[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ja usłyszałam nazwisko.I zapamiętałam!- Nawiewajło, nie wykidajło.- spróbowała sprostować nieśmiało jedna z dzieweczek,które, zlekceważywszy obchód, wciąż tkwiły przy łóżku kłopotliwej pacjentki, nieco jużmniej wystraszone, a za to bardzo zatroskane.Siostra megiera-harpia udała, że ich nie widzi.Do rozmowy wtrąciła się druga.- Jutro rano będzie doktor Zajzajer.- Co.?Druga się zmieszała.- No dobrze, ja wiem, że nie Zajzajer, ale nie mogę \\n zapamiętać.Jakoś tak sięnazywa.Zajarał? Zajezar? Mnie wyszło Zajzajer i przepadło, nie umiem inaczej.- Zajzer - rzekła sucho Beatka.- I uważaj, żeby tego Zajzajera nie usłyszał, bo jestobrazliwy.Poza tym nawet niezły, tylko wszystkich pacjentów traktuje jak drewniane pnie,albo wyjątkowo tępe krowy.Człowieczeństwa nie widzi, same przypadki chorobowe, niczymsię od siebie nie różniące.- Z dużej butelki raz - wyrwało się Majce, w której rósł szampański humor.Wzbudziła ogólne zainteresowanie i musiała rzecz wyjaśnić.Nie miała nic przeciwkoopowieści, znajomy technik bowiem, zatrudniony jeszcze przed Kręcidupcią, nader barwnieopisywał zabiegi medyczne stosowane w wojsku.%7łołnierze, młody narybek, stoją w szeregu zjedną dolegliwością, mianowicie obstrukcją.Pan doktor idzie wzdłuż szeregu z sanitariuszemi ordynuje:- Z dużej butelki raz!Towarzyszący mu sanitariusz zaś natychmiast wydziela medykament.Jeden się wyłamuje, oznajmia, że żadnej obstrukcji nie ma, jest natomiast chory naserce.Pan doktor po długim namyśle ordynuje:- Z dużej butelki.dwa razy! Mimo wszystko żołnierz wyżył.Dodatkową zdobyczą Majki stał się plaster odleżynowy, który Danuta uparła sięzobaczyć na własne oczy.Osiągnęła swoje.W ramach ekspiacji jedno z dziewczątekwypożyczyło z apteczki nawet dwa plastry, jeden większy, drugi mniejszy, i dokonałoprezentacji.Jakimś sposobem ten większy znalazł się w rękach Majki i co jej szkodziło zabraćgo ze sobą do domu? Tak na wszelki wypadek.Stanowczo znajomość z Danusią-Danutą okazywała się bezcenna!- Otóż z tego, co ona mówi i robi.albo nie robi, można wysnuć wnioski - mówiła żywodo Bożenki.- To zdziera z człowieka skórę i wyklucza wszystko.Kręci, jakie tam kręci, onatym tyłkiem drgnąć nie może i nie wiadomo czy ta skóra da się całkiem wyleczyć.Możeodrosnąć stwardniała i mało podatna na ćwiczenia gimnastyczne. Siedziały w pracowni zieleniarzy, bo Majka, pełna nowej energii, w nocy podgoniłarobotę i z częścią rysunków przyjechała do biura.Powiadomiona o schodowej katastrofieBożenka słuchała relacji w skupieniu.- To jest myśl - pochwaliła.- Bo oczywiście bez tego tyłka Kręcidupcia się nie liczy.Ale czekaj, zaraz, czy to z każdego, kto ma prawdziwe odleżyny, tak zdzierają skórę? Jakiśdziwny sposób leczenia.- No coś ty, skąd.Dowiadywałam się, odlepiają delikatnie i powoli.Ale te dwie głupiedziumdzie wystraszyły się i oderwały w pośpiechu.- Ma dziewczyna fart - mruknęła Bożenka ze współczuciem i podniosła się z kręconegostołka.- Anusia pewnie zaraz wróci, ale zrobię kawę.Więc, rozumiesz, wracając do tematu,co innego przyszło mi na myśl.Mam skojarzenie, druty kolczaste i skóra, najlepszy byłby takiten, bizon.W ułamku sekundy Majce przeleciało przez głowę stado dzikich bizonów, depczącychw pędzie delikwenta ułożonego na brzuchu i od razu wiedziała, że to jednak nie to.Bożencechodzi o coś innego.