[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ada znalazłasię na kolanach George'a, a Bermondsey Bob stracił pilnik do paznokci.- Co tam się dzieje, do kurki wodnej? - zażądał odpowiedzi, wróciwszy do ciężkiegoakcentu.Z góry dobiegł głos jego partnera.- Jakiś totalny szaleniec w swoim aucie parowym ciągle w nas uderza.- Trzepnij batem konie, Lenny - zawołał Bermondsey Bob.- Przegonimy tenbrzęczący parowy samochód.Limehouse Lenny zaciął batem konie i George opadł na siedzenia.Bermondsey Bob uniósł firankę z okna w rogu i wyjrzał na zewnątrz.- Nie ma nic lepszego niż dobry wyścig między końskim zaprzęgiem a bezkonnymautem, żeby udowodnić wyższość koni - rzekł.- Ten człowiek jest pełen sprzeczności - zauważyła Ada.- Przypuszczam, że miałbardzo nieszczęśliwe dzieciństwo.- I.Och! - krzyknęła Ada, podrzucona w powietrze.Jako że ciągle przyspieszali, coraz więcej było podskoków i uderzeń.- Zepchnij to z drogi! - krzyknął Bob do Lenny'ego.- Próbuję! - odwrzasnął Lenny, próbując.Wyścig rozgorzał na dobre, jakby sam diabeł miał zabrać przegranych.Przez lekkouniesione zasłonki George ujrzał przebłyski samochodu na parę.To był raczej smukły pojazdz wypolerowanego metalu i szklaną kopułą na górze.Nigdy wcześniej nie widział niczegopodobnego, i podziwiał nowoczesny projekt auta oraz jego zdolność dotrzymania krokugalopującym koniom.Lenny strzelał z bata, pokrzykiwał i wrzeszczał.Bob sięgnął do kieszeni marynarki i wyciągnął mały rewolwer.George zamierzał zauważyć, że strzelanie do samochodu parowego nie byłoby zbytniosportowe, lecz zrezygnował i skupił się na przyciskaniu do siebie Ady, kiedy powózpodskakiwał na kocich łbach.Jakimś cudem dotarli do mostu Tower, który wyglądał w dużej mierze na wyludniony.Jak widać, cały Londyn zebrał się wokół katedry św.Pawła, pragnąc ujrzeć cud wszechczasów.Powóz wjechał na most, z parowym autem u boku.Auto skręciło i uderzyło w bokpowozu, który uderzył w barierkę mostu.W powietrze wzleciały chmury iskier, kiedy kołaotarły się o metal.Lenny szarpnął lejcami koni i powóz zepchnął auto na bok.Bermondsey Bob otworzył okno i wychylił się na zewnątrz z pistoletem w dłoni.Wystrzelił, ale kula ominęła parowy samochód, następna trafiła, odbijając się rykoszetem.George i Ada wymienili jedno spojrzenie.Po czym każde z nich chwyciło nogę Boba iwyrzuciło go przez okno.Rezultat tego działania byłby zadowalający, gdyby Bob po prostu spadł na drogę.Niestety, tak się nie stało.Udało mu się chwycić jedną ręką drzwi powozu, a stopami zaczął kopać w parowysamochód, który nadal z łatwością pędził tuż obok.Wyrzucenie Boba wyrwało ciąg przekleństw z gardła Lenny'ego, który teraz próbowałwyciągnąć swój pistolet.Jednakże jego wysiłki były utrudnione przez totalny chaoswydarzeń.Powóz podskakiwał i chwiał się, kiedy samochód na parę uderzał go raz po raz,przyciskając go do mostu, co wywoływało kolejne chmury iskier.A Bob w jakiś sposóbzostał chwycony między przód auta i.Wydawało się, że była taka chwila, kiedy wszystko pogrążyło się w ciszy.Akcjaspowolniła z zamazanego szaleństwa do najwolniejszego z ruchów.Boczne koło powozuwpadło w coś, co wyrwało je z osi.Powóz uniósł się i znów opadł, niszcząc koński dyszel iuwalniając konie, które ruszyły do przodu w