[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- W tej chwili jest pani bezpieczna, panno Jones, ale jeśli człowiek, który zamordował mojegobrata i trzy inne osoby uświadomi sobie, że mamy jego rysopis, wie pani równie dobrze jak ja, żebędzie próbował panią dopaść.Chce pani w schronisku czekać, aż nadejdzie? Tam nie ma nikogo,kto mógłby pani pomóc.Zbladła, zrobiła się biała niczym koszula, którą miał na sobie.- Wyjadę z San Francisco, pojadę na południe.- Nie, ucieczka nie jest rozwiązaniem.Jeśli nie będzie pani współpracować, aresztujemy paniąjako istotnego dla sprawy świadka.Ale Delion najwyrazniej słyszał, o czym była mowa.Zatrzymał się i rzucił przez ramię:- To oczywiste, że wpakowała się pani w największe gówno w swoim życiu, panno Jones.Ja napani miejscu skorzystałbym z pomocy federalnych.Niech pani przyjmie ich pomoc - Delion machałrękami.- Nie musi się pani martwić, nie będziemy już zadawać więcej pytań na temat paniprzeszłości.W porządku?- Nie - odpowiedziała.- Głupio zrobiłam, zostając tutaj tak długo.Powiedziałam wam, co wiem.Muszę już iść.Zerwała się z krzesła i błyskawicznie rzuciła do drzwi.Delion próbował ją schwycić.Wymknęłamu się.- Szybko biega - westchnął Dane, odwracając się.Jeden z inspektorów zawołał:- Musiała nauczyć się tego w slumsach.Dane ruszył za nią.Przed oczami mignął mu jej czerwony sweter, widział, jak mija windę ibiegnie w kierunku schodów.Złapał ją, zanim zdążyła dobiec do wyjścia z trzeciego piętra.Nie wiedział, czego się spodziewać, ale walczyła z nim tak zajadle, jakby od tego zależało jejżycie.Kopała, waliła na oślep pięściami, próbowała się uwolnić, ale nie wydała przy tym z siebieżadnego dzwięku.Dlaczego nie wrzeszczała na niego?W końcu udało mu się ją okiełznać, wykręcając jej ręce do tyłu.Przycisnął ją tak mocno, że niemogła się ruszyć.- Nie ruszaj się, po prostu się nie ruszaj!Oddychała ciężko, ale nie przestawała szarpać się, rzucać i wyrywać.Była silna.Trzymał ją zcałych sił.Nie była w stanie się uwolnić, ale nadal próbowała.Kilku policjantów wyszło na klatkę schodową trzeciego piętra.- Co tu się dzieje? - spytał jeden.- Jestem Dane Carver z FBI - rzekł Dane.- Próbowała uciec.Zawołajcie Deliona, jest na górzew wydziale zabójstw.- Potrzebujesz pomocy?- Nie - odpowiedział Dane.- Ale szkoda, że nie przyszliście pięć minut wcześniej.- Tak, widzę, że masz kłopoty ze sprawcą, który jest od ciebie dwadzieścia kilo lżejszy.Chcesz,żebyśmy wezwali Deliona? Delion to twardziel.Zatrzyma każdego sprawcę, choćby był nie wiem jakwielki.- Nie, już sobie z nią poradziłem.Była już trochę spokojniejsza, ale w chwili, kiedy wypowiadał te słowa, znowu wróciły jej siły.Zaskoczyła go, ostro wykręcając się do wewnątrz tak, że stała tyłem do niego i jego uścisk trochę sięrozluznił.Wtedy z całej siły uderzyła go łokciem w brzuch.Kiedy zakasłał gwałtownie, korzystając zokazji, uwolniła się.- Ta, jasne, już ją miałeś.- powiedział drwiąco jeden z oficerów.Dane złapał ją ponownie na drugim piętrze w chwili, gdy usiłowała wbiec do damskiej toalety.- Dość tego, wystarczy! - Przywarł plecami do ściany i szarpnięciem przycisnął jej plecy dosiebie.- Przećwiczmy to jeszcze raz.To był dobry chwyt, ten obrót.Gdzie się tego nauczyłaś?Próbowała złapać oddech.Nic nie odpowiedziała, stała ze spuszczoną głową, ciężko dysząc.Długo nie chciała mówić, ale Dane był cierpliwy.Po jakimś czasie zapytał:- Boisz się, że ktoś z mediów mógłby zrobić ci zdjęcie lub sfilmować?