprawił.To było coś poza jego ciałem, poza ciałem Idy,Jakieś uderzenie.Tego ranka wstanie z łóżka zajęło mu pięć minut.Starał się nie obudzićIdy.Jego łóżko spełniało tylko praktyczną funkcję, teraz to się zmieniło,kiedy głowa i nagie ramiona Idy leżały na poduszce.Zwinęła rękę podbrodą, a jej jasne włosy zbiły się wokół szyi.Wyglądały znacznie bardziejdekoracyjnie niż zeszklone części jej ciała ukryte pod prześcieradłami.Wyjął baterię z zegara, żeby tykanie nie przerwało jej snu.Modlił się,by śnieg topniał po cichu.Zatrąbił samochód, Ida poruszyła powiekami [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Niższe partie zboczy obrastały kępy wiotkich drzewek,upstrzonych martwymi grzybami.Między nimi widniały surowe frontonydomów i zakładów opiekuńczych.Zauważył, że znacznie więcej budynkówmiało drzwi i okna pozabijane deskami, niż kiedy był tu ostatnim razem.Tablice Na sprzedaż" odpadły, pokryły się błotem i śladami opon.Myślał,że Martyr's Pitfall będzie gęściej zaludnione, bo młodsi odeszli z St.Hauda's Land razem z upadkiem wielorybnictwa, a ci, którzy zostali, pod-dali się smutkowi i bezczynności.Uśmiechnął się na tę myśl, bo wyobraziłsobie archipelag zamieszkany wyłącznie przez bydło ze skrzydłami ciem.LRTDrzwi otworzyła pomoc domowa Evaline, Christiana.Oczywiście gonie znała.Zapomniał, że trzeba przebić się przez nią, żeby porozmawiać zEvaline.Stał chwilę, nie zwracając uwagi na jej uprzejme, troskliwe pyta-nia: Czym mogę panu służyć?" Zgubił pan drogę?".Potem wpadł dodomu, wyminął kobietę, przemknął korytarzem, otworzył na oścież drzwido salonu i zaczął podskakiwać w miejscu, jakby opędzał się od komarów.Evaline wstała i uciszyła protestującą Christianę, przykładając palec do ust. Uch. Oblizał wargi, poczuł smak dżinu. Uch. Henry.Fuwa wymamrotała.Tak był zajęty zbieraniem odwagi, żeby tu przyjechać, że nie pomyślał,co powiedzieć, kiedy już przestąpi próg.LRTPokój jakby się powiększył.Henry'ego dzieliło zaledwie kilka krokówod Evaline, ale miał wrażenie, że między nimi wyrosła szklana przeszkoda.Nie mógł dotknąć swojej dawnej ukochanej, tacy z herbatą ani dywanu.Uświadomił sobie, że zaczęła płakać.Jej zwyczajny wyraz twarzy byłtaki płaczliwy, że wystarczyło lekkie poruszenie mięśni, żeby otworzyłysię śluzy.Miała też taką samą postawę: złożone ręce i przygarbione ramio-na.Zmieniły się tylko policzki.Lśniły jak kamienie na bagnie, kiedy rodzisię nowy strumyk.Tyle się wydarzyło od ich ostatniego spotkania, ale tylko ciężar czasumiał tu znaczenie.%7łycie było rutyną, odkąd po raz pierwszy na nią spoj-rzał.Owszem, wygodną, ale żaden dzień szczególnie się nie wyróżniał.Skumulowana istotność tych wszystkich lat była niczym w porównaniu ztym jednym dniem spędzonym razem, z ważkami na brzegu rzeki.A jed-nak te sprasowane lata jakoś doprowadziły do powstania niewidzialnej ba-riery dzielącej salon Evaline na pół.Jedna część dla niej, druga dla niego.To była najbardziej namacalna rzecz w tym domu.Wyciągnął ramię i wy-czuł to w powietrzu.Zbliżył palce do twarzy Evaline, ale dalej nie sięgnął.Uniosła rękę, ich dłonie zawisły poziomo w powietrzu, naprzeciwko siebie.Czoła oddzielała szyba powietrza gruba na kciuk, ale czuł przez nią tylkoperfumy, nie oddech Evaline.Stali tak, aż Henry'ego rozbolał łokieć.Opuścił rękę, Evaline skopiowa-ła jego ruch, jak odbicie w lustrze.Wróciła na krzesło, utkwiła wzrok w za-śnieżonym ogródku i wzięła zimną herbatę.Przytknęła filiżankę do ust iupiła łyk.Wyszedł po cichu, zamykając za sobą wszystkie drzwi do po-koju, na korytarz, do domu z nieskończoną dbałością, której nabrałprzez lata opieki nad bydłem ze skrzydłami ciem.Cień Lomdendol Tor okrywał wszystko.Na ulicy nie było ruchu, tylkokot ostrożnie skradał się przez jezdnię w stronę ośnieżonego żywopłotu.Uważał, żeby nie nadepnąć na liście.Samochód zagrzmiał w ciszy, kiedy Henry wyjeżdżał z Martyr' Pitfall.Wróci do swojego bydła i mlaszczących bagien, ale tutaj już nigdy.LRT35ZNIEG TOPNIEJCY NA DOMACH ETTINSFORD obnażał dachówki, pla-zmatycznie lśniące połacie tam, gdzie tygodniami zalegała futrzana biel.Sopel, który zwisał z nosa przykościelnej figury świętego Haudy, skapywałna szaty z brązu.Cieśnina Ettinsford przybrała, bo potoczki z parku, bulgo-cząc, zasilały większy nurt.Samochody jechały powoli po mokrych jezd-niach, światła reflektorów zamieniały kocie łby w żarówki.Na podwórkuMidasa, pod rynną skakał kos, aż nagle spadła na niego śnieżna bomba.Pi-snął i z oburzeniem wygładził pióra.Kropelki skapywały z rynien i stukałyo wieko pojemnika na śmieci, a stamtąd ściekały niepewnymi strumycz-kami po blasze.Kawały mokrego śniegu zlatywały z gałęzi zwieszającychsię nad płotem i wstrząsały krzakami.Midas nucił pod nosem, mleko na czekoladę wrzało w rondlu na płyciekuchennej.Czuł, że całe ciało ma czystsze, jakby wyciśnięto z niego tok-synę.Nie seks to sprawił.To było coś poza jego ciałem, poza ciałem Idy,Jakieś uderzenie.Tego ranka wstanie z łóżka zajęło mu pięć minut.Starał się nie obudzićIdy.Jego łóżko spełniało tylko praktyczną funkcję, teraz to się zmieniło,kiedy głowa i nagie ramiona Idy leżały na poduszce.Zwinęła rękę podbrodą, a jej jasne włosy zbiły się wokół szyi.Wyglądały znacznie bardziejdekoracyjnie niż zeszklone części jej ciała ukryte pod prześcieradłami.Wyjął baterię z zegara, żeby tykanie nie przerwało jej snu.Modlił się,by śnieg topniał po cichu.Zatrąbił samochód, Ida poruszyła powiekami [ Pobierz całość w formacie PDF ]