[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Im szybciej, tym lepiej.- Ale.może w takim razie chociaż będziesz mi towarzyszył do Danegeld?- Będzie lepiej, jeśli tym razem pojawisz się tam bez mojej asysty.Poderwała się na równe nogi i podbiegła do swego konia.- Jesteś bez serca, Percivalu! Nie wybaczę ci tego do końca życia! Nigdy!Stephen Bronwell był pierwszym, lecz bynajmniej nie ostatnim mężczyzną,któremu panna Fairweather złamała serce.ROZDZIAŁ SIÓDMYPrzyjaźń to miłość pozbawiona skrzydeł.(George Gordon Byron)Wkrótce po zerwaniu zaręczyn ze starszym Bronwellem Maresa poskarżyła siękuzynce, że ludzie wzięli ją na języki i że mają ją za idiotkę.Niezawodna jak zwykle Augusta i tym razem miała na podorędziu krzepiące słowaotuchy.- Niech gadają, co chcą.Nawet jeśli jesteś idiotką, to przynajmniej nietuzinkową.Jakiś czas później Fairweatherówna zapragnęła zaprosić do Hampton Hallkrewnych matki i natychmiast zapytała opiekunkę, co powiedziałby na to ojciec.- Ani chybi użyłby mnóstwa przymiotników.- Sądzisz, że miałby coś przeciwko temu?- Owszem.Jestem pewna, że by tego nie pochwalił.- A ty? Też byś się nie zgodziła?- Cóż, wolałabym nie sprzeciwiać się woli wicehrabiego.T L RPo namyśle pani Rightly zmieniła zdanie.- Jako że Lord Strathmore odwiedza nas nader rzadko, doszłam do wniosku, żeugoszczenie twojej ciotki i jej rodziny nikomu nie zaszkodzi.Nie zapominaj jednak, że wEuropie toczy się wojna.Zapewne trudno ci w to uwierzyć, zwłaszcza że mieszkamy wtak malowniczej i spokojnej okolicy, niemniej prawda jest taka, że dopóki Napoleon niezostanie na dobre powstrzymany, podróż z Italii do Anglii może okazać się zbyt niebez-pieczna.Możliwe też, że twój list nie dotrze do celu.Tak czy owak, napisz go, jeślisprawi ci to przyjemność.Masz moje błogosławieństwo.- To chyba nie najlepszy pomysł - odparła Maresa, mimo to wieczorem zasiadła zabiurkiem i sięgnęła po pióro.Po tym jak zwróciła słowo Stephenowi, bardzo długo była nieszczęśliwa, zupełniejakby to jej złamano serce.Nie cierpiała wszakże z powodu rozstania z niedoszłymmężem, lecz z powodu Percy'ego.Wydawało jej się bowiem, że utraciła jego przyjaźń.Na wieki.Ostatecznie i nieodwołalnie.Dwukrotnie posyłała do Danegeld wiadomość z prośbą o spotkanie i dwakroćusłyszała, że panicz Percival jest nieobecny.Ponoć wyjechał z ojcem w interesach.Wydało jej się to nader dziwne i cokolwiek nieprawdopodobne, zwłaszcza że odkąd goznała, ani razu nie udał się nigdzie „w interesach".Z drugiej strony, gdyby nie chciał jejwidzieć, z pewnością nie uciekłby się do łgarstwa.Wykręcanie się kłamstwem nie leżałow jego naturze.Czemu zatem nie odpowiada nawet na jej listy?Nie przeszło jej przez myśl, że mógł istotnie wyprawić się w dalszą podróż ani tymbardziej że być może zamierzał zadbać o swoją przyszłość - przyszłość, w którejzabraknie miejsca dla niej.Rozgoryczona i urażona zarzekała się, że odtąd nie będzie zabiegać o jego wizyty.Za nic w świecie nie da po sobie poznać, jak bardzo zraniła ją jego obojętność.Z głową uniesioną niemal do gwiazd obwieściła samej sobie oraz całemu światu,że Percival Livingston Bronwell nie jest już jej przyjacielem.Sądziła naiwnie, żezachowanie godności nie tylko ją uszlachetni, lecz także pomoże jej pozbyć się poczuciapustki i przygnębienia.T L RTydzień później duma całkowicie wyparowała jej z głowy.Zapomniała odostojeństwie w chwili, gdy zdyszana Lucy odnalazła ją w ogrodzie i oznajmiła zprzejęciem:- Przyjechał pan Bronwell, jaśnie panienko.