pięknym, baletowo powolnym skoku.Bermondsey Bob stracił chwyt na drzwiach powozu, i w istocie stracił życie, kiedy wbardzo elegancki sposób wsunął się pod koła auta.Wydostające się z parochodu pulsacyjniekłęby pary wydawały się w tym transcendentalnie nieskończonym momencie wyrazemboskiego gniewu.A potem prędkość powróciła razem z odgłosem uderzenia, kiedy powóz sięprzewrócił.George i Ada wywinęli koziołka, potem odwróconego koziołka, i potem jeszczejednego.Limehouse Lenny został wyrzucony z siedzenia jak z katapulty, przeleciał przezbalustradę mostu, prosto do przelewającej się w dole Tamizy.Strasznie po drodze wrzeszczał,ale umilkł razem z pluskiem.Powóz zatrzymał się z chrzęstem.Przed nim zatrzymał się parochód.Szklana kopuła na szczycie auta uniosła się i odsunęła na bok.Ze środka wyszłodwóch mężczyzn.Stanowczych mężczyzn o grobowych minach, ubranych na czarno zokularami pinze-nez z przyciemnionymi szkłami.Podeszli do leżącego na boku powozu, znadal kręcącym się jednym przednim zwichrowanym kołem, wspięli się po boku powozu izajrzeli do środka przez otwarte drzwi.- Wszyscy są w porządku? - spytał Dżentelmen w Czerni.Kłąb zmiętolonego nieszczęścia, jakim stali się Ada i George, poruszył się boleśnie.George wystękał:- Niech nam ktoś pomoże.- I ktoś pomógł.Zostali wyciągnięci z powozu z wielką ostrożnością i postawieni na drodze.- Czy mogę spytać - powiedział George, do głębi wstrząśnięty tym, że Dżentelmen wCzerni otrzepywał go z kurzu - dlaczego właściwie to zrobiliście? - I uniósł pięści, gotowy dowalki.- Aby uratować wasze życia - powiedział drugi Dżentelmen w Czerni [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Ada znalazłasię na kolanach George'a, a Bermondsey Bob stracił pilnik do paznokci.- Co tam się dzieje, do kurki wodnej? - zażądał odpowiedzi, wróciwszy do ciężkiegoakcentu.Z góry dobiegł głos jego partnera.- Jakiś totalny szaleniec w swoim aucie parowym ciągle w nas uderza.- Trzepnij batem konie, Lenny - zawołał Bermondsey Bob.- Przegonimy tenbrzęczący parowy samochód.Limehouse Lenny zaciął batem konie i George opadł na siedzenia.Bermondsey Bob uniósł firankę z okna w rogu i wyjrzał na zewnątrz.- Nie ma nic lepszego niż dobry wyścig między końskim zaprzęgiem a bezkonnymautem, żeby udowodnić wyższość koni - rzekł.- Ten człowiek jest pełen sprzeczności - zauważyła Ada.- Przypuszczam, że miałbardzo nieszczęśliwe dzieciństwo.- I.Och! - krzyknęła Ada, podrzucona w powietrze.Jako że ciągle przyspieszali, coraz więcej było podskoków i uderzeń.- Zepchnij to z drogi! - krzyknął Bob do Lenny'ego.- Próbuję! - odwrzasnął Lenny, próbując.Wyścig rozgorzał na dobre, jakby sam diabeł miał zabrać przegranych.Przez lekkouniesione zasłonki George ujrzał przebłyski samochodu na parę.To był raczej smukły pojazdz wypolerowanego metalu i szklaną kopułą na górze.Nigdy wcześniej nie widział niczegopodobnego, i podziwiał nowoczesny projekt auta oraz jego zdolność dotrzymania krokugalopującym koniom.Lenny strzelał z bata, pokrzykiwał i wrzeszczał.Bob sięgnął do kieszeni marynarki i wyciągnął mały rewolwer.George zamierzał zauważyć, że strzelanie do samochodu parowego nie byłoby zbytniosportowe, lecz zrezygnował i skupił się na przyciskaniu do siebie Ady, kiedy powózpodskakiwał