- Bizon.? Może bizun.?- Co.? O rany, czyja się nie mogę pomylić? Ten taki rzemień co ma na sobiepowiązane węzełki albo kolce, nie zetknęłam się osobiście, ale słyszałam i czytałam, żeprzecina skórę, czekaj, z czego robią zelówki? Z wołowej skóry, nie? No to skórę staregowołu, a osobie delikatniejszej może zrobić sieczkę z mięsa.Głosowałabym za.Lubię kawę wfiliżankach i dlatego one tu są.- Mnie się wydaje, że różne przyrządy miały na sobie węzełki - zauważyła Majkaostrożnie.- Też lubię kawę w filiżankach.Z wykluczeniem kipu, które służyło do celówraczej intelektualnych, ale jakieś nahaje, batogi, zapomniałam co tam jeszcze.Możliwe, żebizun pasuje najbardziej.Bożenka przyrządziła rozpuszczalną kawę, podała ją Majce, starannie ustawiając nakwiatowym słupku, chwilowo pozbawionym kwiatka.Przez chwilę obie zastanawiały się nadcukrem i żadna nie zwróciła uwagi na powrót Anusi.Anusia wkroczyła z plikiem zdjęć w rękach, a za nią weszła Luiza z wielkim, płaskim,tekturowym pudłem.Od razu znikły za parawanem ze służbowymi odbitkami i przystąpiły dorozpakowania bagażu.- Ale ty masz rację - powiedziała Majka, mieszając kawę w zadumie.- Ten rozkręconytyłek powinno się unieszkodliwić, bo to jest grozba dla społeczeństwa.Skąd można wiedzieć,na kogo trafi?- Znikąd - stwierdziła Bożenka i przeniosła się ze swoją kawą bliżej Majki,podjeżdżając stołkiem na kółkach.- Tyle wiem, że nie na mojego Janusza.- Skąd wiesz? - zaciekawiła się Majka.- Już ją widział i nic.Nie zaskoczył.- Jesteś pewna? Bo może udawał?- %7ładne takie, on do udawania zdatny jak krowa do tańca, od średniej szkoły się znamy inigdy nie lubił wiotkich blondynek.Dlatego wybrał mnie.- I dla niego utyłaś? Bo nie chcę cię martwić, ale ostatnio bardziej.- Nie szkodzi.On by się i za grubszą nie obraził, lubi mieć dużo substancji w rękach.Utyłam z łakomstwa, ale zamierzam się trochę odchudzić, dla siebie i dla twojego fotela, tegoantycznego.Widzisz przecież, że nie ma tu żadnych ciasteczek, batoników, ani innegoświństwa, a te sadzonki niejadalne i w ogóle własność służbowa.- Poza tym niedużo ich, na porządny posiłek nie wystarczą - zauważyła Majka,przyjrzawszy się krytycznie kilku skrzynkom wypełnionym roślinną zawartością.- Ja wkażdym razie postanowiłam i jestem zdecydowana.Ten jej parszywy tyłek zostanieuszkodzony! Bożenka entuzjastycznie poparła decyzję.- Zemścisz się?- Owszem.Jest to zemsta.- I jak w końcu, skoro plaster i bizun niepewne?- Tyłkiem kręcą mięśnie, tyle się dowiedziałam w szpitalu od jednej pielęgniarki, przyokazji tej poszkodowanej Danuty.I tak naprawdę najlepiej byłoby przeciąć mięśnie napośladkach.W poprzek.Bożenka z aprobatą kiwała głową, popijając kawę po odrobinie.Za jej plecami Anusiaw najgłębszym milczeniu robiła kawę dla siebie i dla Luizy, która za fotograficznymparawanem nawet oddychała bezgłośnie.Cichy pomruk komputerów zagłuszał subtelniejszedzwięki.- Taka na przykład brzytwa byłaby niezła - ciągnęła rzeczowo Majka, wpatrzona wszablaste listeczki młodych roślinek.- Mój pradziadek golił się brzytwą.Kiedy miałam pięćlat, żył jeszcze, świetnie się trzymał i ostrzył te brzytwę na pasku od spodni.- Na sobie? - zdumiała się Bożenka.- Nie, no coś ty.Przywiązywał do klamki [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzylatki.xlx.pl