- Pan Bronwell? - zdumiała się Fairweatherówna.Służąca skłoniła się przesadnie nisko, by ukryć rozbawienie.- Pan Percival Bronwell - uściśliła po chwili.Maresa puściła się pędem ku domowi, niemal tratując przy tym biedną pokojówkę.Przebiegłszy przez korytarz, zatrzymała się gwałtownie przed drzwiami bawialni.Zawstydzona uznała, że nie wypada zanadto się spieszyć.Zaczęła również czynić sobiewyrzuty.Doszła do wniosku, że oceniła go zbyt pochopnie.Jak mogła tak w niegozwątpić? Niespodziewanie w jej sercu zagnieździł się lęk i poczuła, że oblewa się zim-zimnym potem.Czemu zjawił się akurat teraz? Tak nagle? Tak długo nie poświęcał jejnajmniejszej uwagi i raptem.Czyżby chciał jej zakomunikować, że pragnie zerwaćłączące ich więzy przyjaźni?Przestań się nad sobą użalać, skarciła się w duchu.Znasz go od dawna.Wiesz, jakijest.Nigdy nie zniżyłby się do takiej podłości.Uśmiech zastygł jej na ustach w chwili, gdy w pełni opanowana wkroczyła dopokoju.Nie była przygotowana na to, co zobaczyła.Boże mój, Percy - pomyślała nieprzytomnie.- Coś ty najlepszego zrobił?Spojrzała na niego w niemym zachwycie.Nie potrafiła znaleźć słów, któreopisałyby adekwatnie zupełnie nową powierzchowność przyjaciela.Tak czy owakwyglądał iście oszałamiająco.Jego nastrój również zdawał się inny niż zazwyczaj.Sprawiał wrażenie zamyślonego, pełnego powagi czy też pogrążonego w głębokiejzadumie.Po chwili namysłu orzekła, że jedno określenie nie wystarczy, aby oddać wpełni jej odczucia.Wydawał się zupełnie odmieniony, spokojny, powściągliwy i rozważ-ny, jakby każdy jego gest miał być odtąd w pełni przemyślany.W dodatku roztaczałwokół siebie niepokojącą aurę melancholii.T L RNatychmiast przyszedł jej na myśl lord Byron.Nie wiedzieć czemu, poczuła ostre ukłucie w okolicach serca.Przez momentwydawało jej się, że nigdy dotąd nie był jej tak bliski i tak drogi jak teraz.Było to dlaniej kompletnie nieznane doznanie.Nie przypominała sobie, by coś podobnegoprzytrafiło jej się kiedykolwiek wcześniej.Zapewne właśnie z tego powodu postanowiłanad tym nie deliberować i pozwoliła, by owo uczucie minęło i odeszło w niepamięć.Wolała skupić się na obserwowaniu Percivala, który wodził palcem po stojącymnieopodal globusie.Wpatrywała się w niego jak urzeczona z rozchylonymi ustami i ewidentnymzdumieniem.Był niesamowicie przystojny, a ciemnoniebieski frak z białyminaszywkami i złotymi guzikami dodatkowo przydawał mu urody.Pod pachą miałzatknięty trójkątny marynarski kapelusz.Przy swoim imponującym wzroście i smukłej sylwetce zawsze wydawał jej sięgodny zainteresowania.Urzekały ją zwłaszcza jego brązowozłote włosy i zielone oczy.Ale teraz w mundurze prezentował się onieśmielająco.pięknie.Pomyślała, że odtądbędzie musiał stąpać ostrożnie, by nie zdeptać kobiet, które rychło zaczną padać mu dostóp.Po prawdzie sama była tak oszołomiona i zachwycona, że nie zdołała wydusić zsiebie nic ponad rozanielony okrzyk:- Boże drogi i wszyscy święci! A niech mnie!- Mam nadzieję, że to przejaw aprobaty? - Uśmiechnął się i podszedł do niejswobodnym krokiem.- Tęskniłaś za mną?Zajrzała w zielone źrenice i uzmysłowiła sobie, że gapi się na niego, jakby widziałago po raz pierwszy w życiu.Zresztą, poniekąd tak było.Wpatrywała się bowiem nie wswojego dawnego Percy'ego, lecz w porucznika Królewskiej Marynarki Wojennej.- Och, Percy, coś ty najlepszego zrobił? - zawołała porywczo.Wprawdzie jeszcze niedawno obiecywała sobie solennie, że już nigdy się do niegonie odezwie, ale wystarczyło, że pojawił się w zasięgu wzroku i natychmiast zapomniałao niedorzecznych przyrzeczeniach [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Im szybciej, tym lepiej.