- Jeszcze jedno słowo na mój temat i naprawdę znikam.Nie ma pan prawa pytać o mnie.Nigdywięcej, agencie Carver, nigdy więcej.Nie było mu łatwo, ale musiał to powiedzieć.Potrzebowali jej.Dane westchnął.- Wie pani, że w życiu nic nie przychodzi łatwo? Przecież mogłaby pani znalezć sobie jakąś miłąi zwyczajną pracę.Na przykład w sklepie z bielizną.- Byłam miła i zwyczajna - powiedziała, a kiedy uświadomiła sobie, że wygadała się, zagryzłausta.- Naprawdę? Może pracowała pani w nieruchomościach?Albo w reklamie? A może była pani mężatką i mąż panią maltretował? No dobrze, więcej już nicnie powiem - dokończył, widząc jej minę.- Jasne, tylko czekam, żeby się panu zwierzyć.Nie ma mowy.- Pochyliła się i z całej siły ugryzłago w rękę tak mocno, że Dane aż krzyknął.Natychmiast zbiegło się kilkanaście osób, połowa z nich to policjanci.Ona była bezdomna.Niebyło wątpliwości, kto w tym sporze miał rację.Jeden z oficerów złapał ją za włosy i szarpnął do tyłu.- Nieomal odgryzła ci kawałek ręki.Potrzebujesz pomocy?- Tak, mogę prosić o kajdanki?Oficer podał mu kajdanki bez pytania o legitymację i Dane wiedział, że to nie z niedbalstwa.Onpo prostu wyglądał jak glina.Chwycił ją z tyłu za nadgarstki i założył kajdanki.- No - odetchnął z ulgą.- Teraz może mnie już nie pogryzie.Kajdanki zostawię na trzecim piętrzeu inspektora Deliona.- Nie ma sprawy.Z takimi ludzmi trzeba uważać.Lepiej odkazić tę rękę, nie wiadomo, czy niewdało się zakażenie.- Dzięki, tak zrobię.- Sukinsyn - wycedziła Nick przez zęby ledwie słyszalnym szeptem.- Nie, mam rodowód.Pomyślmy teraz, co by tu z tobą zrobić, Nick Jones?- Proszę mnie wypuścić.Wrócę, przysięgam.- Nic z tego, panno Jones, od tej pory jesteś na mnie skazana.Jestem pani osobistymochroniarzem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.- W tej chwili jest pani bezpieczna, panno Jones, ale jeśli człowiek, który zamordował mojegobrata i trzy inne osoby uświadomi sobie, że mamy jego rysopis, wie pani równie dobrze jak ja, żebędzie próbował panią dopaść.Chce pani w schronisku czekać, aż nadejdzie? Tam nie ma nikogo,kto mógłby pani pomóc.Zbladła, zrobiła się biała niczym koszula, którą miał na sobie.- Wyjadę z San Francisco, pojadę na południe.- Nie, ucieczka nie jest rozwiązaniem.Jeśli nie będzie pani współpracować, aresztujemy paniąjako istotnego dla sprawy świadka.Ale Delion najwyrazniej słyszał, o czym była mowa.Zatrzymał się i rzucił przez ramię:- To oczywiste, że wpakowała się pani w największe gówno w swoim życiu, panno Jones.Ja napani miejscu skorzystałbym z pomocy federalnych.Niech pani przyjmie ich pomoc - Delion machałrękami.- Nie musi się pani martwić, nie będziemy już zadawać więcej pytań na temat paniprzeszłości.W porządku?- Nie - odpowiedziała.- Głupio zrobiłam, zostając tutaj tak długo.Powiedziałam wam, co wiem.Muszę już iść.Zerwała się z krzesła i błyskawicznie rzuciła do drzwi.Delion próbował ją schwycić.Wymknęłamu się.- Szybko biega - westchnął Dane, odwracając się.Jeden z inspektorów zawołał:- Musiała nauczyć się tego w slumsach.Dane ruszył za nią.Przed oczami mignął mu jej czerwony sweter, widział, jak mija windę ibiegnie w kierunku schodów.Złapał ją, zanim zdążyła dobiec do wyjścia z trzeciego piętra.Nie wiedział, czego się spodziewać, ale walczyła z nim tak zajadle, jakby od tego zależało jejżycie.Kopała, waliła na oślep pięściami, próbowała się uwolnić, ale nie wydała przy tym z siebieżadnego dzwięku.Dlaczego nie wrzeszczała na niego?W końcu udało mu się ją okiełznać, wykręcając jej ręce do tyłu.Przycisnął ją tak mocno, że niemogła się ruszyć.