[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W oddalidostrzegała zarys ciemnego lasu.Słaby fioletowy blaskpromieniował od cienkich czarnych drzew.I tam, naskraju lasu, Isobel zobaczyła znajome kwadratoweramiona.Wysoka, chuda postać, odziana w ciemnozielonąkurtkę. Varen?16Ultima ThuleIsobel zamrugała powiekami, patrząc na sufit.Nieznajome mrowienie przeszło po jej nogach i rękach,niczym słabe ładunki elektryczne.W jakiś sposóbpominęła normalne u siebie etapy budzenia, takie jakprzewracanie się z boku na bok i uderzanie poduszki poprostu otworzyła oczy.Coś jej się śniło.Coś ważnego.On.Zniła o nim.O nie, on.Jęknęła i tępy ból popełzł po jej plecach, by usadowićsię w piersi.Uch.Nie chciała nawet w myśli wymówićjego imienia.Przekręciła się na brzuch, zacisnęła powiekii wtuliła twarz w poduszkę.Nie była gotowa, byprzypomnieć sobie, co zaszło, wrócić myślami dokoszmaru, który wydarzył się poprzedniego dnia.Słabe mrowienie wciąż nie ustępowało, przenikało jąniczym łagodne wibracje, chociaż im bliżej była pełnejświadomości, tym szybciej uczucie zdawało się zanikać.Wzrok Isobel powędrował w oszołomieniu do okna,za którym kołysały się na wpół nagie gałęzie drzew, toznikając z pola widzenia, to znowu się pojawiając, niczymszponiaste dłonie wyciągające się ku słońcu.Słońce. O, szlag! wychrypiała.Usiadła i zdjęła budzik z wezgłowia łóżka. Jedenasta trzydzieści pięć, o mój Boże!Przespała resztę wczorajszego dnia i kawał poranka.Nic nastawiła budzika! W tej właśnie chwili powinna byćna lekcji u pana Swansona! Dlaczego nikt jej nie obudził?Dlaczego.Wbiła wzrok w zegar, ściskając go w dłoniach.Jejwzrok coraz bardziej się rozmywał, gdy wspomnienie snuz poprzedniej nocy walczyło, by wyłonić się napowierzchnię.Dlaczego wspomnienia wydawały się takistotne? Niebieskie cyfry stały się niewyrazne na czarnymdc, aż od patrzenia rozbolały ją oczy.Pomyślała o cym,jak budzik się rozregulował, kiedy. Reynolds szepnęła.Upuściła budzik.Trzasnął o drewnianą ramę łóżka,po czym spadł na dywan.Dopadł ją obraz lewitującychprzedmiotów, niczym wiązka energii płynąca do mózgu.Zamarła, ściskając kołdrę pod sobą.Oczami omiatałapomieszczenie.Zobaczyła szczotkę do włosów, nie na podłodze, leczna toaletce, a za nią swoją nagrodę dla skaczącej numerjeden. Mamo! Głos uwiązł jej w gardle.Przełknęła ślinę mimo bólu i zwlokła się z łóżka, anastępnie poczłapała do drzwi i otworzyła.Znieruchomiała, zaciskając dłoń na klamce.Patrzyłana pusty, cichy korytarz, bojąc się odwrócić.Książka.Czyram będzie, kiedy spojrzy?Powoli zwalniając uścisk, odwróciła się, a jej wzrokpowędrował na szafkę nocną.Zobaczyła zakurzony albumze zdjęciami z zeszłorocznych występów czirliderek.Obok stała lampa z kloszem wykończonym różowymi ibiałymi frędzlami, pod którą leżało kilka gumek dowłosów.Nie było książki.Nie było Poego.Uświadamiając sobie, że wstrzymuje oddech, Isobelwypuściła powietrze przeciągłą strugą, która pod koniecprzerodziła się w śmiech.Wyszła na korytarz i zeszła po schodach, mijajączbiór rodzinnych fotografii.Czuła się głupio, że takpoważnie potraktowała coś, co pochodziło z jejpodświadomości.Zimne, białe światło dnia wpadało przez szyby wdrzwiach wejściowych i przez firanki w salonie, ale domwydawał się martwy i pogrążony w półmroku. Mamo? zawołała znowu Isobel, która nie miałajuż wrażenia, że jej gardło to koci drapak.Po kolei pstrykała każdym włącznikiem światła, doktórego doszła, mimo że w środku wcale nie było takciemno.Sztuczne światło niezbyt podniosło ją na duchu.Cisza była zbyt gęsta.Palcami muskała ściany, idąckorytarzem w kierunku kuchni, gdzie zamierzała znalezćzimne piwo imbirowe i może coś do jedzenia [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.W oddalidostrzegała zarys ciemnego lasu.Słaby fioletowy blaskpromieniował od cienkich czarnych drzew.I tam, naskraju lasu, Isobel zobaczyła znajome kwadratoweramiona.Wysoka, chuda postać, odziana w ciemnozielonąkurtkę. Varen?16Ultima ThuleIsobel zamrugała powiekami, patrząc na sufit.Nieznajome mrowienie przeszło po jej nogach i rękach,niczym słabe ładunki elektryczne.W jakiś sposóbpominęła normalne u siebie etapy budzenia, takie jakprzewracanie się z boku na bok i uderzanie poduszki poprostu otworzyła oczy.Coś jej się śniło.Coś ważnego.On.Zniła o nim.O nie, on.Jęknęła i tępy ból popełzł po jej plecach, by usadowićsię w piersi.Uch.Nie chciała nawet w myśli wymówićjego imienia.Przekręciła się na brzuch, zacisnęła powiekii wtuliła twarz w poduszkę.Nie była gotowa, byprzypomnieć sobie, co zaszło, wrócić myślami dokoszmaru, który wydarzył się poprzedniego dnia.Słabe mrowienie wciąż nie ustępowało, przenikało jąniczym łagodne wibracje, chociaż im bliżej była pełnejświadomości, tym szybciej uczucie zdawało się zanikać.Wzrok Isobel powędrował w oszołomieniu do okna,za którym kołysały się na wpół nagie gałęzie drzew, toznikając z pola widzenia, to znowu się pojawiając, niczymszponiaste dłonie wyciągające się ku słońcu.Słońce. O, szlag! wychrypiała.Usiadła i zdjęła budzik z wezgłowia łóżka. Jedenasta trzydzieści pięć, o mój Boże!Przespała resztę wczorajszego dnia i kawał poranka.Nic nastawiła budzika! W tej właśnie chwili powinna byćna lekcji u pana Swansona! Dlaczego nikt jej nie obudził?Dlaczego.Wbiła wzrok w zegar, ściskając go w dłoniach.Jejwzrok coraz bardziej się rozmywał, gdy wspomnienie snuz poprzedniej nocy walczyło, by wyłonić się napowierzchnię.Dlaczego wspomnienia wydawały się takistotne? Niebieskie cyfry stały się niewyrazne na czarnymdc, aż od patrzenia rozbolały ją oczy.Pomyślała o cym,jak budzik się rozregulował, kiedy. Reynolds szepnęła.Upuściła budzik.Trzasnął o drewnianą ramę łóżka,po czym spadł na dywan.Dopadł ją obraz lewitującychprzedmiotów, niczym wiązka energii płynąca do mózgu.Zamarła, ściskając kołdrę pod sobą.Oczami omiatałapomieszczenie.Zobaczyła szczotkę do włosów, nie na podłodze, leczna toaletce, a za nią swoją nagrodę dla skaczącej numerjeden. Mamo! Głos uwiązł jej w gardle.Przełknęła ślinę mimo bólu i zwlokła się z łóżka, anastępnie poczłapała do drzwi i otworzyła.Znieruchomiała, zaciskając dłoń na klamce.Patrzyłana pusty, cichy korytarz, bojąc się odwrócić.Książka.Czyram będzie, kiedy spojrzy?Powoli zwalniając uścisk, odwróciła się, a jej wzrokpowędrował na szafkę nocną.Zobaczyła zakurzony albumze zdjęciami z zeszłorocznych występów czirliderek.Obok stała lampa z kloszem wykończonym różowymi ibiałymi frędzlami, pod którą leżało kilka gumek dowłosów.Nie było książki.Nie było Poego.Uświadamiając sobie, że wstrzymuje oddech, Isobelwypuściła powietrze przeciągłą strugą, która pod koniecprzerodziła się w śmiech.Wyszła na korytarz i zeszła po schodach, mijajączbiór rodzinnych fotografii.Czuła się głupio, że takpoważnie potraktowała coś, co pochodziło z jejpodświadomości.Zimne, białe światło dnia wpadało przez szyby wdrzwiach wejściowych i przez firanki w salonie, ale domwydawał się martwy i pogrążony w półmroku. Mamo? zawołała znowu Isobel, która nie miałajuż wrażenia, że jej gardło to koci drapak.Po kolei pstrykała każdym włącznikiem światła, doktórego doszła, mimo że w środku wcale nie było takciemno.Sztuczne światło niezbyt podniosło ją na duchu.Cisza była zbyt gęsta.Palcami muskała ściany, idąckorytarzem w kierunku kuchni, gdzie zamierzała znalezćzimne piwo imbirowe i może coś do jedzenia [ Pobierz całość w formacie PDF ]