[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Marcin, jago widziałam już wcześniej. Oboje widzieliśmy mruknąłem. Na przełęczy. Nie.to znaczy. zamilkła z lekko rozchylonymi ustami. Kurczę, masz rację!Dałem spokój tylnej szybie i popatrzyłem na nią. Chcesz powiedzieć, że jeszcze gdzieś go widziałaś? Na przejściu granicznym.Tym z Węgier.Ruszyłem.Jechałem szybko, zerkając w lusterko. Nie pamiętasz, kto nim jechał? Ile osób? Nie. Chwila przerwy. Myślisz, że to przypadek? Nie wiem.Cholera.Słuchaj, ja ci też czegoś nie powiedziałem.Jak wczorajtelefonowałem do Dolaty.Niedaleko domu Kurowskiego widziano podobny samochód.Zrobiła się z tego sprawa o morderstwo, więc policja zaczęła rozpytywać, no i znalezlijakiegoś chłopaka, który zapamiętał jasnozielony samochód z brezentowym dachem.Pytał nawet właściciela o markę, ale facet go po prostu olał. Boże. Splotła dłonie na karku i przez dłuższy czas powtarzała moje wysiłkiposkładania tego w logiczną całość.Ocknęła się dopiero w Doboju, przed spalonąkliniką. Nie, nie, nie tu.Poszukaj jakiejś poczty. Chcesz wysłać widokówkę Romkowi? burknąłem.Odnalezienie ulicy kosztowałomnie niemało wysiłku. Musimy zdobyć książkę telefoniczną i sprawdzić, gdzie mieszka doktor Bulatović.Klnąc pod nosem i nie troszcząc się zanadto o dyskrecję, zawróciłem ku centrum. Ale numer jęknęła, gdy udało nam się dopaść jedyną chyba w mieścieprzedwojenną książkę i odnalezć doktora, który w nowszych spisach nie figurował. Onmieszka w Maglaju.Nawet pamiętam tę ulicę. Ty nic nie pamiętasz przypomniałem jej ponuro. Dzisiejszy ranek tak.Przejeżdżaliśmy tamtędy.Pół godziny pózniej byliśmy w Maglaju.Doktor Bulatović mieszkał w starej williotoczonej niedużym ogrodem.I dom, i ogród sprawiały wrażenie zapuszczonych.O rumianolicym staruszku, który otworzył nam drzwi, w zasadzie dało się powiedzieć tosamo.W powyciąganym swetrze, workowatych spodniach i znoszonych kapciach niewyglądał na lekarza. To on poinformowała mnie Jovanka po krótkiej wymianie zdań ze zdziwionym,ale na szczęście chętnym do rozmowy gospodarzem. Ty mów, ja będę tłumaczyć.Zacząłem od wręczenia Bulatoviciowi mojej legitymacji i zapewnienia, że mamważną sprawę.Oddał mi ją, praktycznie nie czytając.Zostaliśmy zaproszeni do dużegosalonu.Umeblowanie pasowało do właściciela: było stare, sfatygowane, ale roztaczałoaurę dawnej świetności. Jestem prywatnym detektywem wyjaśniłem, nie będąc pewien, ile usłyszał odJovanki. Szukam śladów pewnej kobiety, która prawdopodobnie była leczona w waszejklinice wiosną dziewięćdziesiątego szóstego. U Stojanovicia? Uśmiech doktora odrobinę przyblakł. Nie wiem, czy będęmógł panu pomóc.Tajemnica zawodowa obowiązuje lekarza do końca życia.Powinienpan zwrócić się do doktora Stojanovicia.To był jego interes.Ja tam jedynie dorabiałem. A gdzie go można znalezć? Po tym, jak mu spalili klinikę, wyjechał do Chorwacji. Jeśli mnie dobrze poinformowano nie patrzyłem na czarnowłose zródłoinformacji tamtej wiosny budynek jeszcze stał.Już po zawieszeniu broni. Przez wojnę wyjaśnił ludzie zrobili się religijni.A dla kapłanów świat byłbylepszy bez ginekologów.Dopóki zwożono rannych, Stojanović był potrzebny, alepotem.Przed wojną dodał nikt nie próbował podpalać kliniki. Zapytam o okna zasugerowała nieśmiało Jovanka po chwili niezręcznej ciszy.Podniosła leżący na ławie długopis i zaczęła kreślić na marginesie gazety.W twarzyBulatovicia pojawiło się zdziwienie i niedowierzanie. Tylko tyle wiecie? %7łe leczono ją w budynku z takimi oknami?Skinąłem głową, poniewczasie zastanawiając się, czy dobrze to rozegraliśmy.Jeżeliuzna za stosowne wykręcić się od odpowiedzi, będzie miał ułatwioną sprawę. Jeżeli to było w Doboju, to u nas zaskoczył mnie mile. Co jej właściwiedolegało? Rana głowy po trafieniu odłamkiem miny i chyba zapalenie płuc, ale to mogłoprzyplątać się pózniej. Jak do nas trafiła? I dlaczego akurat do nas? Odniosłemwrażenie, że raczej mnie sprawdza, niż ułatwia sobie odświeżanie pamięci [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Marcin, jago widziałam już wcześniej. Oboje widzieliśmy mruknąłem. Na przełęczy. Nie.to znaczy. zamilkła z lekko rozchylonymi ustami. Kurczę, masz rację!Dałem spokój tylnej szybie i popatrzyłem na nią. Chcesz powiedzieć, że jeszcze gdzieś go widziałaś? Na przejściu granicznym.Tym z Węgier.Ruszyłem.Jechałem szybko, zerkając w lusterko. Nie pamiętasz, kto nim jechał? Ile osób? Nie. Chwila przerwy. Myślisz, że to przypadek? Nie wiem.Cholera.Słuchaj, ja ci też czegoś nie powiedziałem.Jak wczorajtelefonowałem do Dolaty.Niedaleko domu Kurowskiego widziano podobny samochód.Zrobiła się z tego sprawa o morderstwo, więc policja zaczęła rozpytywać, no i znalezlijakiegoś chłopaka, który zapamiętał jasnozielony samochód z brezentowym dachem.Pytał nawet właściciela o markę, ale facet go po prostu olał. Boże. Splotła dłonie na karku i przez dłuższy czas powtarzała moje wysiłkiposkładania tego w logiczną całość.Ocknęła się dopiero w Doboju, przed spalonąkliniką. Nie, nie, nie tu.Poszukaj jakiejś poczty. Chcesz wysłać widokówkę Romkowi? burknąłem.Odnalezienie ulicy kosztowałomnie niemało wysiłku. Musimy zdobyć książkę telefoniczną i sprawdzić, gdzie mieszka doktor Bulatović.Klnąc pod nosem i nie troszcząc się zanadto o dyskrecję, zawróciłem ku centrum. Ale numer jęknęła, gdy udało nam się dopaść jedyną chyba w mieścieprzedwojenną książkę i odnalezć doktora, który w nowszych spisach nie figurował. Onmieszka w Maglaju.Nawet pamiętam tę ulicę. Ty nic nie pamiętasz przypomniałem jej ponuro. Dzisiejszy ranek tak.Przejeżdżaliśmy tamtędy.Pół godziny pózniej byliśmy w Maglaju.Doktor Bulatović mieszkał w starej williotoczonej niedużym ogrodem.I dom, i ogród sprawiały wrażenie zapuszczonych.O rumianolicym staruszku, który otworzył nam drzwi, w zasadzie dało się powiedzieć tosamo.W powyciąganym swetrze, workowatych spodniach i znoszonych kapciach niewyglądał na lekarza. To on poinformowała mnie Jovanka po krótkiej wymianie zdań ze zdziwionym,ale na szczęście chętnym do rozmowy gospodarzem. Ty mów, ja będę tłumaczyć.Zacząłem od wręczenia Bulatoviciowi mojej legitymacji i zapewnienia, że mamważną sprawę.Oddał mi ją, praktycznie nie czytając.Zostaliśmy zaproszeni do dużegosalonu.Umeblowanie pasowało do właściciela: było stare, sfatygowane, ale roztaczałoaurę dawnej świetności. Jestem prywatnym detektywem wyjaśniłem, nie będąc pewien, ile usłyszał odJovanki. Szukam śladów pewnej kobiety, która prawdopodobnie była leczona w waszejklinice wiosną dziewięćdziesiątego szóstego. U Stojanovicia? Uśmiech doktora odrobinę przyblakł. Nie wiem, czy będęmógł panu pomóc.Tajemnica zawodowa obowiązuje lekarza do końca życia.Powinienpan zwrócić się do doktora Stojanovicia.To był jego interes.Ja tam jedynie dorabiałem. A gdzie go można znalezć? Po tym, jak mu spalili klinikę, wyjechał do Chorwacji. Jeśli mnie dobrze poinformowano nie patrzyłem na czarnowłose zródłoinformacji tamtej wiosny budynek jeszcze stał.Już po zawieszeniu broni. Przez wojnę wyjaśnił ludzie zrobili się religijni.A dla kapłanów świat byłbylepszy bez ginekologów.Dopóki zwożono rannych, Stojanović był potrzebny, alepotem.Przed wojną dodał nikt nie próbował podpalać kliniki. Zapytam o okna zasugerowała nieśmiało Jovanka po chwili niezręcznej ciszy.Podniosła leżący na ławie długopis i zaczęła kreślić na marginesie gazety.W twarzyBulatovicia pojawiło się zdziwienie i niedowierzanie. Tylko tyle wiecie? %7łe leczono ją w budynku z takimi oknami?Skinąłem głową, poniewczasie zastanawiając się, czy dobrze to rozegraliśmy.Jeżeliuzna za stosowne wykręcić się od odpowiedzi, będzie miał ułatwioną sprawę. Jeżeli to było w Doboju, to u nas zaskoczył mnie mile. Co jej właściwiedolegało? Rana głowy po trafieniu odłamkiem miny i chyba zapalenie płuc, ale to mogłoprzyplątać się pózniej. Jak do nas trafiła? I dlaczego akurat do nas? Odniosłemwrażenie, że raczej mnie sprawdza, niż ułatwia sobie odświeżanie pamięci [ Pobierz całość w formacie PDF ]