- Nie ruszaj się, po prostu się nie ruszaj!Oddychała ciężko, ale nie przestawała szarpać się, rzucać i wyrywać.Była silna.Trzymał ją zcałych sił.Nie była w stanie się uwolnić, ale nadal próbowała.Kilku policjantów wyszło na klatkę schodową trzeciego piętra.- Co tu się dzieje? - spytał jeden.- Jestem Dane Carver z FBI - rzekł Dane.- Próbowała uciec.Zawołajcie Deliona, jest na górzew wydziale zabójstw.- Potrzebujesz pomocy?- Nie - odpowiedział Dane.- Ale szkoda, że nie przyszliście pięć minut wcześniej.- Tak, widzę, że masz kłopoty ze sprawcą, który jest od ciebie dwadzieścia kilo lżejszy.Chcesz,żebyśmy wezwali Deliona? Delion to twardziel.Zatrzyma każdego sprawcę, choćby był nie wiem jakwielki.- Nie, już sobie z nią poradziłem.Była już trochę spokojniejsza, ale w chwili, kiedy wypowiadał te słowa, znowu wróciły jej siły.Zaskoczyła go, ostro wykręcając się do wewnątrz tak, że stała tyłem do niego i jego uścisk trochę sięrozluznił.Wtedy z całej siły uderzyła go łokciem w brzuch.Kiedy zakasłał gwałtownie, korzystając zokazji, uwolniła się.- Ta, jasne, już ją miałeś.- powiedział drwiąco jeden z oficerów.Dane złapał ją ponownie na drugim piętrze w chwili, gdy usiłowała wbiec do damskiej toalety.- Dość tego, wystarczy! - Przywarł plecami do ściany i szarpnięciem przycisnął jej plecy dosiebie.- Przećwiczmy to jeszcze raz.To był dobry chwyt, ten obrót.Gdzie się tego nauczyłaś?Próbowała złapać oddech.Nic nie odpowiedziała, stała ze spuszczoną głową, ciężko dysząc.Długo nie chciała mówić, ale Dane był cierpliwy.Po jakimś czasie zapytał:- Boisz się, że ktoś z mediów mógłby zrobić ci zdjęcie lub sfilmować?- Jeszcze jedno słowo na mój temat i naprawdę znikam.Nie ma pan prawa pytać o mnie.Nigdywięcej, agencie Carver, nigdy więcej.Nie było mu łatwo, ale musiał to powiedzieć.Potrzebowali jej.Dane westchnął.- Wie pani, że w życiu nic nie przychodzi łatwo? Przecież mogłaby pani znalezć sobie jakąś miłąi zwyczajną pracę.Na przykład w sklepie z bielizną.- Byłam miła i zwyczajna - powiedziała, a kiedy uświadomiła sobie, że wygadała się, zagryzłausta.- Naprawdę? Może pracowała pani w nieruchomościach?Albo w reklamie? A może była pani mężatką i mąż panią maltretował? No dobrze, więcej już nicnie powiem - dokończył, widząc jej minę.- Jasne, tylko czekam, żeby się panu zwierzyć.Nie ma mowy.- Pochyliła się i z całej siły ugryzłago w rękę tak mocno, że Dane aż krzyknął.Natychmiast zbiegło się kilkanaście osób, połowa z nich to policjanci.Ona była bezdomna.Niebyło wątpliwości, kto w tym sporze miał rację.Jeden z oficerów złapał ją za włosy i szarpnął do tyłu.- Nieomal odgryzła ci kawałek ręki.Potrzebujesz pomocy?- Tak, mogę prosić o kajdanki?Oficer podał mu kajdanki bez pytania o legitymację i Dane wiedział, że to nie z niedbalstwa.Onpo prostu wyglądał jak glina.Chwycił ją z tyłu za nadgarstki i założył kajdanki.- No - odetchnął z ulgą.- Teraz może mnie już nie pogryzie.Kajdanki zostawię na trzecim piętrzeu inspektora Deliona.- Nie ma sprawy.Z takimi ludzmi trzeba uważać.Lepiej odkazić tę rękę, nie wiadomo, czy niewdało się zakażenie.- Dzięki, tak zrobię.- Sukinsyn - wycedziła Nick przez zęby ledwie słyszalnym szeptem.- Nie, mam rodowód.Pomyślmy teraz, co by tu z tobą zrobić, Nick Jones?- Proszę mnie wypuścić.Wrócę, przysięgam.- Nic z tego, panno Jones, od tej pory jesteś na mnie skazana.Jestem pani osobistymochroniarzem [ Pobierz całość w formacie PDF ]