- Ale.może w takim razie chociaż będziesz mi towarzyszył do Danegeld?- Będzie lepiej, jeśli tym razem pojawisz się tam bez mojej asysty.Poderwała się na równe nogi i podbiegła do swego konia.- Jesteś bez serca, Percivalu! Nie wybaczę ci tego do końca życia! Nigdy!Stephen Bronwell był pierwszym, lecz bynajmniej nie ostatnim mężczyzną,któremu panna Fairweather złamała serce.ROZDZIAŁ SIÓDMYPrzyjaźń to miłość pozbawiona skrzydeł.(George Gordon Byron)Wkrótce po zerwaniu zaręczyn ze starszym Bronwellem Maresa poskarżyła siękuzynce, że ludzie wzięli ją na języki i że mają ją za idiotkę.Niezawodna jak zwykle Augusta i tym razem miała na podorędziu krzepiące słowaotuchy.- Niech gadają, co chcą.Nawet jeśli jesteś idiotką, to przynajmniej nietuzinkową.Jakiś czas później Fairweatherówna zapragnęła zaprosić do Hampton Hallkrewnych matki i natychmiast zapytała opiekunkę, co powiedziałby na to ojciec.- Ani chybi użyłby mnóstwa przymiotników.- Sądzisz, że miałby coś przeciwko temu?- Owszem.Jestem pewna, że by tego nie pochwalił.- A ty? Też byś się nie zgodziła?- Cóż, wolałabym nie sprzeciwiać się woli wicehrabiego.T L RPo namyśle pani Rightly zmieniła zdanie.- Jako że Lord Strathmore odwiedza nas nader rzadko, doszłam do wniosku, żeugoszczenie twojej ciotki i jej rodziny nikomu nie zaszkodzi.Nie zapominaj jednak, że wEuropie toczy się wojna.Zapewne trudno ci w to uwierzyć, zwłaszcza że mieszkamy wtak malowniczej i spokojnej okolicy, niemniej prawda jest taka, że dopóki Napoleon niezostanie na dobre powstrzymany, podróż z Italii do Anglii może okazać się zbyt niebez-pieczna.Możliwe też, że twój list nie dotrze do celu.Tak czy owak, napisz go, jeślisprawi ci to przyjemność.Masz moje błogosławieństwo.- To chyba nie najlepszy pomysł - odparła Maresa, mimo to wieczorem zasiadła zabiurkiem i sięgnęła po pióro.Po tym jak zwróciła słowo Stephenowi, bardzo długo była nieszczęśliwa, zupełniejakby to jej złamano serce.Nie cierpiała wszakże z powodu rozstania z niedoszłymmężem, lecz z powodu Percy'ego.Wydawało jej się bowiem, że utraciła jego przyjaźń.Na wieki.Ostatecznie i nieodwołalnie.Dwukrotnie posyłała do Danegeld wiadomość z prośbą o spotkanie i dwakroćusłyszała, że panicz Percival jest nieobecny.Ponoć wyjechał z ojcem w interesach.Wydało jej się to nader dziwne i cokolwiek nieprawdopodobne, zwłaszcza że odkąd goznała, ani razu nie udał się nigdzie „w interesach".Z drugiej strony, gdyby nie chciał jejwidzieć, z pewnością nie uciekłby się do łgarstwa.Wykręcanie się kłamstwem nie leżałow jego naturze.Czemu zatem nie odpowiada nawet na jej listy?Nie przeszło jej przez myśl, że mógł istotnie wyprawić się w dalszą podróż ani tymbardziej że być może zamierzał zadbać o swoją przyszłość - przyszłość, w którejzabraknie miejsca dla niej.Rozgoryczona i urażona zarzekała się, że odtąd nie będzie zabiegać o jego wizyty.Za nic w świecie nie da po sobie poznać, jak bardzo zraniła ją jego obojętność.Z głową uniesioną niemal do gwiazd obwieściła samej sobie oraz całemu światu,że Percival Livingston Bronwell nie jest już jej przyjacielem.Sądziła naiwnie, żezachowanie godności nie tylko ją uszlachetni, lecz także pomoże jej pozbyć się poczuciapustki i przygnębienia.T L RTydzień później duma całkowicie wyparowała jej z głowy.Zapomniała odostojeństwie w chwili, gdy zdyszana Lucy odnalazła ją w ogrodzie i oznajmiła zprzejęciem:- Przyjechał pan Bronwell, jaśnie panienko.- Pan Bronwell? - zdumiała się Fairweatherówna.Służąca skłoniła się przesadnie nisko, by ukryć rozbawienie.