na kocich łbach.Jakimś cudem dotarli do mostu Tower, który wyglądał w dużej mierze na wyludniony.Jak widać, cały Londyn zebrał się wokół katedry św.Pawła, pragnąc ujrzeć cud wszechczasów.Powóz wjechał na most, z parowym autem u boku.Auto skręciło i uderzyło w bokpowozu, który uderzył w barierkę mostu.W powietrze wzleciały chmury iskier, kiedy kołaotarły się o metal.Lenny szarpnął lejcami koni i powóz zepchnął auto na bok.Bermondsey Bob otworzył okno i wychylił się na zewnątrz z pistoletem w dłoni.Wystrzelił, ale kula ominęła parowy samochód, następna trafiła, odbijając się rykoszetem.George i Ada wymienili jedno spojrzenie.Po czym każde z nich chwyciło nogę Boba iwyrzuciło go przez okno.Rezultat tego działania byłby zadowalający, gdyby Bob po prostu spadł na drogę.Niestety, tak się nie stało.Udało mu się chwycić jedną ręką drzwi powozu, a stopami zaczął kopać w parowysamochód, który nadal z łatwością pędził tuż obok.Wyrzucenie Boba wyrwało ciąg przekleństw z gardła Lenny'ego, który teraz próbowałwyciągnąć swój pistolet.Jednakże jego wysiłki były utrudnione przez totalny chaoswydarzeń.Powóz podskakiwał i chwiał się, kiedy samochód na parę uderzał go raz po raz,przyciskając go do mostu, co wywoływało kolejne chmury iskier.A Bob w jakiś sposóbzostał chwycony między przód auta i.Wydawało się, że była taka chwila, kiedy wszystko pogrążyło się w ciszy.Akcjaspowolniła z zamazanego szaleństwa do najwolniejszego z ruchów.Boczne koło powozuwpadło w coś, co wyrwało je z osi.Powóz uniósł się i znów opadł, niszcząc koński dyszel iuwalniając konie, które ruszyły do przodu w pięknym, baletowo powolnym skoku.Bermondsey Bob stracił chwyt na drzwiach powozu, i w istocie stracił życie, kiedy wbardzo elegancki sposób wsunął się pod koła auta.Wydostające się z parochodu pulsacyjniekłęby pary wydawały się w tym transcendentalnie nieskończonym momencie wyrazemboskiego gniewu.A potem prędkość powróciła razem z odgłosem uderzenia, kiedy powóz sięprzewrócił.George i Ada wywinęli koziołka, potem odwróconego koziołka, i potem jeszczejednego.Limehouse Lenny został wyrzucony z siedzenia jak z katapulty, przeleciał przezbalustradę mostu, prosto do przelewającej się w dole Tamizy.Strasznie po drodze wrzeszczał,ale umilkł razem z pluskiem.Powóz zatrzymał się z chrzęstem.Przed nim zatrzymał się parochód.Szklana kopuła na szczycie auta uniosła się i odsunęła na bok.Ze środka wyszłodwóch mężczyzn.Stanowczych mężczyzn o grobowych minach, ubranych na czarno zokularami pinze-nez z przyciemnionymi szkłami.Podeszli do leżącego na boku powozu, znadal kręcącym się jednym przednim zwichrowanym kołem, wspięli się po boku powozu izajrzeli do środka przez otwarte drzwi.- Wszyscy są w porządku? - spytał Dżentelmen w Czerni.Kłąb zmiętolonego nieszczęścia, jakim stali się Ada i George, poruszył się boleśnie.George wystękał:- Niech nam ktoś pomoże.- I ktoś pomógł.Zostali wyciągnięci z powozu z wielką ostrożnością i postawieni na drodze.- Czy mogę spytać - powiedział George, do głębi wstrząśnięty tym, że Dżentelmen wCzerni otrzepywał go z kurzu - dlaczego właściwie to zrobiliście? - I uniósł pięści, gotowy dowalki.- Aby uratować wasze życia - powiedział drugi Dżentelmen w Czerni [ Pobierz całość w formacie PDF ]