- Pan Percival Bronwell - uściśliła po chwili.Maresa puściła się pędem ku domowi, niemal tratując przy tym biedną pokojówkę.Przebiegłszy przez korytarz, zatrzymała się gwałtownie przed drzwiami bawialni.Zawstydzona uznała, że nie wypada zanadto się spieszyć.Zaczęła również czynić sobiewyrzuty.Doszła do wniosku, że oceniła go zbyt pochopnie.Jak mogła tak w niegozwątpić? Niespodziewanie w jej sercu zagnieździł się lęk i poczuła, że oblewa się zim-zimnym potem.Czemu zjawił się akurat teraz? Tak nagle? Tak długo nie poświęcał jejnajmniejszej uwagi i raptem.Czyżby chciał jej zakomunikować, że pragnie zerwaćłączące ich więzy przyjaźni?Przestań się nad sobą użalać, skarciła się w duchu.Znasz go od dawna.Wiesz, jakijest.Nigdy nie zniżyłby się do takiej podłości.Uśmiech zastygł jej na ustach w chwili, gdy w pełni opanowana wkroczyła dopokoju.Nie była przygotowana na to, co zobaczyła.Boże mój, Percy - pomyślała nieprzytomnie.- Coś ty najlepszego zrobił?Spojrzała na niego w niemym zachwycie.Nie potrafiła znaleźć słów, któreopisałyby adekwatnie zupełnie nową powierzchowność przyjaciela.Tak czy owakwyglądał iście oszałamiająco.Jego nastrój również zdawał się inny niż zazwyczaj.Sprawiał wrażenie zamyślonego, pełnego powagi czy też pogrążonego w głębokiejzadumie.Po chwili namysłu orzekła, że jedno określenie nie wystarczy, aby oddać wpełni jej odczucia.Wydawał się zupełnie odmieniony, spokojny, powściągliwy i rozważ-ny, jakby każdy jego gest miał być odtąd w pełni przemyślany.W dodatku roztaczałwokół siebie niepokojącą aurę melancholii.T L RNatychmiast przyszedł jej na myśl lord Byron.Nie wiedzieć czemu, poczuła ostre ukłucie w okolicach serca.Przez momentwydawało jej się, że nigdy dotąd nie był jej tak bliski i tak drogi jak teraz.Było to dlaniej kompletnie nieznane doznanie.Nie przypominała sobie, by coś podobnegoprzytrafiło jej się kiedykolwiek wcześniej.Zapewne właśnie z tego powodu postanowiłanad tym nie deliberować i pozwoliła, by owo uczucie minęło i odeszło w niepamięć.Wolała skupić się na obserwowaniu Percivala, który wodził palcem po stojącymnieopodal globusie.Wpatrywała się w niego jak urzeczona z rozchylonymi ustami i ewidentnymzdumieniem.Był niesamowicie przystojny, a ciemnoniebieski frak z białyminaszywkami i złotymi guzikami dodatkowo przydawał mu urody.Pod pachą miałzatknięty trójkątny marynarski kapelusz.Przy swoim imponującym wzroście i smukłej sylwetce zawsze wydawał jej sięgodny zainteresowania.Urzekały ją zwłaszcza jego brązowozłote włosy i zielone oczy.Ale teraz w mundurze prezentował się onieśmielająco.pięknie.Pomyślała, że odtądbędzie musiał stąpać ostrożnie, by nie zdeptać kobiet, które rychło zaczną padać mu dostóp.Po prawdzie sama była tak oszołomiona i zachwycona, że nie zdołała wydusić zsiebie nic ponad rozanielony okrzyk:- Boże drogi i wszyscy święci! A niech mnie!- Mam nadzieję, że to przejaw aprobaty? - Uśmiechnął się i podszedł do niejswobodnym krokiem.- Tęskniłaś za mną?Zajrzała w zielone źrenice i uzmysłowiła sobie, że gapi się na niego, jakby widziałago po raz pierwszy w życiu.Zresztą, poniekąd tak było.Wpatrywała się bowiem nie wswojego dawnego Percy'ego, lecz w porucznika Królewskiej Marynarki Wojennej.- Och, Percy, coś ty najlepszego zrobił? - zawołała porywczo.Wprawdzie jeszcze niedawno obiecywała sobie solennie, że już nigdy się do niegonie odezwie, ale wystarczyło, że pojawił się w zasięgu wzroku i natychmiast zapomniałao niedorzecznych przyrzeczeniach [ Pobierz całość w formacie PDF ]